Dwa rody - odc.13
Obudził się rano w nieswoim łóżku, a do tego słyszał pochrapywanie
osoby przyklejonej do jego pleców. Potrząsnął głową i zaległ na poduszkach.
Miał ogromnego kaca. Próbował sobie przypomnieć jak się tu znalazł i co robił,
ale bezskutecznie. Jedynie co mu majaczyło, to wieczór z Anką, mieli się upić.
Zbadał się pobieżnie. Miał na sobie koszulkę i bokserki. Niby
wszystko w porządku, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Otworzył oczy i
rozejrzał się po pokoju. Tak, był u Anki, więc lekko odetchnął. Na podłodze
walało się pudełko po pizzy, torby po chipsach i butelki po piwie.
Odwrócił się do niej i patrzył jak śpi. Była ładna. Miała lekko
uchylone usta.
Szturchnął ją i szepnął ochrypniętym głosem.
- Narozrabialiśmy?
- A skąd mam wiedzieć? – wychrypiała i odwróciła się na drugi bok.
- Ja jestem w ubraniu.
- Ja też.
- Skąd wiesz, nawet się nie pomacałaś.
- Puknij się, przecież czuję, że mam na sobie piżamę – obudziła
się całkowicie i przeciągnęła.
- Czyli byliśmy grzeczni.
- Raczej tak, chyba że masz na myśli pijaństwo, to już nie - jęknęła – ale mnie głowa boli. Coś ty
wymyślił?
Nie odpowiedział. Usiadł i pomasował twarz.
- Masz coś zimnego do picia?
- Mleko, wodę i piwo – przerwała, po czym dodała – jeżeli nie
wyżłopaliśmy.
Na szczęście wszystko było. Daniel znalazł też polopirynę i
przyszedł z nią do Anki. Ta leżała z zamkniętymi oczami.
- Mam polopirynę i wodę – wyciągnęła rękę.
- Wolałabym piwo.
- Klinowanie to pierwszy krok do alkoholizmu – pouczył.
- Picie z tobą, to alkoholizm – burknęła i przełknęła tabletkę.
- Dziękuję, że dotrzymałaś mi towarzystwa.
- Nie ma za co – po czym otworzyła oczy i spojrzała na kompletnie
już ubranego przyjaciela – wychodzisz? Kiedy cię zobaczę?
- Idę po jakieś śniadanie, potem zjemy razem, a potem zniknę.
- Na ile?
Wzruszył ramionami.
- Nieważne, poczekam – zapewniła Anka – ale powiedz mi chociaż,
jak bardzo jest źle. Bo strasznie się zmieniłeś?
- Nie jest tak źle, ale musiałem się zmienić – usiadł koło niej na
łóżku i wziął za rękę. Postanowił trochę jej powiedzieć, przecież znała jego
rodzinę, bywała u nich w domu, więc może nie powie jej całej prawdy, ale
przynajmniej uspokoi – Oskar nas porzucił i wyjechał do USA, ojciec boi się, że
wpadnie w kłopoty. Przez to, ja wpadłem w jego miejsce i muszę podołać
obowiązkom, a muszę ci powiedzieć, że ojciec jest bardzo wymagający. Poza tym,
przestał mnie chronić i widzę – zawahał się – i biorę udział w rzeczach, które
mnie trochę przerosły. Dlatego musiałem się upić.
- Od lat usiłujesz ukryć przede mną fakt, że twój tata to groźny
człowiek, ale ja i tak to przeczuwałam i rozumiem, że nie jest ci łatwo.
- Naprawdę?
Uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.
- Naprawdę.
- I wiedząc to, nadal chcesz się ze mną kolegować?
- Mam do ciebie słabość – popatrzyła mu w oczy – tylko wróć do
mnie cały i zdrowy – poprosiła.
- Mówisz, jak zakochana panna czekająca na swego bohatera, a potem
był ślub i żyli długo i szczęśliwie – zażartował.
- Mnie pasuje – bąknęła niewyraźnie, ale Daniel był zbyt
skacowany, żeby wychwycić nieznaczną zmianę w jej głosie.
- Zatem jak wrócę, to się z tobą ożenię – zapewnił – a teraz
powiedz, co chcesz na śniadanie?
- Coś zimnego i kwaśnego.
- Ok. – Daniel wyszedł z jej mieszkania, a ona pozwoliła sobie na
małą łzę spływającą jej z oka.
Ewa i Dominik
Pan Robert nakazał im przyjść na jakąś bardzo oficjalną kolację w
jednej z jego restauracji. Krystian miał trzymać Mohara z daleka i nawet nie
zbliżać się do miejsca spotkania. Jemu to pasowało, sztywne biznesowe bankiety,
nie były w jego stylu. Za to Mohar miał mnóstwo przezabawnych pomysłów, które z
chęcią z nim zrealizuje.
Ewa pod okiem matki i siostry ubrała ładną czerwoną sukienkę, buty
na obcasie i nałożyła stonowany makijaż. Dominik miał po nią przyjechać.
Wiedziała, że nie jest to dla niego szczyt szczęścia i przygotowała się na to,
że złośliwie się spóźni, ale podjechał punktualnie o 19 30.
Obserwował ją, jak szła do samochodu i cieszył się, że jest ciemno
i że na razie jest sam. Oszołomiła go. Na co dzień widział ją w zwykłych
spodniach i koszulkach. Czasami bardziej dobrane innym razem mniej. Ale teraz?
Fryzura, makijaż i no… nogi. Wyglądała wspaniale. I to go rozzłościło. Powinna
być paskudna, wtedy łatwiej było by ją nie lubić. Co ta smarkula sobie myślała.
Jaśniała jak słońce i myślała pewnie, że on będzie obojętny?
Opanował się w ostatniej chwili. Wsiadła i powiedziała.
- Cześć.
Burknął coś pod nosem, co wcale jej nie zaskoczyło. Ten facet tak
jej nie znosił, że nawet nie silił się na grzeczność.
- Długo trwają takie kolacje? – spytała.
- Dwie, trzy godziny – burczał – będziesz musiała porozmawiać z
kilkoma osobami. Ojciec jest ciekawy twojej opinii.
- Mojej? A z jakiej racji?
- No też właśnie nie wiem, ale to on rządzi, ja się nie wtrącam.
- A ty? Co będziesz robił?
- Stał najdalej od ciebie jak się da – zakończył zimno.
Westchnęła przeciągle.
- Jesteś okropny.
- Wiem i dobrze mi z tym.
- Wcale nie jest ci dobrze, jesteś wciąż sfrustrowany i przez to
niemiły.
- Dziękuję ci bardzo za opinię – warczał.
- Nie ma za co.
- Skończyłaś? – widziała, jak zaciska szczęki.
- Tak – odparła z godnością, ale potem dodała – skoro tak cię
wkurzam, to po co po mnie przyjechałeś? Przecież mam prawo jazdy, mogłam sama…
Przyspieszył, a Ewa złapała się rączki przy drzwiach, zamilkła i
zbladła.
Dominik zwolnił i uśmiechnął się zadowolony. Zauważyła to, ale nie
komentowała, bo mógł znowu niebezpiecznie przyspieszyć.
Pod restaurację podjechali w zupełnym milczeniu. Ewa wysiadła
pierwsza i nie oglądając się na niego ruszyła do drzwi. Dogonił ją i z
galanterią je otworzył. Parsknęła. Ale kiedy zobaczyła tłum ludzi w eleganckich
strojach zamarła i mężczyzna wpadł na jej plecy.
- Co jest? – warknął –idźże.
- Nie dam rady – wydukała.
- To twoja kolejna fobia?
- Skompromituję twojego ojca, ja jestem prosta jak konstrukcja
cepa, nie odnajdę się wśród tylu poważnych osób.
- Zatem tym bardziej będę na to patrzył z wielką radością i
zadowoleniem – pchnął ją lekko do przodu. Zrobiła kilka kroków i zatrzymała
się, znowu tarasując mu przejście.
- Wolałabym żebyś otoczył mnie silnym ramieniem i dodał otuchy –
mruknęła.
- Zapomnij – parsknął – tego nie mamy w kontrakcie.
- A bycie niemiłym?
- Przestań się wygłupiać – znowu się wściekł i tym razem wziął ją
za rękę i pociągnął za sobą.
I to był jego błąd. Bo chyba wszyscy zauważyli, że trzyma za rękę
obcą i całkiem atrakcyjną dziewczynę. Trochę nadąsaną, ale uroczą.
- Nareszcie któraś cię usidliła – jeden ze znajomych ojca podszedł
do nich.
Najpierw nie wiedział, o co mu chodzi. Potem usłyszał parsknięcie
Ewy, a na koniec uświadomił sobie, że trzyma jej dłoń w swojej. Puścił ją z
wyrazem dużego obrzydzenia na twarzy.
- To nie moja dziewczyna, to pracownica ojca, która nie chciała tu
wejść, więc musiałem jej pomóc. Ale teraz może sobie radzić sama, prawda? –
zwrócił się do niej. Skinęła mu głową uradowana.
Odszedł wściekle mrucząc pod nosem.
- Nie będzie ci go łatwo okiełznać – znajomy Kryńskich puścił jej
oko.
- Nawet nie zamierzam. Pracuję dla niego i nic więcej. Czy mógłby
mi pan pomóc znaleźć pana Roberta? Jestem niska i nie mogę go zauważyć.
- Zaraz cię do niego zaprowadzę – podał jej ramię, a ona z ulgą
się na nim wsparła.
Dominik patrzył na to z pewnego oddalenia i kłócił się ze sobą
wewnętrznie.
Co za dziewczyna, ile jeszcze będzie musiał ją znosić.
Kaśka i Andrzej
- Nie podoba mi się to, że latasz z matką po mieście i cykasz
zdjęcia – powiedział Andrzej do Kaśki.
- Nie jestem chora, tylko w ciąży – przypomniała mu – a poza tym,
miałam już dosyć leżenia odłogiem.
Andrzej zaśmiał się na to stwierdzenie.
- Źle się czułaś.
- Ale już jest dobrze, dzieciaki w przedszkolu, a mi się nudzi.
- Nie musisz tego robić, mamy pieniądze.
Kaśka zrozumiała, że on z jakiejś dziwnej przyczyny czuje się
urażony, że ona chce zarobić na jednym bzdurnym zleceniu.
- Wiem, że mamy, ale robię to dla przyjemności i dla mamy. A że
facet ma mi zapłacić – wzruszyła ramionami – pieniędzy nigdy za wiele.
- Nie podoba mi się to. Poza tym, co to za facet?
- Jakiś znajomy mamy z lat młodości. Sądząc po jej wyrazie twarzy,
musieli kiedyś być ze sobą.
- Ojciec o tym wie?
Kaśka znowu wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ale to już problem mamy, a nie mój.
- Uważaj na siebie – upomniał ją.
- Będę – pocałowała go mocno.
Krystian
Bawił się w najlepsze z Moharem w jednym nocnych klubów. Było dużo
panienek i wszystkie chętnie. Czegóż mógł chcieć więcej od życia. No może
jeszcze wódki, która lała się strumieniami. Mieli dla siebie całą lożę, w
której gościli tancerki z klubu. W pewnym momencie Krystian tak się zatracił,
że nie zwrócił uwagi, że Mohar gdzieś zniknął. A przecież miał go pilnować, jak
oka w głowie. Poderwał się z miejsca i poszedł go szukać. Miał tylko nadzieję,
że Węgier nie wybył w miasto. Zauważył go stojącego bokiem do niego tuż przy
wyjściu. Rozmawiał z kimś. Facet miał około pięćdziesięciu lat, był siwy, miał okulary
i kilka blizn na policzku. Mohar zwracał się do niego po węgiersku, ale tak
jakby był trzeźwiejszy, niż sugerowała ilość wypitego alkoholu.
Krystian nie rozumiał ani słowa, ale i tak postanowił podejść.
Mohar był zaskoczony jego przybyciem, ale bardzo szybko przybrał wyraz twarzy
lekko zawianego człowieka. Krystian zdołał to zarejestrować. Problem w tym, czy
będzie o tym jutro pamiętał. On w odróżnieniu do gościa miał słabszą głowę lub
pił uczciwie.
- Zdziwiłbyś się – huknął Mohar z całą mocą – to mój krajan Dabas.
Przyjechał na kilka dni w interesach.
- Znasz go?
- Nieeee. Teraz na siebie wpadliśmy.
- To może zaprośmy go do naszego stolika? – zaproponował Krystian.
- Lepiej nie, on już wychodził – Dabas albo nie znał rosyjskiego,
którym się porozumiewali Polacy z Moharem albo świetnie udawał.
- Jak chcesz – Krystian wzruszył ramionami – wracamy? Dziewczyny
stygną.
- Jasne – na hasło „panienki”, młodemu Węgrowi oczy rozbłysły.
Zocha i Waldek
Waldek był zdziwiony zachowaniem żony, bo codziennie organizowała
mu romantyczne kolacje. Może dużo jadł, ale po jej wyczynach kulinarnych miał
wrażenie, że zaraz pęknie.
- Kochana moja żono – powiedział do niej po kolejnej sutej
przekąsce. Rozsiadł się w fotelu, a Zocha usiadła naprzeciw niego na kanapie i
od razu wzięła robótkę do ręki. Robiła na drutach małe skarpeteczki dla
przyszłego wnuka.
- Droga żono, czy ty mnie zdradzasz?
Zocha spojrzała na niego i parsknęła śmiechem.
- Skąd ten pomysł?
- Tak mnie karmisz, że aż zaczynam cię o coś podejrzewać.
- Gdybym cię zdradziła, to bym ci w ogóle nie gotowała i dawno
odeszła w siną dal.
- Ale musi być jakiś powód twojego nagłego zainteresowania
kuchnią.
- Jesteś przemęczony, zestresowany…
- Powiedz, to co chcesz powiedzieć. Widzę, że szykujesz grunt.
- Bo ja mam stały kontakt z Igorem – wypaliła nagle, a Waldek
uniósł wysoko brwi ze zdziwienia.
- Tym palantem?
- Tak. Niedługo przyjeżdża.
- Jeżeli chcesz go u nas gościć, to wykluczone. Możesz mu położyć
materac w swojej galerii, ale za próg tego domu nie wejdzie.
- Nie zapraszam go, tylko chcę żebyś wiedział, że jestem z nim w
kontakcie.
- To nie jest dobry pomysł – stwierdził Waldek.
- Ale jak był ostatnio, to ci to aż tak bardzo nie przeszkadzało.
- Bo miał wyjechać i nie wrócić.
Waldek wyraźnie się zdenerwował. Zocha wstała i usiadła mu na
kolanach i pocałowała.
- Nie wiedziałam, że aż tak bardzo go nienawidzisz. Powiedz słowo,
a nigdy się już do niego nie odezwę.
Waldek poruszył się niespokojnie, parsknął, wzniósł oczy do nieba,
aż w końcu powiedział krótko.
- Zastanowię się – objął żonę i przyciągnął mocniej do siebie.
Ewa
Z ulgą przebrała się w piżamę i wskoczyła do łóżka. Co to był za
koszmarny wieczór. Nie była przyzwyczajona do takiej sztywnej etykiety. W
myślach dodała – „Banda sztywniaków z kijem w tyłku.”
Nie była niewychowana, umiała się ubrać i zachować w towarzystwie,
o ile te zachowywało się naturalnie. A podczas tego rautu miała wrażenie, że
trafiła w jakąś pajęczą sieć intryg, gdzie trzeba było zwracać uwagę na każdy
gest i słowo. Pan Robert zapoznał ją z wieloma bardzo ważnymi ludźmi, ale
nigdzie nie mogła dojrzeć jego przyjaciół. Nie było ich. Jej ojciec miał dwóch,
a do tego stryjowie zawsze stali za nim murem. A Kryński był sam jak palec,
wśród nieprzychylnych sobie osób. I co jeszcze ją zdziwiło. Mimo, że było na
sali wiele kobiet, nigdzie nie mogła dostrzec pani Małgorzaty. Jej mama
wszędzie chodziła z tatą. Niby był Dominik, ale on też zachowywał się tak,
jakby był robotem. No i była ona. Zupełnie nie pasująca do reszty. Po pierwsze, żadna kobieta nie miała na sobie kolorowej
sukienki. Królowały szarości, czernie i granaty. A ona wyskoczyła w czerwieni,
przez to była doskonale widoczna. Fryzury były bardzo misternie ułożone, a
makijaże mocne. A ona, spięła włosy w koński ogon i prawie nie miała tapety. No
i ostatnie. Niegdzie nie zauważyła niskiej i grubszej osoby. Była jedyną. Przez
to zwracała na siebie powszechną uwagę i wciąż ktoś ją zaczepiał i zadawał
głupie pytania, typu.
- A co pani tu robi?
Pan Robert tylko na początku jej towarzyszył, a Dominik, w ogóle
omijał ją szerokim łukiem. Także była zdana sama na siebie. Starała się być
ostrożna w tym co mówi, nie chciała narobić szefowi kłopotów. On sam wysłał ją
z zadaniem porozmawiania z pięcioma mężczyznami. Temat miała wymyślić sama. Wiedziała
już, że na drugi dzień ma się stawić w biurze Kryńskiego i zdać relacje ze
swoich obserwacji.
Do domu odwiózł ją Dominik, mimo, że chciała wziąć taksówkę. Na
jej propozycję tylko parsknął i pociągnął za rękę do swojego samochodu.
No tego człowieka, to już w ogóle nie rozumiała. Miał tak skrajne
zagrania, że w żaden sposób nie było można wyczuć jego kolejnych ruchów i
decyzji.
Posłusznie wsiadła do wozu i w zgodnym milczeniu dowiózł ją całą i
zdrową pod bramę. Powiedziała mu cześć i poszła do domu.
Nie widziała, jak uderzał ze złości pięścią w kierownicę i coś do
siebie mówił.
Teraz chciała tylko zasnąć i zapomnieć o okropnym wieczorze.
Justyna
Siedziała w kuchni i dziobała widelcem w obiedzie, jej myśli
wędrowały daleko od rzeczywistości.
„Łatwiej powiedzieć, niż zrobić” – pomyślała żałośnie. Przemyślała
sobie to, co powiedziała jej Ewa i matka i stwierdziła, że skoro dwie tak różne
osoby mówią to samo, to znak, że rzeczywiście z tym Moharem jest coś nie tak.
Ale co z tego, kiedy pojawiał się na horyzoncie, wszystkie trzeźwe
myśli uciekały jej z głowy, a zastępowała je różowa chmurka.
- Witaj piękna – powiedział na przywitanie.
- Cz… cześć – wyjąkała.
Skorzystał z jej skamienienia i mocno uścisnął. Pisnęła i
podskoczyła na stołku.
- Nie tak nerwowo mała – mrugnął do niej – nie musisz się mnie
bać.
- Nie boję się ciebie – wybąkała – tylko mnie nie dotykaj.
- A dlaczego? Czyżbym cię brzydził?
- To nie tak – plątała się – to jest…
Zamilkła. Mężczyzna doskonale wiedział, co się z nią dzieje i
bardzo dobrze się bawił trzymając ją w ciągłym napięciu. Zastanawiał się, czy
nie powinien już podjąć odpowiednich ruchów, ale ostatecznie z tego
zrezygnował. Dziewczyna ewidentnie płoszyła się, musiał ją najpierw trochę
oswoić.
- Podaj mi rękę – powiedział i wyciągnął dłoń.
Popatrzyła nieufnie, ale ostatecznie wyciągnęła swoją. Kiedy ją
chwycił, zadrżała tak mocno, że aż to poczuł.
- Widzisz? – powiedział ciepło – nie gryzę.
Uśmiechnęła się niepewnie i nie wiedziała, co ma dalej zrobić. Z
opresji wybawił ją ojciec, którego głos dotarł do nich zza drzwi. Kiedy już
Robert wszedł do kuchni, oboje siedzieli w sporej odległości od siebie.
Oskar
Spędził z Diną całe dwa dni. Dziewczyna z chęcią pokazywała mu
swoje miasto. Była dobrą przewodniczką i nie nudził się nawet przez minutę.
Przez ten czas narastało w nim pewne postanowienie, a raczej propozycja.
Siedzieli w porze lunchu w jednym z wielu Fast food i konsumowali
hamburgery.
- Mam do ciebie pytanie – odezwał się Oskar, kiedy większość
jedzenia z nikła z jego tacy.
- Tak?
- Nie chciałabyś pojechać ze mną w podróż po Stanach?
Zobaczył, że dziewczyna lekko się zmieszała i sam poczuł się
głupio.
- Przepraszam, wiem że głupio to zabrzmiało. Nie było pytania.
- A czemu mi to proponujesz?
- Naprawdę, nie mam nic złego na myśli. To znaczy jesteś śliczna i
w ogóle. Ale nie mam złych zamiarów, nie jestem gwałcicielem – plątał się, a
Dina miała coraz bardziej zdziwioną minę – tylko mówiłaś, że dobrze znasz
historię, a mnie by się przydał przewodnik, zapłacę – zakończył żałosnym jękiem.
Nagle Dina parsknęła śmiechem. Nie wiedział dlaczego.
- Spokojnie chłopie, nie wiem co w tej Polsce o nas myślą, ale
umiem rozpoznać porządnego faceta. Myślisz, że gdybym poczuła się przy tobie
chociażby trochę zagrożona zaprosiłabym cię do domu?
- No chyba nie…
- Właśnie. Z tym że muszę się zastanowić i dowiedzieć ile
mielibyśmy spędzić czasu na zwiedzaniu. No i musiałabym mieć osobny pokój.
Jestem z konserwatywnej i religijnej rodziny, nie wyobrażam sobie żebym miała
spać w jednym pomieszczeniu z kimś innym niż mąż.
Oskar zgodził się na wszystko i widział, że dziewczyna może i
jeszcze się waha, ale już nabrała rumieńców, na myśl o przygodzie.
- Taka przygoda nie zdarza się co dzień – kusił.
- Muszę to omówić z rodziną – odparła, ale Oskar czuł, że wszyscy się na to zgodzą, zwłaszcza, że
dziewczyna na razie nie pracowała i w sumie nie wiedziała co dalej ze swoim
życiem począć.
W ciemności
Był wściekły, bo jego plan musiał ulec zmianie, a nie chciał
stracić ani ułamka z tego, co przyszykował dla Lipskiego i jego rodzinki.
Niestety będzie musiał pozwolić działać ludziom pod jego nieobecność. Zabroni
im jednak robić im krzywdę, niech na razie ich tylko postraszą. A główny akt po
prostu trochę przesunie. Już widział swój triumf kiedy zobaczy, jak unurzany we
krwi Waldek go pozna i w jego oczach będzie tylko strach i niedowierzanie. Ale
to będzie wtedy, gdy już straci wszystko i nie pozostanie mu nic prócz śmierci.
Mężczyzna siedzący w ciemności zaśmiał się nieprzyjemnie.
- O tak –szepnął – zemsta jest słodka.
Daniel i Kaśka
- Zmieniłeś się braciszku – powiedziała Kaśka do Daniela, kiedy
spotkali się przypadkiem w domu Lipskich.
- W jakim sensie? – uniósł brwi.
- Jesteś poważniejszy, nie uśmiechasz się tak jak dawniej, no i
często bywasz w domu.
Daniel wbrew temu co mówiła siostra, roześmiał się głośno.
- Bywam w domu – dobre.
- Wcześniej zastać cię było bardzo ciężko, wciąż biegałeś za
jakimiś dziewczynami lub balowałeś w klubach.
- I biegałem za dziewczynami – dokończył.
- No właśnie.
- Teraz też rzadko bywam, z tą różnicą, że wracam na noc.
- Ojciec cię gania?
- Gania, ale wiesz… - zwiesił głos – nawet mi się to podoba.
- Czujesz się ważny?
Popatrzył na nią z politowaniem.
- Nie jestem Oskarem. On przez te kilka lat przy ojcu nie poznał
tylu rzeczy co ja. On tylko chciał wskazywać ludziom palcem i czekać a efekty.
- Masz rację – przyznała Kaśka – swoją drogą, Oskar to świnia.
Zostawił nas wszystkich i obrażony zwiedza sobie USA.
- Nie myśl o tym – po czym dodał w zamyśleniu – a może to wszystko
nie było dla niego? Może męczył się z obowiązku i dlatego zachowywał się jak
palant.
- Możliwe...
Robert i Dominik
Ojciec znalazł go w salonie, gdzie Dominik siedział i czytał
gazetę. Było niedzielne popołudnie, Małgorzata z Justyną wyszły z domu, Mohar
niemalże zamieszkał u Krystiana, więc nie było ryzyka, że się na niego natkną.
- Cisza? – spytał ojciec.
- Cisza – Dominik złożył gazetę i usiadł prosto – chciałeś ze mną
rozmawiać.
- Tak – Robert usiadł.
- Ale nie o Ewie – ojciec spojrzał na niego dziwnie i pokręcił
wolno głową.
- Aż tak jej nie znosisz?
- Bardziej – odpowiedział szybko, Robert uznał, że za szybko, ale
nie drążył tematu, nie po to się z nim spotkał.
- Chciałbym porównać twoje spostrzeżenia z moimi odnośnie Mohara –
powiedział poważnie.
- I Justyny? – dodał Dominik.
- Jak to Justyny. Nie mów, że on i moja córka…! – Robert widocznie
się zdenerwował -Ona z tym alkoholowym ćpunem?!
- Tato, uspokój się. Nic między nimi nie ma, a poza tym Justyna to
chodzący rozsądek.
- No to, po co mi mówisz o Justynie!
- Bo Mohar smali do niej cholewki albo nie. Nie wiem, to wariat –
zakończył Dominik.
- A co Justyna na to?!
Dominik był zdziwiony zachowaniem ojca. Uniesiony głos był u niego
w rozmowach rzadkością, a do tego ujawniał emocje. Dominik nie wątpił, że
ojciec w jakiś sposób darzy ich uczuciem, ale nigdy nie widział go tak
wzburzonego, do tego w sprawach tak mało istotnych jak, Justyna. Nie po to w
końcu mieli się spotkać.
- Nie wiem, nie rozmawiam z nią.
- W ogóle?
Dominik wzruszył ramionami i usiłował sobie przypomnieć kiedy
ostatni raz zamienił z nią więcej niż dwa zdania. Justyna była dla niego tak
bezbarwna, że gdyby nie spotkania rodzinne, w ogóle by jej nie zauważał, no ale
ojciec, to ojciec. Chyba się martwił.
- W ogóle, to tak. Ale nie zwierzamy się sobie.
- Rozumiem.
- Możemy przejść do rzeczy?
- Tak. Oczywiście – Robert był jeszcze przez chwilę zamyślony.
Postanowił nasłać na Justynę żonę. Mohar i ona? Po jego trupie!
Dominik czekał cierpliwie. W końcu ojciec się ocknął i powiedział:
- Siedzi tu już niemalże cały wrzesień i nic nie robi tylko
baluje. Nie wiem, czy widziałem go choć raz w pełni trzeźwego. Ojciec wysłał go
do nas żeby przyjrzał się naszym interesom i w praktyce zobaczył, czy nasza
umowa z nimi jest realizowana. Mało tego. Jego ojciec ani razu do mnie nie
zadzwonił. Pewnie kontaktuje się z nim, ale dlaczego nie ze mną. Rozumiałem
zabawę przez pierwsze dwa tygodnie. Młodziak wyrwał się spod skrzydeł ojca,
chce zwiedzić, posmakować nowych miejsc. Ale temu nie ma końca. Miejsca, które
odwiedza razem z Krystianem nie mają nic wspólnego z naszą współpracą. Mało
tego. Mohar ani razu nie zadał mi żadnego pytania, nie poprosił o bycie obecnym
przy jakichkolwiek rozmowach. A na
koniec, powiem ci jeszcze, że próbowałem z dziesięć razy skontaktować się z
jego ojcem i nic. Co o tym sądzisz?
Dominik zastanowił się przez chwilę i odpowiedział.
- Mam podobne odczucia i najchętniej wsadził bym jego chudą dupę w
samolot i niech wraca skąd przybył. Przez niego nie mogę liczyć na Krystiana.
Zawala terminy, nie stawia się na wezwanie i też nie trzeźwieje, a co za tym
idzie robi się coraz bardziej agresywny. Może być afera.
Robert zaklął głośno. Krystian nie powinien pić. Na razie wszystko
było piękne, ale kiedy ktoś na niego krzywo spojrzy? Byle tylko w jego klubie,
nie w obcych.
- Musimy ich rozdzielić.
- Ja z Moharem pić nie będę, ani balować. Nie mam czasu, a poza
tym, jak sam widzisz, to jest niekończąca się opowieść.
- Nie chcę żebyś zajął miejsce brata. Podsunę mu naszych ludzi.
- Myślisz, że będzie chciał z nimi pić?
- Myślę, że jemu rodzaj towarzystwa jest obojętny.
- A może go wyprosić z kraju?
- Nie, źle by to wyglądało. Dopóki nie porozmawiam z jego ojcem
nic nie możemy zrobić, oprócz tego że zabierzemy mu Krystiana.
- Pytanie tylko, gdzie wtedy Mohar zamieszka? Przecież mieliśmy go
traktować po królewsku.
- Będzie miał pokój w hotelu. W domu nie chcę go już więcej
widzieć.
- Nie uważasz, że to będzie niegrzeczne wobec gościa?
Robert zahamował gniew. Po prostu nie chciał, żeby gnojek
skrzywdził Justynę.
- Masz rację. Postawię mu ultimatum. Trzeźwy w domu, pijany w
hotelu.
- A ja zacznę mu zadawać pytania dotyczące jego wizyty –
zaproponował Dominik – zobaczymy, jak na to zareaguje.
- Krystiana też trzeba o
kilka rzeczy spytać. W końcu przebywa z nim dzień w dzień.
Waldek i Andrzej
Andrzej udał się na kolejną konspiracyjną schadzkę z teściem, w
zaciszu jego gabinetu. Ponownie usiedli w fotelach naprzeciw siebie i sączyli
drinki.
- Zlokalizowałeś go? – zapytał Waldek.
- Tak tato. Jest w Ohio.
- A skontaktowałeś się z Ronem?
- Już kogoś za nim posłał. Zapłaciłem bez targowania się, tak jak
prosiłeś.
- Dobrze, dobrze – mruknął Waldek, a potem głośno spytał – Oskar
pytał się co w domu?
- Niestety nie. Ale zanim się tato zasmucisz, to powiem ci, że nie
chciał za bardzo ze mną gadać. Tylko uprzejmości i łaskawe przyznanie się do
miejsca pobytu.
- Może byłem dla niego zbyt surowy? – Andrzej nie wiedział, czy
pytanie jest skierowane do niego, czy Waldek mówił sam do siebie – nie, nie
byłem. Życie to nie bajka, mnie mój ojciec też nie rozpieszczał. Mało tego,
lanie było na porządku dziennym.
- Żałujesz, że go nie biłeś w dzieciństwie?
- A mało razy oberwał. Oskar był bardzo ciekawskim dzieciakiem i
wciąż wpadał w jakieś tarapaty. Był też wesoły, a potem gdy skończył jakieś
15-16 lat zmienił się w tego sztywniaka. Nie wiem czemu.
Waldek machnął ręką.
- Mniejsza z tym. Ważne jest to, co teraz się dzieje, a nie
przeszłość. A teraz trzeba go pilnować, bo jak nic wpadnie w jakąś kabałę.
Małgorzata i Ewa
Małgorzata zauważyła, że Robert przywiózł do rezydencji Ewę.
Zaczaiła się więc na nią i kiedy ta miała małą przerwę w pracy zagadnęła ją
niewinnie:
- Dużo masz pracy?
- Trochę – przyznała Ewa i popatrzyła na kobietę nieufnie. Jak do
tej pory matka Justyny ograniczała się do grzecznościowych formułek, bez
zadawania żadnych pytań. A miły ton kazał jej być jeszcze bardziej ostrożną w
rozmowie z osobą, która uważała, że bycie sztywnym jest właściwe.
- Chciałabym z tobą chwilę porozmawiać. Możemy?
- Pan Robert dał mi pół godziny.
- Wystarczy, zapraszam na kawę.
Usiadły w kuchni przy stole i przez chwilę milczały. Małgorzata
zrozumiała, że to ona musi się pierwsza odezwać.
- Chciałabym cię o coś prosić.
- Tak?
- Chodzi o Justynę – kobieta nachyliła się do dziewczyny i powiedziała
cicho – martwię się o nią.
- Czemu? Przecież nic się nie dzieje?
- Zakochała się.
Ewa uniosła brwi, zdziwiona, że robi się z tego taką konspirację.
- No może. I co w związku z tym?
- Nie podoba mi się to.
Dziewczyna nie wierzyła własnym uszom. Pani Małgorzata zachowywała
się jak matka nastolatki, która boi się, że jej córka zrobi coś głupiego.
- Niewiele może pani zrobić…
Kobieta przerwała jej.
- Wiem. Ale martwię się, bo on chyba nie jest zbyt porządny.
- Nie powiedziała pani, kim on jest?
- Nie. Ale ja też nie pytałam.
Ewa zastanawiała się ile może powiedzieć, żeby nie zdradzić
przyjaciółki.
- Powiedzmy, że zgadzam się z panią, co do jego braku moralnego
kręgosłupa.
- I co my z tym zrobimy?! – zapytała lekko zdenerwowana
Małgorzata.
- My? – zdziwiła się Ewa.
- No ty i ja. Tak żeby się nie dowiedziała i żeby jej jakoś pomóc
z tego wybrnąć.
Ewa przymknęła oczy nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. W końcu
popatrzyła na kobietę.
- Pani córka jest starsza ode mnie, jest dorosła. Nie może jej
pani wciąż chronić.
- Może masz rację, ale skoro to zły typ, to może powinnam z nią
poroz…
- Nie – przerwała Ewa – ja z nią już rozmawiałam. Nie jest tak
zakochana żeby niczego nie widzieć. Jeżeli da się poderwać, zrobi to świadomie
– przerwała na chwilę - a może ma dosyć
bycia mimozą, może chce zaryzykować.
- A jak jej się coś stanie?
- Najwyżej nieplanowana ciąża.
- Jak możesz do tego tak lekko podchodzić?
- Nie podchodzę lekko, a racjonalnie. Ale proszę się tak nad nią
nie trząść, zna swoją wartość i łatwo się nie odda.
Małgorzata patrzyła na Ewę z lekkim obrzydzeniem.
- Nie rozumiem, jak Justyna może się z tobą kolegować. Jesteś
taka, taka…
- Ordynarna? – podpowiedziała Ewa.
- Nie, tak. Nie, no może trochę – plątała się Małgorzata.
- Ja bym raczej powiedziała bezpośrednia. Nie mogłabym być wciąż
tak sztuczna jak pani. Nie wierzę, że nie chce sobie pani czasami porządnie
krzyknąć albo nazwać rzeczy po imieniu. Ta wszędobylska poprawność, wyjdzie
państwu bokiem. Krystian już się wyłamał. Czy wie pani co on robi, jak nie musi
udawać w rodzinnym domu grzecznego chłopczyka?
Małgorzata z oburzenia nie była w stanie wydusić słowa. Tylko
zamykała i otwierała usta.
- Tak się dzieje, jak człowiek za rzadko słyszy prawdę –
powiedziała Ewa i wyszła.
Małgorzata naprawdę chciała dać jej szansę, ale po tej rozmowie
wiedziała już, że nie będzie w stanie polubić tej dziewczyny. Co za bezczelna
osoba. Jakim prawem mówi jej, jak należy się zachowywać. Smarkula!
Komentarze
Prześlij komentarz