Dwa rody - odc.32
Ojciec był w szampańskim humorze, bo udało mu się zrobić interes
życia z Jurgenem. Próbował zarazić nim syna, ale ten jak zwykle był poważny i
oficjalny. Ale dla Oskara najgorsze było to, że Waldek ciągnął go na wszystkie
spotkania z tym typem z Serbii. Ciągnął również Daniela, ale ten widać dobrze
się z nimi bawił.
Oskar usiłował przetrwać.
- Waldek, a co ten twój pierworodny, taki sztywny, jakby ktoś mu
kołek w dupę wsadził? – pytał Serb.
- Od urodzenia taki, wdał się w ojca Zochy.
- Tato – upomniał go syn.
- Co tato, co tato – Waldek klepnął syna w plecy, aż ten się
zakrztusił.
- Jesteśmy w pracy.
Jurgen i Waldek spojrzeli na siebie i na miejsce spotkania.
Siedzieli co prawda u Lipskiego w biurze, ale wszędzie walały się butelki, a
alkohol nadal lał się strumieniami. Pani Krysia zamiast zajmować się tym, co
sekretarki robią najlepiej, siedziała z nimi, chichotała się piła już piątego
drinka.
Daniel siedział z zaufanymi Jurgena i brał udział w zawodach, kto
więcej wypije.
Panowie ponownie spojrzeli na siebie i parsknęli gromkim śmiechem.
- Oj synu, synu – mówił Waldek – owszem pracujemy, ale tylko tak,
jak lubimy, przy wódeczce, co nie Jurgen.
- Racja. Napij się Oskar, a świat od razu zrobi się kolorowy –
zachęcał go Serb.
- Ktoś tu musi być trzeźwy.
Panowie śmiali się już do łez. Normalnie pewnie nie było by im tak
wesoło, ale po alkoholu powaga Oskara wydawała im się wyjątkowo zabawna.
Mężczyzna wstał wkurzony i powiedział.
- Wychodzę, jak wytrzeźwiejecie, to zapraszam do mojego biura.
Żegnam – i wyszedł.
Krystian
Nie był zadowolony z decyzji ojca, ale nawet nie próbował się mu
sprzeciwić.
Postanowił wyjechać w Polskę i zwiedzić kilka miast.
Zastanawiał, czy wziąć ze sobą Karinę, ale wizja jej wciąż
zapłakanych oczu skutecznie go do tego zniechęciła. Poza tym, co by z nią
robił, nawet sobie nie mógłby poużywać. A we Wrocławiu czy w Szczecinie na
pewno znajdzie jakieś chętne i miłe dziewczyny.
Karinie powiedział jedynie tyle, że jak będzie chciała wyjechać
poza Warszawę ma do niego dzwonić i go o tym informować. Nie musiał już nic
więcej dodawać, ale nie mógł się jakoś powstrzymać od niestraszenia jej.
- A jak się nie posłuchasz, to ci zabiorę dziecko, rozumiesz?
- Tak – odparła pokornie.
Potem wsiadł w samochód i odjechał. Karina po raz pierwszy od
kilku tygodni uśmiechnęła się. Miała około miesiąca wolności, postanowiła to
wykorzystać na odpoczynek i dbanie o siebie. Do tego Krystian ponownie zostawił
jej pieniądze, więc o brak środków do życia nie będzie musiała się martwić.
A na razie po prostu położyła się i zasnęła.
Małgorzata i Robert
Widząc, że jej mąż znowu chodzi sfrustrowany postanowiła go trochę
rozerwać. Oczywiście, nie wypytywała się o powód zdenerwowania, bo i tak by jej
nie powiedział. Kiedy szykowała mu w sypialni różne relaksujące rozrywki,
przyszedł do niej, odsunął płatki róż z kołdry i usiadł. Potem spojrzał na nią
i westchnął.
- Dziękuję ci bardzo za to, że chcesz o mnie zadbać, ale niestety
nie skorzystam, bo wychodzę i nie wiem kiedy wrócę.
Małgorzata zakryła nagie ciało cienkim szlafroczkiem.
- Nie masz nawet pięciu minut? – usłyszał lekki wyrzut w jej
głosie.
Zaśmiał się cicho i pocałował ją czule.
- Pięć minut, to mogłoby cię tylko obrazić. Ale obiecuję, że jak
wrócę, to nadrobimy wszystko.
Objęła go.
- Jak długo cię nie będzie?
- W domu? Pewnie ze trzy dni, ale będę w Warszawie, tylko muszę
naprawić coś, co nasze dzieci schrzaniły.
Wstał niechętnie opuszczając ramiona żony.
- Niestety wrócę na wielkim kacu, więc już teraz proszę, żebyś nie była na mnie zła.
- Nie będę – obiecała.
Ewa i Justyna
Dominik zadzwonił do niej i poprosił żeby przyjechała do nich do
domu i zajęła się Justyną, która po spotkaniu z Klamą była roztrzęsiona, jak
galareta.
Przyjaciółka leżała w swoim pokoju na łóżku, zwinięta w kulkę i
pod grubym kocem.
Ewa nie miała zamiaru jej współczuć.
- Mówiłam ci żebyś najpierw zadzwoniła – odezwała się.
Justyna w odpowiedzi wysmarkała się w chusteczkę.
- Co ty sobie myślałaś? Że otworzy ci cały w skowronkach?
- Ja nawet nie zdążyłam zadzwonić do drzwi – wystękała Justyna.
- Co?
- Stałam przed nimi i zbierałam odwagę, on po prostu jakoś wyczuł,
że ktoś stoi w korytarzu i mnie zaatakował.
- Sama jesteś sobie winna – orzekła Ewa.
- Jak masz tak do mnie mówić, to lepiej sobie idź.
- No dobra, dobra – usiadła koło Justyny i pomasowała ją po
ramieniu – współczuję ci.
- Marnie.
- Ale zawsze – przechyliła się żeby spojrzeć przyjaciółce w twarz.
Uśmiechnęła się do niej – no nie becz już, przecież nic się nie stało.
- Przystawił mi broń do czoła.
- Bo stałaś w ciemności, a to siepacz Dominika, który na pewno nie
ma zbyt wielu przyjaciół. Do tego mógł sobie pomyśleć, że to odwet za bijatykę
w klubie.
- Ale mnie zaatakował.
- Gadasz, jak nierozumne dziecko. Też bym cię zaatakowała. Ile tam
stałaś? Znając ciebie, to pewnie z 5 minut.
- Coś koło tego – bąknęła.
Ewa parsknęła.
- Klama będzie dzisiaj u was w domu, może to dobra okazja na
wytłumaczenie sobie całej sytuacji?
Justyna zesztywniała.
- Nie chcę go znać. Nie chcę go widzieć, nie chcę żeby się do mnie
odzywał.
- Tak, najlepiej zostań na zawsze w tym pokoju i oddaj się rozpaczy.
Bo przecież po co sobie cokolwiek wyjaśniać, lepiej od razu skreślić człowieka
za to, że się samemu nie pomyślało.
Justyna miała już coś odpowiedzieć, ale zabrzęczała komórka.
Dziewczyna szybko odrzuciła połączenie.
- To on?
- Tak.
- To czemu nie odbierzesz?
- Nie chcę.
Przyjaciółka odłożyła telefon na szafkę nocną, a Ewa od razu po
nią sięgnęła.
- Ej – fuknęła Justyna – oddawaj – usiłowała odebrać jej swoją
własność.
- Zaraz – Ewa wstała i oddaliła się poza zasięg rąk Justyny, ta
opadła zrezygnowana na łóżko.
- 20 połączeń i 15 sms – ów – powiedziała zaskoczona Ewa –
dlaczego tak go katujesz? Przecież w każdym sms –ie cię przeprasza.
- Daj mi spokój.
- Skoro chcesz to zmarnować, to twoja sprawa, ale pomyśl sobie ile
się namęczyłaś, żeby z nim się spotykać. Chcesz to wszystko zaprzepaścić?
Justyna nic nie odpowiedziała, tylko leżała naburmuszona z
wojowniczo założonymi na piersiach rękoma.
- Widzę, że do ciebie na razie mało dociera, więc idę. Może jak
poleżysz, to zmądrzejesz, byle nie było już za późno – i wyszła.
Justyna westchnęła i znowu zwinęła się w kulkę, a brzęczący
telefon, po prostu nadal ignorowała.
Daniel
Spotkał się z Anką i od pięciu minut słuchał reprymendy na temat
wesela i przygotowań.
- Nie mam nic do powiedzenia – skarżyła się.
- Przecież wybierasz suknię – powiedział, a ją to zdanie
doprowadziło do białej gorączki.
- Dziękuję bardzo, łaskawco – krzyknęła – a reszta? Sala,
zaproszenia, muzyka, wszystko załatwia twoja matka i Ewa.
- Przecież się z tobą konsultują? – dziwił się jej pretensjom, bo
przecież chciał żeby się o nic nie martwiła.
- Dają mi gotowe pomysły, nawet się nie spytały czego ja chcę i co
mogłoby mi się podobać. Do dupy z takim weselem.
Daniel wkurzył się.
- To czego ty właściwie chcesz?! Sama biegać i wszystko załatwiać?
Sama szukać kapeli, miejsca i kamerzysty?
- Tak – powiedziała butnie.
- Jak sobie życzysz – powiedział i sięgnął po telefon.
- Co robisz?
- Dzwonię do mamy i powiem jej żeby wszystko odwołała. Skoro sama
chcesz wszystko organizować, to ja ci nie będę bronił. Tylko, żebyś mnie w to
nie wciągała, to nie moja bajka.
Anka szybko się zastanowiła i powiedziała.
- Poczekaj – Daniel zaprzestał wyszukiwania numeru matki.
- Tak?
- Bo ja po prostu chciałbym wszędzie z nimi jeździć, a one mi
mówią, żebym się nie martwiła tylko zadbała o sukienkę i o dobre samopoczucie.
- Czy to źle?
- No nie.
- To czego właściwie chcesz?
- Nie wiem – odparła Anka – chyba panikuję. Ślub za niecałe dwa
miesiące, to wszystko jest takie szybkie…
Objął ją i pocałował w czoło.
- Powiem im, żeby cię wszędzie ze sobą zabierały, dobrze.
- Dobrze.
- One nie są złośliwe, tylko jak się za coś biorą, to całym
sercem.
- Rozumiem.
- Poza tym weźmiesz odwet na Ewce, jak ona będzie się szykować do
ślubu z Dominikiem.
- A będzie ślub? – dziwiła się Anka.
- Myślę, że szybciej niż nam się wydaje.
Udobruchana Anka ufnie przytuliła się do narzeczonego, ale jeszcze
dodała.
- Zemsta na niej będzie straszna, wybiorę jej taką salę, że jej
szczęka opadnie.
- Jej, jak jej, gorzej, jak Kryńskim. Pamiętaj, że to sztywniaki.
Andrzej i Oskar
Mężczyźni po pracy udali się do baru na piwo. Kiedy usiedli przy
stoliku Andrzej powiedział.
- Dziwne jest z tobą świętować pępkowe tydzień po urodzeniu syna.
- Nie miałem czasu, ojciec mnie ciągnął na wszystkie spotkania z
Jurgenem.
- Nie gadaj bzdur, wszyscy spotkaliśmy się nad ranem i piliśmy,
tylko ty poszedłeś spać.
- Wiesz, że nie lubię być niewyspany.
- Dobrze – Andrzej podniósł ręce w geście, że się poddaje – z tobą
nie wygram. Cieszę się, że w ogóle dałeś się namówić na spotkanie.
- Bo to jesteś ty, chociaż wyznam ci szczerze, że przez te dwa
tygodnie z Jurgenem i ojcem wypiłem za dużo i dzisiaj pozostanę tylko przy jednym kuflu za zdrowie Jacka.
- Najważniejsze, że przyklepaliśmy interesy, a ty dopilnowałeś
żeby nie doszło do żadnego przekrętu.
- Może zmieńmy temat – zaproponował Oskar, który miał po dziurki w
nosie tych negocjacji i mozolnego podpisywania papierów przez pijanych
mężczyzn.
- Możemy, chcesz posłuchać o dziecku?
- Może być - zgodził się
szwagier, a Andrzej się zdziwił, bo przecież tylko sobie zażartował. Wszyscy w
rodzinie wiedzieli, że Oskar nie przepada za dziećmi, a tym bardziej o nich nie
rozmawia. Najwidoczniej musiał być naprawdę nieźle umęczony pracą dla ojca,
skoro ten temat mu odpowiadał.
Robert i Krystian
Ojciec zadzwonił do niego w dwa tygodnie po zesłaniu go na
tułaczkę po Polsce. Nie to żeby miał na co narzekać, było towarzystwo, panienki
i nawet parę pysków do obicia. Ale co wygnanie, to wygnanie.
- Dzień dobry tato – rozpoczął pogodnie rozmowę.
- Nie bądź taki wesoły – skarcił go ojciec – ja tu z Dominikiem
stajemy na głowie, żeby ci po powrocie nikt dupy nie odstrzelił, a ty nawet nie
masz na tyle przyzwoitości żeby być poważnym.
- Masz rację tato – poprawił się, wcale nie skruszony Krystian.
- Możesz wracać, ale na pewno zbierzesz kilka batów i nie masz
prawa brać odwetu. Jasne?
- Tak.
- To wracaj szybko, bo robota czeka.
- Oczywiście tato.
Rozłączyli się.
Ewa i Waldek
Ojciec odkąd załatwił interesy z Serbem był w szampańskim humorze
i to dosłownie, bo chodził zawiany jeszcze trzy dni po wyjeździe Jurgena.
Kiedy zobaczył wchodzącą do salonu Ewę, krzyknął wesoło.
- Chodź córeczko i napij się z tatą winka.
Ewa zaśmiała się i pocałowała ojca w czoło.
- Myślę, że czas skończyć to świętowanie zanim mama wkroczy do
akcji.
- A niech wkracza – śmiał się Waldek – ale póki jej nie ma, siadaj
i weź kieliszek.
Nalał córce alkoholu.
- Już dawno nie układało nam
się tak dobrze – cieszył się ojciec.
- Nie wiedziałam, że aż tak dobrze – wskazała na puste butelki.
Waldek machnął na to ręką i powiedział.
- To nie tylko to córeczko. Cieszę się z wielu powodów.
- A jakich?
- Oskar w domu, Daniel zmężniał, mam kolejnego wnuka – rozrzewnił
się i pociągnął nosem. Ewa stwierdziła, że naprawdę nie powinien już pić, bo
skoro zaczął uderzać w nostalgiczny ton,
to oznaczało zbyt dużo promili we krwi – no i ty niedługo wyjdziesz za
Dominika.
- Nic mi o tym nie wiadomo – zaśmiała się Ewa – jeszcze się nie
oświadczył.
- Ale na pewno nie długo to zrobi, zwłaszcza, że już ubiłem
interes również z Kryńskimi.
- A jaki? – Ewa zrobiła się czujna – mam nadzieję, że nie będę
musiała znowu dla nich pracować.
Waldek zaśmiał się i machnął ręką.
- Lepiej. Pracować, to ty w ogóle nie będziesz, o to już zadba Dominik.
- To jaki to interes?
- A taki, że oni biorą ciebie, kasę i dwa magazyny, a ja dostaje
trzy czynszówki. Taka umowa ślubna – po czym ojciec zamknął oczy i zachrapał.
Ewa czuła, że krew odpływa jej z twarzy. Dogadali się za jej
plecami i nawet się z nią nie skonsultowali. Mało tego! Nawet jej się nie
oświadczył, a już ją wziął z posagiem?!
- Zrobi wszystko żeby mnie oderwać od rówieśników i wsadzić w
kierat żony, kochanki i gospodyni domowej – wściekła się – o nie, tak nie
będzie. Nie będzie mnie więził. Nie wyjdę za niego!
Kaśka i Zocha
To, że Waldek pozwalał sobie na przedłużające się balangowanie
spowodowane było tym, że Zocha prawie całe dnie przesiadywała u córki i
zachwycała się swoim nowym wnukiem.
- Ależ on jest piękny – robiła miny i cmokała do oseska.
- Tak, jak każde z moich dzieci – przypomniała jej Kaśka o tym, że
w pokoju znajdują się jeszcze jej dwa wnuczęta, spragnione uczuć babci.
- Oczywiście, że tak – Zocha oderwała się od Jacusia i oddała go
matce, a sama otoczyła ramionami Kamila i Adę – wy też jesteście piękni i moi
kochani.
Dostali po buziaku i uciekli do swojego pokoju.
- Już doszłaś do siebie? – spytała córki.
- Oczywiście – śmiała się Kaśka – poród naturalny, to nie to co
cesarka. Po Adzie przez miesiąc wszystko mnie ciągnęło i nie mogłam dźwigać, a
teraz sama widzisz, gdyby nie ten brzuch poporodowy, nikt by się nie domyślił,
że dopiero co rodziłam.
- Bardzo się cieszę – cmoknęła córkę w policzek.
Justyna i Małgorzata
Małgorzata była zła na Justynę, że ta znowu zamknęła się w pokoju
i nie chce wychodzić. Od Roberta dowiedziała się o jej przygodzie z Klamą i
uznała, że córka zachowuje się dziecinnie. W końcu nic takiego się nie stało, a
Klama gdy przychodził do nich do domu, to wyglądał, jak zbity pies. Widać było,
że jest mu przykro.
Małgorzata zdziwiła się ilością ciepłych uczuć dla zaufanego
Dominika i to ją zastanowiło. Przecież jeszcze kilka tygodni temu, siepacz syna
byłby na ostatnim miejscu jako kandydat na chłopaka dla Justyny. Przecież
powinna spotykać się z jednym z tych szanowanych synów biznesmenów, a nie z
jakimś kolesiem nie wiadomo skąd. Ale po Moharze wszystko się zmieniło i teraz
wizja Klamy, jako zięcia wcale jej nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie.
Uważała, że chłopak dobrze się nią zajmie i nie da jej wpaść w żadne tarapaty.
Ale co jeśli to tylko Justyna jest zakochana, a on po prostu ją
lubi i jest mu przykro, że ją tak potraktował?
- Nie, tak myśleć nie będę – i poszła do córki.
Justyna leżała na łóżku i czytała książkę.
- Nie możesz dłużej tu siedzieć. Praca czeka – zaczęła neutralnie.
- Od poniedziałku.
- Mówisz, tak od kilku dni. A to od wtorku, a to od czwartku.
Justyno, nie możesz wciąż uciekać przed życiem.
- Ja już nie chcę żyć – przyznała się Justyna, a matkę zmroziło.
- A dlaczego? – usiadła przy niej na łóżku.
- Bo to bez sensu. Wciąż coś mi się nie udaję, wciąż wpadam w
jakieś bagno albo robię rzeczy bez sensu. A szczytem wszystkiego było narażenie
się Klamie.
- A po co do niego pojechałaś?
Kiedyś Justyna by się żachnęła i nic nie powiedziała, ale teraz
się przyznała.
- Martwiłam się o niego, że po tej bijatyce leży i leczy rany.
Chciałam mu pomóc, czy coś?
Kiedy matka nie odpowiedziała, kontynuowała.
- On mi pomógł wyjść z marazmu po Moharze, chciałam się mu
odwdzięczyć.
- No to spotkaj się z nim i pogadaj, bo odkąd się zamknęłaś w
pokoju, on chodzi markotny, a znając jego charakter, pewnie niedługo z tej
frustracji wyżyje się na czymś lub na
kimś. Nie szkoda ci tych ludzi?
- Przesadzasz mamo – Justyna nie dała się złapać.
- Wiem, ale nie przesadzam mówiąc, że on chodzi jak struty, jest
mu głupio, że cię nie poznał.
- To i tak nie ma sensu – mruknęła Justyna – co z tego, że się z
nim przeproszę, jak za tydzień znowu mnie spotka coś nieprzyjemnego. I znowu
będą przeze mnie kłopoty i będziecie się martwić.
- Wolę się martwić, niż czekać aż wyjdziesz z pokoju – Małgorzata
wstała i powiedziała ostrym tonem, który zaskoczył Justynę – poza tym, jak do
poniedziałku się stąd nie ruszysz, to cię stąd wyciągnę siłą i kto wie może
nawet poproszę Klamę o pomoc.
- Nie zrobisz tego – Justyna aż usiadła.
- Zrobię, bo jestem twoją matką i nie pozwolę żebyś sobie
marnowała życie.
I wyszła, a Justyna zamiast płakać zaczęła się zastanawiać, co
zrobić.
Krystian
Wrócił do Warszawy i pierwsze co zrobił, to pojechał do Kariny.
Kiedy jej nie zastał w domu pomyślał, że pewnie wyszła po zakupy albo na
spotkanie z koleżanką i postanowił przyjechać do niej ponownie wieczorem.
Ale kiedy i wtedy jej nie zastał, to już się wkurzył i od razu
sięgnął po telefon. Nie odebrała.
Normalny facet pewnie by się zaczął martwić, ale on uznał, że
dziewczyna po prostu nawiała. Do głowy by mu nie przyszło, że po prostu miała
zamiar nocować u koleżanki. W końcu miał wrócić za miesiąc, a nie po dwóch
tygodniach, do tego nie uprzedził jej, że będzie przed czasem. To powinno do
niego dotrzeć, ale jak zwykle złość przysłoniła mu myślenie.
Karina nie wiedziała jeszcze jednego, że Krystian bez jej wiedzy
zamontował w jej telefonie chip naprowadzający i właśnie teraz go użył.
- Jest w Warszawie, ale w okolicach Bródna. Cholernica
przemieszcza się w stronę Ząbek. Dobrze, że wróciłem.
Wsiadł w samochód i popędził w ślad za nią. A Karina nieświadoma
tego, co się święci szła z koleżanką do jej mieszkania, gdzie miała zanocować.
A że było w miarę ciepło, postanowiły jeszcze przed kolacją przejść się po
dworze.
Kiedy Karina usłyszała pisk opon, przez skórę poczuła, że to
Krystian i że ten wściekły warkot silnika, nie wróży niczego dobrego. Ale to co
bardziej zaprzątało jej głowę, to pytanie – jak ją znalazł?
Jechał ulicą Kondratowicza, ale po przeciwnej stronie. Żeby do
niej dotrzeć musiał zawrócić na światłach.
- Ola idź do domu – powiedziała nerwowo – i nawet się nie oglądaj.
Nie będę u ciebie nocować.
- Ale Karina, co się dzieje?
- Widzisz ten nadjeżdżający szybko samochód, on przyjechał po
mnie. Idź już.
- Mam wezwać policję?
- Nie, bo to nic nie da. Oni są na pewno z nimi ułożeni. Idź już.
- Jesteś w ciąży.
- A to jest ojciec dziecka i to jest moja jedyna obrona przed nim
i moja jedyna nadzieja na przetrwanie. Idź już, szybko.
Krystian wjechał na chodnik i zatrzymał się tuż przy jej nogach.
Wyskoczył z wozu i podszedł do niej. Nawet nie próbowała uciekać,
tylko się skuliła czekając na cios.
- Jestem w ciąży – chyba tylko to go zastopowało. Szarpnął nią i wrzasnął.
- Gdzie się wybierałaś?!
- Do koleżanki, miałam u niej zanocować?
- Mówiłem ci, że masz mnie informować o tym, że cię nie będzie w
domu.
- Ale tylko, jak miałam wyjechać poza Warszawę.
- Nie pyskuj, bo cię zdzielę nie patrząc na ciążę – i zamachnął
się, ale jej nie uderzył.
- Do samochodu.
Posłusznie wsiadła. Ruszył z piskiem opon w stronę jej mieszkania,
a tam… Drżała jej dolna warga.
- A potem gdzie się miałaś udać?! – warczał.
- Miałam wrócić do domu. Jutro mam USG i mam się dowiedzieć, jaka
będzie płeć dziecka.
- Kłamiesz?!
- Nie, nie śmiałabym ci kłamać.
I ten jej błagalny ton, jak on go nienawidził. Zatrzymał się tuż
przed skrętem w Odrowąża na przystanku.
- Wysiadaj!
- Ale…
- Wysiadaj albo cię zmasakruję. Co wybierasz?! – szybko wysiadła z
samochodu.
- Nie ruszaj się stąd, wrócę za jakiś czas.
Było ciemno i nie widziała, żeby jacyś ludzie się kręcili po
okolicy. Usiadła na pustym przystanku i zaszlochała. Chciała umrzeć. Tymczasem
Krystian wjechał w pierwszy lepszy lasek. Zostawił włączone światła i wysiadł z
samochodu. Zaczął uderzać w drzewa, łamać gałęzie, a na koniec wystrzelał dwa
magazynki w ciemność. Uznał, że już jest w miarę spokojny i da radę jakoś jej
nie pobić.
Kiedy zeszła z niego największa złość zrozumiał, że sobie coś ubzdurał
i dodatkowo uświadomił sobie, gdzie ją zostawił. Zaklął i wsiadł do samochodu.
Siedziała i czekała na niego. Oczywiście nie miał zamiaru jej
przepraszać, mało tego, zdecydował ostatecznie, że nie jest w stanie znieść jej
wiecznie zbolałej miny i że żeby się od niej uwolnić raz na zawsze, musi jej
zabrać dziecko.
- Wsiadaj – warknął. Posłusznie wsiadła i pojechali do jej
mieszkania.
Kiedy stanęli pod blokiem powiedział do niej.
- Nie umiesz się zmienić, wciąż płaczesz, a ja mam tego dość.
Dlatego zabiorę ci dziecko i nawet mnie nie proś żebym zmienił zdanie.
Była zbyt przerażona żeby odpowiadać.
Wysiadła z wozu.
- Nie idę do ciebie. Ale ostrzegam, nie masz prawa się ruszać z
osiedla, chyba, że ci pozwolę.
Kiedy był już w domu zastanowił się nad tym, co dzisiaj zrobił.
Nie był z siebie zadowolony, nie podobało mu się jego zachowanie, ale wiedział,
że już się nie może cofnąć, nie może zmienić zdania. Chyba, że Karina dokona
cudu i przestanie się trząść i płakać.
- Nierealne. Głupia, jak gęś. Czy ona nie może zrozumieć, że to
właśnie jej zachowanie zbitego psa uwalnia we mnie zwierze?! Jestem potworem –
zagwizdał – czy dobrze mi z tym?
Dominik
Dominik nie był zadowolony z jej decyzji, ale nie naciskał,
pozwolił jej odejść z pracy. Nie był też zadowolony z tego, że wróciła na
studia i nadrabiała zaległości, przez co nie widywali się prawie wcale. A
najbardziej był niezadowolony z tego, że dwa razy poszła na imprezę studencką i
to bez niego. Nie to żeby się tam pchał, nawet by nie chciał tam być, ale chodziło
o to, że w ogóle tam poszła. Strasznie się o to pokłócili, ale i tak z nią nie
wygrał. Uderzyła w niego argumentem, którego nie znosił. Powiedziała, że skoro
nie może iść, to znak, że jest niewolnicą bez prawa do własnego zdania i życia.
No to ją puścił, ale pod warunkiem, że ją odwiezie i przywiezie.
A potem widział ją roześmianą, swobodną i z roziskrzonym wzrokiem
oraz pieśnią na ustach. Taką inną niż była dla niego. I to go frustrowało
jeszcze bardziej. I ostatecznie skończyło się to tak, że się ponownie pokłócili
i nie widzieli od dwóch dni. Do tego, Dominik dostał dzisiaj od niej sms-a o
następującej treści: „Jednak jestem niewolnicą, kupiliście mnie za czynszówki i
dostaliście jeszcze magazyny w gratisie. Jak dla mnie możesz sobie szukać innej
naiwniaczki. Jak mogłeś mnie tak oszukać?”
Zupełnie tego nie rozumiał.
- Jakie czynszówki, jakie magazyny?
Ale jakiekolwiek próby
skontaktowania się z nią i spytania o co chodzi, spełzły na niczym.
W ciemności
Łącznik odebrał telefon i usłyszał.
- Wszystko gotowe?
- Tak.
- To do roboty i nie schrzańcie tego.
- Dobrze.
Waldek i Zocha
- Nigdzie nie idziesz – powiedział do niej naburmuszony.
- Ależ kochanie, przecież jeszcze wczoraj mówiłeś, że mogę sobie
iść gdzie chcę, bylebym ci już nie truła i pozwoliła ci świętować milion
sukcesów – cmoknęła go w policzek.
- Wczoraj byłem pijany to raz, a dwa, nie chcę żebyś się spotykała
z tym kretynem Igorem.
- Daj spokój i nie bądź zazdrosny.
- Pójdę z tobą.
- Nie zniesiesz go nawet przez minutę.
Musiał przyznać jej rację, ale nie miał zamiaru przegrać tej
batalii.
- Dobrze, pójdź sobie, ale masz mu powiedzieć, że widzicie się
ostatni raz.
- Bo?
- Bo mu łeb odstrzelę! – krzyknął.
Zocha popatrzyła na męża. Był skacowany, więc i zirytowany,
dlatego krzyczał.
- Mówisz serio?
- Tak – uwierzyła mu.
- Dobrze, powiem mu to – obiecała.
- I masz się ubrać tak,
żeby go nie kusić.
- Kuszę tylko ciebie, on mnie nie interesuje – zapewniła go i
cmoknęła w usta.
- Czasami mam wrażenie, że spotykasz się z nim, żeby wzbudzić moją
zazdrość – mówił, już lekko udobruchany.
- Po co? Przecież wiem, że świata poza mną nie widzisz.
- Mogłabyś chociaż skłamać – powiedział z wyrzutem, ale objął ją
mocno.
- Nie mogę ci kłamać, przysięgałam ci uczciwość małżeńską.
- Jesteś okrutna.
- Takie są kobiety – mruczała zachęcająco.
- Poddaję się – skapitulował.
Komentarze
Prześlij komentarz