Nulla- odc.10
Rozwiązana tajemnica
Szef
wszedł na podwyższenie i stanął przy mównicy. Dołączyli do niego Roche i
kobieta, której nie znałam.
-
Witajcie – powiedział Szef – jakby jeszcze ktoś nie wiedział, to jest moja siostra
w cywilu, ma na imię Ewa, ale dla nas jest Magnetką.
Przyjrzałam
się kobiecie, wyglądała na dużo młodszą niż w rzeczywistości. Gdybym nie znała
jej wieku, dałabym jej nie więcej niż 35 lat. Figurę miała jak Merlin Monroe,
chociaż bez blond czupryny. Magnetka była brunetką o oliwkowej cerze i dużych
zielonych oczach. Podobała mi się jako kobieta.
Szef
nie zwlekał i od razu przeszedł do rzeczy.
-
Stało się to, czego się od kilku tygodni obawialiśmy. Istnienie Instytutu wisi
na włosku, a raczej nas, ludzi. Ale do rzeczy:
Wiadomo
wam, że prowadziliśmy kilka spraw, które doprowadziły nas do Dziadków. Dwóch
starszych facetów, których nikt by nie podejrzewał o niecne sprawki. Ale prawda
jest gorsza niż myślicie. Miroslav z Czech zadzwonił do mnie kilka godzin temu,
nagrałem rozmowę. A kilkanaście minut temu dotarł do nas film.
Na
sali zawrzało.
-
Nie, nie wiedzą o naszej siedzibie. Jeszcze. Rozmowa toczyła się przez jeden z
oficjalnych numerów naszej publicznej firmy, a film został podrzucony do jednej
z naszych skrytek. A teraz słuchajcie.
-
Witam Szefie, he he – usłyszeliśmy miły głos staruszka – będę się streszczał.
Wiem o was wystarczająco dużo żeby wam zagrozić. Te sprawy, które ostatnio
rozpracowaliście były ustawiane, chcieliśmy z Wołodią mieć pewność, że to wy. I
to my zlecaliśmy je wam, płacąc - tu nie możecie narzekać - spore
pieniądze. Ale do rzeczy. Możecie już
zdjąć z nas swoich szpiegów, zwłaszcza te dwie młode wariatki. Bo szkoda by mi
było zabić je jako pierwsze, są takie piękne i pełne życia.
Zmroziło
mnie, Warg mocniej uścisnął mi rękę.
-
Wiemy, że łazi za nami jeszcze dwóch, są dobrzy i nieuchwytni, ale żyję
wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że na każdego jest sposób.
Teraz
pewnie zastanawiasz się, o co mi chodzi. Reszty dowiesz się z filmu, miłego
oglądania… - Dziadek odłożył słuchawkę.
Nikt
się nie odezwał, nikt nie skomentował. Światła przygasły, a na dużym ekranie
pojawił się film.
Na
tle całkowicie szarej ściany stali Dziadkowie, a między nimi siedział człowiek
ze związanymi rękoma i workiem na głowie. Miroslav patrzył na nas z ekranu
oczami człowieka pozbawionego uczuć. A może to była moja wyobraźnia, bo
wiedziałam i widziałam do czego jest zdolny?
-
Zanim rozwiążemy zagadkę pod tytułem, zgadnij kogo tu mamy, wytłumaczę skąd o
was wiem i dlaczego tak mi zależy na znalezieniu was i…., wykorzystaniu do
własnych celów, he he he – aż mnie wzdrygnęło od tego śmiechu.
-
Przed II wojną światową byłem w Hitlerjugend. Jak widzicie nie jestem Czechem,
a Niemcem. Moje prawdziwe imię przepadło dawno temu, nawet ja go nie pamiętam.
Wracając do tematu: szybko okazało się, że mam wysoki iloraz inteligencji i
intuicję. Już wtedy Hitler wiedział, że na terenie Polski znajduje się Instytut
z ludźmi z paranormalnymi zdolnościami. Wkraczając do waszego kraju dostałem
rozkaz odnalezienia was i przekazania żywych (he he he), odpowiednim niemieckim
„służbom medycznym.” Nie zdążyliśmy, rozproszyliście się, wojna się skończyła,
a ja uciekłem do Argentyny, tam poznałem się z Wołodią i rozkręciliśmy nasz
mały przestępczy biznesik – kompan Miroslava uśmiechnął się szeroko –
kilkanaście lat temu przyjechałem do Polski, stąd łatwiej było kierować
działaniami w Europie Środkowo – Wschodniej. Wtedy sobie o was przypomniałem i
zacząłem węszyć. I udało się, wróciliście do gry. Za punkt honoru postawiłem
sobie złapać jednego z was – ruchem głowy wskazał na więźnia - Kiedy go już miałem, zawołałem „medyków” i
zrobiliśmy mu testy. Był uparty i nie chciał współpracować, ale w końcu na
każdego jest sposób. I po trzech latach badań wyszło, że możecie nam, zwykłym
śmiertelnikom wydłużyć życie i dać zdrowie. Niestety nie urodę – he he he. Ale
kto wie, może się uda z inną osobą, ten już dał nam wszystko, co miał. Nie
wiem, czy wiecie, ale można z was najzwyczajniej w świecie czerpać soki i
wprowadzać do zwykłego krwioobiegu. Dlatego, może ja i Wołodia wyglądamy, jak
stare worki, ale funkcjonujemy, jak mężczyźni w kwiecie wieku. O tak –
uśmiechnął się szeroko, a ja zobaczyłam w jego oczach, że nie miał tylko na
myśli zdrowia i siły. Spojrzałam na Hate, miała ten sam wyraz obrzydzenia na
twarzy.
W
tym samym czasie Wołodia ściągnął worek z głowy więźnia. Szef zbladł, tak samo
Roche, a ich siostra zemdlała. Kilka osób z pierwszych rzędów rzuciło się ją
cucić.
-
Poznajesz go Szefie? – śmiał się Miroslav.
Szef
zatrzymał film, oparł się o pulpit i chusteczką przetarł czoło.
Z
ekranu patrzyła na nas zmaltretowana twarz starca. Miał trzy włosy na krzyż,
mnóstwo plam wątrobowych na całej głowie. Nie miał jednego ucha, a na lewym oku
miał bielmo. Bezzębne usta były wykrzywione w grymasie cierpienia. Skóra
więźnia miała sinawą poświatę, wyglądał, jak żywy trup.
Siostra
Szefa zaczęła głośno płakać, sam Roche ocierał oczy dłonią.
A
w auli trwała niemalże martwa cisza. Spojrzałam na wilkołaka, miał zaciśnięte
wargi i zastygły wyraz wściekłości na twarzy. On też znał tego człowieka.
Pogłaskałam go po ramieniu, drgnął i spojrzał na mnie. Zmroziło mnie. W jego
oczach widziałam pałającą chęć zemsty. Wydawało się, że albo mnie nie widzi
albo nie poznaje. Strach, który od jakiegoś czasu był w uśpieniu, wrócił ze
zdwojoną siłą. Boleśnie ściskał mi rękę, a ja usiłowałam nie krzyknąć.
-
Warg! – syknęła Hate – natychmiast przestań.
Mężczyzna
ocknął się i puścił moją rękę, żeby potem znowu ją złapać i rozmasować bolące
miejsce. Wyraz twarzy mu się nie zmienił, ale ponownie splótł nasze dłonie i
zapatrzył się na ekran.
Magnetka
doszła już do siebie, chociaż siedziała wpatrzona w mężczyznę i cicho pociągała
nosem.
Szef
jako pierwszy wziął się w garść i powiedział łamiącym się głosem.
-
To jest Calme, jego zdolnością było wyciszanie emocji. Nie dziwne, że nie mogli
go przez jakiś czas podejść. Usypiał ich – głos mu się załamał – to jest mój
najlepszy przyjaciel i pierwszy mąż Magnetki. Myśleliśmy, że zginął podczas
jednej z akcji w Afryce. Nigdy nie znaleźliśmy ciała. Za to znaleźliśmy resztki
jego ekwipunku i ubrań. Czekaliśmy na niego kilka lat, ale nie wrócił. Wtedy
Magnetka odeszła od nas i rozpoczęła inne życie, z nowym mężem. Ale to było 11
lat temu. Tyle lat zajęło skurczybykom znalezienie do nas dojścia. Ciekawe ile
o nas im Calme powiedział?
Wznowił
projekcje i od razu uzyskaliśmy odpowiedź na jego pytanie.
-
Nigdy was nie wydał, to znaczy waszego miejsca pobytu- to mówił Wołodia.
Szturchnął więźnia w bok – i na co ci był ten upór? I tak ich znaleźliśmy i tak.
Zmaltretowany
człowiek nic nie odpowiedział. Tylko bezgłośnie ruszał wargami, tyle wysiłku
kosztował go każdy oddech. Widać było, że ma już wszystkiego serdecznie dosyć.
-
Zastanawiacie się pewnie, skoro on nic nie powiedział, to w jaki sposób na was
trafiliśmy? – podjął wątek Czech – Trzeba czytać gazety i wychwytywać
informacje o niecodziennych zjawiskach, widzianych przez przeciętnego
Kowalskiego. Reszta, była już kwestią czasu, którego dzięki waszemu koledze,
mamy w nadmiarze. A dzięki wam będziemy żyć jeszcze dłużej, kto wie, może nawet
1000 lat.
-
Umowa jest taka – kontynuował Miroslav – nikomu nie powiemy o waszym istnieniu,
po co mamy sobie robić konkurencję. Ale nie wtrącajcie się do naszych spraw,
wtedy tylko raz na jakiś czas zabierzemy wam jedną osobę, ale jeżeli nadal
będziecie nam deptać po piętach, bardzo się postaramy żeby was znaleźć i
wykończymy wszystkich za jednym zamachem. A wasze soki witalne będziemy sobie
przetrzymywać przez wieki wieków w chłodniach. Tylko te dwie młode siksy
zostawimy przy życiu, przynajmniej przez jakiś czas – oblizał się – są piękne,
a my lubimy piękne kobiety. Żegnajcie.
Nie
wiadomo skąd, ale w ręku Wołodii pojawił się pistolet, który przystawił do
skroni więźnia. Ten nawet się tym nie przejął, tak jakby był pogodzony z losem,
a może tylko czekał na koniec? Starszy pan strzelił. Głowa więźnia rozprysła
się na wiele kawałków, a Dziadki tylko się otrzepali z resztek mózgu i krwi i
znikli z wizji. Na koniec, zostawili nam makabryczny widok zwłok bez głowy,
Magnetka znowu zemdlała, a film dobiegł końca.
Po
nieskończenie długiej ciszy, przerywanej szlochem Magnetki, Szef się odezwał.
- Kameleon, Elastiq ściągnąć wszystkich z
akcji, to rozkaz. Poza tym niech nikt nie opuszcza budynku i polecam wzmożone
treningi. Jutro o
8
00 rano kolejne spotkanie. Warg pozwól do mojego gabinetu.
Wilkołak
poderwał się szybko z krzesła, po raz ostatni uścisnął mi dłoń i poszedł za
Szefem.
Wszyscy
wyszli, tylko ja i Hate zostałyśmy w auli. Milczałyśmy zdjęte grozą, co i raz
przechodziły nas dreszcze.
-
Nigdy do tego nie dopuszczę, prędzej się zabiję – Hate wypowiedziała na głos
nasze myśli.
-
Stare świntuchy, zbereźniki! – zaczęłam wyliczankę, a każde słowo wypowiadałam
głośniej i głośniej – kurwiarze, mordercy, popieprzeńcy!
Rozpłakałam
się, a ze mną Hate. Przytuliłyśmy się do siebie.
-
Że też w takiej chwili nie ma koło nas żadnego silnego męskiego ramienia –
powiedziała Hate, co oznaczało, że wraca pomału do równowagi. Mimo zgrozy,
parsknęłam śmiechem i wysmarkałam nos.
-
Jakoś to będzie – powiedziała Hate i uśmiechnęła się – nie ma co się martwić na
zapas, a Szef jak zwykle znajdzie na to radę. Nie z takich opresji Instytut
wychodził.
-
Pocieszasz mnie, czy siebie? – spytałam.
-
Nas – uśmiechnęła się i wstała.
Przed
drzwiami do mojej kwatery spotkałam Warga, lekki dreszcz przeszył moje ciało,
ale on chyba nie miał zamiaru bawić się w polowanie.
-
Mogę? – spytał się.
-
Wejdź.
Stanął
w salonie i patrzył na mnie.
-
Co…? – spytałam. To było jakieś dziwne. Był spokojny jak nigdy i nie emanował
wielkością i wściekłością. W jego oczach widziałam smutek, czułość, ale i
utajoną chęć zemsty.
-
Znałem go – powiedział i usiadł koło mnie na kanapie. Patrzył mi w oczy i mówił
– uspokajał mnie, wyciszał wściekłość, żądze, wszystko to, co jest w wilkołaku
nieludzkie. A potem zniknął, szukałem go, ale nie znalazłem. A teraz takie
kwiatki – twarz wykrzywił mu grymas wściekłości – nawaliłem!
Uderzył
pięścią w oparcie, a ja aż podskoczyłam.
-
Kto ci tak powiedział, Szef? – spytałam zachowując spokojny ton głosu.
-
Nie! Przed chwilą tłumaczył mi, że to nie moja wina! – warczał.
-
Bo nie twoja – spróbowałam go pocieszyć.
-
Jestem wilkołakiem! Nie ma możliwości żebym czegoś nie wytropił! Agh! – zmienił
się w bestię, a mnie wcisnęło w róg kanapy.
Wyszło
z niego zwierzę, a ja byłam sama. Ryknął nisko, a potem jego głos przeszedł w
skowyt i na końcu w wycie. Musiałam zatkać uszy, bo bałam się, że mi bębenki
popękają. A potem poderwał się i wyskoczył przez okno, nawet nie zwrócił uwagi
na to, że było zamknięte. Wyjrzałam za nim, pobiegł przez boisko i zniknął w
ciemności. Do mojego pokoju wpadła półnaga Hate i równie roznegliżowany Kameleon.
-
Coś ci zrobił? – pytała Hate.
-
Nie – dzwoniły mi wszystkie zęby – pobiegł i nie wiem co zrobi? Jest wściekły,
zraniony i zawiedzony samym sobą.
Kameleon
znalazł w mojej lodówce trochę wódki, nalał mi do szklanki i kazał wypić.
Rąbnęłam setkę i aż mnie zatkało, ale o dziwo, uspokoiłam się. Potem poszedł
szukać kogoś do pomocy przy wstawianiu szyby.
Gdy
zostałyśmy same spytałam.
-
Pocieszacie się wzajemnie?
Zaczerwieniła
się lekko.
-
Szkoda, że wcześniej mi nic nie powiedziałaś… – zaczęłam mówić do niej z
wyrzutem.
-
Bo nie było żadnego wcześniej, teraz jakoś wyszło. Szłam sobie zapłakana i
spotkałam go…
-
Nie chcę nic więcej wiedzieć, rozumiem.
-
Warg zamiast robić z siebie potwora, też powinien cię jakoś uspokoić – mruknęła
przyjaciółka.
-
Uspokoił mnie, jak sobie pobiegł – po czym dodałam ze smutkiem - To raczej on
potrzebuje wsparcia, nie ja.
Wielkie poruszenie
Punktualnie
o 8 00 rano zjawiłam się razem z Hate w auli. Nigdzie nie było widać Warga. Po
raz pierwszy w życiu chciałam, żeby był. Czyżbym się o niego bała? Głupie
uczucie, przecież jego praktycznie nie można było zniszczyć. Chwilę później
zjawił się Szef, u jego boku stał wilkołak. Odetchnęłam.
-
Nie będę mówił długo – zaczął Szef – sprawa jest delikatna i wyjątkowa. Nie
będę w to angażował wszystkich. Ale ci, co nie dostaną przydziału mają pozostać
w Instytucie. Nie mówię, że nie macie prawa nigdzie chodzić, ale musicie nas
informować, gdzie się wybieracie i z kim. Najlepiej gdybyście chodzili parami
lub w grupach. Sprawa jest zbyt niebezpieczna, a Dziadki to psychopatyczne
świry. Dla tych, którzy pracują z nami mniej niż 10 lat, mam słowa otuchy,
takie rzeczy się zdarzają co kilkanaście lat i do tej pory jakoś sobie z tym
radziliśmy. I to jest nasza przewaga nad Dziadkami, oni są pewni siebie i
myślą, że jak wycisnęli wszystko z Calme, to nic już ich nie powstrzyma. Zaraz
po spotkaniu, wszyscy pójdziecie do działu technicznego żeby wszczepili wam w
skórę czasowy chip. Gdybyście zniknęli na dłużej niż mówiliście, będziemy was
szukać. Bądźcie ostrożni, ale nie ostentacyjnie, bo te cwaniaki i ich ludzie
raz dwa was wyłapią. Żadnego pokazywania uzdolnień. Z wyjątkiem Hate i Nullii,
oni o nich już wiedzą, więc nie ma sensu żeby się ukrywały. Do tego nie wiemy,
ile wiedzą, może to być tylko tyle co w filmie, a może być prawie wszystko.
Odetchnął
i kontynuował.
-
Nie będziemy się zajmować ich przestępczą działalnością. Chcemy ich złapać i…
zabić – zaszumiało – tak moi drodzy, zabić. Innego wyjścia nie ma, z nimi nie
będzie porozumień ani układów. Teraz na bank się gdzieś zabunkrują i będą
szykować na nas pułapki. Takie typy tak robią, bo traktują wszystko jak zabawę,
jak rozgrywkę w szachach. Jeżeli jeszcze nie wiecie, to jest ich ulubiona gra w
klubie seniora. Nie wiemy ilu mają pomocników i ludzi. Sądząc po ich wieku i
interesach na całym świecie, mamy ich wszędzie, w policji, polityce i w wojsku,
a nawet wśród zwykłych obywateli. I pamiętajcie, treningi, treningi i jeszcze
raz treningi, zwłaszcza odpornościowe na ból.
Na
omówienie dalszych planów zapraszam Nullę, Hate, Kameleona, Warga, Roche i
techników. Zebranie zaczniemy punktualnie o 17 00. Możecie się rozejść.
-
Dlaczego my? – zastanawiała się Hate.
-
Będziemy robić za przynętę – uświadomiłam ją.
-
No to pięknie – parsknęła – lepiej chodźmy po te chipy. Wolę nie myśleć co nas
czeka.
-
A gdzie twój humor?
-
Nie ma, zamknięte – powiedziała i poczłapała za tłumem. Mnie Szef przywołał do
siebie.
Podeszłam
do niego.
-
Nulla zrób zestawienie wszystkiego, co wiemy o Dziadkach. Dokładnie, jeszcze
raz zbierz wszystko i jakoś to posegreguj, nie wiem…
-
Wiem o co chodzi, przyniosę wszystko, co znajdę i co mam w kartotekach.
-
Doskonale – powiedział i wyszedł.
O
17 00 weszłam do gabinetu Szefa i oprócz osób wymienionych na spotkaniu, była
jeszcze Magnetka. Szef akurat do niej mówił.
-
Możesz nie dać rady, nie zmuszam cię do tego zadania.
-
Dam radę- powiedziała kobieta twardym, wypranym z emocji głosem – chociaż tyle
dla niego mogę zrobić. Zemścić się.
Chciałam
usiąść obok Hate, ale Warg pociągnął mnie na krzesło obok siebie. Od jego
wybuchu nie widzieliśmy się i nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Objął mnie i
przyciągnął do siebie. W pierwszym odruchu chciałam zaprotestować, ale
przypomniałam sobie, że potwierdziłam to, że mnie upolował, do tego jego wczorajszy
wybuch skutecznie osłabił we mnie wolę walki.
-
Wezwałem was na długą naradę, która mam nadzieję, że zaowocuje jakimś planem
zlikwidowania Dziadków. Nulla przyniosłaś to, o co cię prosiłem?
Skinęłam
głową.
-
Zatem zapraszam.
Stanęłam
przy ekranie i zaczęłam przedstawiać wszystko, co wiemy o naszych wrogach. W
czasie przygotowywania materiału odkryłam kilka płaszczyzn ich działania i
prawidłowości, jakimi się kierowali. Postarałam się to omówić w jak najlepszy i
najbardziej przejrzysty sposób. W czasie
wykładu, moi koledzy zadawali mi pytania, robili sobie notatki, prosili
o powtórzenie kilku kwestii. Czułam się jak profesor podczas pasjonującej
prelekcji. Z tym, że tutaj ważyły się nasze losy.
Potem
Szef dał nam kilkanaście minut na to, żebyśmy wynaleźli kilka sposobów dotarcia
do starszych panów.
Stanęło
na tym że:
Należy
podjąć dalszą obserwację, w celu sprawdzenia, czy Dziadki się zabunkrowały, czy
nie. Warg wysunął propozycję rozszarpania ich na strzępy, ale Szef ostudził
jego zapał mówiąc, że ta przyjemność należy się Magnetce, a poza tym przede
wszystkim musimy znaleźć miejsce przetrzymywania Calme, oraz główną siedzibę i
kryjówki. Dopiero wtedy zaczniemy czyścić teren.
Zadania
zostały rozdane. Warg z Kameleonem wrócili na posterunki, Roche z Magnetką
mieli za zadanie przebadać życie Lutka. A ja z Hate miałyśmy jeszcze raz
przejrzeć taśmę z filmem w celu znalezienia jakiś wskazówek na temat miejsca
przetrzymywania i śmierci więźnia. Technicy mieli nam służyć wszelką pomocą,
jakiej byśmy sobie zażyczyli.
Burza mózgów
Bardzo
szybko okazało się, że starsi panowie i Lutek zniknęli, jak sen złoty.
Wszystkie sprawy zostały pozamykane, a ludzie, do których udało nam się dotrzeć
w czasie szukania drukarni fałszywek znikli z powierzchni ziemi. Przeczuwaliśmy,
że w dosłownym tego słowa znaczeniu. Warg wyczuwał wiele tropów, ale żaden z
nich nie był wystarczająco pewny, żeby nim iść. Niemniej jednak Szef kazał jemu
i Kameleonowi pójść nimi kawałek, żeby zobaczyć, gdzie się ciągną. Dzięki temu
znikła na jakiś czas perspektywa spędzenia przeze mnie nocy z wilkołakiem, co
powinno mnie ucieszyć, ale jakoś nie cieszyło. Czyżbym się do niego
przyzwyczaiła?
Hate
też nie miała humoru, ponieważ ledwo dogadała się z Kameleonem, on też zniknął
z Instytutu. Magnetka i Roche przebadali życiorys Lutka i nie znaleźli tam nic
ciekawego, prócz tego, że facet był sierotą, do tego zbiegłym z Domu Dziecka w
wieku 13 lat. W dorosłym życiu nie był zarejestrowany nigdzie, nawet nie
posiadał dokumentów. Oczywiście tych prawdziwych, fałszywkami mógłby handlować
na Bazarze Różyckiego na warszawskiej Pradze. Dorobiłby się na nich fortuny.
Lutek co roku zmieniał mieszkania i w żadnym nie zostawiał żadnych szczególnych
śladów swej działalności. Nie afiszował się swoim bogactwem, nie miał katalogu
agencji towarzyskich, nie bywał w klubach. Był zupełnie nijaki. Jak Dziadki. Z
tym, że o nich można było wiele powiedzieć, o nim nic.
-
Dosłownie, jak ty Nulla – śmiała się Hate – pan Nikt.
Za
to my przejrzałyśmy taśmę wzdłuż i w szerz i nie znalazłyśmy żadnego punktu
zaczepienia. Chociaż im dłużej ją oglądałam, tym bardziej wydawało mi się, że
coś mi umyka.
Poprosiłam
o pomoc techników, robiliśmy zbliżenia, przesiewaliśmy informacje. Badaliśmy
widoczne w tle elementy, nie naleźliśmy kompletnie nic. I kiedy siedzieliśmy
zrezygnowani i nie widzący żadnego wyjścia z sytuacji, odezwała się Hate.
-
Słuchajcie, nie wydaje wam się, że Calme cały czas porusza palcami?
-
Co masz na myśli? – spytałam.
-
No spójrz – puściła cały film od początku – skupiamy się na Dziadkach, a nie
zwracamy uwagi na więźnia. Dopiero, jak widać twarz. Sprawdzaliśmy już jego
ruch warg, nic nam nie wyszło, po prostu z ledwością oddychał. Ale ręce? Nikt z
nas nawet na nie, nie spojrzał. A zobaczcie tutaj, zwolniła obraz, czy on nam czegoś
nie pokazuje?
Popatrzyliśmy
na siebie i w skupieniu zaczęliśmy się przyglądać jego dłoniom.
-
Masz rację Hate – zaopiniował w końcu Ordynator – wołajcie Szefa.
Po
chwili przyszedł razem z Roche i Magnetką.
Kobieta
miała opory żeby jeszcze raz oglądać męczarnie męża, ale w końcu się przemogła.
-
Rzeczywiście coś pokazuje – zgodzili się z nami – tylko co?
Magnetka
siedziała blada jak ściana, Szef patrzył na nią pytająco. W końcu kobieta się
odezwała.
-
Wyjdźcie stąd, wszyscy – nikt nawet nie zaprotestował.
Poszłyśmy
do jadalni. Odkąd prawie wszyscy wrócili do Instytutu, w wielkiej sali panował
tłok, z tym, że brakowało zwyczajowych wybuchów śmiechu i żartów. Nasz nastrój
ciągłego napięcia udzielił się wszystkim.
-
I co? Co macie? – pytali zwyczajowo. A my chociaż raz mogłyśmy powiedzieć.
-
Jest przełom – powiedziałam.
Widać
było ulgę w oczach naszych towarzyszy.
-
Ale to jeszcze nic nie znaczy - dodała
szybko Hate.
Usiadłyśmy
do kolacji. I odkryłyśmy, że umknęło nam kilka dni z kalendarza. Elastiq poinformował
nas na wstępie.
-
Macie prezenty pod choinkę?
-
Jakie prezenty? – zdziwiłam się.
-
Święta za trzy dni – oświecił nas kolega.
-
Już? – zdziwiłam się – przecież dopiero co się zaczął grudzień. Powinien być
jakoś 10 lub 12.
-
Nie moja droga, jest 21.
-
Ale się wkręciłyśmy – powiedziała Hate – kto by pomyślał?
-
Może byśmy skorzystały z okazji i pojechały na zakupy – zaproponowałam.
-
Spytajmy Szefa.
Ten
na naszą prośbę widocznie się speszył. Nie wiedziałyśmy co oznaczało to
zachowanie, ale po chwili nam wszystko wyjaśnił.
-
Jestem wam winien przeprosiny – powiedział cicho.
-
Dlaczego? – zdziwiłam się.
-
Ponieważ tak bardzo chcę dorwać tych dwóch psychopatów, że zagoniłem was do
pracy ponad normę. Nawet do głowy by mi nie przyszło, że potrzebna wam przerwa.
-
Szefie – zaśmiała się Hate – my też chcemy ich dorwać, zwłaszcza, że mają, co
do nas, ścisłe plany.
-
A raczej nie chcemy wziąć w nich udziału – dokończyłam.
Szef
uśmiechnął się pierwszy raz od wielu dni.
-
Cieszę się, że was mam – powiedział i mocno nas przytulił.
To
było niecodzienne zachowanie, ale i on potrzebował ciepła i wsparcia. Objęłyśmy
go mocno i cmoknęłyśmy w policzki.
-
Szef się nie martwi – śmiała się Hate – dorwiemy ich.
Święta
były dla mnie trudne. Wzięłam udział w ogólnej wigilii, a nawet w rozdawaniu
prezentów, ale potem uciekłam do swojej kwatery.
Usiadłam
na parapecie w kuchni i zastygłam z lampką wina w ręku.
Tęskniłam.
Ból był ogromny, a obok niego ziała wielka dziura. Moja rodzina lubiła święta i
dzisiaj byli wszyscy razem. Na pewno męska część rodu stanęła do konkursu pod
tytułem, kto zje więcej pierogów, a przy Mikołaju i rozdawaniu prezentów na
bank tworzyli głupawe wierszyki o zimie. Spojrzałam na zegarek, była 23
45, a teraz moja rodzina szła na
Pasterkę.
Uśmiechnęłam
się do siebie, a po policzku spłynęła mi łza.
Przez
chwilę pożałowałam swojego wyboru. Wyboru? Przecież gdybym się nie zgodziła,
wywieźli by mnie gdzieś…
Zaśmiałam
się gorzko. Nic by mi nie zrobili, to był straszak lub zachęta do podjęcia
pracy na rzecz Instytutu. Ale teraz zrobiło się tak nieciekawie, że nawet
gdybym mogła nie wycofałabym się. Nie naraziłabym rodziny na niebezpieczeństwo
i nie zostawiłabym Hate i reszty na pastwę losu.
Usłyszałam
pukanie do drzwi. Dlaczego nagle miałam nadzieję, że to Warg? Przecież
wiedziałam, że to nie on, nie czułam żadnego niepokoju.
Hate
spojrzała na mnie i powiedziała kwaśno.
-
Ja też tęsknie za Kamelonem – i władowała się do mnie z dwiema butelkami wina.
-
Będziemy miały kaca – ostrzegłam.
-
Gwiżdżę na kaca. Magnetka nadal siedzi nad filmem, także zapowiada się kolejny
wolny dzień.
-
Nawet nie przyszła na wigilię – powiedziałam smutno.
-
Też byś nie przyszła.
Rozsiadłyśmy
się w moim małym salonie i przez chwilę milczałyśmy.
-
Ciekawe co robią? – powiedziała Hate w powietrze.
-
Nie wiedziałam, że twoja znajomość z Kameleonem, jest już tak głęboka –
zaśmiałam się.
-
A żebyś wiedziała, ja nie bawię się w podchody.
-
Rozumiem, że pijesz do mnie – zaśmiałam się.
-
Oczywiście.
-
Ja mam bardziej skomplikowaną sytuację.
-
Akurat – parsknęła Hate – facet za tobą szaleje…
-
Dobra, nie kończ, sama wiesz, że wszystko było by inaczej, gdyby nie moje
zdolności.
Mina
Hate mówiła sama za siebie. Uważała mnie za cnotkę. Może rzeczywiście nią
byłam? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. I dzisiejszej nocy też nie było mi
to dane. Zasnęłyśmy razem w moim łóżku około 4 nad ranem, zalane w trupa i
łzami.
Komentarze
Prześlij komentarz