Dwa rody - odc.28
Ewa, od rozmowy z siostrą nie mogła się uspokoić, bo zdała sobie
sprawę z tego, że ona miała rację. Że jest za późno na wycofanie się, że nie
będzie mogła oczekiwać od Dominika żadnych cieplejszych uczuć, że nie będzie
mogła się sprzeciwić jego woli.
- Ewa? – nawet nie zauważyła, jak wstał zza biurka i do niej
podszedł. Odsunął papiery, którymi się zajmowała i usiadł obok niej na kanapie
– co się dzieje?
- Nic – zachrypiała.
- Płaczesz.
- Nie płaczę – zaprzeczyła, mimo że kilka zdradzieckich łez
popłynęło jej po twarzy.
- Właśnie widzę – mruknął niezadowolony.
- Nie martw się, nie będę ci się zwierzać. Możesz sobie wracać do
pracy.
Nie ruszył się, tylko patrzył na nią uważnie. Ewa zaczęła się wić
jak piskorz po jego wzrokiem. Odwróciła głowę i zaczęła przekładać papiery
leżące na stole.
- Natychmiast przestań – warknął.
Posłusznie porzuciła to zajęcie i skuliła się chowając głowę w
ramiona.
- Powiedz mi, co się dzieje? – silił się na spokojny ton, ale
wiedział, że jak ona powie teraz coś głupiego albo w ogóle nic nie powie, to
zacznie nią potrząsać.
- Nie chcę takiego życia – powiedziała cicho.
Mężczyzna zrobił kwaśną minę, zapowiadało się, że będzie z niej
wyciągał zdanie po zdaniu. Ale jednak nie, Ewa postanowiła wyrzucić z siebie
wszystko.
- Nie chcę być terroryzowana twoim charakterem. Nie chcę żebyś nie
okazywał mi uczuć. Nie chcę żebyś był zimnym draniem. Nie chcę żebyś był
pępkiem świata, któremu ja będę musiała usługiwać. Nie chcę być traktowana jak
przedmiot. Chcę żebyś choć trochę przypominał mężczyzn z romansów. Żebyś sobie
wojował z całym światem, ale żebyś był dla mnie dobry i miły i żebyś się o mnie
troszczył – rozpłakała się na dobre.
Dominik z wrażenia zapomniał języka w gębie. To otwierał, to
zamykał usta. Nie wiedział, czy się śmiać, czy krzyczeć. A co najgorsze, nie
miał zielonego pojęcia jacy są faceci z romansów. Ale jedno go cieszyło, w
końcu wiedział na czym stoi. Ewie na nim zależało.
- Będziesz teraz naparzać w stół? – spytała niewyraźnie, bo zakryła
dłońmi twarz.
- Ciebie będę zaraz naparzać – powiedział. Poderwała głowę i
spojrzała na niego zaniepokojona – co to w ogóle ma znaczyć?! Skąd ci takie
głupoty przyszły do głowy?
- To nie głupoty, a prawda. Wszyscy tacy jesteście. I Daniel i
Oskar i Krystian i ty. Panowie świata.
- Sama to wymyśliłaś? – wkurzył się.
- Nie. Rozmawiałam z Kaśką. Przyszłam się do niej poskarżyć, jak
to mnie porzuciłeś na parkiecie, a ona mi na to, żebym cię nie zraniła. A
potem, że sama wiem, jacy są faceci ze światka i że nie mam co oczekiwać od
ciebie uczuciowych fajerwerków i że tylko w romansach groźni faceci są pełni
gorących uczuć do swoich wybranek serca. I kazała mi te książki wyrzucić –
zaszlochała – a ja bym chciała żeby było romantycznie.
Po raz drugi Dominik zaniemówił. Jak się Ewa rozkręciła, to
niemalże storpedowała go ilością uczuć i nadziei.
- Nie wytrzymam – buczała – nie jestem twardzielką, tylko taką
udaję. I wcale nie chcę płakać, nie znoszę płakać. Wolę się śmiać. I po co mnie
pytałeś? Za kilka dni by mi przeszło.
Wstała, ale momentalnie usadził ją w miejscu. Spojrzała na niego
wojowniczo. On odetchnął kilka razy.
- Nie walcz ze mną – poprosił.
- Bo co? Bo nie wygram? – burknęła.
- Nie, bo nie ma takiej potrzeby – pogłaskał ją po policzku – i
powiedz mi coś więcej o tych facetach z babskich książek, bo nie wiem czy
wiesz, ale ja nie czytuję romansideł.
Ewa wysmarkała nos, a drugą chusteczką wytarła oczy.
- Przytulają – powiedziała i od razu znalazła się w jego
ramionach.
- Czy tak?
Skinęła głową zaskoczona jego zachowaniem.
- I co jeszcze?
Nagle doszło do niej, do czego to może doprowadzić. W każdej z
tych durnych książek zaczyna się od przytulania, a kończy na łóżku.
- Prawią komplementy? – spróbowała wybrnąć z sytuacji.
- Jesteś piękna nawet z czerwonym nosem – powiedział i czuł, że
zaczyna go ta sytuacja bawić. Ewa nie odpowiedziała, więc nachylił się do jej
ucha i szepnął.
- Może prawią czułe słówka? – oddech łaskotał ją w ucho.
Przytaknęła. Zbliżył usta, to jej ust – a potem całują?
Musnął lekko jej wargi, jednocześnie przyciągając ją mocniej do
siebie.
- Tak! – wykrzyknęła – zgadza się, a potem się kochają
gdziekolwiek by nie byli! Ale ja bym raczej pozostała przy przytulaniu i
komplementach!
I chciała się wyrwać z jego objęć.
Dominik zaśmiał się cicho.
- Uważaj na swoje marzenia, bo mogą się spełnić - pocałował ją
lekko w usta.
Ewa była sztywna jak kij. Dominik zaczął się śmiać.
- Uspokój się, nie mam zamiaru zdzierać z ciebie ubrania, w końcu
jesteśmy w pracy – a kiedy to nie poskutkowało parsknął – twoja siostra ma
rację, nie czytaj więcej romansów, bo tak naprawdę nie tego u mnie szukasz.
Ewa zawstydzona wtuliła twarz w jego ramię. Pogłaskał ją po
włosach i pocałował w czubek głowy. Potem powiedział całkiem poważnie.
- Zapewniam cię, że z moimi uczuciami jest wszystko w porządku,
ale w odróżnieniu od twoich wymyślonych przez sfrustrowane paniusie
chłoptasiów, szanuję cię i nie będę wykorzystywał twojej słabości dla własnej
podniety. A wiem, że mógłbym. Zdałem sobie z tego sprawę na balu, dlatego
odszedłem.
Nie wiem, gdzie się uchowałaś, ale twoja niewinność powala mnie na
kolana, dlatego czasem jestem szorstki, bo nie chcę jej wbrew tobie zniszczyć.
Jakbym był twoim równolatkiem, pewnie bym się nawet nie
zastanawiał, ale jestem straszy i hormony mnie aż tak bardzo nie popędzają.
Cieszę się twoją obecnością i tym, że czasami ci dokuczam i tym, ja na mnie
reagujesz. A na resztę przyjdzie czas i miejsce. To ty decydujesz.
Ewa postanowiła już nigdy więcej nie spojrzeć mu w twarz, bo czuła
że płonie ze wstydu. Nagle zdała sobie sprawę, że jednak wolała, kiedy nie
okazywał jej uczuć, bo jak zaczął, to nie umiała sobie z tym ogromem poradzić.
Lekko nią potrząsnął.
- Żyjesz? – śmiał się – czy już się udusiłaś wciskając tak twarz w
moje ramię?
Wymruczała coś niewyraźnie.
- Rozumiem, że już nigdy się ode mnie nie oderwiesz?
- Przerosło mnie to – usłyszał.
Siedzieli tak przez dłuższy czas przytuleni, oboje musieli
ochłonąć.
Ewa uniosła głowę i napotkała jego wzrok. Z powrotem przytuliła do
niego twarz. Zmusił ją żeby się wyprostowała i spojrzała na niego. Była
zawstydzona.
- Nie. Z tobą nie można się nudzić – powiedział i delikatnie ją
pocałował.
Nieśmiało oddała pocałunek. Po chwili zaśmiała się, nadal lekko
zawstydzona. On również się uśmiechnął.
Niestety ich intymną chwilę przerwał telefon od Roberta.
Dominik niechętnie oderwał się od Ewy. Skoro już ją miał w
ramionach, chciał żeby tam pozostała, jak najdłużej.
Przez chwilę rozmawiał z ojcem, a potem powiedział.
- Jedziemy, praca wzywa nas w teren.
- A co… – pisnęła i odchrząknęła – a co mamy robić?
- Ty masz robić. Trzeba podpisać kontrakt, a facet ciebie
zapamiętał, jako tą która negocjowała. Także zbieraj się.
Wstała i lekko się zachwiała, co wywołało uśmieszek zadowolenia u
Dominika. Nie skomentowała, nie była w stanie ponownie stanąć z nim w szranki.
Kiedy wyszli z budynku, Dominik objął ją mocno i pocałował w
policzek, a potem w czoło.
- Nareszcie jest tak, jak powinno – i wziął ją za rękę.
Krystian
Przyjechał do Kariny, ta słysząc jego głos w domofonie, wpuściła
go natychmiast. Potem krążyła niespokojnie po mieszkaniu, aż usłyszała dzwonek.
Kiedy tylko zobaczyła jego wzrok, wiedziała po co przyszedł.
Myślała gorączkowo, co zrobić, czym go zająć żeby tylko jej nie
dotknął.
Ale próżne były jej
starania, mężczyzna był po pełnej adrenaliny pracy dla ojca, musiał znaleźć
jakieś ujście. A po co miał się uganiać za jakimiś nowymi laskami, jak miał pod
ręką Karinę. Zdążyła mu tylko przypomnieć.
- Pamiętaj, że jestem w ciąży – nie miała odwagi się sprzeciwić.
Krystian kiedy dotknął jej brzucha znieruchomiał. To było dziwne
uczucie, kiedy pamięta się inny układ ciała, a teraz znajduje się inny.
- Połóż się na plecach – polecił.
Spełniła jego prośbę. Uniósł się na ramieniu i lekko gładził jej
spory już brzuszek. Karina drżała.
- Nic ci nie zrobię – warknął wyczuwając jej strach.
Nagle na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie.
- Ono się rusza – dziwił się.
- Od kilku dni, rzeczywiście czuję ruchy. Jest coraz większe –
przyznała.
Położył się na boku, ale nie przestawał dotykać jej brzucha. To było pierwsze normalne zachowanie
Krystiana od bardzo, bardzo długiego czasu.
- Trudno mi uwierzyć, że przy seksie nie stanie mu się krzywda –
powiedział do niej – chociaż wiem, że lekarz powiedział, że nie ma
przeciwwskazań.
Nie odpowiedziała.
- Poza tym to jest trochę dziwne. Ty i ja i ono trzecie.
Położył się na plecach i zapatrzył w sufit. Po czym wstał.
- Muszę to gdzieś załatwić, ale nie z tobą. Jakoś wydaje mi się to
nie porządku wobec dziecka.
Ubrał się i wyszedł. Karina odetchnęła. Z drugiej strony miała
świadomość tego, że poszedł na panienki i że on mógł, a ona…
- A czy to było w porządku wobec mnie? – szepnęła sama do siebie.
Ona była w ciąży i musiała zrobić wszystko żeby przetrwać, nie
mogła narażać się na jego gniew. Nie mogła, a nawet nie śmiała wymagać.
- To niesprawiedliwe – mruknęła do siebie.
Daniel
Miał wolne popołudnie, więc nie mówiąc nikomu wymknął się na
zakupy.
Wcześniej był u Anki na herbacie i kiedy nie widziała, zwinął jej
jeden z licznych pierścionków. Tak uzbrojony wyruszył na poszukiwanie idealnej
biżuterii na zaręczyny. Wybór nie był trudny, jako znawca kobiet od razu
wiedział, co Ance będzie się podobać. Problem polegał na tym, że w żadnym z
odwiedzanych jubilerów nie znalazł tego, czego szukał. Anka nie lubiła
klasycznego złota, więc musiał szukać w białym
lub platynie, które bardziej do niej pasowały. Niestety sprzedawcy
przedstawiali mu jakieś koszmary rodem z bazarów. Nie chciał gigantycznych
kamieni, ani mikroskopijnych kamyczków, a nic pośredniego nie było. Zaśmiał się
sam z siebie, że myślał, że mu łatwo pójdzie. Będzie musiał poszukać w Internecie,
tam przecież było wszystko.
Justyna
Klama towarzyszył jej w poszukiwaniu sali bankietowej na kolejny
raut dla pracowników i współpracowników firmy Małgorzaty. Miejsce miało być
zadbane, żadnego koszmarku wciśniętego między bloki ani budynki firm. Miało być
dużo terenu, ale w mieście.
- Moja matka, ma chore wymagania – mruknęła Justyna i wysiadła w
miejscu, które mogło się spodobać pani Kryńskiej.
Duży dworek otoczony sporym podwórkiem. Była tam część do
odpoczynku (jak było ciepło) oraz parking dla gości. A wszystko oplatał wysoki
płot z żelaznych prętów. W sąsiedztwie znajdowały się duże podwórka z domkami
jednorodzinnymi, co dawało poczucie estetyki i harmonii.
Justyna złapała za klamkę przy furtce. Ta nie ustąpiła.
Klama odsunął ją delikatnie na bok i pociągnął skrzydło furtki do
siebie. Ta bez zgrzytu otworzyła się.
- Kto tak głupio to montuje – parskała Justyna – przecież powinna
otwierać się do wewnątrz.
- Może nie pomyśleli – Klama uśmiechnął się, a Justyna poczuła, że
robi jej się ciepło. Szybko odwróciła głowę i odchrząknęła.
- Idziemy?
Przepuścił ją przodem, a ona nawet nie zaszczyciła go wzrokiem.
Mężczyzna szedł za nią i się uśmiechał.
Wewnątrz było równie pięknie. Gustowne stoły, stonowane kolory,
umiarkowana ilość bibelotów spodobały się Justynie, a i Klama wyraził swoją
aprobatę. Dziewczyna jednak musiała go na chwilę zostawić żeby dogadać z
właścicielką szczegóły wynajmu.
Tymczasem Klama krążył niedaleko i nawet nie zdawał sobie sprawy,
że Justyna wciąż wodzi za nim wzrokiem. Na szczęście miała podzielną uwagę,
więc nie przeszkadzało jej to w negocjacjach.
Kiedy wracali do biura Małgorzaty, Klama spytał.
- I jak? Dogadane?
- Tak.
- A kiedy ten bankiet?
- Za dwa tygodnie.
- A ja mógłbym przyjść?
Justyna zdziwiła się tym pytaniem. To był zaufany. Nie powinien
się pchać na rodzinne imprezy. Ale z drugiej strony, to nie była rodzinna
impreza a firmowa. A poza tym on był zaufanym jej brata, więc z firmą matki nie
miał nic wspólnego.
- Oczywiście – powiedziała z przekonaniem – jeżeli tylko
interesują cię spotkania sztywnych ludzi w garniturach popijających wino i
jedzących koreczki.
Mężczyzna zaczął się śmiać.
- Nie interesują mnie. I nie martw się, żartowałem. Znam swoje
miejsce i wiem skąd do was przyszedłem.
- Właśnie, skąd?
Klama się nachmurzył i zacisnął szczęki.
- Przepraszam – powiedziała cicho – nie powinnam pytać.
Odetchnął i powiedział spokojnym tonem.
- Ja się nie gniewam, tylko po co mówić o złych rzeczach, do tego
przeszłych. Cieszmy się chwilą bieżącą, tylko to jest ważne.
I nie powiedział więcej ani słowa. Justynie było trochę głupio, bo
przecież sama nie chciała wracać do tematu Mohara, a być może Klama też miał
takiego zdradzieckiego Węgra w życiorysie.
Kiedy się rozstawali Justyna powiedziała ze skruchą.
- Przepraszam, że wciąż strzelam gafy i mówię coś
nieodpowiedniego. Nie robię tego specjalnie.
- Wiem – uśmiechnął się do niej – dlatego ci wszystko wybaczam.
- Dziękuję.
Zaczęła odchodzić, ale złapał ją za dłoń. To było dla niej szokiem,
ale nie wyrwała ręki.
- Tylko tobie – puścił jej rękę i wsiadł do samochodu. Po chwili
zniknął za zakrętem.
Justyna jeszcze przez kilka chwil stała w drzwiach do firmy i
próbowała to wszystko zrozumieć.
Robert i Małgorzata
Leżał wieczorem w łóżku i gapił się w sufit. Czuł się zmęczony.
Niby nic mu nie było, ale zaczął odczuwać spadek formy w biznesie, męczyły go
spotkania i negocjacje. Wieczne napięcie spowodowane taką formą działalności a
nie inną, też dawały o sobie znać w postaci bólu w klatce piersiowej czy
drętwienia ramienia. Do tego sprawa Justyny, jakoś go przybiła. Małgorzata
zapewniała go, że wszystkim na dobre to wyszło… Niby tak, ale powinien ją
uchronić. W końcu od tego są ojcowie.
Poza tym spodobało mu się na wakacjach. W końcu nie pracował i
poświęcał czas żonie, a ona kwitła.
- O czym myślisz? – Małgorzata dołączyła do niego w łóżku.
- O tobie – spojrzał jej w oczy i się uśmiechnął.
- O mnie – rozpromieniła się – a czym sobie zasłużyłam.
- Tym, że jesteś – wyciągnął do niej rękę, a ona z ufnością
rzuciła się w jego ramiona.
Później leżeli przytuleni do siebie.
- O czym myślisz? – zapytała ponownie Małgorzata.
- O tym żeby przekazać wszystko Dominikowi i Krystianowi i prysnąć
z tobą na koniec świata.
Zaśmiała się.
- Żartujesz.
- Mówię poważnie.
- A co z Justyną?
Robert pomyślał przez chwilę.
- Poczekamy aż wyjdzie za mąż i wtedy przekażę firmę chłopakom, a
potem pryśniemy.
Małgorzata ułożyła się wygodnie w ramionach męża.
- A ja chciałabym być babcią. Wszystkie moje koleżanki już nimi
są.
- No to miejmy nadzieję, że Justyna szybko sobie tego męża
znajdzie.
- Albo Dominik ożeni się z Ewą.
- A Krystianowi co przypadnie? – zaśmiał się Robert.
- Kawalerskie życie. On nie powinien się żenić, nie jest w stanie
się ustatkować i być wierny – orzekła całkiem trzeźwo Małgorzata.
- A gdyby jednak?
- Pozostaje nam tylko współczuć jego przyszłej żonie. Zrobiliśmy
wszystko co w naszej mocy, niestety on się wdał w mojego dziadka od strony
matki. Latawiec, który narobi sobie dzieci i z żadnym nie będzie utrzymywać
kontaktów. Ot co!
- Jeżeli mam być szczery, to wdał się również w mojego ojca. Sama
wiesz, że jestem nielegalnym dzieckiem.
- Ale za to wspaniałym mężem i ojcem – cmoknęła go w policzek.
- Niech te nasze dzieci w końcu się ustatkują, bo czuję, że czas
to wszystko zostawić i udać się w drogę, tylko dla nas dwojga.
- Powiem im to, może coś z tym zrobią – obiecała Małgorzata.
- Ani mi się waż – pogroził jej palcem.
- I tak im powiem – ziewnęła i usnęła przytulona do jego boku.
Robert jednak nie mógł zasnąć.
Oskar
Usłyszał telefon, spojrzał na wyświetlacz, numer nic mu nie mówił.
Odebrał i odezwał się oschłym głosem:
- Słucham?
Przez chwilę nikt nie odpowiadał, słyszał tylko przyspieszony
oddech.
- Spadaj zboczeńcu – warknął i się rozłączył.
Po chwili znowu zabrzęczała komórka, widząc ten sam numer, nie
odebrał.
Poza tym śpieszył się, ponieważ miał z ojcem oglądać lokale, które
nadawałoby się na biuro.
Zocha i Kaśka
Matka wyciągnęła córkę z domu i porwała do kina. Dzieci zostały z
Ewą i Oskarem.
- Mamo, dlaczego wyciągasz mnie z domu? – jęczała córka w drodze
do Centrum.
- Bo się zasiedziałaś.
- Ale ja mam co robić. Mam dwójkę dzieci i męża. Piorę im, gotuję.
- Tak wiem, sprzątasz i usługujesz. Dosyć tego!
- Mamo?!
- Jak ich przyzwyczaisz do tego, to ani się spostrzeżesz, a
będziesz służącą nie do zastąpienia. Nie to, że nie będą cię kochać. Ale będzie
tak, że wszyscy będą mieli coś do roboty poza domem, a ty będziesz kisnąć w
kuchni i czekać na ich powrót.
- Mamo?!
- Co mamo?
- Jestem w zaawansowanej ciąży, nie przyszło ci do głowy, że może
mi się nie chcieć?
- Nie, nie przyszło mi. Ciąża, to nie choroba, chwila relaksu
dobrze ci zrobi.
- Ale ja nie narzekam.
- Ale będziesz.
- Mamo?!
Zocha zahamowała, zatrzymała się na pierwszym lepszym miejscu do
parkowania i spojrzała na córkę.
- To jak będzie, jedziemy do kina, czy wracamy.
Kaśka zastanowiła się przez chwilę. Rzeczywiście od dłuższego
czasu nie wyściubiła nosa dalej niż do rodziców. Nigdzie z Andrzejem nie
bywali, a nawet do przedszkola dzieciaki odwozili wszyscy tylko nie ona.
- Masz rację, jedźmy na film. Ale to ma być komedia.
- Nie myślisz chyba, że zabrałbym cię na dramat – parsknęła Zocha
i ponownie włączyła się do ruchu.
Daniel
Zadzwonił do drzwi Anki. Ta otworzyła mu niemal natychmiast i
rzuciła się na szyję.
- Czy ty uważasz, że zawsze mnie zastaniesz? – śmiała się –
przecież mogłam gdzieś wyjść.
Przez dłuższą chwilę Daniel nie odpowiedział, zajęty o wiele
przyjemniejszą czynnością, czyli całowaniem stęsknionej dziewczyny.
- Wiedziałem, że jesteś, bo świeciło się światło. Gdybym zobaczył
ciemność, to bym nie wchodził.
- Często sterczysz pod moim domem? – pytała.
- Codziennie – powiedział poważnie, ale widząc jej minę parsknął
śmiechem – przypadkiem przejeżdżałem.
Anka ugościła go piwem i chipsami.
- Masz szczęście, że byłam dzisiaj na zakupach – powiedziała
siadając koło niego i przytulając się do jego boku.
Nagle wyprostowała się i wydukała.
- Co ci jest?
Daniel przez chwilę nie rozumiał o co jej chodzi, aż w końcu
spojrzał na co ona patrzy. Miał spuchnięte knykcie, do tego w kolorze fioletowo
sinym.
- A, to – odparł beztrosko – treningi na bossa.
- To nie jest śmieszne – odparła – po co się bijesz?
- Dla wprawy – rozparł się na wersalce – dla pokazania swojego
miejsca, dla prestiżu.
- Głupie – parsknęła i patrzyła na niego niezadowolona.
- No co? – spytał.
- Nic, tylko mówię, że to głupie.
- Może i głupie, ale potrzebne. Nie mogę być słaby. Nie jestem
rozmiękłym kolesiem.
- Ale byłeś – mruknęła.
- O nie, nigdy nie byłem rozmiękły. Szanuję kobiety i nie dałbym
żadnej zrobić krzywdy, dlatego uchodziłem za pantoflarza, ale sama wiesz, że
nigdy nie uchyliłem się od bijatyki. Z tym, że teraz gram o najwyższą stawkę, o
uznanie mnie jako prawej ręki ojca. I to nie wśród jego wrogów, a wśród jego
ludzi.
- Dziwne to wszystko – powiedziała smutno i lekko pogłaskała sine
ślady.
Skrzywił się.
- Bardzo ci tak dobrze – odparła.
Daniel wziął ją w ramiona.
- A jakby ci przyszło uderzyć kobietę? – zapytała niż gruszki ni z
pietruszki.
- Nie biję kobiet – warknął.
- Nie mówię o normalnych, tylko z gangsterskich szeregów.
- Nie biję kobiet.
- A jakby one zaczęły cię bić.
Daniel wzruszył ramionami.
- Zrobiłbym wszystko, żeby nie uderzyć.
- Czyli, że…
- O nie, nie. Nie wkręcisz mnie w to. Nie bije kobiet i nie
zamierzam. Laski z gangsterki mogą to wykorzystać, ale uwierz mi, można pokonać
kobietę nie bijąc jej.
- A jak?
- Nie chcesz wiedzieć – potarł swoim policzkiem, po jej policzku.
- Chcę.
- Mam ci zademonstrować?
- Tak.
- Nie – Anka wylądowała pod nim – mogę tylko pokazać, jak ciebie
obezwładniam.
- Nie uda ci się – powiedziała niby oburzona Anka.
- A założymy się?
- Dobrze, o co?
- Kto przegra, stawia kino.
- Za mało motywacyjnie – śmiała się dziewczyna.
- To sama coś wymyśl.
Anka zamiast odpowiedzieć, uniosła głowę i pocałowała go.
Ewa i Justyna
Przyjaciółki spotkały się w pubie w na Starówce. Klama, który je
przywiózł siedział trzy stoliki dalej, popijał kawę i czytał gazetę.
W zasadzie nie był im do niczego potrzebny, ale Dominik nadal
kazał mu pilnować siostry, a więc wywiązywał się ze swoich obowiązków. Poza tym
dzięki temu, mógł przebywać z Justyną trochę dłużej. Przekręcił stronę gazety i
westchnął.
- Niestety, do czasu.
Nie mógł kłamać Dominikowi, że z Justyną nadal jest źle, bo nie
było. Dziewczyna uspokoiła się i zaczęła rozkwitać.
- Cały czas na niego zerkasz – powiedziała Ewa do przyjaciółki.
- Na kogo? – Justyna zaczerwieniła się po same koniuszki włosów.
- Nie oszukuj. Klama ci się podoba.
Justyna nie odpowiedziała, tylko przytaknęła głową.
- Niczego sobie.
- Ale to zaufany.
- No i?
- Nie rozumiesz? Niżej w hierarchii. Ojciec by dostał zawału gdyby
się dowiedział, a Dominik by go zwolnił.
- Głupoty gadasz. A jak myślisz kim był Andrzej, mąż mojej
siostry?
Justyna machnęła ręką.
- U ciebie w rodzinie jest inaczej, w mojej zwraca się uwagę na
to, kto się z kim wiąże.
- A twój ojciec?
- Co mój ojciec?
- Pracował jako zaufany.
Dziewczyna speszyła się.
- No niby tak, ale to były inne czasy.
- Bzdura. Po prostu sama sobie szukasz wymówek.
Justyna chciała zmienić temat.
- Lepiej powiedz, jak tam między tobą, a moim bratem.
- Dziękuję, dobrze – odparła szybko Ewa – ale zanim o mnie, to
dokończmy twój temat.
- Wolę nie.
- Czemu?
- Bo ja postanowiłam w ogóle się z nikim nie wiązać, a Klama daje
mi tylko poczucie bezpieczeństwa, ale jako ochroniarz i pewnie dlatego się
trochę zauroczyłam.
- Najbardziej bzdurna wypowiedź jaką słyszałam – parsknęła Ewa –
nie opieraj się.
- Odezwała się ta, co się nie opiera.
- Już się nie opieram – uśmiechnęła się Ewa od ucha do ucha – twój
brat przestał mnie przerażać i jak na razie świetnie się dogadujemy.
Justyna popatrzyła z powątpiewaniem.
- Na pewno mówisz o moim bracie?
- Tak. Ostatnio wszystko sobie wytłumaczyliśmy i od razu zrobiło
się przyjemniej.
- Jak mi jeszcze powiesz, że ci wyznał miłość…
- Bez przesady, na razie wyjaśniliśmy sobie nieporozumienia. I ty
też byś mogła.
- O nie, ja i Klama. Nie.
- A ja mam nadzieję, że on sam weźmie wszystko w swoje ręce i że
niedługo będziemy słyszeć weselne dzwony.
- Chyba twoje.
- Moje też – zgodziła się Ewa. Która już widziała siebie w sukni
ślubnej, potem w uroczym domku i trójką dzieci. Szybko rozwiała ten obraz.
Wszystko po kolei. Na razie Dominik jeszcze jej się nie oświadczył, a poza tym
na razie uczyli się okazywać sobie uczucia, tak żeby nie zaważyło to na jego
pozycji. Czyli w towarzystwie nie miała co liczyć, na coś więcej niż trzymanie
za rękę.
Westchnęła. Bycie z Dominikiem naprawdę nie było łatwe.
Komentarze
Prześlij komentarz