Dwa rody - odc.26
Ojciec zabrał go na jedno z tych spotkań, w którym uczestniczyli
najpotężniejsi z partnerów Waldka. Jako syn mógł w nim uczestniczyć, ale nie
mógł się odzywać. Zdziwiło go jednak, że
do głosu zostali dopuszczeni Majster i Żniwiarz, dlatego gdy wracali Daniel
spytał się o to ojca.
- Musisz sobie zasłużyć – odparł krótko Waldek.
- A Majster i Żniwiarz, przecież to tylko zaufani? Nie rodzina.
- I tu się mylisz, zaufani są ważniejsi od ciebie, są moją
rodziną. To są ludzie, z którymi zaczynałem i którzy zawsze mi byli wierni.
- Ale przecież odwalają czarną robotę.
- Oczywiście, od tego są, ale i są moimi zaufanymi. Ty też
powinieneś niedługo zacząć takich szukać.
- A po co? – zdziwił się Daniel.
- Jak to po co? – żachnął się Waldek – jak chcesz się utrzymać,
musisz mieć zaufanych.
- Ale jak mam ich znaleźć?
- Na razie nijak, dopiero jak cię Majster wypuści spod skrzydeł.
- A mogę ich szukać wśród przyjaciół?
- Nie. To nie mogą być relacje, jak równy z równym. Ty będziesz
szefem, a oni twoimi wykonawcami. Mają cię szanować, być lojalni, a ty masz im
dobrze płacić. Ale nigdy ich nie zaprosisz do rodzinnego stołu. Chyba, że
któryś z nich ożeni się, z którąś z twoich potencjalnych córek. Ale wtedy
zmieni się jego rola. Zaufany staje się członkiem rodziny i nie wykonuje już
wcześniejszych zadań. Jest wolny i może odejść lub pozostać, ale bez przymusu
wykonywania zadań.
Tak jak i ty. Zauważyłeś, że zawsze się ciebie pytam czy chcesz
coś robić?
- Nie zawsze tak robiłeś?
- Nie zawsze podchodziłeś do moich poleceń poważnie, ale teraz
jesteś w środku wydarzeń, a to wszystko zmienia.
- Na razie to wykonuje polecenia zaufanych.
- I bardzo dobrze, po to są.
Oskar
Obiecał sobie, że otworzy własny biznes, ale jak na razie nic z
tym nie robił. Nie obserwował rynku, nie badał zapotrzebowania, właściwie to
nawet nie kiwnął palcem w celu zrobienia czegokolwiek. No chyba, że oglądanie
TV i siedzenie przed Internetem można nazywać robieniem czegoś konkretnego.
Po powrocie do domu opadł z sił. Nic mu się nie chciało, tylko by
leżał i leżał. Rodzina też nic mu nie kazała robić, co z jednej strony go cieszyło,
ale z drugiej uważał, że powinni stanąć na wysokości zadania i coś na nim
wymusić.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że zaczął się zastanawiać,
czy nie skorzystać z propozycji ojca i nie wrócić do niego do pracy.
Czuł, że powinien, bo tego wymagała rodzina i to go wkurzało, a z
drugiej strony był bardzo ciekawy co się w okolicy dzieje.
Z braku zdecydowania odłożył temat na później.
Krystian
Facet, który zaszkodził ojcu mieszkał w dobrze strzeżonej willi na
obrzeżach Warszawy. Oprócz kilku psów, po posesji kręciło się trzech
ochroniarzy, a Krystian nie miał pewności, czy to już wszyscy. Od dwóch dni
obserwował dom i ludzi i jak na razie nie widział możliwości wejścia na
podwórko. Wiedział jednak, że musi się śpieszyć. Nie mógł zwlekać dłużej niż
kilka dni, bo facet mógł skorzystać z nieobecności Roberta w mieście i uciec. A
ściganie go poza Warszawą mogło okazać się kłopotliwe.
Krystian usłyszał dźwięk przychodzącego smsa. Oderwał oczy od
lornetki i spojrzał na wyświetlacz.
Karina pisała, że idzie na USG i proponowała, żeby dołączył.
Skrzywił się i pomyślał, że niepotrzebnie kazał jej informować go o wszystkim
co dotyczyło dziecka. Wiedział, że robi to tylko ze strachu przed nim.
Zastanowił się co robić. Miał ważniejsze sprawy niż oglądanie kosmity w jej
brzuchu, ale z drugiej strony…, nie wiedział co ma myśleć. Jeżeli chodziło o
ciążę, miał pustkę w głowie. Nie czuł nic w związku z przyszłym ojcostwem.
Raczej działał z obowiązku, bo tak wypadało. Ale jak na razie udało mu się
przede wszystkim dziewczynę wystraszyć i zaszantażować.
„Zachowanie godne przyszłego ojca” – parsknął sam na siebie.
Napisał jej, że postara się być.
Zocha
Odebrała telefon i od razu usłyszała radosny głos Igora.
- Ciesz się słońce, bo przybywam – gruchał radośnie.
Zocha już dawno straciła do niego serce, więc musiała się zmusić
do odrobiny entuzjazmu.
- Wspaniale, kiedy?
- W przyszłym tygodniu i mam plan.
- Tak?
- Porwę cię do teatru.
- To musisz porwać również mojego męża, bez niego nie chodzę na
żadne spektakle.
Po drugiej stronie zaległa długa chwila ciszy.
- Jesteś tam? – spytała.
- Tak – wydukał Igor – tylko nie wiedziałem, że Waldek chodzi do
teatru.
- Jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiesz – odparła.
- Na przykład?
- A ja wiem? Trudno coś sobie przypomnieć na poczekaniu. Ale jak
będzie? Idziemy wszyscy razem? Czy idziesz sam?
- Wiesz, że nie powinienem wchodzić na oczy twojemu mężowi.
- No cóż, może znajdę ci kogoś żeby z tobą poszedł.
- Ale ja chcę iść z tobą – powiedział z pretensją w głosie, a
Zocha od razu się zaperzyła.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś nie robił z siebie rozpieszczonego
dzieciaka. Ja nie jestem sama, mam zobowiązanie wobec Waldka.
- Wiem, wiem – Igor od razu ochłonął, bo wiedział, że jak tego nie
zrobi Zocha się rozłączy.
- Czyli, jak zwykle spotkamy się w restauracji?
- Albo u mnie w galerii – podpowiedziała.
- A spacer? Spacer nie może być?
- Może, ale wiosną, teraz jest zima i nie mam zamiaru odmrażać
sobie palców u stóp.
Igor musiał ustąpić.
- Dobrze, jak przyjadę to dam znać i się umówimy.
Ewa i Dominik
Miał ochotę ją udusić. Ta mała jędza na serio się obraziła i nie
dość, że przestała się odzywać, to jeszcze pojechała na bal bez niego.
Oczywiście napisała mu smsa, żeby na nią nie czekał. Oczywiście zrobiła to na
pół godziny przed rozpoczęciem balu, na który nie mógł się spóźnić, bo był
głównym gościem.
Bal odbywał się w hotelu Sobieskim i Dominik był przekonany, że
nie będzie to duże wydarzenie. Kiedy przybył na miejsce przeżył mały szok,
ludzie wypełniali wynajęte sale po brzegi. Do tego, kiedy tylko przekroczył
próg imprezy, organizatorzy od razu się nim zainteresowali i przez jakiś czas
musiał zająć się sprawami biznesowymi. A nie to mu było w głowie. Musiał
znaleźć Ewę i ją udusić. Rozmawiając z ważnymi ludźmi cały czas się rozglądał, jednak
nigdzie jej nie widział. Nawet zaczął ją
podejrzewać, że w ogóle nie przyszła. Zabrzmiała muzyka i część ludzi poszła na
parkiet, dzięki czemu zrobiło się luźniej.
A jednak przyszła. Zauważył ją i gdyby to było możliwe, para
poszłaby mu uszami. Śmiała wyglądać zjawiskowo i jeszcze flirtować z tymi
samymi bufonami, co wczoraj. Z trudem opanował emocje, nie mógł przecież
wszczynać awantury na tak ważnym dla ojca spotkaniu.
Ale obiecał sobie, że się na niej zemści.
Ruszył w jej stronę i im był bliżej, tym bardziej miał ochotę ją
udusić, a potem zaciągnąć ją do łóżka.
Potrząsnął głową. Jego myśli były niedorzeczne. Nie mógł jej udusić, bo
potem nie mógłby jej zaciągnąć gdziekolwiek.
Ewa wyglądała w bordowej sukni szałowo, odsłoniła krągłe ramiona
i… „O nie! Zginie marnie! Jak ona może tak świecić cyckami przed obcymi
facetami!” – wrzeszczał w myślach Dominik.
- Tu jesteś – warknął wściekle na powitanie. Panowie, którzy jej
towarzyszyli popatrzyli na niego z naganą.
Jednak, to nie ich reakcja go interesowała. Ewa dumnie uniosła
głowę i powiedziała.
- Panowie wybaczą, ale muszę się na chwilę oddalić – i nawet nie
patrząc na Dominika zaczęła się przeciskać między ludźmi w kierunku toalet.
Mężczyzna nie dał jej zrobić nawet pięciu kroków. Złapał ją za
ramię i obrócił w swoją stronę. Chciała coś powiedzieć, ale zobaczyła znajome
spojrzenie, którego tak się kiedyś przestraszyła. Ale teraz była wśród ludzi,
nie mógł zrobić niczego głupiego. Zawahała się. Ale czy na pewno?
Miała dwa wyjścia, wyrwać ramię, uciec i mieć nadzieję, że kiedyś
mu przejdzie albo dać sobą przez chwilę porządzić, dopóki on się nie uspokoi.
Nie dał jej podjąć decyzji. Pociągnął ją w stronę parkietu. Nie opierała się
tylko dlatego, że nie chciała wywołać sensacji. Z głośników rozbrzmiała piosenka
Leonarda Cohena „Dance Me To The End Of Love.” Dominik objął ją mocno jedną
ręką, drugą splótł z jej dłonią i popatrzył jej w oczy.
- Doceń to, że z tobą tańczę – powiedział dziwnie niskim głosem i
ją poprowadził.
Ewa czuła go niemal każdym nerwem swojego ciała. Dreszcz
ekscytacji przeszedł jej po plecach, a on to wyczuł, bo uśmiechnął się jak
drapieżnik.
Chciała się uwolnić, ale przycisnął ją mocniej do siebie.
- Gdzie się wybierasz?
Nie odpowiedziała, nie była w stanie wydobyć głosu.
Chciała odwrócić wzrok od jego twarzy, ale on ją jakby zaczarował.
Potem porwał ją w świat, gdzie byli tylko oni. Ich oddechy, ich dotyk i ich
spojrzenia. Nic więcej się nie liczyło.
Nagle muzyka umilkła. Ocknęła się z tego transu i zdała sobie
sprawę, że bardzo szybko oddycha, a serce wali jej jak szalone.
Dominik jednak nie był księciem z bajki i nie nachylił się żeby ją
pocałować. Zamiast tego powiedział.
- Widzę, że ci się podobało?
Potaknęła bezmyślnie, zbyt wzburzona tym, co się z nią działo.
Nigdy nie odczuwała tak silnych emocji i nie wiedziała co z nimi zrobić. Jak
się zachować? Czuła, że powinna coś powiedzieć. Ale co? Patrzyła na niego
szklistymi oczami, a Dominik był rozdarty. Z jednej strony irytował się na nią,
że nic nie mówiła, a z drugiej rozczuliła go jej bezradność. Jakże łatwo mógł
nią tej nocy zawładnąć. Walczył przez chwilę z pokusą porwania jej stąd i
zabrania w bardziej odosobnione miejsce. Ale dał spokój, to nie był ten typ
kobiety. Poza tym, to nie było by wobec niej w porządku. Ona zasługiwała na coś
więcej niż pokój w hotelu.
Dotknął dłonią jej policzka, po chwili usłyszał jej szept.
- Chyba nie masz zamiaru publicznie przyznawać się do tego, że
masz jakiekolwiek emocje?
Zmrużył oczy i spojrzał na nią lekko wkurzony. W jej oczach tliły
się wesołe ogniki. Doszła do siebie szybciej niżby się mógł spodziewać i
jeszcze obnażyła jego słabość do niej. Napiął mięśnie i zacisnął szczęki. A
potem się rozluźnił i odparł w podobnym tonie.
- Nie martw się o moje uczucia, a raczej o swoje. Pilnuj się, bo
następnym razem wykorzystam to w bardziej zadowalający mnie sposób.
Zrobiło jej się trochę przykro, bo jak ta głupia gęś przez chwilę
myślała, że to było ich wspólne przeżycie. Tymczasem on jako starszy, chciał
czegoś więcej, taniec i dreszcz podniecenia był dla niego…, niczym.
- Jak ci się to nie podobało, to po co mnie zaciągnąłeś na
parkiet? – powiedziała głosem pełnym wyrzutu, ale i smutku.
„Kobiety! Kto je zrozumie!” – warczał w myślach – „Ona żartuje
jest dobrze, ja żartuje, jest źle”
Miała naprawdę żałosną minę.
- Podobało mi się – zapewnił – bardzo.
I odszedł. Ewa uśmiechnęła się do siebie. „Podobało mu się…” –
pomyślała czując, że radość rozpiera ją od środka.
Robert i Małgorzata
Spędzili bardzo miły tydzień w Alpach, ale Małgorzata podejrzewała
męża, że ten nie odpoczywa jak należy.
- Robercie – zagadnęła – czy mi się wydaje, czy ty pracujesz?
Mężczyzna uniósł głowę znad tabletu i powiedział.
- Skądże znowu, tylko przeglądam strony.
Zajrzał mu przez ramię.
- Raczej pilnujesz chłopaków – powiedziała z przekonaniem –
mógłbyś dać spokój, poradzą sobie.
- Dobrze ci mówić. Krystian miał działać szybko, a jeszcze nie mam
od niego wiadomości, a Dominik…
Małgorzata przerwała mu.
- To, że pilnujesz Krystiana wcale mnie nie dziwi, ale Dominika?
Przecież on jest taki, jak ty?
- Wiem, wiem – zgodził się Robert – ale nie mogłem się
powstrzymać.
Żona zabrała mu urządzenie i wyłączyła.
- Przyjechaliśmy wypoczywać, a nie się martwić. Marsz na narty.
Robert uśmiechnął się ciepło do żony. Poczuł, że ponownie się w niej
zakochuje.
Oskar i Kaśka
Kaśka zdziwiła się, że Oskar ją odwiedził. Nigdy nie dążył do
zbytniego zacieśnienia więzi z nią, ani z Ewą. Jedynie z Danielem miał dobry
kontakt.
Ale skoro przyszedł, to można było go do czegoś wykorzystać.
- Cześć, co cię sprowadza? Dobrze, że przyszedłeś – powitała go.
- Nie wiem, czy mam ci odpowiadać, czy pytać, o co chodzi –
powiedział spokojnym wyważonym tonem.
- Najpierw odpowiedz na pytanie.
Oskar wzruszył ramionami.
- Nudziło mi się w domu, więc przyszedłem.
- Mama coś mi mówiła...
- O czym?
- Że siedzisz w domu i zbijasz bąki, zamiast wziąć się za jakąś
robotę.
Brat parsknął.
- Pewnie chodziło jej, że mógłby pomóc ojcu.
- Nic z tych rzeczy – uspokoiła go siostra – po prostu martwi się,
że nie masz na nic ochoty.
- Mam ochotę – zapewnił – tylko jestem rozdarty między pójściem do
ojca, a zaczęciem własnego biznesu.
- I z tego powodu całymi dniami oglądasz telewizję? Mógłbyś
chociaż zacząć im gotować.
- Nie przyszedłem słuchać kazań – Oskar się zirytował.
- To nie było kazanie, a sarkazm – odparła niezrażona siostra –
ale lepiej mi się przydasz pomagając, niż gadając.
- Co mam zrobić?
- Pojedziesz ze mną na zakupy.
- O nie – jęknął brat.
-Żadne o nie. Ja nie mogę dźwigać, a Andrzej nadrabia robotę i
wraca późno w nocy. Skoro wróciłeś, przydaj się na coś.
- Ale nie będziesz wybrzydzać?
- Nie będę. Jadę na zakupy spożywcze. I jak będziesz dobrym
braciszkiem, to kupię ci zgrzewkę piwa.
- Trzeba było od razu tak mówić.
Justyna
Klama, jak zwykle czekał na nią przy samochodzie. Kiedy zobaczył,
że się zbliża usłużnie otworzył tylne drzwi pasażera. Dziewczyna uśmiechnęła
się lekko pod nosem i wsiadła.
- Dokąd dzisiaj jedziemy? – spytał siadając za kierownicą.
- Jak zwykle do pracy. Mamy nie ma, to muszę robić i za nią. Nie
mam czasu na głupoty.
Klama zaśmiał się cicho.
- Kto by pomyślał. W zeszłym tygodniu kazałaś mi jeździć w takie
miejsca…
- Dlatego teraz muszę wszystko nadrobić.
Nie ciągnęli rozmowy. Justyna zapatrzyła się na budzące się
miasto, a Klama skupił na drodze. Po kilku minutach Justyna ponownie się
odezwała.
- Myślę, że Dominik może cię zwolnić z tej niewdzięcznej funkcji.
- Nie jest tak źle. Cisza, spokój.
- Przecież ty tego nie lubisz?
- A skąd ty to możesz wiedzieć – spojrzał na nią przez wsteczne lusterko. Justyna nic nie
powiedziała, bo to był ten jego dziwny wzrok. Niby żartobliwie kpiący, ale
jednak ostry, jak brzytwa.
- Powiem Dominikowi, żeby cię odwołał. Nie mam w głowie żadnych
głupot – zmieniła temat.
- Jak chcesz – mruknął mężczyzna – ale nie miej zbytniej nadziei
na to, że się zgodzi.
Krystian
Karina nie spodziewała się, że Krystian naprawdę przyjdzie na
wizytę. Tymczasem zjawił na minutę po tym, jak weszła do gabinetu. Wszedł,
jakby nigdy nic i przeprosił za spóźnienie.
Po wizycie Karina była tak zdenerwowała, że aż trzęsły jej się
ręce. A nawet gdyby chciała się szybko uspokoić, to nie mogła, bo Krystian
odwoził ją do domu. Na pewno widział jej stan, ale nie zająknął się na ten
temat ani słowem.
To co dziewczynę wyprowadziło z równowagi, były pytania mężczyzny
do lekarza. Wypytywał o seks. Czy w ciąży można, do kiedy można i jak można.
To było dla niej straszne. A lekarz jak na złość powiedział, że
nie widzi przeciwwskazań, ale żeby uważać.
A teraz Krystian odwoził ją do domu i pewnie wejdzie do niej i
skorzysta z przyzwolenia lekarza. A ona nie chciała, tak bardzo nie chciała.
Wiedziała jednak, że nie może odmówić, bo jeszcze by ją uderzył, a co gorsza
mógł ją pobić, aż by poroniła.
Krystian widział, że Karina jest blada i że trzęsie się jak osika,
ale nie dociekał przyczyny tego stanu. Myślał, że w ciąży tak już jest, że raz
jest dobrze, a raz źle. Bardziej zastanawiał się nad zdjęciami z USG, które
schował do kieszeni i miał zamiar w domu na spokojnie się im przyjrzeć.
Miał namacalny dowód na to, że w Karinie było życie. Słyszał bicie
serca i widział ruchy małego kosmity lub kosmitki. Nie wiadomo było jeszcze, co
z tego wyrośnie. Podjechał pod blok Kariny i spytał.
- Pieniędzy ci starcza?
- Tak.
- Przecież już nie pracujesz?
- Tak, ale mam jeszcze swoje pieniądze, a to co mi dałeś na razie
leży.
Krystian zdziwił się. Dał tylko dwa tysiące. Minęły dwa tygodnie,
a ona nadal je miała.
- Czy ty w ogóle jesz i pijesz?
- Oczywiście – zdziwiła się tym pytaniem – czemu pytasz?
- Bo to dziwne, że jeszcze masz pieniądze.
Zrozumiała. Byli z dwóch światów. Ona od zawsze musiała
oszczędzać. Rodzice nie mieli za dużo pieniędzy, a po szkole średniej musiała
od razu iść do pracy. Z resztą na studia się nie nadawała, wiedziała, że nie
jest w stanie zbyt dużo się nauczyć.
- Bo ja nie wydaję dużo – zapewniła.
- Nie musisz się ograniczać – powiedział.
- Nie ograniczam się, tylko odkąd jestem w ciąży raczej nie wydaję
pieniędzy na imprezy i kiecki. Siedzę w domu. Czasami kogoś odwiedzę czasami
ktoś mnie...
- Kto?! – głos był ostry, jak brzytwa.
- Koleżanki – odparła szybko.
Krystian jakby się uspokoił.
- Mogę już iść? – spytała cicho.
- Możesz – zgodził się.
Skorzystała z przyzwolenia i szybko wysiadła.
Kiedy znalazła się w mieszkaniu, wyjrzała przez okno. Samochód
Krystiana stał nadal. Łzy poleciały jej po policzkach, on może jeszcze tutaj
przyjść. Stała w oknie około 10 minut, po tym czasie mężczyzna spokojnie
odjechał. Usiadła na kanapie i odetchnęła.
Tymczasem Krystian włączył sobie światło w samochodzie i wyciągnął
zdjęcia USG. Przyglądał się im uważnie mrucząc do siebie.
- Tu serce, tu noga. Głowa jak Marsjanin – zaśmiał się. Wybrał
jedno zdjęcie z pliku i ostrożnie oderwał go od reszty. Po czym włożył ten
kawałek do portfela. Nie wiedział czemu to robi, ale czuł tak jakby potrzebę.
Potem włączył samochód i odjechał.
Daniel
Wracał od ojca z biura do domu, kiedy zobaczył Ankę przy Centrum
Handlowym na Wileńskiej. Stała z jakimś chłopakiem i śmiała się z czegoś.
Daniel nie mógł obserwować jej dłużej, bo światła się zmieniły i
musiał jechać dalej. Ale kiedy tylko mógł, od razu się zatrzymał i poszedł w
jej stronę. Wyjął telefon i wybrał numer Anki. Po trzech sygnałach odebrała.
- Tak Daniel? – słyszał radość w jej głosie.
- Widziałem cię na placu przy hali.
- Nadal tu jestem, rozmawiam z kolegą.
Trochę odetchnął, bo niczego nie zataiła.
- To się nie ruszaj, bo właśnie po ciebie idę – oznajmił i się
rozłączył.
Po kilku chwilach miał ją w zasięg wzroku, tak jak i jej
towarzysza. Nadal w najlepsze rozmawiali i śmiali się z czegoś.
Podszedł do nich i powiedział do nieznajomego.
- Kim jesteś?
Kolega Anki spojrzał na niego dziwnie.
- A co cię to obchodzi? – chłopak był równie bojowo nastawiony, co
on. Znaczyło to, że chce obstawiać teren Anki.
- Myślę, że powinienem wiedzieć z kim rozmawia moja narzeczona –
wypalił Jacek i napiął mięśnie twarzy.
Anka przewróciła oczami.
- Dobra koguty, spokojnie – odezwała się, ale oni nawet na nią nie
spojrzeli.
Mężczyźni mierzyli się wzrokiem i widać było, że są gotowi do
walki. W końcu Daniel pierwszy zwrócił się do Anki.
- Nie będziesz się z nim spotykać, idziemy – złapał ją za rękę i
pociągnął w stronę zostawionego na parkingu samochodu.
Dziewczyna nie opierała się, zadowolona że dwóch mężczyzn o nią
walczy. Oczywiście planowała zrobić Danielowi awanturę, ale wewnątrz rozpierała
ją próżna radość kobiety, która miała dwóch rywalizujących ze sobą adoratorów.
- Nie wiedziałem, że w tym kraju można rozkazywać wolnej kobiecie
– usłyszał Daniel tuż za swoimi plecami. Odwrócił się do chłopaka i szybko do
niego podszedł. Był niższy od rywala, ale to mu w ogóle nie przeszkadzało.
- Anka idzie ze mną bo chce, znam ją od lat. A ty spadaj i w duchu dziękuj jej, że za mną poszła, bo
inaczej musiałbym cię zabić.
Facet zaczął się śmiać.
- Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz.
Daniel uśmiechnął się drapieżnie i rozpiął kurtkę. Facet zbladł.
- Masz jeszcze coś do dodania? – spytał rywala. Ten pokręcił głową
– nie zbliżaj się do Anki nawet na odległość kilometra. Bo ja nie muszę używać
broni żeby zrobić ci krzywdę. Wychowała mnie ulica.
Daniel wrócił do stojącej z naburmuszoną miną Anki. Złapał ją za
rękę i poszli.
Po kilkudziesięciu krokach Anka nie mogła dłużej udawać, że się
dąsa. Wybuchła śmiechem.
- Wychowała mnie ulica – parodiowała – nie mogę. Daniel, ale żeś
mu powiedział. Jeżeli ktoś cię wychował to mamunia i inne kobiety… - urwała
widząc jego wzrok.
Zapomniała, że ten Daniel był inny. Nim na serio ostatnio
zajmowała się ulica i widać było tego efekty.
Zadrżała i aż się cofnęła. Przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- Tylko ty możesz sobie ze mnie żartować – mruknął jej w ucho –
poza tym masz rację.
Odsunął ją od siebie. Miała niepewną minę.
- Anka – pogłaskał ją po policzku – co ci się w tej głowie
kotłuje?
Uśmiechnęła się lekko.
- Chciałam ci zrobić awanturę za twoje zachowanie, ale teraz już
chyba nie chcę.
- Dlaczego?
- Bo… sama nie wiem – wzruszyła ramionami – co byś zrobił, gdybym
za tobą nie poszła, tylko się opierała?
Daniel uśmiechnął się szeroko.
- Wiedziałem, że za mną pójdziesz. Przecież mnie kochasz?
- Ale jakbym nie poszła, bo nie podobało mi się twoje zachowanie.
- Po pierwsze, podobało ci się, widziałem to w twoich oczach, a po
drugie poszłabyś chociażby dlatego żeby nie było awantury. A znasz mnie i
wiesz, że nawet jako bawidamek biłem się więcej niż dobrze.
Anka westchnęła.
- Ty nie dopuszczasz myśli, że mogłam się nie zgodzić?
- Dopuszczam – przyznał Daniel – ale po co miałabyś to robić?
„Dlaczego on ją tak dobrze znał?” – złościła się w myślach – „I
skąd on brał ten kobiecy szósty zmysł. Przecież był hetero.”
- A hipotetycznie?
Daniel westchnął.
- Gdybyś nie poszła za mną, to bardzo bym się zdziwił i
stwierdził, że nic o tobie nie wiem. A tamtego bym zabił. Zadowolona?
- Nie żartujesz z tym zabiciem.
- Nie – odetchnął kilka razy i spytał się poważnie – chcesz się
wycofać?
Anka słyszała panikę w jego głosie.
- Nie, no coś ty. Przecież od zawsze wiem kim jesteście, kim ty
jesteś – wspięła się na palce i pocałowała go mocno – tylko ty się liczysz.
Objął ją mocno o oddał pocałunek.
- Ale masz zakaz spotykania się z tamtym.
- Tak jest generale – oboje się roześmiali. Ale Daniela nadal
niepokoiło to, że przez chwilę Anka się go przestraszyła. Nie powinna, nigdy.
Musiał jej to wytłumaczyć. Ale nie teraz, nie dzisiaj.
- Muszę już iść – mruknął jej w ucho.
- Do zobaczenia – pocałowała go w policzek – nie daj się wrogom.
- Nie dam się.
Już mieli się rozstać kiedy jeszcze spytał.
- Rozkręcasz firmę?
- Na razie się byczę, ale pod koniec miesiąca powinnam już mieć
wszystkie papiery.
- Potrzebujesz pieniędzy?
Nie chciała się przyznać, ale poznał po jej zachowaniu, że tak.
Nie zdążyła się odezwać, bo spytał.
- Ile?
Wymieniła sumę.
- Jeszcze dzisiaj będziesz miała ją na koncie.
- Dziękuję.
Rozstali się po kilkunastu minutach, bo szybciej nie umieli.
Komentarze
Prześlij komentarz