Dwa rody - odc.23

Oskar i Waldek
 Ojciec zadzwonił do Oskara żeby się spytać, czy w wszystko jest w porządku i jaką podjął decyzję w związku z dziewczyną.
- Na razie nikt nas nie śledzi – oznajmił Oskar – przynajmniej nikogo takiego nie zauważyłem.
- Nas? – zdziwił się ojciec – czyli nie wsadziłeś dziewczyny w samolot?
- Nie tato, uznałem, że lepiej będzie, jak zostanie przy mnie. Dzięki temu mam na nią oko – Oskar nie zauważył, że Dina stoi mu za plecami i słucha. Kiedy usłyszała, jaki mężczyzna ma prawdziwy powód trzymania jej przy sobie wkurzyła się i cicho wyszła. Oskar nieświadomy kontynuował – poza tym tato mam zamiar się z nią ożenić. Podoba mi się.
- Nie znacie się zbyt długo – przypomniał Waldek.
Syn roześmiał się.
- Z tego co nam z mamą opowiadałeś, wy nie znaliście się nawet tygodnia, a już staliście na ślubnym kobiercu.
- To były inne czasy… - oponował słabo ojciec.
- Nie aż tak odległe. Tato przecież nie żenię się jutro, chciałbym żebyście i wy byli świadkami mojego szczęścia.
- Zrobisz jak zechcesz – zakończył dyskusję ojciec – uważaj na siebie.
Rozłączyli się.
- Dina idziemy na obiad?! – krzyknął w stronę łazienki, bo wydawało mu się, że tam się dziewczyna udała.
Ale nie odpowiedziała. Zajrzał tam i nikogo nie zastał.
- Gdzie ona mogła pójść?
Wyjrzał przez okno i zobaczył, jak biegnie ulicą w stronę postoju taksówek.
- Co jest? – spytał samego siebie i wybiegł z pokoju.

Małgorzata
Uzgodnili z Robertem, że to ona się wszystkim zajmie, a potem, jak wybierze kilka ofert, to pojadą razem je obejrzeć. Na razie nie wiedziała czego właściwie szuka i czego by chciała. Poprawka, czego oni wszyscy by chcieli. Wiedziała jedno, nowe gniazdo nie mogło w niczym przypominać starego. Nie wiedziała też, czy Dominik będzie chciał z nimi dalej mieszkać. Jako następca ojca czuł, że ten dom prędzej, czy później stanie się jego własnością. Czy może teraz wykorzysta okazję i zmieni zdanie? W sumie był dorosłym facetem, ale z drugiej strony Robert miał go zawsze pod ręką. I ona też.
Zadzwoniła do znanego biura nieruchomości i zleciła im poszukiwania. Sama też przejrzała kilka ofert w Internecie. „Nowy dom, nowe życie” – pomyślała.

Robert i Dominik
Wieczorem ojciec wezwał go do gabinetu żeby porozmawiać o kupnie nowego domu i spytać się go, czy wprowadzi się do niego z nimi, czy też jak Krystian poszuka własnego lokum. Ale kiedy zobaczył minę syna, jedną rękę zabandażowaną, a drugą siną, podrapał się po brodzie i rzucił w ciemno.
- Myślę, że powinieneś szybko się z Ewą ożenić, inaczej albo ją skrzywdzisz albo połamiesz sobie ręce.
Dominik był zaskoczony.
- Skąd wiesz, że to o Ewę chodzi? – spytał lekko zachrypniętym głosem.
- Bo byłem podobny do ciebie. Żeby nie zrobić krzywdy twojej matce waliłem pięściami gdzie popadnie. Masz to po mnie.
- Ale skąd wiesz, że to o Ewę chodzi?
- A o kogo? – Robert uśmiechnął się lekko.
Dominik zawstydził się.
- Masz rację tato, to przez nią. Tak ją dzisiaj przestraszyłem, że aż się popłakała.
- Skrzywdziłeś ją? – zapytał ostro ojciec.
- Nie, nie mógłbym. Prędzej sobie coś złamię. Tylko ja nie wiedziałem, że ona jest taka delikatna. Myślałem, że ma twardy tyłek. Przecież po tym, co ostatnio przeszła otrząsnęła się z dnia na dzień.
- Jesteś tego pewny? – ojciec uniósł brew, a Dominik pokręcił głową – bo moim zdaniem popłakała się też dlatego, że nie uporała się z ostatnimi wydarzeniami i nie miała siły stawić ci czoła. Czyż nie mam racji?
- Skąd ty tato, to wiesz? Przecież nie było cię przy tym? Ewa czy Klama wypaplali?
- Nikt mi nic nie mówił, ale już ci powiedziałem, jesteś podobny do mnie. Na pewno stałeś nad nią i osaczałeś ją, prawda?
Dominik popatrzył na ojca i spytał:
- Dlaczego w ogóle ze mną o tym rozmawiasz? Czemu mi radzisz? Dlaczego cię to interesuje? Przecież dawno powiedziałeś, że mam sobie radzić sam?
Tym razem to Robert się zawstydził, ale odpowiedział na pytania syna.
- Ponieważ po wydarzeniach z Justyną stwierdziliśmy z matką, że powinniśmy z wami więcej rozmawiać.
Dominik już miał na końcu języka pytanie, czy to aby nie za późno, ale się powstrzymał. Ojciec się starał i powinien to uszanować.
- Tak osaczałem ją – przyznał po dłuższej chwili milczenia i walki wewnętrznej z samym sobą.
- Wiem, że nie dasz rady się przed tym powstrzymać, będziesz tak robił dopóki jej nie zdobędziesz. Jak już będziesz ją miał, to się uspokoisz, ale tylko wtedy jeżeli ona będzie się przy tobie czuła bezpiecznie. W innym wypadku ucieknie ci, a ty się wściekniesz i narobisz głupot. Także proponuję ci ślub i dobrze się składa, że o tym mowa – Robert przeszedł płynnie do innego tematu – bo nie wiemy z mamą, czy będziecie chcieli z nami mieszkać, czy też kupicie sobie własny dom.
- Wydaje mi się, że nie rozumiem o czym tato mówisz.
- Przecież wiesz, że ze względu na Justynę kupujemy nowy dom. Będziecie mieszkać z nami, czy nie?
- Nie wiem – Dominik miał niepewną minę – raczej nie sądzę żeby po dzisiejszych wydarzeniach Ewa przyjęła moje oświadczyny. Raczej zwieje gdzie pieprz rośnie.
Robert roześmiał się, co było u niego niespotykane.
- A więc na razie będziesz mieszkał z nami. Świetnie idę o tym powiedzieć mamie.
- Tylko nie mów jej o moich siniakach.
- Nie powiem – obiecał ojciec.
                     
Krystian i Justyna
Leżeli przy basenie, rozkoszowali się popołudniowym słońcem i egzotycznymi drinkami. Justyna przyglądała się bratu, w końcu nie wytrzymała i zapytała.
- Co ty tak ciągle grzebiesz w tym telefonie?
Krystian przez chwilę miał minę, jak chłopiec przyłapany na jakimś psikusie, ale szybko się opanował.
- A nic. Sprawdzam wiadomości.
- Co 5 minut?
- Nie przesadzaj, nie robię tego tak często.
- Skoro tak uważasz – wzruszyła ramionami i zamknęła oczy.
Ale po chwili uchyliła je i zaczęła liczyć.
Po godzinie powiedziała do niego.
- 25 razy zaglądałeś do telefonu.
- Nie żartuj – żachnął się.
- Liczyłam – uśmiechnęła się triumfująco.
Machnął ręką i rzucił komórkę na stolik przy leżaku.
- Mam kilka spraw w Polsce, czekam na wiadomości.
- Tak? A jakie?
- Nie twój interes – burknął.
- Rozumiem, że to coś poważnego i na pewno niezgodnego z wolą ojca.
- Co? – aż usiadł – skąd ci coś takiego przyszło do głowy?
- Bo jakie możesz mieć inne sprawy niż praca dla niego? A skoro się denerwujesz, znaczy, że ojcu się to nie będzie podobało.
Krystian westchnął.
- Masz rację nie będzie, ale mnie też się to nie podoba – ale nic jej nie powiedział o ciąży Kariny. Wstał z leżaka i spytał.
- Piwo czy kolejny drink?
- Drink – odparła i odpuściła dalsze pytania. Jak będzie chciał, to sam jej powie o co chodzi.

Oskar
Wybiegł za Diną, ale zanim dotarł do postoju taksówek, ona już odjechała.
Wyjął telefon i próbował się do niej dodzwonić, bez skutku.
- Co się mogło stać? – pytał sam siebie. Zmarszczył brwi i pomyślał czy powiedział coś nieodpowiedniego podczas rozmowy z ojcem. Niczego takiego nie znalazł. A może jego wzmianka o małżeństwie tak ją przestraszyła?
Jeszcze raz wystukał numer, ale na próżno. Zrezygnowany wrócił do hotelu.
Spróbuje jeszcze raz wieczorem, może dziewczyna ochłonie i odbierze.

Waldek i Daniel
Kiedy Waldek  przyszedł do biura pani Krysia wręczyła mu plik papierów, na które on spojrzał poirytowany.
- Naprawdę muszę to wszystko przejrzeć?
- Szefie, rachunki otwieram i opłacam, ale prywatnej korespondencji zgodnie z zasadą nie ruszam – przypomniała, jak za każdym razem kiedy Waldek rzucał to pytanie.
Mężczyzna westchnął i wszedł do gabinetu, listy rzucił na blat biurka, a sam zastygł na kilka chwil w fotelu.
W tych czasach może dziwić korespondencja papierowa, ale w ich światku ten sposób komunikowania się często był pewniejszy niż korzystanie z wiecznie podsłuchiwanej elektroniki. No i nic nie przechodziło przez pocztę. Mieli zatrudnionych posłańców, którzy zbierali informację nie tylko w mieście, ale i kraju. Jeżeli wpadli robili wszystko żeby zniszczyć papiery.
Oczywiście bossowie korzystali z Internetu i telefonów, ale pewne sprawy wymagały maksymalnej dyskrecji.
Waldek sięgnął po listy i po kolei zaczął je otwierać i przeglądać. Po chwili przestał i powiedział do pani Krysi.
- Ściągnij mi Daniela. Z tego co wiem dzisiaj tylko się wałęsa po mieście.
- Tak jest, szefie – odparła sekretarka.
Po piętnastu minutach zjawił się Daniel.
- Jestem – oznajmił i usiadł w fotelu naprzeciw biurka ojca.
- Zamknij drzwi – polecił Waldek.
Chłopak spełnił polecenie i znowu się rozsiadł w fotelu.
- Postanowiłem – zaczął Waldek uroczystym tonem – wtajemniczyć cię w kolejne moje przedsięwzięcia. Magazyny, nielegalne walki, mały przemyt, to tylko hobby. Czas żebyś poznał poważniejsze gałęzie mojej działalności.
Chłopak zrobił niepewną minę.
- Nie wiem czy chcę.
- Chcesz – powiedział ojciec, ale bez nacisku w głosie – przecież widzę, jak cię to wszystko wciąga. Nie będę tracił czasu.
- A Oskar też miał taką propozycje?
- Tak, ale jemu wystarczyła wiedza, a ty Danielu na pewno zechcesz działać.
- Dlaczego tak uważasz? Przecież jeszcze kilka tygodni temu uważałeś, że nic ze mnie nie będzie.
- Ale ostatnio udowodniłeś, że się myliłem – westchnął – z resztą zostawmy to. Chcesz wejść głębiej? Być moją prawą ręką i to tak naprawdę?
- Majster mówi, że jeszcze wiele mi brakuje.
- Tobie tak mówi, bo chce z ciebie wycisnąć więcej niż tobie się wydaje. Za to mnie powiedział, że się nadajesz. A on wie co mówi.
Chłopak zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział.
- Wchodzę w to.
- Zatem posłuchaj – Waldek zaczął szczegółowo opowiadać mu o podziałach, sojuszach i wrogach jakich mieli. Wyjaśniać, jak to wszystko funkcjonuje i o listach, które przychodzą do biura. Przy okazji powiedział, że to jeszcze nie szczyt działalności, a zaledwie środek, ale dalej to będzie sobie musiał kiedyś sam utorować drogę. Waldek już tam był, ale miejsce wśród najważniejszych nie należało do dziedziczenia. Daniel wysłuchał wszystkiego, co miał mu do powiedzenia ojciec i przystał na współpracę.
Po raz pierwszy razem usiedli do pracy. Waldek był zachwycony, bo syn na nic nie kręcił nosem, a nawet jeżeli coś mu się nie podobało, to prosił o wyjaśnienie a nie walczył o swoje racje. Waldek pomyślał – „Może i dobrze, że Oskar zrezygnował i uciekł. Inaczej w życiu nie poznałbym Daniela bliżej.”

Andrzej
Przez ostatnie wydarzenia, które dotknęły jego i rodzinę stał się uważny i ostrożny jeżeli chodzi i obserwacje otoczenia. Dlatego od razu zauważył starszego mężczyznę, który od jakiegoś czasu podążał jego śladem. Sprawdził to robiąc kilka kółek wokół swojego biura. Facet mimo, że wydawał się po sześćdziesiątce podążał za nim szybkim i sprężystym krokiem. Najprawdopodobniej miał o wiele mniej lat, tylko tak się ucharakteryzował. Andrzej wyciągnął telefon i zadzwonił do swojej sekretarki, pani Danusi.
- Dzień dobry panie mecenasie – powiedziała wesoło – a czemu to pan robi koła wokół budynku.
- Widzę, że przed tobą nic się nie ukryje – odparł równie wesołym tonem, ale po chwili spoważniał – skoro wszystko widzisz, zrób kilka zdjęć temu starszemu facetowi, który za mną chodzi.
- Temu z brodą i w okularach bez oprawki?
- Dokładnie – i się rozłączył.
Pani Danusia była młodszą siostrą pani Krysi i tak, jak ona od lat pracowała dla Lipskich. A praca dla tej rodziny wymagała bystrości, inteligencji i dyskrecji oraz wykonywania rozkazów bez zbędnych pytań. Obie panie miały po czterdziestce, z tym że Krysia wyglądała, jak zasuszony worek i paliła dwie paczki papierosów dziennie, za to Danusia była jej przeciwieństwem, była wypchana jak worek i to po brzegi i z każdej strony.
Andrzej wszedł do biura i powiedział.
- Proszę, wrzuć je od razu na pulpit, chcę sprawdzić czy miałem rację.
- Już to zrobiłam proszę pana.
- Zuch dziewczynka – uśmiechnął się dziesięć lat młodszy Andrzej.
Pani Danusia pogroziła mu palcem, ale wzrok miała pogodny.
Mężczyzna przyjrzał się zdjęciom, zrobił powiększenia i ponownie zapytał.
- I co myślisz?
- Myślę, że on ma sztuczną brodę.
- No właśnie. Chociaż trzeba przyznać, że całkiem dobrze przyczepioną.
- I perukę.
- A tego, to nie zauważyłem.
- Na bank peruka, naturalne włosy tak się nie układają, widzi pan? – pokazała na środek głowy – wybrzusza się, kiepsko ją nałożył.
- Masz rację – przyznał Andrzej, po czym dodał ze złością w głosie – co to, za szajka, która tylko łazi za nami i od czasu do czasu przywali nam w zderzak? Myślą, że jeszcze bardziej nas zdenerwują? Raczej jesteśmy coraz bardziej wściekli.
- Pan Waldek nie każe wam strzelać?
- Możemy strzelać, ale chodzi o to, że to płotki nic nieznaczące dla szefa lub szefów. A tamtych nie widać. Zabijemy jednych on najmie drugich. A kiedy za długo przetrzymujemy złapanych, on przestaje się nimi interesować. A jak wpadamy na trop, to likwiduje tych, których namierzyliśmy.
- Likwiduje?
- Tak, nacięliśmy się na kilka grobów w lesie. I w nich leżeli ci, których śledziliśmy, ale nie złapaliśmy. Można powiedzieć, że ci, którzy byli u nas w niewoli dostali tylko po pysku, mieli złamane kilka żeber, ale uratowali skórę.
- To jakiś psychol – oznajmiła pani Danusia.
- Właśnie. Nie ma znaczenia ilu ludzi zabije, chce czegoś od nas, ale bawi go gra w kotka i myszkę. A my nie chcemy żeby ludzie ginęli, ale nie z altruizmu, ale sama wiesz…, jak jest za dużo trupów, to gliny zaczną węszyć. Po co nam to?
- Ma pan racje, ale proszę się teraz uspokoić, bo dzisiaj dzień uczciwych obywateli, nie może pan ich straszyć.
- Masz rację, zaraz się doprowadzę do porządku.

Kaśka i Zocha
Kasia odwiedziła matkę, która co prawda była zajęta weną i tworzeniem wiekopomnego dzieła na płótnie, ale znalazła czas na rozmowę z córką.
Kaśka przyniosła do pracowni kawę i ciastka, po czym usiadła na pierwszym lepszym zydlu i powiedziała do matki.
- Będziemy mieli dwa śluby mamo.
- Przyszły jakieś zaproszenia? – zdziwiła się Zocha – nie zauważyłam. Ale wiesz, jak pracuję, to przyziemne sprawy takie, jak odebranie poczty w ogóle mnie nie interesuje. Gdzie to wesele? I kto się żeni?
- Mamo, nie dałaś mi dokończyć – fuknęła Kaśka – chciałam powiedzieć, że będziemy mieć ślub Daniela z Anką i Ewy z Dominikiem.
Zocha aż upuściła pędzel.
- Co?! Kiedy? I dlaczego nic o tym nie wiem?!
- Uspokój się. Nikt nie wie, nawet oni, ale wydaje mi się, że już niedługo.
Zocha spojrzała na córkę z wyrzutem.
- Czemu mnie tak denerwujesz? Przecież oni nawet nie są parami.
- Ale będą.
- Tak oczywiście – mruknęła Zocha – o ile jeszcze widzę Daniela z Anką, w końcu wciąż się koło siebie kręcą, to Ewa i Dominik? – spojrzała na córkę i dodała – szaleństwo twojej wyobraźni.
- Daniel powiedział mi, że się Ance oświadczył, a ona się zgodziła – matka popatrzyła na nią, po czym wybuchła gromkim śmiechem.
- To cudownie! – wykrzyknęła – to cudownie. W końcu oboje zmądrzeli. Muszę powiedzieć Waldkowi.
- Nieeeee – zaooponowała Kaśka – na razie to tajemnica.
- Ładna tajemnica, skoro mi o tym mówisz.
- Nie mogłam wytrzymać – przyznała się córka – ale proszę cię, nikomu więcej nie mów. Zwłaszcza nie rób głupich min przy Ance, bo nam ucieknie. Wiesz, jaka ona jest niezależna i jak pilnuje się, żeby czasem nie pokazać żadnej swojej słabości.
- Dobrze, dobrze, nic nie powiem – Zocha promieniała szczęściem syna – ale się cieszę. Mam nadzieję, że kupił jej odpowiedni pierścionek, bo jak nie, to będzie miał ze mną do czynienia.
- Mamo! To tajemnica.
- No tak, no tak.
Przez chwilę siedziały w ciszy, w końcu Zocha się zniecierpliwiła i powiedziała.
- No mów.
- Co mam mówić? – zdziwiła się Kaśka.
- No o Ewie i Dominiku. Ja tego nie widzę, ale skoro ty coś wiesz, to mów.
- Na razie się docierają.
- Tak? A w jaki sposób?
- Ewa doprowadza go do szewskiej pasji.
- Aaaa, to takie buty – mruknęła Zocha – a co ona z tego ma?
- Na pewno mnóstwo niezapomnianych doznań emocjonalnych.
- Ona jest taka wrażliwa, żeby tylko jej za bardzo nie zranił – zaniepokoiła się Zocha.
- Myślę, że świetnie sobie daje radę. A ta wrażliwość, to jest jak lep na tego osiłka.
- Oby…

Ewa i Dominik
Po wydarzeniach z przed kilku dni Ewa zamilkła, co Dominika frustrowało jeszcze bardziej niż jej rozgadanie. Nie to żeby się nie odzywała, ale było tego o wiele mniej niż za zwyczaj i dotyczyło spraw codziennych.
Nie wykłócała się, nie dyskutowała, nie żartowała, a Dominik myślał, że wyjdzie z siebie i zacznie nią potrząsać.
Dziewczyna w wersji potulnej, w ogóle mu nie odpowiadała.
Wiedział, że to przez niego, ale nie wiedział, co ma powiedzieć, co zrobić, żeby wszystko wróciło do normy. Tymczasem ona tylko zerkała na jego posiniaczone dłonie, głośno przełykała ślinę i umykała poza ich zasięg.
- Za kilka dni święta, słyszałem, że wyjeżdżacie.
- Do Oskara – powiedziała Ewa nawet nie podnosząc z nad papierów głowy -  z tym, że on jeszcze o tym nie wie. Ciekawe, czy się zgodzi.
- Nie jesteś zadowolona.
- Nie, bo ja chciałam jechać do Norwegii.
- Ile się nie będziemy widzieć?
- Dwa tygodnie.
- Wiesz, że to oznacza dwa tygodnie dłużej w pracy u nas.
- Taaa – westchnęła – może jakoś to przeżyję.
Dominik zamiast się wściec, uśmiechnął się pod nosem, czyżby zaczynała wracać do siebie?
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?
Ton chyba był zbyt ostry, bo spojrzała szybko na niego, a potem na drzwi, tak jakby oceniała swoje szanse ucieczki.
- Przyzwyczaiłam się – powiedziała spokojnie i szybko zmieniła temat – kiedy jeszcze ciebie nie było, dzwonił twój ojciec. Powiedział, że od jutra do świąt będę pracowała dla niego.
Ewa czujnie patrzyła na jego twarz, nie wiedziała, jak na to zareaguje.
- Nic mi przy śniadaniu nie mówił – odparł spokojnie Dominik.
Ewa odetchnęła.
- Przestań! – krzyknął nagle, a ona podskoczyła na krześle.
- Co mam przestać?
- Przestań traktować mnie jak złoczyńcę.
- Nie traktuję cię tak. Przecież…
- Wzdychasz i pewnie jeszcze w duchu cieszysz się, że od jutra nie będziemy się widzieć.
Ewa wstała szybko i powiedziała.
- Tak, cieszę się, że w najbliższych dniach nie będziemy się widzieć. Może przez ten czas się uspokoisz i przestaniesz mnie straszyć.
Dominik ze zdziwienia otworzył usta, a potem je zamknął. Wstał powoli, a Ewa cofnęła się w stronę drzwi.
- Masz rację – powiedział siląc się na spokój - ta przerwa dobrze nam zrobi i może przez ten czas, to ty się uspokoisz i przestaniesz podskakiwać, na dźwięk mojego głosu.
O dziwo Ewa się uśmiechnęła i powiedziała cicho.
- Czyli oboje będziemy mieli co robić.
Podszedł do niej powoli, dziewczyna obserwowała go czujnie. Kiedy mężczyzna dotknął lekko jej ramienia, zadrżała, ale nie uciekła.
- Po prostu znów bądź sobą – powiedział cicho – taką cię lubię, innej nie znoszę.
Nachylił się i pocałował ją w policzek.
- Idziemy – czar prysł. Ewa przez chwilę stała jak skamieniała.
Dominik wyminął ją i zwyczajowo warknął.
 - Na co czekasz. Skoro jutro ma cię nie być, to musimy dzisiaj zrobić, jak najwięcej.
Poszła za nim.
- Dobrze, postaram się, ale zrobię to tylko dla tych biednych mebli, które ostatnio tak brzydko traktowałeś.
Odwrócił się do niej, a ona widząc jego chmurny wzrok, zawróciła na jednej nodze i popędziła z powrotem do biura. Nie gonił jej, tylko krzyknął.
- Wracaj tu wariatko, nie mamy czasu na igraszki. Robota czeka.
Kiedy nie wracała, wzruszył ramionami i poszedł na parking.
Dogoniła go, jak wsiadał do samochodu.
Usiadła na siedzeniu pasażera i spojrzała w jego zdziwione oczy.
- No co, przecież od jutra mam się uspokajać, dzisiaj jeszcze nie muszę.
Mężczyzna pokręcił z niedowierzaniem głową i ku jej zdziwieniu zaśmiał.
- Nie, z tobą, nie można się nudzić.

Oskar i Zocha
Dina od trzech dni nie odbierała telefonu, a on zamiast ruszyć z miejsca i jechać dalej wciąż miał nadzieję, że dziewczyna wróci. Wysyłał do niej smsy, nagrywał się na sekretarkę, ale bez odzewu. Czuł się słaby i opuszczony i w takim momencie zadzwoniła do niego matka.
- I jak tam synek. Jesteś już  Kalifornii?
- Nie – burknął – siedzę w Huston.
- Coś się stało? – zaniepokoiła się.
- Dina uciekła, nie wiem dlaczego.
- A co poprzedziło jej ucieczkę?
- Rozmawiałem z tatą, kiedy skończyłem, jej już nie było.
- Opowiedz mi tę rozmowę.
- Mamo! Nie mam pięciu lat.
- Ale tak się zachowujesz, opowiadaj!
Oskar niechętnie zdał relację z rozmowy.
Zocha zastanawiała się przez chwilę i powiedziała.
- W jakim języku rozmawiałeś z ojcem?
- Po polsku, a co?
- A ona zna nasz język?
- Nie – był zaskoczony – nie wiem.
- No to są dwa wyjaśnienia- podpowiedziała Zocha.
- Pierwszy, że uciekła z nieznanego mi powodu i nawet nie ma co się nad nim zastanawiać, drugi, zna polski i rozumiała każde słowo.
- A to by znaczyło?
- Że nie chce za mnie wyjść?
- Synu! Skup się. Powiedziałeś, że masz ją przy sobie, żeby nie znikła ci z oczu u jeszcze chcesz się z nią ożenić. Jak myślisz, co mogła sobie pomyśleć? „Żeni się ze mną z przymusu żebym czasem nie wypaplała, co widziałam na bagnach.”
- Ale to nie prawda!
- Ja to wiem, ty to wiesz, ale ona nie.
- No pięknie – westchnął Oskar.
- Radź sobie dalej z tym problemem sam, ja zadzwoniłam w innej sprawie.
- Dzięki mamo – sarknął Oskar.
- Nie ma za co – odparła wesoło – a teraz słuchaj. Stwierdziliśmy, że przyjedziemy na święta do ciebie.
- Co?!
- Co za entuzjazm – tym razem to matka była sarkastyczna – przyjeżdżamy do Los Angeles 23 grudnia, będziemy do 3 stycznia. Daniel ma ci wysłać mailem namiary. Miło będzie, jak się zjawisz?
- Jestem w Huston, a do świąt pięć dni, a ja nie zwiedziłem Teksasu ani Arizony.
- Później to zrobisz.
- Znowu mówicie mi co mam robić!
- Nie kochanie, chcemy się z tobą zobaczyć, bo tęsknimy. Jak nie przyjedziesz, będzie nam smutno, ale uszanujemy twoją decyzję.
- Czyli muszę przyjechać.
- Oskar to co mówisz jest niesprawiedliwe i jest mi przykro. Jak chcesz to nie przyjeżdżaj, bez łaski, będziemy się sami bawić. A ty sobie gnij w Huston i tyle.
- Mamo! – Zocha się rozłączyła.
Wystukał numer. Odebrała po szóstym sygnale.
- Tak?
- Przepraszam, będę.
- No ja myślę. Kocham cię synku, pa – rozłączyła się.
„Co za rodzina?!” – krzyknął w myślach, ale potem zrobiło mu się głupio. To on uciekł, on się obraził, a oni mu i tak wybaczyli.
Postanowił, że zostawi samochód w Huston, a do Los Angeles poleci samolotem.
No i musiał coś zrobić w sprawie Diny. Przez resztę dnia zastanawiał się, co ma jej powiedzieć na sekretarkę. Bo, że nie odbierze, tego był pewien.
Rzeczywiście, po sygnale nagrał się mówiąc po polsku: „Dina, jeżeli znasz język polski, to na pewno wiesz o czym rozmawiałem z ojcem, ale wiedz, że to był wielki skrót myślowy. To co do ciebie czuję nie zmieściłoby się w jednym zdaniu. Kocham cię i chcę z tobą spędzić życie, nie dlatego żeby cię mieć na oku, tylko że chcę z tobą być, bo jesteś najwspanialszą kobietą, jaką spotkałem w swoim życiu. Więcej możesz się o tym dowiedzieć, jak się ze mną spotkasz. Będę o moich szczerych intencjach i uczuciach mówił ci całą noc. Czekam w Los Angeles w hotelu, smsem wysłałem ci adres. Jak się nie zjawisz, odlecę z rodziną do Polski.  – i dodał po angielsku – jeżeli miałaś inny powód ucieczki, to proszę powiedz jaki, a nie będę cię więcej nękał. Kocham cię. Oskar.

Waldek i Robert
Dwóch bossów spotkało się w restauracji Roberta. W związku z powiązaniem obu rodzin wspólnymi interesami, panowie postanowili przestać się oficjalnie tytułować i przeszli na ty.
- Jak na dzień dzisiejszy sprawy stoją? – spytał Kryński.
- Wróg obserwuje i się nie rusza.
- Naprawdę? – zdziwił się Robert – a ja miałem wrażenie, że na razie nic się nie dzieje.
- Też tak myśleliśmy, ale Andrzej przyłapał jednego na śledzeniu go.
- A reszta?
- Pewnie też chodzą nam po piętach, ale są dobrzy i ich nie widzimy. Z resztą… Ja mam dosyć spoglądania za siebie. Wróciłem do interesów, a ten jak będzie chciał zaatakować, to w końcu to zrobi, ale ja nie mam zamiaru siedzieć i na to czekać. Przez te kilka miesięcy zaniedbałem niektóre sprawy, muszę je nadrobić.
- Słusznie – przyznał Robert – najgorsze jednak jest to, że nic o nim nadal nie wiemy.
- Wiemy jedno, pozostawia za sobą mnóstwo trupów.
- Tak, odkrycie tych grobów nie należało do najprzyjemniejszych.
- To wariat.
- Pewnie tak, bo na przejęcie władzy to nie wygląda.
- Dlatego zamiast go łapać, mam zamiar czekać, w końcu nie wytrzyma i coś dupnie.
- Nie boisz się, że ktoś z twojej rodziny może zginąć?
- Nie. Uważam, że jeżeli ktoś ma umrzeć, to ja, a ja się nie boję. Szykuje Daniela na przejęcie władzy.
- Jesteś przezorny.
- Nie jest to miłe, ale tak najwidoczniej miało być. I jeszcze chciałem ci  powiedzieć, żebyś się wycofał.
- Nic z tego – zaprzeczył Robert – twoja córka pojechała po moją, a nie musiała, nie mogę pozostać z długiem wdzięczności. Poza tym wszystkie znaki na niebie mówią, że niedługo staniemy się rodziną.
- Tak? – Waldek zmarszczył brwi – kto? Aaaa! Ewa i Dominik?
- Tak. Mój syn nie odpuści, a i Ewa wydaje się przychylna.
Waldek uśmiechnął się pod nosem.
- Mnie pasuję, przynajmniej nie będę musiał się już o nią tak martwić. Zawsze się wkręci w jakąś kabałę, a tak twój syn ukróci jej samowolę.
- Nie wiem czy nie odwrotnie – Robert również się uśmiechnął.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka