Kira - odc.11


Aram wszedł do namiotu w momencie,  kiedy Kira pakowała cały swój dobytek.
- Nie zatrzymasz mnie – powiedziała i zaciągnęła sznurek od sakwy.
Mężczyzna nic nie odpowiedział i nawet się nie ruszył.
- Nie zostanę tu ani minuty dłużej.
- Nie panikuj, przecież wszystko zostało załatwione – powiedział spokojnie Aram.
- Nic nie zostało załatwione, to się nigdy nie skończy. Po co ja w ogóle wychodziłam z tego lasu, po co spotkałam ciebie, czemu nie porzuciłam Pietrka. Czemu?!!
- Rozumiem, że jesteś zła….
- Nie jestem zła – krzyknęła i zaszlochała – jestem nieszczęśliwa i rozgoryczona.
Nagle się wzdrygnęła i skrzywiła twarz.
- Dotknął mnie tymi swoimi łapskami, jakby mu było jeszcze mało. Stary impotent.
Ruszyła do wyjścia, ale tam stał jej mąż.
- Przepuść mnie – powiedziała.
- Zostawisz Pietrka?
- Nie wyciągaj tego argumentu, przejadł mi się.
- Mnie zostawisz?
- Znajdziesz lepszą i bez przeszłości.
Spochmurniał i ruszył w jej stronę. Cofnęła się.
- Mam dosyć tej śpiewki.
- Tak jak ja o moich powinnościach – zbliżył się do niej, ona znowu się cofnęła.
- Nie pozwolę ci odejść – warknął.
- Ciekawe jak mnie powstrzymasz – parsknęła i nagle pożałowała tych słów. W jego oczach widziała potężne wzburzenie.
Przyciągnął ją do siebie.
- Aram… - wyszeptała.

Aram leżał koło Kiry i był szczęśliwy jak nigdy dotąd. W końcu czuł się pełnoprawnym mężem. A ona po początkowym oporze, zmiękła i dała się przekonać, że jest przy nim bezpieczna.
Pogłaskał ją po ramieniu, odwróciła się do niego i przytuliła mocno.
- Nie uciekasz już do swojego lasu? – spytał uśmiechając się do niej.
- Chwilowo nie – powiedziała cicho.
Kira nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, Aram naprawdę ją chciał. Tylko przez jej opory pozostawał na uboczu i nie był nachalny. A ona myślała, że on ją oszukuje mówiąc, że ją chce, ale czeka na dogodny moment.
No i przyszedł. Nie było lepszego sposobu na zażegnanie kłótni, niepokoju i strachu, jak ramiona kochanej osoby.
To prawda, kochała go, ale zarzekła się, że pierwsza mu tego nie powie.
Oboje żałowali, że nie mogą poświęcić sobie więcej czasu, niestety obowiązki wzywały.

Kilka dni później siedziała przed namiotem i pisała coś w wielkiej księdze. W ręku trzymała jakąś roślinę.
- Witaj Kiro – podniosła głowę, przed nią stał Kserkses. Rozejrzała się nerwowo w poszukiwaniu żołnierzy mających skrócić jej żywot.
- Spokojnie Kiro – uśmiechnął się – przyszedłem sam i nie mam morderczych zamiarów.
- Proszę usiądź, panie – wskazała mu miękki puf. Zawołała Gulnar, żeby przyniosła wino i kielichy, potem spojrzała na mężczyznę.
- Co cię tu sprowadza wasza wysokość? – spytała.
- To raczej ty jesteś wysokością, w końcu jesteś matką cesarza.
Szukała drwiny w jego głosie, ale nie znalazła.
- Przyszedłem ci oznajmić, że od pierwszego wejrzenia wiedziałem, że to ty. Ale nic nie mówiłem. Zaskoczył mnie tylko generał. Człowiek o tak żelaznych zasadach i sztywności kija w tyłku postanowił wziąć cię za żonę…
- Mówi pan o moim mężu.
- Przepraszam, nie chciałem cię obrazić. Tylko jak sobie pomyślę, że mógłbym to być ja…., ach Kiro, byłem w tobie tak zadurzony… i jestem. Jesteś najbardziej interesującą kobietą, jaką w życiu spotkałem.
- Nie strzęp języka wasza wysokość, nie kupuje tych pochlebstw.
- Ale to prawda – zaśmiał się i spytał nagle zmieniając temat – jak tam moje miecze?
- Raczej moje, wygrałam je od ciebie panie.
- Wiem, wiem, szachy to trudna gra, byłem naiwny myśląc, że tylko żartujesz mówiąc, że ją znasz.
- Czy schlebianie mi i pytania o miecz, to jedyna sprawa z jaką przyszedłeś panie?
- Nie – spoważniał – strzeż się Maruta, nigdy nie bądź sama.
- Czemu mnie panie ostrzegasz?
- Bo cię lubię – wstał, skłonił się i odszedł.
Gdy tylko przyszedł Aram zrelacjonowała mu spotkanie i dziwne ostrzeżenie Kserksesa.
- Może i za nim nie przepadam, z resztą on za mną też, ale mu wierzę. Od jutra będzie ci towarzyszyć czterech żołnierzy. Kira zaśmiała się.
- Aram, ja nie jestem delikatną białogłową.
- Wiem, ale i tak będę cię chronić, jak się da. W końcu ci to obiecałem.
- Mam miecze.
- Schowane.
- Nieprawda, jak wychodzicie, trzymam je w fałdach sukni, nie martw się jestem czujna.
- I tak ci przydzielę żołnierzy.
Spojrzała z czułością na męża.
- Jutro na horyzoncie pojawi się książę Salem, będą potrzebni do walki.
- Postanowione – pocałował ją mocno.
Jeszcze kilka dni temu by się sprzeczała, ale dzisiaj postanowiła się z nim zgodzić.

Rozdział IX
Czoło wojsk księcia Salema pojawiły się na rozległej polanie tuż po świcie. Bębnami wystukującymi rytm zbudzili chyba wszystkich w obozie cesarza. Kira wyszła z namiotu i z zapartym tchem patrzyła na tysiące wojsk wylewające się na łąki. Na przedzie szła piechota, za nimi zbrojni, a na samym końcu woły ciągnęły kilka katapult.  Gołym okiem było widać, że uzurpator ma przewagę militarną.
- Mamy szansę? – spytał Dariusz, patrząc błagalnie na Arama.
- Zawsze jest szansa – powiedział dyplomatycznie Aram.
Kira ujęła dłoń syna i powiedziała.
- Każdy z nas się boi, mnie też przeraża ilość sił wroga, ale pomyśl sobie, że oni widząc nas myślą podobnie. Mało tego, zauważ jak trafnie dobraliście punkt strategiczny. My widzimy wszystko, oni tylko część. Nie wiedzą ilu nas się kryje za pagórkami.
- Niewielu – powiedział zrezygnowany Dariusz.
- Ale oni o tym nie wiedzą – uśmiechnęła się Kira.
Aram milcząc wpatrywał się w tłumy rycerzy po czym powiedział.
- Widzę białą chorągiew i gryfa. Może nie będzie tak źle. Nie wierzę, że idą w bój dobrowolnie. Może uda nam się ich jakoś przekonać do walki po naszej stronie.
- Jakie to formacje wojskowe? – spytał Dariusz.
- Biała chorągiew, ma 300 ciężkozbrojnych, a gryf posiada machiny oblężnicze. Kiedyś z nimi współpracowałem, mam nadzieję, że mnie pamiętają.
Kira spojrzała na męża.
- Coś kombinujesz?
- Oczywiście – uśmiechnął się szeroko – kiedy będą trwały pertraktacje, ja podkradnę się do ich wojsk i spróbuję przeprowadzić mały sabotaż.
- Nie zgadzam się – powiedział Dariusz.
- A ja się zgadzam i popieram generała – powiedziała Kira – mało tego, idź już teraz. A ty synu, nikomu nic nie mów. Po prostu wysłałeś Arama z ważną misją i tyle.
- Mamo! Ja jestem cesarzem!
- A ja matką, a Aram niemal ojcem, słuchaj starszych – po czym weszła z powrotem do namiotu.
- Nie cierpię jej tego tonu – burknął Dariusz.
- Ja też – zaśmiał się Aram – to jaką podejmiesz decyzję.
- Jedź – głos mu się załamał, ale opanował go – tylko wróć, proszę.
Chłopiec miał łzy w oczach. Aram uścisnął go za ramię i powiedział wzruszony.
- Wrócę, obiecuję.

Kiedy wszystkie działania zostały ustalone, dwóch emisariuszów w osobach synów Narzesa w otoczeniu trzech zbrojnych, wyjechało na spotkanie takiej samej grupy z naprzeciwka. W tym samym czasie Aram próbował dostać się do białej chorągwi i gryfa. Za to Kira uważnie zlustrowała miecze, po czym zaczęła je ostrzyć. Nie zgodziła się brać udziału w walce, co mężczyźni z otoczenia cesarza przyjęli z dużą ulgą. I tak jak na kobietę miała za dużo do powiedzenia. Ale wolała chuchać na zimne i być gotowa na wszelka ewentualność.
Bała się, ale o dziwo nie o siebie, a o Dariusza no i o Arama. W życiu nie przypuszczała, że pokocha tych dwóch synów Imperium.
Tuż przed wysłaniem emisariuszów Dariusz pojawił się na chwilę u niej w namiocie z bardzo niezadowolona miną. Rada cesarska ustaliła, że nie będzie brał bezpośredniego udziału w bitwie. Miał stanąć na wzgórzu nieopodal swoich wojsk i stamtąd obserwować walki. Specjalnie wydelegowani konni mięli go co jakiś czas informować, co się dzieje na polu bitwy. Razem z nim miał zostać Marut z pięcioma żołnierzami. Chłopiec spytał się Kiry, czy będzie mu towarzyszyć, ale ona odparła, że ma dobry widok ze swojego namiotu.
Dariusz nie był zadowolony, ale dał się udobruchać, kiedy powiedziała mu, że nie może z nim być, bo wciąż zerka w stronę gdzie poszedł Aram, a to może zdradzić jego położenie.
Nie powiedziała mu natomiast, że po prostu nie ma zamiaru stać obok Maruta, który według Kserksesa czyhał na jej życie.

O godzinie 11 30 obie strony były gotowe na spotkanie. Emisariusze obu stron spotkały się po środku placu boju i rozmawiali około 10 minut. Bitwa miała się odbyć na warunkach taktyki Imperium o godzinie 12 30.
Czas oczekiwania minął bardzo szybko i jako pierwsi stanęli do walki łucznicy.
Kira nie słyszała rozkazów, ale widziała tysiące strzał przecinających się w powietrzu i mających choć trochę osłabić przeciwnika. Na ile był to pokaz siły, a na ile szkodził stronom, nie wiedziała, ale zaraz po nich do walki wysłano piechotę. Do jej uszu doszedł krzyk ludzi i szczęk oręża.
Kobieta wiedziała, że to do dopiero wstęp do walki, prawdziwe starcia odbędą się przy udziale lekko i ciężkozbrojnych jeźdźców.
Siedząc przed swoim namiotem miała doskonały widok na plac boju, dlatego kiedy wojska Dariusza zaczęły być spychane do obrony, aż syknęła ze złości.
Spojrzała w stronę odległego wzgórza, gdzie stał jej syn i poderwała się na równe nogi.
Marut i jego żołdacy otoczyli cesarza. Kira bez zastanowienia chwyciła miecze i popędziła przez opustoszały obóz na ratunek synowi. Bała się, że może nie zdążyć, liczyła jednak na gadulstwo Maruta. Ten typ zanim coś zrobił musiał to dobrze obgadać. Gdy była w połowie drogi Dariusz został zaatakowany przez jednego z żołnierzy, ale szybko wyciągnął miecz i zaczął się bronić.
Kira przeklęła w duchu i popędziła jeszcze szybciej. Kiedy wbiegała na pagórek zobaczyła, że jej syn powalił jednego z przeciwników, a teraz używając stylu rozpaczliwego, oganiał się od pozostałej czwórki. Przez głowę przeszła jej straszna myśl – „Oni nie chcą go zabić, jedynie odwrócić uwagę od Maruta.”
Po chwili jej złe przeczucia miały szansę się spełnić. Marut stanął z tyłu chłopca i wyjął sztylet.  Kira skoczyła i za jednym cięciem odcięła zdrajcy dłoń z nożem i głowę. Obie części poszybowały wysoko, a ciało mężczyzny upadło z głuchym pacnięciem na ziemię. Żołnierze byli zaskoczeni, co pozwoliło Dariuszowi ugodzić jednego z nich w pierś. Trzej pozostali cofnęli się szybko i rzucili miecze, ale to nie miało znaczenia. Kira wpadła między syna a nich i jednego rozpłatała mieczem od psa w górę, a drugiemu rozcięła brzuch tak, że aż flaki mu wyszły na zewnątrz. Trzeciego zdjętego grozą, podcięła i paskiem z własnej sukienki skrępowała mu ręce, mężczyzna nawet nie próbował się opierać. Całe zajście nie trwało dłużej niż minutę.
Kiedy skończyła krępować jeńcowi nogi podniosła się i spojrzała na syna. Chłopiec patrzył na swój zakrwawiony miecz, potem spojrzał na zwłoki, aż w końcu jego wzrok spoczął na niej. Widziała, że jest w szoku. Pierwszy raz zabił ludzi. Musiała działać.
- Nie waż się płakać – warknęła – jesteś cesarzem, nie mamisynkiem.
Dała mu chwilę na wyrównanie oddechu, dopiero wtedy spokojnie powiedziała.
- Pomyśl sobie, że ci zdrajcy nie mieliby litości, zaszlachtowali by cię bez mrugnięcia okiem.
Chłopak miał żałosną minę, a ona miała duże pragnienie żeby go przytulić, ale powstrzymała się, zamiast tego powiedziała.
- Dzisiaj zdałeś test na męstwo, jestem z ciebie dumna.
Widziała, że to były właściwe słowa, bo w końcu wydukał.
- Ale ty jesteś szybka, mamo.
- Nie wystarczająco szybka – mruknęła jakby do siebie i spojrzała na pole bitwy.
A tam obrona odpierała ataki ostatkiem sił. „Może było lepiej zginąć szybka śmiercią od noża Maruta?” – pomyślała.
Nagle, w szeregach wroga doszło do wielkiego poruszenia. 300 ciężkozbrojnych najpierw odłączyło się od reszty i odjechało na kilkaset metrów. Tam przegrupowali się i z całym impetem wbili się w bok armii Salema. To spowodowało chaos.
- Widzisz synku, Aramowi się udało – z radości aż klasnęła w dłonie.
- Popatrz na lewo – krzyknął zaskoczony Dariusz. Dumne katapulty płonęły. Pozostała tylko jedna, z niej ciskano na książęce wojska ogniste kule.
Zwycięstwo było już w zasięgu ręki, jedyna niepokojąca myśl, jaka jej przyszła do głowy, to taka, że gdzieś tam był Aram i bardzo chciała żeby do niej wrócił cały i zdrowy.
- Żałuję, że nie dali mi dyrygować wojskiem – westchnął smutno Dariusz.
- Dlaczego?
- Powinienem być tam razem z nimi.
- Nie, jesteś tam gdzie powinieneś. Jedyny cesarz, nie ma innego. Nie dziw się, że chcą cię chronić.
- A gdybym miał 5 braci? – spytał zadziornie.
- To byś mógł sobie walczyć do woli – powiedziała Kira i uśmiechnęła się do syna.
- Mam nadzieję, że kiedyś będę walczył u boku moich żołnierzy.
- A ja mam nadzieję, że już nigdy nie będziesz musiał.
- Mamo! Jestem mężczyzną.
- Jeszcze nie.
Nie spierał się z nią, bo wiedział, że nie wygra.
Ku nim jechało kilku wybrudzonych krwią i ziemią jeźdźców. Jednym z nich był Aram.
- Co tu się stało? – spytał zaniepokojony.
- Marut zdradził, mama go załatwiła.
Generał spojrzał na Kirę.
- Byłem zły na ciebie, że nie chcesz brać udziału w bitwie, ale teraz się cieszę z twojej decyzji.
Kobieta uśmiechnęła się do niego i spytała.
- A jak walka?
- Salem został otoczony, jeszcze chwila, a będzie po wszystkim.
Książę Salem nie widząc szansy na zwycięstwo i wiedząc, co go czeka, sam nabił się na miecz i skonał. To spowodowało ogromna radość i pewność, że Dariusz będzie jedynym i prawowitym władcą.

Przez całą noc żołnierze świętowali zwycięstwo, ale w namiocie cesarza zapadały decyzje co do losu zbuntowanych możnowładców i ich wojsk.
Kira nie brała w tym udziału. Po skończonej bitwie udała się do swojego namiotu i długo płakała w poduszkę. Przecież obiecała sobie, że nigdy już nikogo nie zabije. Nie pomogła myśl, że to w obronie dziecka. Taką zapłakaną zastał ją Aram. Przyszedł na chwilę żeby się przebrać.
- Co ci jest? – spytał z troską – przecież wygraliśmy i obaj żyjemy.
Rzuciła mu się na szyje i przytuliła mocno.
- Kira, jestem brudny i śmierdzący.
- Nie przeszkadza mi to – mruknęła – tylko mnie trzymaj. Mocno.
Objął ją jak najściślej i czekał aż się uspokoi.
- Już dobrze?
- Tak. I proszę cię zabierz mi broń, jestem niebezpieczna.
Parsknął śmiechem.
- Broniłaś Dariusza, nie mów, że to sobie wyrzucasz.
- Jestem zabójcza.
- Raczej zabójczo piękna – pocałowali się – ale niestety muszę cię na jakiś czas opuścić. A ty się prześpij, ja wrócę dopiero nad ranem.
- Masz rację, tak zrobię.


kolejny odcinek 27 czerwca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka