Nulla- odc.12


W Instytucie
Gdy tylko dotarliśmy do budynku odebrano z naszych rąk Kameleona i zawieziono na badania. Ja z Wargiem od razu zostaliśmy wezwani do Szefa. Tam w kilku zdaniach zdaliśmy relacje ze wszystkiego, ja oddałam aparat i byliśmy wolni. Gdy wychodziłam z gabinetu Szefa usłyszałam, jak ten mówi do Warga.
- Zrób coś z nią, bo się rozsypie.
Nie wiem co on odpowiedział, bo pod wpływem słów Szefa opadło ze mnie całe napięcie i przestałam myśleć racjonalnie. Pobiegłam do swojej kwatery ile sił w nogach. Cała nagromadzona adrenalina uleciała, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pozostała tylko zimna klucha w brzuchu i nieprzyjemny posmak w ustach. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do mieszkania i zaszyć się pod kołdrą i już nigdy więcej nie wychodzić. Nigdzie. Płakałam jak nigdy w życiu, dławiłam się łzami, kasłałam i smarkałam i wcale nie chciałam się uspokoić. Z rozpaczy wyrwało mnie pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to Warg, zwlokłam się więc z łóżka, otworzyłam drzwi i burknęłam.
- Przyszedłeś na mnie krzyczeć i mówić żebym się opanowała i wzięła w garść?
- Tak, właśnie po to – mruknął skwaszony i wszedł do środka.
Ja odwróciłam się na pięcie i poszłam do sypialni, gdzie rzuciłam się na łóżko i zakopałam pod kołdrą po sam czubek nosa.
Dołączył do mnie i mocno mnie przytulił.
- Spokojnie, już nic ci nie grozi – mruczał mi do ucha. A ja się rozsypałam w drobny mak. Nawet nie protestowałam kiedy mnie rozbierał, ani gdy mnie całował mocno, aż do bólu. Nawet nie odczuwałam strachu, bo spotkałam o wiele gorsze zagrożenie niż on.
- Byłeś dla mnie niemiły – płakałam mu prosto w ucho – krzyczałeś, jak nieczuły drań.
Zaśmiał się cicho i wycisnął na moim ciele kolejny pocałunek.
- Jestem bardzo czuły – mruknął – ale nie mogłem ci pozwolić na histerię.
- Zabiłam – krzyczałam w spazmach płaczu – zabiłam ludzi. Przytuliłam się do niego rozpaczliwie, tak jakbym bała się, że jak go puszczę, to zwariuję.
- Cicho bądź już, cicho – uspokajał mnie szeptem. Głaskał mnie po włosach, ciele, aż mnie uspokoił, aż mnie ukoił, aż zasnęłam w jego ramionach.

Obudziłam się i czułam się tak, jakbym miała kaca. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że jestem naga, a obok mnie śpi Warg.
Gdy tylko się poruszyłam on podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
- Przepraszam za wczoraj – szepnęłam zachrypnięta.
On uśmiechnął się i też szepnął.
- Nie przepraszaj, zawsze najtrudniejszy jest pierwszy raz.
Znowu zachciało mi się płakać, ale wzięłam się w garść.
- Nie będę już się rozklejać, obiecuję – powiedziałam drżącym głosem.
On przytulił się do mnie i mruknął.
- Nie składaj obietnic, których nie masz zamiaru dopełnić.
Łzy same zaczęły mi ciec po policzkach.
- A nie mówiłem? – pocałował mnie w ucho – wypłacz się, jakoś to przetrwam.
- Zawsze możesz sobie pójść – burknęłam.
- Nie mam zamiaru – pocałował mnie w ramię – przytul się do mnie.
Spełniłam jego prośbę. A po chwili uświadomiłam sobie, że on mnie w nocy przeleciał, taką bezbronną, rozdygotaną i całkowicie zdaną na niego. Zadrżałam z oburzenia.
- Dlaczego to zrobiłeś? – poskarżyłam się, a on od razu wiedział o co mi chodzi.
- Ponieważ oboje tego potrzebowaliśmy- po czym dodał – widzę, że już wracasz do siebie i znowu się na mnie zamkniesz, prawda?
Wyplątał się z moich ramion i usiadł. Patrzyłam na jego pięknie umięśnione plecy i nagle zrobiło mi się głupio. Usiadłam za nim i przytuliłam się do niego.
- Teraz będziesz musiał się ze mną ożenić – oznajmiłam.
Nie wiem kogo bardziej to zaskoczyło, mnie czy jego.
- Jak to? – spytał zdziwiony, a ja poczułam, że dostałam obuchem w głowę. Położyłam się i zwinęłam w kulkę.
- Nulla, powiedz coś?
- Nic ci nie powiem – burknęłam – jesteś draniem i tyle, jak każdy facet. Żeby wydupczyć to lecicie od razu, a jak chodzi o zobowiązania, to uciekacie z podkulonym ogonem.
- Ja nigdzie nie uciekam – powiedział i położył się obok mnie.
- Ale nie ożenisz się ze mną, prawda?
- Dlaczego to dla ciebie takie ważne?
- Bo postanowiłam, że następnym razem jak z kimś pójdę do łóżka, to będzie to mój mąż. Takie przedpotopowe i niedzisiejsze gadki, nie zrozumiesz.
Nic nie odpowiedział, a mi krwawiło serce.
- Możesz sobie iść, oboje wiemy, że mnie już nie potrzebujesz. Znajdź sobie nową zdobycz.    .
Warg zerwał się z łóżka i ryknął nieludzko, a potem wyrwał drzwi z futryny i tyle go widziałam.
Ja sama skuliłam się jeszcze bardziej i cicho popłakałam. A wystarczyło żeby powiedział. „Może nie dzisiaj,  ale w końcu kiedyś się z tobą ożenię.” Niestety okazało się, że był taki, jak wszyscy faceci na mojej drodze. Seks, seks, seks, nic więcej.                               

Po południu zostałam wezwana do Szefa. Był tam Roche, Magnetka i Warg. Jednak on nie spojrzał na mnie ani razu, co  tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam wyganiając go z mieszkania. Ale nie czas był na roztrząsanie uczuciowych dylematów, gdyż trzeba było zająć się ratowaniem Hate.
- Co z Kameleonem? – spytałam.
- Odzyskał przytomność, ale niewiele jeszcze pamięta – powiedział Roche.
Szef poprosił o ciszę i zaczął mówić.
- Magnetka potwierdziła pismo i rozczytała to, co zostawił dla nas Calme. I to jest dla nas jedyny ratunek, dla nas i dla Hate.
- A co tam jest napisane? – spytałam.
- Magnetko przeczytaj – poprosił Szef swoją siostrę.
- Uważajcie to jest zagrożenie 1 stopnia.
- Czyli? – spytałam.
- Największe – wyjaśnił mi Roche.
- W Polsce nie ma dowodzenia, serce jest na Ukrainie. A dokładniej na Krymie albo Sewastopol albo Jałta. Ale nie wiem czy nie kłamią. Jakiś opuszczony budynek z zewnątrz, ale nowoczesny w środku. W Polsce są tylko dla nas. Szukają i chcą wycisnąć soki. Nie wiedzą gdzie jest nasza siedziba, ale to tylko kwestia czasu, nie lekceważcie ich. Uważajcie i powiedzcie Magnetce, że ją kocham.
Kobieta zamilkła i spuściła głowę, po chwili zaczęły trząść się jej ramiona.
Nikt się nie odezwał, nikt do niej nie podszedł. Sama musiała się z tym uporać. W końcu zacisnęła pięści i syknęła.
- Zabiję ich – i jak na zawołanie, samą tylko myślą zgięła metalowy wieszak na ubrania.
- Zabijesz ich – powiedział Szef – obiecuję ci to.
Poczułam palący wzrok na plecach, odwróciłam się i spojrzałam Wargowi w oczy, ale widziałam tam tylko burzę z piorunami.
Tę niemą wymianę zdań przerwał nam Szef.
- Wydaje nam się, że porwali Hate żeby nas sprowokować. Nie zdziwię się, jak zaczną nam podsuwać fałszywe tropy, tymczasem ją wywiozą do swojej bazy.
- A może już ją zabili – powiedziałam zrezygnowana.
- Raczej nie – powiedział Szef – pamiętasz, jak mówili że was przytrzymają przy życiu?
Wzdrygnęłam się.
- To co robimy? – pytałam.
- Jeżeli naprawdę nie wiedzieli, że Calme do nas napisał, to mamy główny trop i trzeba będzie tam pojechać. Ale jeżeli to kolejna podpucha, to czekają nas tam same pułapki.
- Nie, to nie pułapka – odezwał się Warg.
- Dlaczego tak sądzisz? – spytał Roche.
- Ponieważ Dziadki chciały nas ubiec i zniszczyć ślady w szczecińskim magazynie. Czyli, że podejrzewali, że Calme mógł coś dla nas zostawić, coś co oni przeoczyli.
- Może i masz rację – zamyślił się Szef.
Po kilku chwilach ciszy  oznajmił.
- Teraz  naszym priorytetem będzie znalezienie Hate.
Po czym westchnął i dodał.
- Dziadki trafili na dobry czas, na Ukrainie zamęt, trudniej będzie się nam poruszać.
- Poczekajmy dwa dni – zaproponował Roche – Dziadki muszą się dowiedzieć o masakrze w magazynach, pomyśleć co dalej i na pewno się z nami skontaktują.
- Zgoda, pośpiech może być złym doradcą.
Wyszłam z gabinetu Szefa, ale Warg nie poszedł za mną, znikł gdzieś z Roche.
Postanowiłam zdusić gulę w gardle i poszłam odwiedzić Kameleona.
Weszłam do sali i od razu podeszłam do jego łóżka. Widać było, że jest zmęczony.
- Hej – powiedziałam.
- Hej – powiedział zachrypnięty.
- Miałeś rację mówiąc, że jesteś rudzielcem.
Zaśmiał się cicho.
- I to brzydkim.
- Da się przyzwyczaić.
- Nie na długo – obiecał – nie zabrali mi całej mocy, nie mieli czasu. Tylko mnie osłabili.
- Zabierają moc?
- Podłączają do jakiejś aparatury, a potem masz wrażenie, że coś próbuje cię wywinąć na lewą stronę, jak skarpetę. Ale zrobili mi to tylko raz.
- A Hate? – spytałam, a przez jego twarz przeszedł grymas bólu.
- Nie wiem, zabrali ją ode mnie, słyszałem tylko jej krzyk.
- Wycieli jej chipa.
- Powiedziała im o nim, nie wiem dlaczego – wzruszył ramionami.
- Dowiemy się, jak ją znajdziemy.
- A coś już wiadomo?
- Nie, czekamy na ruch Dziadków.
- Jakby co, to jadę jej szukać – powiedział.
- To już zależy od Szefa – mruknęłam – odpoczywaj.
- Dzięki za ratunek – powiedział i się uśmiechnął.
- Nie ma za co – pocałowałam go w czoło i wyszłam.
Zastanowiłam się co robić. Powrót do mieszkania i siedzenie w ciszy nie wchodziły w grę, za dużo miałam w sobie emocji i bałam się, że w każdej chwili mogę zacząć krzyczeć. Dlatego udałam się na treningi, było pewne, że jak się porządnie zmęczę, to pójdę spać bez żadnej myśli w głowie.
Kiedy wróciłam na kwaterę, drzwi były już wstawione, ale w środku nikt na mnie nie czekał. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam. Terapia przez totalne zmęczenie fizyczne zdała egzamin.

Dwa dni później Dziadki przysłali nam kasetę, którą od razu obejrzeliśmy u Szefa w gabinecie.
- Ależ jesteście przewidywalni – parsknął Miroslav – daliście się złapać jak małe dzieci.
Kamera zwróciła się w stronę Wołodii, który trzymał skutą kajdankami Hate. Miała zakneblowane usta, była lekko poturbowana, ale nie wyglądała na oszalałą ze strachu.
- Nie wiemy jakim cudem tak szybko dotarliście do Szczecina – słychać było w tle głos Miroslava – ale jak widzicie byliśmy przygotowani na waszą interwencję.  A teraz mamy ją, piękną blondynkę, szkoda, że ta druga nie była razem z nią. Bo szczerze mówiąc, ta jest dla Wołodii, a ja póki co muszę się obejść smakiem. Ale o czym to ja miałem powiedzieć? – kamera znowu pokazała Miroslava – a już wiem.
Uśmiechnął się od ucha do ucha, a mnie zemdliło. Nie żeby nie miał zębów, miał i to piękne implanty, po prostu był obleśnym staruchem.
- Szukajcie a znajdziecie, czy jesteście w stanie nas wytropić? Dam wam dwie wskazówki, jedna dobra, druga błędna. Olsztyn i stary zamek oraz Szklarska Poręba chatka górali na hali. Gdzie jesteśmy? Ha ha ha – roześmiał się, a potem nagle spoważniał – macie 10 dni na znalezienie swojej podopiecznej, potem zaczniemy się z nią bawić, jak z waszym Calme – zrobił znaczącą pauzę – i jeszcze jedno, nie dotrzymaliście obietnicy, zaczęliście węszyć. Z resztą nie spodziewaliśmy się niczego innego, mało tego, zdziwiłbym się gdybyście nie podjęli żadnych kroków aby nas znaleźć. Dlatego będziemy was wyłapywać jak muchy, więc strzeżcie się, bo nie wiecie kiedy i skąd nadejdziemy.
Film się urwał.
- No i co o tym sądzicie? – spytał Szef.
- Trzeba dogłębnie przejrzeć film, może tam znajdziemy jakieś wskazówki – powiedział Roche.
- Ja bym przyjrzała się Hate – powiedziałam – nie wyglądała na przerażoną, może chciała nam dać jakieś wskazówki.
- To jest myśl – powiedział Szef – Magnetko?
- Oczywiście zrobię to – kobieta wzięła płytę i wyszła z gabinetu.
- Na razie czekamy – zwrócił się do nas - jeżeli Hate da nam jakiś znak, to będę wiedział co dalej robić.
Po naradzie poszłam do siebie, po drodze poczułam, że włosy stają mi dęba. Warg był gdzieś w pobliżu i nie był w najlepszym nastroju. Nie obchodziło mnie to, dopóki na niego nie wpadłam. Chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za ramię. Popatrzyłam mu w oczy.
- Czego chcesz? – spytałam – przecież dostałeś to, co chciałeś?
Zacisnął szczęki i cicho warknął.
- Nie prowokuj mnie.
- Daj mi spokój – strząsnęłam jego rękę  z mojego ramienia.
- Zaczynamy zabawę od nowa? – warczał na całego.
- To ty zaczynasz, ja się wypisuję.
Przyszpilił mnie wzrokiem, a ja jęknęłam. „No nie, znowu się zaczyna.”
- Możecie na razie ogłosić zawieszenie broni? – usłyszałam zirytowany głos. Warg puścił mnie i obje odwróciliśmy się w stronę Kameleona – przynajmniej dopóki nie znajdziemy Hate?
- Możemy – powiedział wilkołak.
- Widzisz? – syknęłam jeszcze zanim odeszłam – tak się zachowuje facet, któremu zależy na kobiecie.
Usłyszałam ryk, ale gdy się odwróciłam Warga już nie było.
- Ranisz go – powiedział z wyrzutem Kameleon.
- Raczej on mnie – szepnęłam i odeszłam.

Jeszcze tego samego wieczoru Magnetka miała wyniki z filmu.
- Hate posłużyła się pomysłem Calme, dała nam znaki –  oznajmiła podczas walnego spotkania w auli – mamy nie wierzyć ani słowom, ani wskazówkom Miroslava, to pułapka. Nie wie konkretnie gdzie jest, ale kilkakrotnie powtarza słowo Ukraina. Także pokrywa się to z tym, co mówił Calme.
- Kto tam pojedzie? – spytał Szef.
- Ja – zgłosiłam się, a razem ze mną Warg, Kameleon, Roche i Elastiq.
Ten ostatni trochę mnie zdziwił, bo on raczej specjalizował się w przestępstwach internetowych i rzadko opuszczał Instytut na dłużej.
- Nulla i Warg – zadecydował Szef – są najtrudniejsi do przechwycenia.
Chciałam krzyczeć, że się nie zgadzam na taki układ, ale powstrzymałam się, bo w końcu chodziło o zdrowie i życie mojej przyjaciółki.
- Ja też chcę – powiedział Kameleon – nie dam się znowu złapać.
- Nie wątpię – powiedział Szef – ale spustoszenie jakie zrobiły Dziadki w twoim organizmie są większe niż przypuszczasz. Zostaniesz i będziesz się regenerował. Zdrowy przydasz się tutaj, chory nie przydasz się nikomu.
Kameleon był zły, ale przyjął rozkaz. Tymczasem Szef kontynuował.
- A do Olsztyna i Szklarskiej Poręby potrzebuję ochotników, którzy świetnie władają bronią i są szybcy, kto się zgłasza – kilka osób podniosło ręce – dziękuję, dalsze wskazówki za godzinę. Nulla i Warg szykujcie się do drogi, samolot będzie gotowy za pół godziny.
Na pasie startowym znaleźliśmy się niemal równocześnie. Warg z wielką kurtuazją przepuścił mnie w wejściu do samolotu. Był to spory transportowiec, który oprócz nas, zabrał jeszcze nieodłączny motor wilkołaka. Usiedliśmy w dwóch osobnych końcach maszyny i każde z nas zatopiło się w notatkach dotyczących misji.
- Zostawmy nasze sprawy na później, dobrze? – powiedział Warg – teraz ważna jest Hate.
- Dobrze – odparłam, a on przysiadł się do mnie i zaczęliśmy omawiać plan odbicia przyjaciółki.

Misja – na ratunek Hate
Wylądowaliśmy około 100 kilometrów od Półwyspu Krymskiego, tam przesiedliśmy się na motor i popędziliśmy prosto do Sewastopola. Mimo, że był środek zimy, tutaj opady śniegu były minimalne. Dzięki temu wsiadłam na motor prawie bez obaw. Oczywiście, że Warg pędził jak szalony, ale już nie wrzeszczałam, tylko zaciskałam oczy i przytulałam się do jego dużego i ciepłego ciała. Zanim jeszcze wylądowaliśmy, spytałam się wilkołaka, jakim cudem żadne radary nas nie namierzyły. W odpowiedzi uśmiechnął się szeroko i powiedział.
- Nawet wojsko USA nie ma takich zabezpieczeń, jak my.
Kiedy pytałam o szczegóły, odesłał mnie w przyszłości do Teknica, ponoć on był naszym szpiegowskim specem od gadżetów.
Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do Sewastopola.
- Cholera – burknął Warg – nie wiedziałem, że to jest takie duże.
- Albo będziemy szukać igły w stogu siana albo od razu załóżmy, że ich tutaj nie ma.
- Co masz na myśli? – spytał.
- Gdybyś był staruszkiem, chociażby tak żywotnym jak nasze Dziadki, to gdzie byś wyjechał żeby mieć święty spokój?
- Do małej miejscowości – Warg uśmiechnął się do mnie chyba pierwszy raz od naszej kłótni – dobrze dedukujesz. Jedźmy zatem do Jałty.
- Nie jesteś zmęczony? – zatroskałam się.
- Jestem, ale Hate jest ważniejsza, jak tam dojedziemy, to się gdzieś prześpimy.
I tak zrobiliśmy, kiedy wjeżdżaliśmy na przedmieścia Jałty zaczęło świtać. Poszukaliśmy jakiegoś pensjonatu, niedrogiego i nie rzucającego się w oczy. Kiedy taki znaleźliśmy, oboje, bez kłótni zalegliśmy na łóżku i niemal jednocześnie zasnęliśmy.
Warg obudził mnie późnym popołudniem i oznajmił.
- Rozejrzałem się trochę po okolicy i znalazłem miejsce, w których mogli ukryć Hate.
- Dobrze, już wstaję i możemy jechać – powiedziałam i przeciągnęłam się.
Warg patrzył się na mnie jak urzeczony.
- Nawet o mnie nie myśl – zagroziłam – najważniejsza jest Hate.
Po zjedzeniu spóźnionego obiadu wyruszyliśmy przypatrzeć się miejscu wybranym przez Warga. Były to trzy duże i nowoczesne wille położone u stóp morza. Na oko każda z nich miała co najmniej 10 pokoi gościnnych. Mimo, że stały obok siebie, do każdej był przypasowany osobny parking z miejscami na kilkanaście samochodów. Przy ścianach domów widać było zadbane ogródki pełne kwiatów i klombów. Okna i drzwi były misternie rzeźbione, a w każdym budynku przedstawiony był inny motyw, ale wszystkie związane ze morzem. Cały teren wyłożony był kostką imitującą akwarium. Z ziemi tego nie było tak dokładnie widać, ale  z powietrza musiało być piękne.
- Czemu wybrałeś akurat to miejsce? Przecież Clame mówił, żeby szukać w opuszczonych miejscach – zapytałam.
- Bo wyczułem zapach Dziadków.
- Niepotrzebnie pytałam – uśmiechnęłam się i dodałam –we wszystkich trzech?
- Nie, w jednej, ale one ze sobą sąsiadują, poza tym pilnują ich ci sami strażnicy.
- A nie wyczułeś nigdzie zapachu Hate?
- Nie.
- Co to może oznaczać?
- Na pewno nie straciłem węchu – burknął.
- Nawet o tym nie pomyślałam – fuknęłam – ale co to może oznaczać?
- Że albo była tutaj krótko i zapach nie zdążył się zadomowić albo w ogóle jej tutaj nie było.
Zeszliśmy z punktu obserwacyjnego.
- Będziesz musiała wejść do środka – powiedział Warg – jak dla mnie wszystko jest za bardzo oświetlone. A jeżeli nie ma tam Hate, to tym bardziej musimy uważać. Nie możemy zostać wykryci.
- Nie musisz mi wszystkiego tłumaczyć – powiedziałam kwaśno.
Ale on zignorował moje słowa i dalej ciągnął swoje.
- Wejdziesz tam jeszcze dzisiaj, będę z tobą w kontakcie, w razie wpadki wołaj mnie na ratunek.
- I przylecisz? – spytałam z ironią w głosie. Spojrzał się na mnie tak, że pożałowałam tych słów, ale on przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował.
- Niech to będzie odpowiedzią – wycharczał, a ja straciłam głos. Ograniczyłam się tylko do ostentacyjnego odejścia w stronę naszego pensjonatu. Po drodze złapał mnie i posadził przed sobą na motorze.
- Przestań uciekać – mruknął.
- Przestań mnie łapać – odparłam w podobnym tonie.
Późnym wieczorem ruszyliśmy do tych trzech willi. Wiedziałam, że muszę je oblecieć mniej niż półtorej godziny, dłużej nie potrafiłam się koncentrować. A mogło się okazać, że w stresie będzie to jeszcze krócej.
- Pamiętaj o alarmach i kamerach – upominał mnie Warg.
- Dobrze – powiedziałam.
- A teraz idź i nie narób hałasu – na odchodnym jeszcze raz mnie pocałował.
- Nie chcę żebyś mnie całował – syknęłam.
- Nie rób scen, pamiętaj, że mamy ratować Hate.
Na posesję dostałam się bez większych przeszkód, brama wjazdowa była otwarta. Ale potem musiałam zobojętnieć na całe otoczenie. Każdy z tych domów był podłączony do alarmów. Nie wiedziałam gdzie przecinały się ich linie, ale wiedziałam, że są. Jakimś cudem dotarłam do murów budynku numer jeden. Przeszłam wzdłuż ściany i szukałam otwartego okna. Nie zawiodłam się, w kuchni trwały różne prace, więc kucharz jakby na moje życzenie otworzył okno tuż przed moim nosem. Wślizgnęłam się ostrożnie i lawirując między garnkami cicho zeskoczyłam na podłogę. Teraz musiałam wyjść z tego pomieszczenia. Na szczęście, przez drzwi wciąż ktoś wchodził i wychodził, wystarczyło poczekać na dobry moment i już byłam w korytarzu prowadzącym do innych pomieszczeń. Ze złością stwierdziłam, że kamery są wszędzie i nie mogę nigdzie ot tak wejść. Dziadki na bank wiedzieli o mojej zdolności i gdyby któryś z ich ludzi zobaczył  otwierające się niewidzialną ręką drzwi, na pewno nie pozostałoby to bez echa.
Musiałam łazić krok w krok za mieszkańcami i wchodzić za nimi szybko i bezszelestnie. W pierwszym domu oprócz gości wynajmujących pokoje, nie było nikogo. W drugiej willi miałam więcej szczęścia. Weszłam do obszernego salonu i trafiłam na Miroslava we własnej osobie. Siedział jak gdyby nigdy nic, pił drinka i rozmawiał przez telefon. Zamarłam pod ścianą i czekałam na jakiś cud. I nadszedł.
- Nie Wołodia, zostaw ją tam gdzie jest, daliśmy im 10 dni? Daliśmy.
Po chwili ciszy Miroslav znowu się odezwał.
- Kto by szukał nas po Zaporożu, uspokój się. Nawet jak wpadną na nasz ślad, to wszystko urwie się na Półwyspie Krymskim. Niech tam siedzi, za 10 dni damy im ultimatum i skierujemy na Zachód Europy i tam zaczniemy ich wyłapywać.
Wołodia znowu coś mówił, a Miroslav słuchał.
- Tylko jej pilnuj, mówiłem ci, że to cwana bestia – słuchał przez chwilę kiwając głową – dobrze możesz ją trochę osłabić, ale tylko trochę.
Rozłączył się i położył na kanapie. Postałam jeszcze chwilę, ale nic się nie działo, więc cicho wycofałam się na zewnątrz.
Gdy tylko znalazłam się za bramą, puściłam się biegiem w stronę siedzącego na motorze Warga.
- Wracajmy do pensjonatu, musimy się skontaktować z Szefem, a potem na Zaporoże – wyrzuciłam jednym tchem.
Mężczyzna o nic nie pytał, tylko uruchomił silnik i po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w wynajętym pokoju.
Pokrótce opowiedziałam mu co usłyszałam i połączyłam się z Instytutem, gdzie ponownie zdałam relację z podsłuchanej rozmowy.
- Ruszajcie w stronę Zaporoże – powiedział Szef – i za pół godziny połączcie się z nami ponownie, może uda się ich jakoś zlokalizować.
Nie trzeba było nam dwa razy powtarzać, szybko pozbieraliśmy manatki i po chwili ponownie byliśmy w drodze. Tym razem udaliśmy się na północ próbując dotrzeć do Dniepru.
O wyznaczonej godzinie zatrzymaliśmy się na poboczu i połączyliśmy z Szefem.
- Szkoda, że Miroslav nie powiedział, czy chodzi mu o miasto, czy też krainę geograficzną – zgrzytnął Szef na powitanie.
- Całego terenu nie zjeździmy – mruknął Warg.
- Nasi technicy zabawili się w psychologów i poskładali wszystko, co wiemy  naszych przeciwnikach i wyszło im, że nie lubią dużego hałasu, ale też nie lubią pustkowi. Dlatego typujemy peryferie miasta.
- Fabryki? Magazyny? – spytałam się.
- Raczej nie, te są łatwe do penetracji i zawsze kręcą się przy nich przedsiębiorcy i kupcy. Musicie zdać się na intuicję.
- Świetnie – mruknął Warg – po prostu świetnie.
- Przypominam, że Hate nie ma chipa i nie jesteśmy w stanie jej namierzyć – powiedział Szef sucho.
- Ja się nie czepiam – mruknął Warg - tylko po co ta idiotka powiedziała im o chipie, po co?!
- Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – mruknął Szef – do roboty.
- Tak jest – powiedziałam i się rozłączyłam
Znowu usiedliśmy na motor, a ja miałam wrażenie, że moja pupa jest jednym zdrętwiałym klockiem.
- Jak wyjdę z tego żywa, w życiu nie wsiądę na motor – powiedziałam.
- Zobaczymy – zaśmiał się Warg i ruszyliśmy wzdłuż rzeki wprost do Zaporoża. Warg pędził jak szalony oczywiście za nic mając przepisy i znaki. Gdy dotarliśmy do miasta było już całkiem jasno.
- Trzeba się gdzieś zatrzymać i odpocząć – powiedziałam.
- Może masz i rację, ale ścigamy się z czasem.
- Wiem, ale zmęczeni nic nie wskóramy, trzeba się wyspać – mówiłam do niego.
- Dobrze – zgodził się łaskawie.
Wynajęliśmy pokój w pensjonacie zaznaczając, że wieczorem nas już tutaj nie będzie. Ponownie zalegliśmy na łóżku i po chwili spałam jak kamień, co robił Warg nie wiem. Budzik obudził mnie około 15 00. Podniosłam się i zobaczyłam, jak siedzi i czyści naszą broń. Aż mnie wzdrygnęło, ale zdawałam sobie sprawę, że to będzie rozgrywka na śmierć i życie, niezależnie czy znajdziemy Hate czy nie.
Powlokłam się pod prysznic i z miłą chęcią postałam dłużej pod gorącą wodą. Czułam, że moje pośladki wracają do życia.
Potem zostawiłam Warga i wyszłam kupić coś do zjedzenia.
- Będziemy się tu barykadować? – śmiał się potem, widząc ile jedzenia naniosłam.
- Nigdy nic nie wiadomo – mruknęłam – ale gdybyśmy mieli uciekać i nigdzie się nie zatrzymywać, to lepiej mieć ze sobą wałówkę, nie uważasz?
- Uważam – podał mi moje pistolety, a ja od razu założyłam je na pasie.
O 18 00 byliśmy gotowi na poszukiwania.
- Na co będziemy zwracać uwagę? – spytałam.
- Skoro nie magazyny i nie opuszczone fabryki, to nie wiem na co – powiedział Warg – może coś się uda wyczuć.
Zrobiliśmy kilka rundek wokół miasta i nic nam się nie rzuciło w oczy. W końcu musieliśmy zatankować.
- Nie ma tutaj jakiś opuszczonych miejsc? – spytałam mężczyznę obsługującego dystrybutor paliwa.
- Kilka magazynów – zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie, chodzi o co innego, jakieś inne rzeczy. Domy, zamki?
Facet podrapał się w łysą głowę i w końcu uśmiechnął się szeroko.
- Jest stary młyn, ale to zabytek, wciąż kręcą się tam jacyś konserwatorzy.
Warg mruknął do mnie.
- Może być i młyn.
Poprosiłam mężczyznę o wskazanie nam drogi i po chwili już tam jechaliśmy. Minęliśmy kilka pojedynczych domów, potem jakieś pola, dojechaliśmy do rzeki i tam zagłębiliśmy się w mały las. Zaraz za nim w oddali majaczył duży budynek. Poczułam lekkie mrowienie w ręku.
- Chyba coś czuję – powiedziałam.
Nie odpowiedział, ale zawrócił do lasu, gdzie stanęliśmy w jakiś krzakach.
- Poczekaj tu – polecił i skoczył w ciemność.
Nie mając nic konkretnego do roboty zajęłam się kamuflowaniem motoru. A potem usiadłam pod drzewem i czekałam na jego powrót.
- Myślisz, że dobrze ich wyczułam? – spytałam widząc wyłaniającą się z ciemności sylwetkę.
- Nie myślę, ja to wiem – powiedział – teren jest strzeżony, wszędzie unosi się zapach jak z laboratorium i co najważniejsze, naszych Dziadków też.
- A Hate?
- Nie wyczułem, ale to nie znaczy, że jej tam nie ma.
Popatrzył na mnie.
- Jesteś gotowa?
Serce waliło mi jak oszalałe, nogi trzęsły się ze strachu, ale powiedziałam.
- Tak .
Warg pogłaskał mnie po policzku, a potem w niego pocałował.
–Trzymajmy się razem, a może jakoś z tego wyjdziemy.
- To mnie pocieszyłeś – wydukałam.
Wzięliśmy się za ręce i poszliśmy w kierunku starego młyna. Kiedy byliśmy już całkiem blisko okazało się, że teren jest z jednej strony oświetlony, co sprawiało, że okolica wyglądała jak z horroru. Wielki młyn trzeszczał ze starości, ogromne łopaty wiatraka poruszały się lekko pod wpływem wiatru. Od sztucznego oświetlenia pobliskie krzaki wyglądały psychodelicznie, więc starałam się nie patrzeć na nie.
- Znikamy – powiedział do mnie, a ja posłusznie się skoncentrowałam.
Przeszliśmy niezauważeni obok strażników, którzy, jak gdyby nigdy nic, palili papierosy i rozmawiali o jakiś swoich sprawach.
Doszliśmy do drzwi, spojrzałam na Warga, a on skinął twierdząco głową.
Myślałam, że będą skrzypieć, ale jakimś cudem otworzyły się bezszelestnie. Zajrzeliśmy do środka, ale tam oprócz starej maszynerii nic nie było. Ujawniliśmy się.
- I o teraz? – szepnęłam.
- Czekamy na cud – Warg wzruszył ramionami i oparł się o ścianę. Nie mając nic więcej do roboty zrobiłam to samo. Gdy staliśmy w totalnym bezruchu odkryłam, że moje ciało jest w stanie najwyższego napięcia. Niebezpieczeństwo otaczało nas z każdej strony. Zanim jednak wpadłam w panikę, do środka weszło dwóch mężczyzn ubranych w białe uniformy. Przezornie zapałam Warga za rękę i po chwili szliśmy za mężczyznami jak cienie. Okazało się, ze za wielkim zębatym kołem znajduje się wajcha otwierająca właz do podziemi.
Zdążyliśmy wślizgnąć się za nimi, ale właz niemal natychmiast się zatrzasnął. Warg wzruszył ramionami, jakby mówiąc mi, że teraz nie ma odwrotu. Nie pozostało nam nic innego, jak podążanie za naszymi „przewodnikami.” Szliśmy długim i słabo oświetlonym korytarzem.
Na jego końcu znajdowały się jedne, jedyne drzwi. Jeden z mężczyzn wystukał kod na klawiaturze i weszliśmy do kolejnego pomieszczenia.
Był to magazyn, wszędzie walały się jakieś skrzynie i pudła. Między całym bałaganem przechadzali się uzbrojeni strażnicy, ale i kilku mężczyzn w laboratoryjnych uniformach. Pośrodku w fotelu na kółkach siedział Wołodia i słuchał jednego ze swoich podwładnych. Na razie zostawiliśmy ich w spokoju i przeszliśmy przez pomieszczenie, uważając żeby niczego nie strącić. Z dużej hali wychodziły dwa krótkie korytarze zakończone drzwiami. Weszliśmy do pierwszego lepszego i szybko doszliśmy do jego końca. Obawiałam się, że będziemy potrzebowali jakiegoś szyfru, ale na szczęście drzwi były otwarte. Wślizgnęliśmy się do środka i zamarliśmy w niemej zgrozie. Do tego wszystkiego przestałam się pilnować i ujawniłam nasze istnienie.
W pokoju stały dwie duże przeźroczyste kadzie z jakimś zielonym płynem. Pośrodku, na dużym krześle siedziała Hate, od jej ciała prowadziły gumowe rurki, które były podczepione do aparatury obok kadzi. Aparatura pikała miarowo i miało się wrażenie, że jest się w szpitalu. Wyglądała jakby była trupem, ale na szczęście poruszała palcami u rąk, co uspokoiło nasze rozszalałe z wściekłości zmysły. A ona po prostu spała. Obok niej uwijało się dwóch facetów w uniformach i wciąż coś jej doczepiali.
 - O której kolejna transfuzja? – spytał jeden.
- Za godzinę.
- Zdążymy?
- Jak zwykle.
- Ile to już razy ją wyssał?
- Dwa, ale powiedział, że po tej dawce daje spokój, chce żeby dziewczyna była bezbronna, ale zachowała urodę.
Warg położył palec na ustach, a ja mu przytaknęłam. Bezszelestnie podkradł się do mężczyzn i zanim się zorientowali co się dzieje, już leżeli na ziemi. Podbiegłam do Hate i potrząsnęłam nią. Otworzyła oczy i mruknęła.
- Nulla dlaczego mnie budzisz? Przecież jest ciemno?
- Obudź się wariatko – warknęłam – przybyliśmy ci na ratunek.
Wilkołak sprawdził, gdzie podłączona została aparatura i po prostu wyciągnął kabel z gniazdka. Zaległa cisza, a Hate w końcu się ocknęła i spojrzała na mnie po raz pierwszy przytomnie.
- Zdejmijcie to ze mnie – wzdrygnęła się, a cały rząd rurek zafalował.
Szybko odczepialiśmy rurki zakończone grubymi igłami, a ona zaciskała zęby i tylko cicho syczała.
- Możesz chodzić? – spytałam. Próbowała się podnieść, ale nie dała rady. Wilkołak przerzucił ją sobie przez ramie.
- Wychodzimy – mruknął i w tym samym momencie drzwi otworzyły się na oścież. Do środka wpadł Wołodia i jego ludzie. Zamarliśmy.
- No, no, no – powiedział Wołodia zimnym tonem – myśleliście, że nikt was nie zauważył? Oj dzieci, dzieci, jakże łatwo was podejść. Przecież na górze są kamery, a wy nawet nie raczyliście się rozejrzeć. Dlatego żeby was zachęcić do zejścia na dół, wysłałem wam moich dwóch ludzi. Spojrzał na mnie i krzyknął.
- Nie ruszaj się! –  zaniechałam wyjmowania broni.
Dziadek spojrzał na mnie lubieżnie, oblizał się i powiedział.
- Miroslav z pewnością się ucieszy, że jego dziewczynka sama wpadła w nasze sidła.
Potem zwrócił wzrok na wilkołaka i ciekawie mu się przyjrzał.
- A ten tu, to kto? – spytał samego siebie.
Zastanawiałam się czy udawał, czy na serio nie wiedział.
- Duży jesteś  i silny, wyciągniemy z ciebie ile się da.
Warg ostrożnie postawił Hate na ziemi, potem uniósł do góry ręce i mruknął.
- Zdziwisz się – po czym krzyknął do mnie – znikaj. Pchnął Hate w moją stronę. Ja szybko zwaliłam ją na podłogę i usłyszałam tylko świst kul nad głową. Potem powietrze rozdarł potężny ryk. To na chwilę zablokowało napastników. Poderwałam się, rozeznałam sytuację i ujawniłam się. Wołodia spojrzał prosto na mnie i uśmiechnął się złośliwie.  Ja patrząc mu prosto w oczy powiedziałam.
- Żegnaj – i strzeliłam mu kilkakrotnie w pierś.  Mężczyzna patrzył zdumiony, jak krew szybko wypływa mu z dziur w ciele, potem spojrzał na mnie, jakby nie wierzył, że zrobiła mu to kobieta. A na koniec poleciał jak długi na posadzkę.
Podwładni Wołodii popatrzyli na swojego byłego pracodawcę, na nas i otworzyli ogień. Wilkołak skoczył do przodu, a ja ukryłam się za aparaturą, za którą wciągnęłam Hate. A potem wychyliłam się i strzelałam gdzie popadnie. Adrenalina buzowała mi we krwi, wiedziałam, że nie ma stąd innego wyjścia niż przez trupy.
Nagle wszystko ucichło, i strzały i ryk i krzyki.
Warg stał z zakrwawionymi łapami i pyskiem, a ja usiłowałam nie patrzeć na jatkę, którą urządził.
- Nie stój tak! – krzyknął – do wyjścia zanim nadbiegną następni.
Złapał leżącą Hate, mnie za rękę i zaczęliśmy biec. Gdy wypadliśmy do części magazynowej, przez drzwi wejściowe wbiegali już następni napastnicy. Skupiłam się i staliśmy się niewidzialni.
- Długo nas nie utrzymam – syknęłam zdenerwowana.
- Byle do wyjścia – warknął wilkołak. Nie mogłam patrzeć na jego zakrwawioną twarz. Odbiło mi się, ale zdusiłam odruch wymiotny. Kiedy kilkunastu ludzi wbiegło do laboratorium, my ruszyliśmy w drugą stronę. A tam zastaliśmy zamknięty właz. Warg postawił Hate pod ścianą, po czym zwinął rękę w pięść i wybił nam wyjście na świat. Wygramoliliśmy się na poziom młyna. Nie zdążyliśmy się otrzepać, a wokół nas pojawili się ludzie.
- Na górę! – wrzasnął Warg, a ja złapałam ledwie żywą Hate i zaczęłam ją wciągać po schodach na kolejną kondygnację młyna. Tymczasem Warg rozprawiał się z ludźmi na dole. Stanęłyśmy na podeście i okazało się, że jedyne wyjście prowadzi do rzeki. Słyszałyśmy rozdzierające krzyki z dołu i ryk wściekłego wilkołaka. Mimo, że był po naszej stronie i tak ciarki strachu przebiegły mi wzdłuż kręgosłupa. Nagle pojawił się w otworze. Miał zakrwawiony pysk, a między zębami widać było coś, co miałam nadzieje, że nie jest częścią żadnego człowieka, tylko na przykład deską.
- Skaczcie do wody – krzyknął przybierając ludzka postać. Ja odruchowo się cofnęłam, nie uśmiechało mi się wpadać w zimną kipiel Dniepru. Ale on miał inne plany. Złapał nas obie pod pachy i po chwili wrzeszczałam na całe gardło lecąc wprost w czarną toń wielkiej rzeki. Zderzenie z wodą niemal mnie ogłuszyło, ale Warg trzymał nas mocno i holował do brzegu. Kiedy minął mi pierwszy szok usiłowałam mu pomóc, co przyjął z ulgą, bo nurt co prawda pchał nas w stronę motoru, ale był bardzo szybki, więc musieliśmy wytężyć wszystkie siły żeby nas za daleko nie wyrzuciło.
Wygramoliliśmy się na brzeg i jedyne o czym marzyłam to odpocząć, ale on poderwał mnie od pionu i krzyknął.
- Nie czas na lenistwo – po chwili zauważyłam, jak w biegu przerzuca sobie Hate przez ramie i pędzi w las.
Mimo, że miałam mroczki przed oczami, a do gardła podchodziła fala wymiotów, zmusiłam się do zrobienia kroku.
- No dawaj Nulla, dawaj – dopingowałam samą siebie. I jakoś poszło. Gdy dotarłam do motoru, Warg i Hate, już na nim siedzieli.
Obejrzeliśmy się za siebie, na drodze pojawił się duży jeep z halogenem oświetlającym wszystko na drodze. Chciałam skoczyć na tylnie siedzenie, ale Warg krzyknął.
- Siadaj przede mną!
- Ale jak?
- Siadaj! – rozkazał, a ja posłusznie usadowiłam się między nim a Hate,
- Trzymaj ją – krzyczał i ruszył przed siebie. Przytuliłam mocno przyjaciółkę, która jak na złość straciła przytomność i co chwila musiałam przyciągać do siebie jej bezwładne ciało. Tymczasem trwała pogoń. Słyszałam ryk silników, krzyki ludzi i serie z karabinów.
„Byle nie w opony, byle nie w opony.” – myślałam i zaciskałam oczy po każdej serii.
Po kilku minutach wszystko zaczęło cichnąć, pozostał tylko dźwięk naszego silnika i dziki huk w uszach. Warg prowadził pewnie i tak szybko, że miałam wrażenie, że lecimy.
Hate ocknęła się i chciała się wyrwać.
- Siedź – syknęłam jej w ucho – już wszystko w porządku, jesteś z nami.
Z wdzięcznością uścisnęła mi rękę i usadowiła się najwygodniej, jak mogła. 
Po nieskończenie długim czasie Warg zaczął zwalniać.
- Musimy zatankować – powiedział i pomału wjechał na oświetloną stację benzynową.
Kiedy on załatwiał sprawy paliwa, ja odeszłam kawałek dalej i połączyłam się audiowizualnie z Szefem.
- Odbiliśmy ją – oznajmiłam usiłując się uśmiechnąć, ale grymas strachu, paniki i ulgi wykrzywiał mi twarz. Do tego, dopiero teraz zaczęłam odczuwać zimno z powodu całkowicie przemoczonego ubrania. Kto o zdrowych zmysłach wskakuje do lodowatej toni?! To cud, że żyłam.
- Nulla! – powiedział ostro Szef – natychmiast weź się w garść i zdaj wstępny raport.
Odetchnęłam trzy razy i drżącym głosem zaczęłam opowiadać. Skończyłam mówiąc.
- Zabiłam go, zabiłam Wołodię – Szef patrzył na mnie w skupieniu i rzekł.
- Dobra robota Nulla, jestem z ciebie dumny.
A ja wcale nie byłam z siebie dumna i czułam tylko pustkę w miejscu serca.
- A jak się czuje Hate? – spytał Szef.
- Co chwila traci przytomność, ale wydaje się, że to przede wszystkim ze strachu i zmęczenia.
- Pojedziecie teraz do Lwowa i tam się zatrzymacie do czasu, aż  pozwolę wam wrócić. Gdy będziecie w mieście odezwijcie się, to dam wam dokładne wskazówki, gdzie się macie zatrzymać. I nakarmcie Hate, bo pewnie też jest głodna.
Skończyłam rozmowę i wróciłam na stację. Hate spała leżąc na siedzeniu motoru. Szturchnęłam ją, a potem wmusiłam jedną kanapkę, którą popiła wodą mineralną.
Ruszyliśmy w drogę, ale ja tym razem usiadłam za plecami Warga. I dopiero teraz spostrzegłam, że miał kurtkę poszatkowaną kulami.
- Boli cię? – spytałam, on uśmiechnął się i powiedział.
- Jak cholera.
- Może mogę ci jakoś pomóc?
- Później, teraz uciekamy.
- Ale Warg…
- Powiedziałem – uciął dyskusję. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko mocniej się przytulić.
Zanim wjechaliśmy do Lwowa, poczekaliśmy na peryferiach aż się ściemni. Trójka zakrwawionych i brudnych osób na motorze, mogło wzbudzić nie lada sensację, a to była ostatnia rzecz jakiej potrzebowaliśmy.
Podjechaliśmy pod wskazany przez Instytut adres. Była to stara obdrapana kamienica, ze starymi drewnianymi schodami. Wspięliśmy się na trzecie piętro i weszliśmy do schludnego dwupokojowego mieszkania. Warg od razu znikł w łazience, a ja zaprowadziłam słaniającą się Hate do kuchni i ponownie wmusiłam w nią kanapkę. Potem położyłam ją spać. Z ulgą opatuliła się kołdrą i gdy chciałam już wyjść, powiedziała cicho.
- Dziękuję wam za ratunek – chlipnęła. Wróciłam do niej i mocno ją przytuliłam.
- Już wszystko w porządku, śpij. Jutro gdy będziesz wypoczęta, to sobie razem popłaczemy.
O dziwo parsknęła śmiechem. Pocałowałam ją w policzek i wyszłam.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka