Dwa rody - odc.22
Dopiero jak Justyna poleciała z Krystianem do Maroka mogli spokojnie
porozmawiać o całej sytuacji i spróbować ją naprawić. Nie kłócili się,
wiedzieli, że to była ich obojga wina. Jego, bo traktował Justynę, jak
chłopaków, a jej, bo nie mogła zaakceptować faktu, że córka nie potrafi
dostosować się do suchych ram życia i wciąż robi za romantyczkę. Małgorzata
pluła sobie w brodę, że za późno zaczęła z nią rozmawiać. Ale już nikt nie mógł
cofnąć czasu. Na szczęście doszło tylko do połowicznej tragedii. Udało się ją
uratować w jednym kawałku.
- Musimy poszukać nowego domu – powiedziała Małgorzata – Justyna
nie może tutaj wytrzymać.
Robert westchnął, wcale nie uśmiechało mu się opuszczać gniazda,
które razem z rodziną zamieszkiwali od lat. Ale ostatnie dni nauczyły go, co
tak naprawdę jest w życiu ważne.
- Masz rację. Musimy poszukać czegoś nowego. W innej dzielnicy.
Zacisnął szczęki.
- Żeby we własnym domu… - Małgorzata złapała go za rękę i
uścisnęła.
- Niczego nie naprawisz. Możemy tylko ratować co się da.
- Lubię tę posiadłość – mruknął niezadowolony – ale wiem, że Justyna
nigdy tutaj już nie będzie szczęśliwa.
- Obawiam się, że nigdy nie była.
Spojrzał na nią ze smutkiem w oczach.
- Niestety masz rację. Nawaliliśmy – znowu zacisnął szczęki - nawet nie wiem, jakie ma marzenia, co lubi, a czego nie, nic o niej
nie wiem.
- Mnie to mówisz? – Małgorzata otarła łzę z policzka – ja z nią
pracowałam i też niewiele wiem. Nie dałam jej dojść do słowa.
- Nie czas rozdrapywać rany, musimy się poprawić i to w stosunku
do wszystkich naszych dzieci.
Robert zamyślił się, po czym po kilku minutach zaczął mówić, jakby
do siebie.
- U Lipskich to jakoś inaczej wygląda, oni się wspierają. Nawet
Oskara, który ich wystawił do wiatru. A my? A my żyjemy w ułudzie grzeczności i
zasad – skrzywił się brzydko – mam ich dosyć, a ty?
Małgorzata uśmiechnęła się lekko.
- Ja też. Nie wiem czemu tacy się staliśmy? Przecież, jak byliśmy
młodzi, to tyle się działo, tyle robiliśmy zwariowanych rzeczy.
- A potem umarł twój ojciec i musiałem pokazać konkurencji, że
jestem twardszy od wszystkich twardzieli i to się odbiło i na tobie i na
dzieciach – zakończył smutno Robert.
Przytuliła się do jego ramienia.
- Mnie tam z tobą jest zawsze dobrze – zapewniła.
Uśmiechnął się do niej i pogłaskał po głowie.
- Czasami mam wrażenie, że się mnie boisz – przyznał – że kłócisz
się tylko w ostateczności, jak już nie masz wyjścia. A tak to robisz wszystko
żeby mi czasem nie nacisnąć na odcisk. Tak jest, prawda?
- Tak – przyznała cicho.
- A mnie było z tym wygodnie. Baran ze mnie – przyznał i pocałował
żonę w czoło.
- I nie jesteś zły, że spałam ostatnie noce z Justyną? –
niedowierzała. Bo przecież chodził przez całe dnie, jak chmura gradowa.
Myślała, że to przez to.
- Zwariowałaś?– powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową –
zwariowałaś. Jak mógłbym być na ciebie zły?
- Bo przecież zawsze jesteś na mnie zły, jak z tobą nie śpię.
- Gośka! – zdziwiła się, że tak ją nazwał. Tak było wiele lat
temu, a potem tylko- Małgorzato. Teraz stał nad nią trzymając się pod boki.
- Czy ty nie widzisz żadnej różnicy między naszymi kłótniami, a porwaniem
naszej córki? Jak mógłbym być zły?
Przecież cię potrzebowała. Mało tego…! Codziennie, jak idę do pracy, robię wam
zdjęcie. O!
Po czym odwrócił się zawstydzony, że się wygadał ze swojej
słabości.
- Robiłeś nam zdjęcia? Jak śpimy? – Małgorzata była zaskoczona –
dlaczego? Po co?
- Bo jesteście piękne – wiedziała, że słowa z trudem przechodzą mu
przez gardło – i patrząc na nie uświadamiam sobie, jak bardzo was kocham. I że
nawaliłem jako mąż i jako ojciec. Zachwycam się wami i samobiczuję. Dzięki temu
jest mi lepiej.
- Naprawdę tak nas kochasz?
Odwrócił się do niej i warknął.
- Tak! Ale nie zmienię się z dnia na dzień, nie jestem cudotwórcą.
Odpowiedziała bardzo spokojnie.
- Rozumiem, zatem zacznijmy może od zmiany domu.
Objął ją mocno i położył brodę na jej głowie.
- Tak, od czegoś trzeba zacząć.
Po chwili ciszy usłyszał.
- Pokażesz mi te zdjęcia?
- Zapomnij, są moje – odparł.
- No dobra, najpierw dom.
Uśmiechnął się na jej słowa i mocniej przytulił.
Oskar
Zatrzymali się w hotelu w Houston i od razu poszli do restauracji
coś zjeść. Kiedy konsumowali grzanki z serem i popijali je kawą dyskutowali nad
zasadami dalszej podróży.
- Żadnych autostopowiczów więcej – powiedział twardo Oskar.
- Masz rację – przyznała – i żadnych barowych znajomości.
- Tym razem ty masz rację – uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał –
w miejscach publicznych nie rozmawiamy o naszych dalszych planach podróży.
- Unikamy odludnych miejsc, przerzucamy się na bardziej
uczęszczane trasy.
Oskar skrzywił się, odludzia mu pasowały, ale z drugiej strony…
- Dobrze, w tłumie łatwiej zgubić trop.
Dina wyraźnie się spłoszyła. Zauważył to.
- Nie denerwuj się.
- Myślisz, że znowu będą nas śledzić?
- Nie ciebie, mnie. Ale myślę, że zanim zleceniodawca się dowie o
tamtym fiasku minie sporo dni i kto wie, może nasza podróż dobiegnie już końca.
Dina zasmuciła się.
- Nie chcę żebyś wracał do Polski.
- Kto wie – uśmiechnął się szeroko – może nie wrócę?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Zrobię wszystko żebyś został.
- Naprawdę wszystko? – uśmiech Oskara był bardzo szeroki.
- No prawie wszystko – sprostowała.
Pocałował ją i zapewnił.
- Nie musisz się bardziej starać, już jestem przez ciebie
przyszpilony.
- Tak? – zagryzła wargę i spojrzała mu niewinnie w oczy. Gdyby
wiedziała, co się z nim w takiej chwili działo.
- Tak – zdołał wyszeptać.
Podskoczyła ucieszona i uścisnęła go mocno.
- To co? Dalej planujemy?
Chciał jej opowiedzieć o bardziej intymnych planach, ale wiedział,
że ma do czynienia z bardzo porządną dziewczyną i żadne z nich by nie znalazło
jej zgody. Jedyne ustępstwo, na jakie poszła, to zamieszkanie w jednym pokoju,
ale oczywiście z osobnymi łóżkami. Oskar bardzo się z tego cieszył, bo dzięki
temu mógł sobie na nią patrzeć do woli.
Justyna i Krystian
Ulokowali się w hotelu i Krystian od razu wyciągnął siostrę na
spacer po mieście. Justyna nie odzywała się do niego przez cały lot i podróż do
hotelu. Zauważył jednak, że przestała płakać i to go trochę pocieszało.
- Siostra zobacz, fast food nad oceanem – wskazał budynki znanych
amerykańskich tanich restauracji – idziemy na hamburgera?
Skinęła apatycznie głową.
- Przynajmniej wiadomo, co będziemy jeść – zaśmiał się i zatarł
ręce.
- Ja to bym spróbowała czegoś miejscowego – to były jej pierwsze
słowa. Krystian kół żelazo póki gorące.
- Dobrze, to może pójdziemy na tamta ulicę, widzisz? W stronę
Kasby, tam są jakieś miejscowe restaurację.
- Chodźmy – zgodziła się.
Wybrali jedno z wielu miejsc, gdzie większość gości, to byli
mężczyźni. Zamówili rybę i herbatę.
- Słodka – powiedziała Justyna wykrzywiając się – w życiu takiego
ulepku nie piłam.
- Ja też – przyznał Krystian i szybko zabrał się za rybę, która
okazała się całkiem dobra.
- Jak wrócimy do hotelu musimy wypić jakiś alkohol – przypomniała
Justyna.
- Przecież to nie Egipt, zemsta faraona tu chyba nie sięga.
- Ewa mówiła, że sięga.
- Ewa tu była?
- Kilka razy. Mówi, że jest tutaj najpiękniej w świecie.
- Nawet jeżeli miała sraczkę?
Justyna spojrzała na niego z wyrzutem.
- Oj siostra, nie bądź taka delikatna – parsknął Krystian –
każdemu się to zdarza.
- Mamy pić piwo lub wódkę.
- A czemu nie wino?
- Bo po winie niektórzy tez mają sensację.
- To też powiedziała ci Ewa?
- Tak. Mówi, że wypróbowała.
- I co?
- I miała wiesz no… sraczkę.
Krystian roześmiał się w głos.
- Oj siostra, coś czuję, że się ubawimy po pachy.
- Oby – westchnęła i wróciła do konsumpcji ryby.
Andrzej i Kaśka
Pojechali na USG żeby sprawdzić rozwój ciąży i płeć dziecka. Kaśka
śmiała się z niego, że zachowuje się tak, jak przy pierwszej ciąży.
- Co będzie to będzie – mówiła mu.
- Ja chciałbym drugą córkę.
- Ja jak będzie synek, to będziesz niezadowolony?
- Będę zadowolony, ale chcę córkę.
Drzwi od gabinetu otworzyły się.
- Państwo Kryńscy? Zapraszam do środka.
Okazało się, że będzie synek. Kaśka widziała minę męża i aż
parsknęła.
- Weź przestań, bo zacznę podejrzewać, że żałujesz, że będziemy
mieć kolejne dziecko.
- Puknij się w czoło – powiedział – tylko nastawiłem się na
dziewczynkę. Przecież wszyscy wiedzą, że więcej jest dziewczynek niż chłopców.
- Uważaj się więc za szczęściarza, będziesz mieć dwóch na jedną.
- Najważniejsze żeby chłopiec był zdrowy – uciął dyskusję Andrzej.
W ciemności
Dwunastu mężczyzn weszło do wynajętego hotelowego pokoju. Ów był
przedzielony czarną kotarą, zza której usłyszeli głos.
- Witam panowie.
Opowiedzieli grzecznie i czekali na instrukcje.
- Na łóżku po prawej stronie leży spis osób z rodziny Lipskich,
które będziecie obserwować. Macie dobrać się w dwójki i zapisywać ich plan
dnia. W spisie macie miejsca, gdzie możecie ich spotkać. Tam złapiecie trop.
Chciałbym żebyście dla mnie wyłapali miejsca i pory, w których bywają
najczęściej, ale żeby to nie był dom ani miejsce pracy. Może być ulica,
kawiarnia, nie wiem, inwencja należy do was.
Mężczyźni podeszli do łóżka i przez chwilę ustalali, kto kogo będzie
śledził. Kiedy doszli do porozumienia odezwał się jeden z nich.
- Zaliczka.
Z pod kotary wysunęła się walizka, w której było 12 kopert z
pieniędzmi.
- Reszta po robocie. Za dwa tygodnie chce mieć wynik – odezwał się
głos zza kotary – w tym samym miejscu o tej samej porze.
Mężczyźni już wychodzili, gdy tajemnicza jeszcze raz się odezwała.
- Jeżeli stwierdzicie, że wykryli waszą obecność macie się
zamienić z innymi. Jasne?
- Jasne – odpowiedział chór głosów.
Ewa i Dominik
Dziewczyna klęczała na krześle opierała się łokciami o parapet i
przyciskając nos do szyby w biurze Dominika, wzdychała. Mężczyzna wyszedł na
chwilę z Klamą, a ją zostawił bez zajęcia. Pogoda na zewnątrz była cudowna.
Zaczął się grudzień i jak na zawołanie zaczął padać śnieg. Ewa cieszyła się, że
w końcu zniknie szaro bura breja i świat przykryje biały puch. A potem
pomyślała o nartach i wyjeździe w góry. Ucieszyła się na tę myśl i zaczęła
planować, gdzie by wyciągnąć w tym roku rodzinę na święta i urlop. W zeszłym
byli w Alpach austriackich, dwa lata temu Tatrach czeskich, to może w tym roku
pojadą do Norwegii? Tak się zamyśliła, że nawet nie zauważyła powrotu Dominika.
Mężczyzna spojrzał na nią i jej pozę i głośno przełknął ślinę. Ewa wypinała w
jego stronę pupę, którą opinały dopasowane dżinsy.
- Może przestałabyś się tak wypinać i zajęła czymś
konkretniejszym?
Oderwała się od szyby i wyprostowała. Najpierw nie wiedziała o co
mu chodzi, a kiedy zrozumiała, uśmiechnęła się szelmowsko i klęcząc w pozycji
wyprostowanej zakręciła młynka biodrami. Dominik zacisnął pięści, czego nie
zauważyła, gdyż zwróciła uwagę na to, że pociemniał mu wzrok.
- O cholera – mruknęła i wstała.
Dominik ruszył w jej kierunku.
- Ej, zatrzymaj się! – krzyknęła – Klama!
Ten pojawił się jak na zawołanie i od razu zrozumiał sytuację.
- Szefie?
- Wyjdź! – wycharczał Dominik.
- Szefie, to jest córka Lipskich, jest pod naszą opieką –
przypomniał mu nieśmiało Klama i patrząc przepraszająco Ewie w oczy wycofał się
na siłownię.
Dziewczyna chciała dostać się do drzwi prowadzących na zewnątrz
budynku, ale Dominik zagrodził jej drogę.
- Chyba się na mnie nie rzucisz? – spytała cichym głosem.
- Wiesz ile czasu nie byłem z żadną kobietą? – charczał.
- Nie wiem, ale to jeszcze nie powód żeby mnie straszyć – cofała
się aż natrafiła na ścianę.
Już raz tak było, ale wtedy rzuciła mu wyzwanie i się wycofał,
dzisiaj nie miała odwagi. Bo było w jego zachowaniu coś nowego. Wtedy po prostu
się wkurzył, a teraz nie był zły. Targały nim mocniejsze uczucia.
Stanęła spokojnie i ze splecionymi przed sobą dłońmi. Uznała, że
to będzie lepsze niż ucieczka, czy szarpanie się z nim.
Stanął nad nią i położył dłonie na ścianie na wysokości jej
ramion. Słyszała bicie jego serca i przyspieszony oddech. Przełknęła ślinę i
się rozpłakała.
To go wyrwało z tego dziwnego transu.
- No i czego płaczesz – jak zwykle warknął. Ale Ewa schowała twarz
w dłoniach.
- Trzeba było najpierw myśleć! Ja nie jestem z kamienia! –
krzyknął.
Stanęła bokiem i wyglądała tak, jakby chciała wejść w ścianę.
Zaskoczyła go. Przecież normalnie powinna się z nim kłócić i
walczyć, a ona zachowywała się tak, jakby on był potworem. Przecież by jej nic
nie zrobił…, chyba…
- Ewa – delikatnie dotknął jej ramienia, aż się skurczyła. Nie
wiedział czy ma wrzeszczeć na nią, czy wziąć w ramiona. A może obie opcje
naraz?
- Przepraszam – usłyszał jej niewyraźny głos – już więcej nie
będę.
- Ja myślę – oderwał ją siłą od ściany i otoczył ramionami. Była
sztywna jak kij.
- Uspokój się głuptasie – śmiał jej się w ucho.
Ale ona ryczała na całego.
- Ewa dlaczego ty tak płaczesz? – zaniepokoił się.
Owszem widział ją, jak się wzrusza. Po akcji ratunkowej Justyny
też uroniła kilka łez. Ale nigdy nie płakała tak, że aż go serce ściskało.
- Bo ty chciałeś mnie… - łkała – a ja nie chcę tak.
- Nic bym ci nie zrobił – po czym dodał – no może bym cię
pocałował.
Po chwili ciszy usłyszał już jej spokojniejszy głos.
- Nie sądzę. Wyglądałeś na takiego, co wcale nie chciał mnie
całować, tylko zedrzeć ze mnie ubranie i…. – znowu załkała.
- Jesteś stuknięta i chyba naoglądałaś się za dużo sensacyjnych
filmów o niegrzecznych chłopcach – oznajmił.
- Chcę do domu – bąknęła.
- Chyba nie myślisz, że cię oddam rodzinie w tym stanie. Twój
ojciec dałby mi po mordzie.
Wyciągnął z kieszeni chusteczkę do nosa i jej podał. Wysmarkała
nos i oparła głowę na jego klatce piersiowej.
- Przestraszyłam się – powiedziała.
- Zauważyłem.
- Dlatego się popłakałam. Zawsze jak się boję to płaczę.
- Ile razy mam ci mówić, że nic bym ci nie zrobił?
Spojrzała mu w oczy.
- Ja nigdy nie miałam do czynienia z takimi mężczyznami, jak ty.
Moi koledzy zachowują się inaczej. Żartują i są… są – szukała słowa –
spokojniejsi i… – zamilkła widząc jego chmurny wzrok.
- No - zniecierpliwił się –
dokończ co zaczęłaś mówić.
- Grzeczniejsi i lepiej wychowani – ściszyła głos niemal do
szeptu.
Dominik pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Ja nie mam doświadczenia – usłyszał jej przepraszający szept –
nie wiedziałam, że mogłam cię tak mocno sprowokować. Myślałam, że się jak
zwykle pokłócimy, a gdybym tak zrobiła
moim kolegom, to żartom nie było by końca. Już wiem, że z tobą nie można
żartować. Przepraszam.
Stali przez jakiś czas w ciszy. Dominik walczył z myślami, aż w
końcu powiedział.
-To ja przepraszam – powiedział poważnie – masz rację zachowałem
się, jak troglodyta. Ja też nie mam doświadczenia z porządnymi dziewczynami.
Ale proszę cię, nie rób tego więcej, bo ja nie jestem kawałkiem drewna.
- Dobrze – powiedziała już całkiem uspokojona – możesz mnie już
puścić?
- Mogę – niechętnie się odsunął.
- Co dzisiaj robimy? – siliła się na beztroski ton.
- Myślę, że wycieczka w miasto będzie najlepszym rozwiązaniem.
Musimy się spotkać z kilkoma ludźmi.
- Pójdę do łazienki i doprowadzę się do porządku – znikła, a on
wypuścił wstrzymywane powietrze i z całej siły uderzył pięścią w krzesło.
Przebił je na wylot raniąc sobie rękę.
W drzwiach pojawił się Klama.
Dominik rzucił mu połamany przedmiot.
- Wynieś to, tylko tak żeby nie widziała.
- Szefie, ale krew ci leci.
- Zaraz przestanie – zapewnił go.
Kiedy zaufany zniknął, Dominik tym razem przyłożył pięścią w blat
stołu. Kiedy zobaczył, że drewno jest wystarczająco mocne, uderzył w nie
jeszcze kilkakrotnie.
Nie wiedział, że Ewa stanęła w drzwiach i z przerażeniem
obserwowała co robi.
Klama podszedł do niej i szepnął.
- Zostawmy go. Lepiej niech trochę ochłonie. A na przyszłość
pamiętaj, że to wybuchowy gość.
- Zauważyłam – wzdrygnęła się i poczuła nagłą potrzebę
porozmawiania z rodzeństwem, ale wiedziała, że to musi poczekać.
Wsiadła na tylnie siedzenie samochodu, Klama usiadł za kierownicą,
przez jakiś czas czekali na Dominika. Kiedy usiadł koło niej, miał
zabandażowaną jedną rękę, a na drugiej sine wybroczyny.
- Jakieś pytania? – spytał widząc jej przerażony wzrok.
- Nie – odparła szybko.
- To dobrze – odparł i zwrócił się do Klamy – na Marszałkowską.
Zocha
Po wieczorze i wspaniałej nocy z mężem wstała w południe i chciało
jej się śpiewać. Wyskoczyła z łóżka, jak młoda gazela i zatańczyła podśpiewując
pod nosem.
- Życie, jest czadowe, na, na, na, na – zaśmiała się do siebie.
Skąd jej przyszła do głowy taka piosenka? Skąd ją zna? Przypomniała sobie, że
oglądała z wnukami „Lego przygodę”, więc zaśpiewała na całe gardło jeszcze raz
– Życie jest czadowe, wszystko w dechę jest, gdy drużynę swą masz, życie jest
czadowe, instrukcje dobrze znasz…
Roześmiała się. Czuła się tak młodo, tak pełna życia i pasji. Co
ten mąż z nią robił. Ubrała się w szlafrok i weszła do swojej pracowni.
- To dobry dzień na rozpoczęcie wiekopomnego dzieła – mruknęła do
siebie - Życie jest czadowe, na, na, na, na.
Justyna
Krystian starał się ją rozerwać na wszystkie możliwe sposoby.
Wyciągał ją na wycieczki fakultatywne, na długie spacery. Zmusił ją nawet do
pieszej wycieczki na Kasbę w Agadirze. Jechała na wielbłądzie i dała się
okadzić mnichowi muzułmańskiemu. Doceniała starania brata, tym bardziej, że
bardzo uważał żeby przy niej nie podrywać żadnych dziewczyn.
Ale po kilku dniach powiedziała mu żeby poszedł się gdzieś
zabawić, a ona zostanie w pokoju hotelowym. Kiedy zgadł, że będzie płakać
odparła, że musi się wypłakać i żeby jej na to pozwolił.
I kiedy Krystian zamknął za sobą drzwi ona rzuciła się na łóżko i
ryknęła sobie porządnie. Było jej tak źle. Miała złamane serce, została
oszukana. Po raz pierwszy w życiu się zakochała i do tego tak pechowo. Dała się
wkręcić na bajer dla nastolatek. A ten padalec, ten padalec…, nie żył.
Poczuła ciężką kulę w brzuchu. Nie żył przez nią. Chciała czuć
satysfakcję, ale jedyne co czuła, to ogromne wyrzuty sumienia. Ewa powiedziała
by jej pewnie żeby się nie wygłupiała, że on sam się o to prosił. Ale Ewy tutaj
nie było, a on nie żył. Zadzwoniła do recepcji i zamówiła sobie alkohol. Na
trzeźwo to wszystko było nie do przyjęcia.
Ewa, Kaśka i Daniel
Kiedy w domu zastała w salonie Kaśkę i Daniela z ulgą opadła na
kanapę i chlipnęła.
- On mnie wykończy.
- Dwa zero dla niego – powiedział Daniel i mrugnął do Kaśki.
- Co wy wyprawiacie? – powiedziała Ewa zaciekawiona i nagle
zapomniała, że miała się znowu rozpłakać.
- Liczymy wam punkty. Na razie Dominik prowadzi – oświecił ją
brat.
- Jakie punkty?
- Naszym zdaniem on się w tobie kocha i nie może się bez ciebie
obejść – powiedziała Kaśka – a że ty jesteś oporna na wiedzę, a on honorowy,
więc dochodzi między wami do spięć. Jak na razie, to on wygrywa. Chyba, że
chociaż raz doprowadziłaś go do szału.
Ewa skrzywiła się i pociągnęła nosem.
- Dzisiaj – przyznała się.
- Czyli dwa jeden – powiedziała Kaśka wesoło, ale widząc minę
siostry spoważniała – co ci zrobił?
- Nic mi nie zrobił – jęknęła Ewa i opowiedziała im zdarzenie z
rana – potem było w miarę normalnie, ale cały czas miałam wrażenie, że siedzę
przy tykającej bombie.
- Mówisz, że naparzał gołymi rękoma w biurko? – dopytywał się
zafascynowany Daniel.
- Tak. I teraz ma sine dłonie. Przeze mnie – znowu się popłakała –
ja nie chcę tam jutro iść.
- Obawiam się, że jak się nie zjawisz, to on znowu po ciebie
przyjedzie – powiedziała Kaśka.
- Moim skromnym zdaniem bawidamka – powiedział wesoło Daniel – ten
koleś oszalał na twoim punkcie.
- A moim zdaniem on ją kocha – uśmiechnęła się Kaśka – gdyby tak
nie było, to by się nie pohamował.
- A ja nie wiem, o co mu chodzi – poskarżyła się Ewa – raz jest
miły i opiekuńczy, potem warczy, a potem chce mnie mieć przy sobie, a potem
warczy, a potem znowu mu odbija i ma jakieś żądze wobec mnie, a potem znowu
mnie przytula.
- Bardzo dużo tych „potem” – śmiała się Kaśka.
- Tak serio – odezwał się Daniel dziwnie poważnym tonem – to ten
facet najbardziej walczy nie z tobą, a ze sobą. Podobasz mu się, a on sam nie
chce się przed sobą do tego przyznać. Takie jest moje zdanie. Z tym, że jest
mądrzejszy i dużo bardziej doświadczony niż ty, czy ja i z pewnością szybciej
się z tym upora, a wtedy…
- Tam, tam, ta ra ra, tam, tam, tam – Kaśka odśpiewała marsz
weselny, a Ewa zbladła.
- Nigdy – powiedziała głucho.
- Nie ściemniaj, też ci się podoba – szturchnął ją Daniel w bok –
inaczej nie dałabyś się wynieść z domu w piżamie. Znamy cię i wiemy, że jak
czegoś nie chcesz, to nie dasz sobie w kaszę dmuchać.
Ewa ponuro patrzyła w wesołe twarze rodzeństwa.
- Macie rację – wybuchła i wstała z kanapy. Zaczęła robić kółka po
pokoju – tylko on jest taaaaki wielki i ma taaakie łapska i jest taaaki silny.
- I zjadł baaaabcie – zawtórował jej Daniel.
- Jaką babcię? – zdziwiła się Ewa.
- Żadną, ale mówisz o nim, jak o jakimś wilku z „Czerwonego
Kapturka.”
Zamachała rękoma.
- Bo jest przerażający.
- Ale pewnie dobrze się czujesz w jego ramionach – powiedziała
Kaśka.
- Skąd wiesz? – Ewa była zaskoczona.
- Bo co chwilę się obejmujesz i masz rozmarzony wyraz twarzy.
Czyli wcale nie jest taki przeeerraaaaażający!
- Masz rację, jak mnie obejmuje to nie – przyznała Ewa i od razu
się zawstydziła swojego wyznania.
- Oj siostra – Kaśka wstała i ją objęła – ty po prostu się w nim
zakochałaś.
Komentarze
Prześlij komentarz