Dwa rody - odc.15

Krystian i Ewa
Siedział w zastępstwie za Dominika w jego biurze. Do środka wszedł mężczyzna, któremu przestrzelił stopę. Widząc go chciał się wycofać, ale Krystian przywołał go.
- Właź człowieku, nie mam czasu na dąsy. Melduj się i mów co widziałeś, a jak nic, to spadaj.
Facet stanął przed biurkiem i nie śmiał nawet poprosić o krzesło. Jąkając się opowiedział o spotkaniu w magazynie i o wytycznych.
- Gdzie macie najpierw uderzyć? – zadał pytanie Krystian
- Znowu mamy jeździć za Lipskimi, ale bez strzelania. Na razie postraszyć.
- Kiedy?
- Szef da znać, na razie mamy czekać.
- Jak będziesz znał konkrety, to dzwoń do Dominika, a teraz jeśli to wszystko, to spadaj.
Zaraz za nim pojawiła się Ewa. Była niewyspana i zła.
- Mniej się na baczności – poinformował ją Krystian nie zważając na jej humor.
- Bo co? – burknęła.
- Bo wasz wróg znowu się pojawił.
Spojrzała na niego bardziej ożywiona.
- Coś wiesz?
- Na razie będzie wokół was krążył, a potem uderzy.
- Jaka jest szansa, że mnie obronisz?
- Żadna – zaśmiał się Krystian, a ona też się uśmiechnęła – no dobra, trochę mogę cię obronić.
- Zgoda. A co mamy dzisiaj robić? I lepiej żeby tego było mało, bo Justyna mnie zamęczyła.
- Czym? I kiedy?
- W nocy?
- W nocy? A co ona robiła?
- Nic takiego – Ewa o mały włos a by się wygadała, a po co jej bratu wiedzieć, że siostra jest zakochana w beznadziejnym typie. I tak by nic nie zrobił, bo Mohar był świętością.
- Co ty jesteś taka naburmuszona?
- Niewyspana. I nie chcę widzieć Mohara.
- Nie zobaczysz, ojciec zakazał nam kontaktów.
- Pewnie jest ci szkoda tych wygłupów?
Krystian spoważniał i powiedział tak jakby smutno.
- Nie, nie brakuje mi ich. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że znowu jestem trzeźwy, bo już wyszedł ze mnie potwór – machnął ręką – z resztą sama widziałaś. Tak reaguję na zbyt duże przeciążenie.
- Widziałam i nie jestem zachwycona.
- Uwierz mi, ja też nie jestem.
Ewa spojrzała na niego z nagłym zainteresowaniem, czyżby wyczuwała w nim coś na kształt skruchy?
- Zawsze możesz mnie przeprosić – podpowiedziała. On parsknął śmiechem i wrócił do swojej zwykłej postawy.
- Zapomnij, nie ciebie biłem.
- Ale naraziłeś moje wrażliwe nerwy.
- Puknij się – pokazał palcem środek głowy.
Takiego Krystiana mogła znieść, złego wolała już nie spotykać.

Zocha
Igor zadzwonił do niej późnym wieczorem.
- Cześć – powiedział.
- Cześć – odparła.
- Co robisz?
- Śpię.
- A mąż jest?
- Nie ma.
- Dasz się porwać?
- Gdzie?
- Gdziekolwiek.
- Jutro.
- A czemu nie dzisiaj?
- Bo już leżę w łóżku.
- Mały drink w jakimś barze?
- Jutro nawet na dwa, dzisiaj już śpię.
- Ale rozmawiasz ze mną.
- Odruch wyrobiony przy mężu, nawet jak śpię potrafię z nim prowadzić racjonalną dyskusję.
- Żartujesz.
- Oczywiście, że nie, dobranoc – Zocha odłożyła słuchawkę i zachrapała lekko.

Kaśka i Andrzej
Po dwóch tygodniach w miarę dobrego samopoczucia, Kaśka nagle poczuła się bardzo źle. Mąż od razu zawiózł ją do lekarza, gdzie usłyszała, że do końca ciąży ma leżeć.
- Co? Nigdy – nie zgodziła się.
- Jeżeli pani nie posłucha, straci dziecko.
- Czy to możliwe, przecież urodziłam już dwoje i nic się nie działo.
- Ciąża, ciąży nie równa – powiedział lekarz – na razie ma pani leżeć. Przynajmniej przez najbliższy miesiąc, potem się zobaczy.
Kiedy wracali samochodem do domu Andrzej nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? – spytała zła.
- Z ciebie, masz tak śmieszną minę, że nie mogę się powstrzymać.
- Tak! To sam sobie leż przez miesiąc przy dwójce małych dzieci!
- Przecież ci pomogę, moja mama ci pomoże i twoja?
- Och! Daj spokój, jestem wściekła i chcę jeść.
- Co chcesz zjeść?
- Wszystko, kwaśnie, słone, gorzkie, słodkie. Masz coś pod ręką?
- Nie.
- To jedź do sklepu i mi kup.
- W ciąży jesteś coraz bardziej urocza.
- Jak ci się nie podoba, to zawsze mogę zabrać dzieci i wyjechać.
- Nie tragizuj.
- Nie tragizuję!
Przerwał tę dyskusję, bo wiedział, że daleko nie zajdą. Odezwał się dopiero pod sklepem.
- Lody, ogórek, czy śledź? – spytał.
- Czekolada, pizza, cola i krakersy.
- Masakra.
Kiedy wrócił po kilku minutach Kaśka opierała głowę o zagłówek, miała zamknięte oczy, ale widział, że łzy popłynęły jej z oczu. Pogłaskał ją po nim. Złapała go za dłoń i uścisnęła.
- Przepraszam, nie jestem sobą.
- A ja myślę, że jesteś w 100%.
Uśmiechnęła się do niego.
- Jak ty ze mną wytrzymujesz?
- A ty ze mną? Przecież masz męża sztywniaka.
- Nie jesteś sztywniakiem. I podobasz mi się coraz bardziej.
- Teraz to chyba hormony za ciebie przemawiają – droczył się z nią.
- Ale one są moje, więc wiedzą co mówią – pocałowała męża w dłoń i się popłakała.
- Ciąża – westchnął Andrzej i wyjechał z parkingu pod sklepem.
Kaśka zanim dojechali do domu zjadła całą czekoladę, którą popiła coca colą.

Justyna
Mohar od kilku dni przebywał w domu i wyglądało na to, że na razie skończył imprezowanie. Od razu widać było, że odpoczynek mu służy. Znikły sińce pod oczami, był wyspany i tryskał jeszcze lepszym humorem niż dotychczas.
Ale dla Justyny najważniejszym było to, że odwiedzał ją co noc i całował do utraty tchu. Próbował czegoś więcej, ale go przystopowała. Bała się, że wtedy zrezygnuje i wyjdzie, ale on powiedział, że rozumie i żeby to ona mu wybaczyła, gdyż zbyt długo przebywał wśród łatwych kobiet i czasami zapomina, że są też takie, jak ona, które należy szanować i niemalże czcić.
Po takim wyznaniu, nie było mowy żeby go sobie wybiła z głowy, zakochała się na zabój i uwierzyła, że dla niej może się zmienić. Złamanie jej było dla Mohara tylko kwestią czasu, a że nigdzie się na razie nie wybierał, miał czas, a dziewczyna już jadła mu z ręki.

W domu Lipskich
Waldek zebrał wszystkich z rodziny i poinformował ich o tym, że wróg powrócił. To potwierdziła Ewa, która rozmawiała o tym z Krystianem.
- I co my zrobimy? – spytała Zocha.
- Podobno, na razie mają nas straszyć jeżdżąc nam na ogonie.
- Może by tak zacząć jeździć za nimi? – powiedziała Kaśka, która mimo protestów męża przyszła na spotkanie.
- Niezły pomysł – podchwyciła Ewa – zwłaszcza, że ja zazwyczaj jeżdżę w towarzystwie Krystiana, a Daniel Majstra. Nie jesteśmy już tacy bezbronni, jak wcześniej.
- W ogóle nie jesteśmy bezbronni – zaśmiał się Waldek – mamy informatorów, mamy broń, tylko czekam na ich ruch.
- To co proponujesz? – dopytywała Zocha.
- Będziemy jeździć z obstawą, zawsze na dwa samochody, wytropimy ich, zanim zaczną nas atakować.
- Wydaje się łatwe – powiedział Daniel – ale co wróg zrobi, jak połapie się, że my go śledzimy.
- Łatwiej się odkryje, zacznie działać pochopnie, popełni jakiś błąd – na to liczę.
- Musimy pilnować Kamila i Ady – przypomniała Zocha – one są bezbronne.
- Na razie zostawicie je w domu – powiedział Waldek do Andrzeja.
- Da się zrobić, tylko trzeba znaleźć dobrą wymówkę.
- Nie na długo, myślę, że to będzie kwestia dwóch, no może trzech tygodni.
- Mamo – powiedziała Kasia – będziesz musiała mi pomóc. Ja muszę leżeć.
- Pomogę, ale dopiero za kilka dni, muszę zrobić obraz dla klientki i co za dziwna zbieżność nazwisk. Nazywa się Kryńska, Małgorzata Kryńska.
Ewa jęknęła.
- O nie, matka Justyny. Błagam nie wygadaj się, że jesteś moją matką. Ona mnie nie znosi.
- A dlaczego? – zdziwili się wszyscy.
- Cała rodzina, prócz Justyny mnie nie znosi.
- Ale dlaczego?
- Bo jestem inna, nie mam kija w tyłku i mam czelność się śmiać. Krystian jest najbardziej wyluzowany, ale jest tak pokręcony, że ledwo da się z nim wytrzymać. Ale jak pojawia się w zasięgu wzroku rodziców, od razu robi się grzeczny, kulturalny i bez skazy. Oni są nienormalni.
- Dominik jest w porządku – zawyrokował Daniel.
- A skąd wiesz? – obruszyła się Ewa.
- Na wyjeździe do Pułtuska byliśmy dwa razy na piwie, to poukładany i mądry gość.
- Sztywniak.
- Dla ciebie, bo jesteś dla niego szczeniarą. Ile lat on jest od ciebie starszy?
- A ja wiem? 8 – 9, nie patrzyłam mu w metrykę.
- No to co się dziwisz, że jest poważny. Dużo ma na głowie.
- Tata jest starszy, a ma lepsze poczucie humoru od niego.
- Uspokójcie się dzieci- huknął Waldek – mamy większe problemy niż wasze sympatie i antypatie.
- Dobrze tato – zgodziła się Ewa i zwróciła do Zochy – mamo jeśli nie chcesz stracić zlecenia, za żadne skarby się do mnie nie przyznawaj.
- Dobrze – mówiła rozbawiona Zocha – nic nie powiem. 

W ciemności
Kolejna komplikacja, ale do naprawienia – pomyślał wróg – jeden synalek jest za granicą, zwiedza USA. Szkoda, szkoda, bo byłby niezłym mąciwodą między Kryńskimi i Lipskimi, a tak to musiał jakoś sam ich skłócić.”
Pytanie, jak?
Za Oskarem postanowił posłać człowieka żeby zrobił z nim porządek. W końcu Stany są duże, wielu ludzi ma tam pozwolenie na broń. Kto może przewidzieć, w co się ten chłopak może wplątać. Tylko musi się dokładnie dowiedzieć, gdzie aktualnie przebywa. Wynajęcie zbira, nie powinno być trudne. Zawsze znajdzie się jakiś chętny. A Oskar raczej okaże się łatwym celem. Daleko od Polski, wypoczęty, nie będzie uważał i wtedy….

Daniel
Chłopak nie wytrzymał i zadzwonił do Anki. Ta wyraźnie się ucieszyła i spytała czemu się odezwał.
- Tęsknię za starym życiem – rzekł.
- Czy już wracasz?
- Nie jeszcze nie, ale chciałem cię usłyszeć.
- Pamiętaj, że jak już się wszystko uspokoi masz się ze mną ożenić.
- Oczywiście, już zbieram na pierścionek – śmiał się Daniel.
- Może pójdziemy na piwo?
- Nie, lepiej nie. Po prostu pogadajmy.
- Spotkałam ostatnio twoją piękność. Powiedziała mi, że jesteś świnia.
Daniel dawno już zapomniał o tym, że spotykał się ze znajomą Anki. Chwilę trwało zanim sobie ją przypomniał.
- Jedna obrażona w całej karierze to niewiele – zaśmiał się w odpowiedzi – poza tym wolę ciebie.
- A dlaczego?
- Bo ty jesteś świetnym kumplem i nic przy tobie nie muszę.
- Dzięki – powiedziała smutno Anka i Daniel od razu to wychwycił.
- I nie tylko – pocieszył ją.
- Czyli?
- Jesteś piękna – zaczął ją komplementować – masz ładny uśmiech, lubię twoje żarty, pięknie pachniesz.
- A coś mniej szablonowego?
- Nie straszysz urodą z rana.
Parsknęła śmiechem.
- Wariat.
- Twój wariat.
- Jeszcze nie – przypomniała – a powiedz mi, czy do czasu naszego ślubu będziesz mi wierny?
- A ty mi?
- Postaram się – powiedziała szczerze.
- To ja też się postaram, chociaż raczej nie spotykam teraz kobiet, to będzie mi łatwiej.
- Bądź ostrożny.
- Będę i dziękuję za rozmowę, poprawiłaś mi humor.
- Polecam się na przyszłość.
- Na pewno skorzystam.
- I poproszę pierścionek z brylantem.
- O innym nie myślałem. Cześć.
- Cześć.

Robert
Musiał pozbyć się Mohara z domu zanim dojdzie do jakiegoś nieszczęścia. Widział wyraźnie, że jego córka jest nieprzytomnie zakochana w tym nic nie wartym nicponiu. Na razie Mohar obiecał, że będzie trzeźwy, więc musiał pozwolić mu mieszkać w rezydencji. Do tego udało mu się w końcu dodzwonić do jego ojca i dowiedzieć się, że Mohar już dawno powinien wrócić i sam się dziwi, że jeszcze u nich siedzi. Młody Węgier przyznał, że tak dobrze się bawił, że zapomniał, po co tu przyjechał i obiecał, że będzie już się zajmował tym, co trzeba. Puścił za nim Krystiana z Ewą, ale ten jak na złość rzeczywiście spełniał obietnicę i zajął się interesami. Na jego pytania, kiedy uzna, że już wszystko wie, Mohar odpowiadał, że jeszcze kilka dni.
Ale jakoś nie widział ich końca. Za to do Justyny niewiele docierało, a nie starczyło mu odwagi żeby z nią pogadać. Mógłby z Ewą, ale to by było głupie.
Napuścił więc na nią Krystiana, który  inaczej niż Dominik, serio się przejął i obiecał porozmawiać z Ewą. Przynajmniej może tutaj mu coś wyjdzie.
Miał jeszcze nikłą nadzieję, że Justyna ma jeszcze głowę na karku i jej ostatecznie nie straci.

Ewa, Justyna i Dominik
Spotkały się na mieście w kawiarni. Justyna tryskała energią i radością, ale Ewa nie podzielała jej entuzjazmu.
- Postanowiłam z nim stracić cnotę.
Ewa parsknęła w filiżankę i zaczęła kasłać.
- Co?!
- Nabijasz się z mojej cnoty? – spytała groźnie Justyna.
- Nie, nigdy w życiu – zapewniła Ewa – ale ja jemu bym nic nie oddawała.
- Czemu go tak nie lubisz? – oburzyła się Justyna – on naprawdę jest kochany.
- To wariat. Nie idź z nim do łóżka, bo będziesz płakać.
- Zazdrościsz mi – zawyrokowała Justyna.
- W życiu. Czego mam ci zazdrościć, tego, że będziesz przez niego nieszczęśliwa? Wiesz ile on dziewczyn przeleciał? Spytaj Krystiana.
- Wiem o tym, powiedział mi, ale obiecał, że dla mnie je rzuci.
- Tak, na tydzień, góra dwa. Poza tym pewnie niedługo wyjeżdża.
- Wiem, ale powiedział, że niedługo przyjedzie i znowu będziemy razem.
- Justyna ocknij się. To drań.
- Wiesz co Ewa – przyjaciółka wstała – jesteś podłą zołzą, która mi zazdrości. Poza tym nie wtrącaj się.
- Dobrze – zgodziła się Ewa – ale jak będziesz płakać, to znajdź sobie inne ramię niż moje. Ja się znam na ludziach. Wolałabym już żebyś się spotykała z Klamą, zaufanym twojego brata. On może nie jest najporządniejszym z ludzi, ale pewnie gdyby naprawdę cię kochał, to by cię nie skrzywdził.
- Nie odzywaj się do mnie – powiedziała Justyna i sobie poszła.
Ewa westchnęła przeciągle i pobiegła za przyjaciółką.
- Proszę cię, chociaż to trochę odwlecz w czasie.
- Powiedziałam, nie odzywaj się do mnie.
- Justyna.
Ta stanęła i krzyknęła na Ewę.
- Co?! Czemu wszyscy mówią mi jak żyć i co robić. Pierwszy raz jestem zakochana, daj mi się tym cieszyć! Dlaczego miałby się dla mnie nie zmienić. Mój ojciec też nie był święty, twój pewnie też, ale dla naszych matek zmienili się. Są im wierni i je szanują. Dlaczego on miałby być inny?
„Bo jest wrakiem człowieka, którego za rok czy dwa wykończy alkohol i narkotyki.” – pomyślała Ewa, ale nie powiedziała tego głośno.
- Bądź ostrożna – powiedziała tylko.
- Będę. Ale jak jeszcze raz coś na niego powiesz, to koniec z nami. Rozumiesz?
- Tak i przepraszam. Po prostu trochę się martwię.
- To się już nie martw. Nic mi nie będzie.
Rozeszły się w jako takiej zgodzie. Ewa czuła, że powinna coś zrobić, ale co?
Jednak szybko wyleciało jej to z głowy, jak zobaczyła na parkingu obok swojego samochodu ciemnego jeepa.
Zadzwoniła do Krystiana, nie odbierał. Zaryzykowała Dominika. Ten odebrał z miłym:
- Czego?
- Czarny jeep przy moim samochodzie.
- Gdzie jesteś?
- Na Złotej od strony Al. Jana Pawła II.
- Wejdź do jakiejś knajpy i czekaj. Przyśle kogoś po ciebie.
- Dzięki.
- Nie mnie dziękuj, a mojemu ojcu, jak dla mnie możesz sobie trząść portkami do woli.
Nie odpowiedziała, nie było sensu się z nim kłócić, bo i tak do niczego by to nie prowadziło.
Wiedziała jedno, wróg wrócił, a ona przypomniała sobie wypadek. Zadrżała i szybko ruszyła w przeciwny kierunku.
Po piętnastu minutach zaterkotała komórka. Dzwonił Dominik.
- Gdzie jesteś?
- We Frodo, widzę cię przez okno, masz ją naprzeciw siebie, ale po drugiej stronie ulicy.
Zdziwiła się widząc go osobiście, obok niego stał Klama. Obaj ruszyli w stronę pubu i po minucie  weszli do środka. Dominik powiedział:
- Daj kluczyki Klamie, a ty idziesz ze mną.
Bez słowa spełniła jego polecenie, bo widziała, że nie jest zadowolony.
Poszli do jego samochodu, który zaparkował kilkadziesiąt metrów od niej. Kiedy wsiedli do środka Dominik warknął.
- Zanim rzucisz mi się ze szczęścia na szyję, wiedz, że nie mogłem się dodzwonić do Krystiana. Wcale nie chcę tu być.
- Nic nie mówię – powiedziała tylko.
Spojrzał na nią jakoś dziwnie.
Na razie nigdzie nie ruszyli. Kryński obserwował jeepa, a kiedy jego kierowca zobaczył, że to nie Ewa wsiada do małego audi,  wyjechał na drogę i pojechał w przeciwną stronę niż Klama. Za to oni ruszyliśmy jego tropem. Cieszyła się, że Dominik ma przyciemniane szyby, dzięki temu kierowca i pewnie pasażerowie jeepa, nie mogli jej zauważyć.
Mężczyzna zauważył, że Ewa się boi. Miała płytki, urywany oddech i mocno ściskała dłonie. Nic nie mówiła, tylko wpatrywała się w czarny samochód przed nimi.
- Oprzyj się – warknął – zasłaniasz mi lusterko.
Opadła na siedzenie, ale po chwili znowu zaczęła pochylać się do przodu.
Dominik niecierpliwym gestem ramienia przyszpilił ją do oparcia.
Zaparło jej dech.
- Zasłaniasz mi lusterko – grzmiał – mało masz wypadków na koncie?
- Przepraszam – bąknęła.
Nie wierzył własnym uszom, przeprosiła go. Najwidoczniej serio musiała być zdenerwowana.
- Nic się nie stało – powiedział łaskawie – ale tym wychylaniem się do przodu niczego nie przyspieszysz.
Czarny jeep pojechał za miasto w stronę Pruszkowa i zatrzymał się przy dużej posesji, gdzie stały jeszcze dwa takie same samochody. Podwórko nie było szczególnie zasłonięte. Okalała je zwykła siatka z drutu, a przy niej rosły dopiero co posadzone tuje. Pośrodku stał spory dom, na oko pięciopokojowy. Nie było trawnika, tylko świeżo przekopana ziemia. Najwidoczniej dopiero ktoś się wprowadził. Wróg, czy jego ludzie?
Dominik minął podwórko bez słowa i najzwyczajniej w świecie zawrócił do Warszawy.
- Dzwoń do ojca i podaj mu namiary – rozkazał, a Ewa wykonała polecenia bez zbędnych dyskusji.
Kiedy skończyła rozmowę, zobaczyła leniwy uśmiech na ustach Dominika.
- Czemu jesteś taki zadowolony? – spytała
- Bo lubię, jak się mnie słuchasz – odparł zwyczajnie.
- Bawi cię to? – parsknęła.
-Bardzo – przyznał. Rozbawiony zobaczył, jak zwija dłonie w piąstki i zastanawia się gdzie go uderzyć.
- Nawet nie próbuj – powiedział nie tracąc humoru – bo nie masz pewności, czy ci nie oddam.
- Drań – fuknęła i odwróciła od niego głowę obrażona.
To wywołało u niego śmiech, ale nie dała się sprowokować.

Krystian
Nie podobało mu się to, co powiedział ojciec o Justynie i Moharze. Nie był z nią w najlepszych stosunkach, może i często jej dokuczał, ale w końcu to była jego siostra. Chyba nawet darzył ja jakimś braterskim uczuciem, a już na pewno nie życzył jej zmarnowania sobie życia przy boku Mohara.
Ojciec polecił mu porozmawiać z nią, ale wiedział, że to będzie niewykonalne. O wiele łatwiej było mu porozmawiać z Moharem.
Nie widzieli się od kilku dni, ale nie trudno było go złapać, w końcu mieszkał u jego rodziców. Pojechał tam wieczorem i poszedł do jego pokoju.
Mohar od razu go wpuścił i powitał szerokim uśmiechem.
- Krystian bracie, gdzie cię nosiło? Czy ty wiesz, jak ja się tutaj nudzę. Wyskoczymy gdzieś?
Węgier może był trzeźwy od alkoholu, ale wpływ narkotyków był wyraźny. Facet wyglądał okropnie. Wymizerowany, pociągający nosem, z podkrążonymi oczami mówiącymi, że za długo nie spał.
- Nigdzie nie pójdziemy – powiedział Krystian poważnie – musimy pogadać.
- O czym? – Węgier z zaciekawieniem uniósł brew.
- O mojej siostrze.
- A co z nią nie tak?
- Zostaw ją, nie jest dla ciebie.
Mohar tak jakby się zasmucił, ale szybko odzyskał rezon.
- Nie sądzę mój bracie żebyś to ty o tym decydował.
- Wiem, że nie ja, ale zostaw ją. Masz mnóstwo kobiet, ona nie jest taka jak…
- Wiem, jest porządna, miła i taka czysta. To mnie do niej ciągnie.
- Daj spokój, chcesz ją wydupczyć i obnosić się z tym jako trofeum.
Mohar roześmiał się nieprzyjemnie.
- I co mi zrobisz? To wam zależy na współpracy z nami, a nie odwrotnie. Mogę robić co chcę.
- Żebyś się nie zdziwił – warknął Krystian.
- Obrońca się znalazł, szkoda że nie występujesz w obronie wszystkich lasek, które przeleciałem.
- One nie są ze mną spokrewnione, mam je w nosie. Zostaw Justynę.
- Już za późno – zaczął się śmiać. I szybko skończył, bo Krystian wyrżnął go w szczękę. Mohar był mniejszy i drobniejszy od Kryńskiego, więc cios powalił go na ziemię.
- Uważaj – syknął Krystian – bo do domu wrócisz w gipsie.
I wyszedł.
Wściekł się. Nie tak powinno to wyglądać. Musiał powiedzieć ojcu o porażce, bo taki tchórz jak Mohar na bank poskarży się tatuśkowi.

Oskar
Miami, zawsze chciał tutaj przyjechać i nie rozczarował się. Wszystko wyglądało, jak w filmach, z tym, że on znalazł się tutaj osobiście.
- Zostaniemy tu dłużej – oznajmił jej kiedy zrobili wstępną rundę po mieście.
- Oczywiście, nie ma sprawy – powiedziała, po czym zawahała się. Zauważył to.
- Czy coś nie tak?
- Nie, tylko okazuje się, że jestem kiepską przewodniczką.
- A to czemu? – zdziwił się.
- Bo Floryda aktualnie jest w czasie dużej aktywności huraganów.
Ale Oskar wcale się tym nie przejął, a wręcz przeciwnie. Informacja go nawet ucieszyła.
- Nie mów, że cię to bawi – powiedziała cierpko dziewczyna – to nie jest śmieszne. U was pewnie nie ma takich zjawisk?
- Takich rzeczywiście nie ma, ale są inne.
- Tak? Co najgorszego wam funduje natura?
- Deszcz w weekendy.
Dina zamrugała, nie zrozumiała. Oskar zaśmiał się.
- To był żart – spoważniał – tak wiem, trochę nie na miejscu. Ale naprawdę, przez większość weekendów w Polsce niebo zasnuwa się chmurami i leje. A co do różnych kataklizmów, to mamy powodzie i czasami bardzo mroźne zimy, nawet do 30 stopni.
- Tak? I co wtedy robicie? Nie wychodzicie z domu? Państwo ogłasza alarm i nie trzeba iść do pracy?
Oskar parsknął śmiechem.
- Zapomnij, u nas idzie się normalnie do roboty, tylko człowiek wkłada na tyłek ciepłe gacie.
Patrzyła na niego dziwnie, więc zapytał.
- A na Alasce, jak żyją? Przecież tam jest lodowica większa niż w Polsce.
- Masz racje. Stany są ogromne i różnie u nas bywa.
- No i właśnie po to tu przyjechałem, zwiedzić i dotknąć tej różnorodności.
- I wrócić do Polski – powiedziała ze smutkiem w głosie. Rozczuliło go to i nie mógł się powstrzymać, pogłaskał ją po policzku. Nie odsunęła się.
- Pewnie tak, ale po co się nad tym zastanawiać teraz. Przecież nie lecę jutro. Nawet nie wiem kiedy będę wracał. Może za pół roku, może za rok. Wszystko się może zdarzyć. A teraz bawmy się!

Waldek i Daniel
Majster ze Żniwiarzem zostali wysłani w okolice Pruszkowa żeby obejrzeć sobie posesje, na której parkowały znane im jeepy.
Tymczasem Waldek wziął Daniela na rozmowę w swoim biurze na Pradze Północ.
- Będziesz pilnował mamy – powiedział Waldek – skoro tamci ruszyli do działania, nie będę narażał naszych kobiet na szwank. Niech wszystko rozstrzygnie się między facetami.
- A co z Ewą i Kaśką?
- Ewa ma Krystiana lub Dominika, a Kaśka Andrzeja. Ja niestety nie mogę być przy twojej matce noc stop, dlatego wysyłam ciebie.
- A co z moją pracą dla ciebie?
- Cały czas to robisz. Poza tym nie powinieneś narzekać. Znowu wracasz pod skrzydła mamusi i do świadka pięknych kobiet.
Daniel parsknął.
- Już nie jestem taki, jak kiedyś.
- Zobaczymy – zaśmiał się Waldek.

Zocha
Już z daleka widziała Igora, który czekał na nią przed restauracją w centrum Warszawy.
- Witaj – powiedziała uśmiechnięta.
- Gotowa na wielkie żarcie?
- Oczywiście, a co przygotowałeś?
- Swojskie, tłuste jadło – wskazał szyld oberży.
- Brzmi smakowicie, wchodzę w to – powiedziała uradowana.
Kiedy usiedli przy stoliku Igor od razu złapał ją za dłonie. Chciała je zabrać, ale mocniej ją ścisnął
- Poczekaj – powiedział ciepło – chciałem ci tylko osobiście podziękować za zdjęcia.
- To nie ja, to Kasia.
- Wiem, ale mogłaś mi tego nie załatwić.
- Nie ma za co – jednak zabrała ręce. Igor czuł się trochę zawiedziony – na ile przyjechałeś?
- Na kilka tygodni. Na początku grudnia wracam i pewnie nieprędko się pojawię – zamyślił się i szepnął ze smutkiem – kto wie, może już nigdy.
- Nie wygłupiaj się. Francja jest na tym samych kontynencie, a loty są co raz tańsze.
Wzruszył ramionami.
- Nic mnie tu nie trzyma. Sprawa spadkowa niedługo się skończy, ja dostanę pieniądze i cześć.
- Ale dopiero co przyjechałeś, po co już myśleć o powrocie – próbowała go pocieszyć.
- Masz rację – uśmiechnął się szeroko – żyjmy chwilą.
- Dokładnie.
- Chciałbym żebyś przyjechała do Francji – powiedział nagle.
- Ja? – zdziwiła się – a po co?
- Jeżeli powiem, że dla mnie, to przypomnisz mi, że masz męża. Ale jeżeli powiem ci, że może wato by było poznać tamtejsze środowisko artystyczne?
Kiedy ostatni raz byłaś we Francji?
- 15 lat temu na rocznice ślubu. A poza tym nigdy nie byłam tam jako artystka, raczej turystka.
- Zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz – kusił – poza tym Francja nie leży za oceanem, a bilety na samolot są co raz tańsze.
Roześmiała się.
- Mówisz, jak ja.
- Bo my zawsze byliśmy podobni. Pamiętasz nasze wspólne nocne wypady?
- Pamiętam, pamiętam – powiedziała, ale nie chciała drążyć tematu. Wspominanie dawnych czasów z pominięciem Waldka było dla niej bez sensu.
- Zastanowię się – obiecała – ale i tak najwcześniej uda mi się przyjechać wiosną. Kaśka ma termin na luty, wolałabym przy niej być. Poza tym na razie mamy za dużo na głowie.
- Mamy? – spytał.
- Takie tam problemy, z resztą kto ich nie ma. Jak miną, to może rzeczywiście wybiorę się do ciebie w odwiedziny.
- Jak przyjedziesz, to będę najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.

kolejny odcinek 06 lipca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka