Nulla - odc.4
Sprawozdanie u Szefa
Obudziłam
się we własnym łóżku, wyspana i wypoczęta. Poruszyłam się i z satysfakcją
stwierdziłam, że nie mam żadnych zakwasów. Uznałam, że ta misja była o wiele
lepsza niż ta w Afganistanie. Po pierwsze była krótsza, po drugie moja nowa
koleżanka Hate była sto razy weselsza od Kameleona, co nadawało temu
niebezpiecznemu zadaniu formę zabawy.
Chociaż gdyby nas zapali, brr… Aż się trząchnęłam z obrzydzenia.
Co
prawda obie spanikowałyśmy kilka razy i zachowywałyśmy się jak nastolatki, ale
przynajmniej miałam pewność, że ona nie spojrzy na mnie z przygną i nie powie:
„Miałaś zachować spokój, a nie wrzeszczeć na całe gardło.” Zaśmiałam się sama
do siebie. Hate była fajna, polubiłam ją od razu.
Spojrzałam na tablicę ogłoszeń przyczepioną
na ścianie. Miałam się zjawić u Szefa o 13 00. Spojrzałam na zegarek. Miałam
tylko 15 minut.
-
Nie ma co – mruknęłam sama do siebie – mają wyczucie czasu.
Wskoczyłam
w dresy, opłukałam twarz, w locie zjadłam kanapkę i z kubkiem herbaty
powędrowałam do biura Szefa. Tam siedziała Hate, która wyglądała na taką, którą
przemielono przez maszynkę.
-
Niech zgadnę – zaśmiałam się do niej – dopiero wstałaś?
-
Tak jakby – uśmiechnęła się.
-
Witam – Szef dał znać o swojej obecności – jak misja.
-
Łatwizna – stwierdziła Hate.
-
A ty co o niej sądzisz? – zwrócił się do mnie.
-
Nie było zbyt trudno, ale pewnie dlatego, że nasze zdolności doskonale się
uzupełniają.
-
Nie zdenerwowałaś się, nie miałaś uczucia niebezpieczeństwa?
-
Tylko raz – przyznałam – potem wszystko działo się tak szybko, że nawet na to
nie zwróciłam uwagi.
-
Cieszę się, że wyszłyście z tego cało. Ale to prawda, zadanie było, jakby to
powiedzieć, szablonowe, mamy wiele takich zgłoszeń.
-
Tylko nie każdego stać na nasze usługi – skwitowała Hate.
-
Wyjęłaś mi to z ust – fuknął Szef.
-
No dobra, już przestaje – obiecała dziewczyna.
-
Jak rozumiem, nie zdążyłaś napisać sprawozdania, bo spałaś – zwrócił się do
mnie.
-
Szefie – powiedziałam – jak padłam w busie, tak dopiero się obudziłam.
-
Nie szkodzi – uspokoił mnie gestem dłoni, opadłam na fotel – napisz je zaraz po
wyjściu ode mnie i prześlij do działu technicznego, do mnie, do trenerów i
archiwum. A ustnie, jakie spostrzeżenia?
-
Dział techniczny musi coś zrobić z tymi kabelkami w ustach –powiedziała Hate –
świetnie się spisują, gdy trzeba
prowadzić rozmowę, ale przy całowaniu trzeba uważać.
Szef
się zaśmiał.
-
Nikt ci nie kazał…
-
Bardzo śmieszne Szefie, bardzo śmieszne – ironizowała Hate.
-
Dobrze, masz rację, coś trzeba z tym zrobić.
-
U mnie trzeba zmienić sposób treningów – powiedziałam – gdy znikam z kimś, nie
wiem co się dzieje wokół. Na sali jest mi wszystko jedno, ale na misji…., po prostu się wyłączam i tak
jakby mnie nie było, nic nie pamiętam ani nie widzę.
-
A jak sama znikasz?
-
To wszystko obserwuję, słyszę i mogę się ruszać. A tak to muszę polegać na
drugiej osobie. A co by się stało, gdybyśmy się wywróciły na schodach? Hate
puściła by moją rękę i leżałybyśmy plackiem przed ochroniarzami Martineza.
-
Dobre spostrzeżenie, opisz to dokładnie w sprawozdaniu.
-
A ja muszę zapanować nad wirem, a dokładnie nad lądowaniem – wtrąciła się Hate
– poobijałyśmy sobie kostki.
-
Rozumiem, twoi trenerzy z pewnością wkrótce rozwiążą ten problem – zamilkł, ale
po chwili przerwy powiedział wesoło – dokument trafił do rąk właściciela,
pieniądze są na naszym koncie, ale mam jedno „ale”…
-
Tak?
-
Zrobiłyście jeden błąd.
-
Jaki? – pytałyśmy zaniepokojone.
-
Kiedy wirowałyście przez pokój, gdzie spali ludzie wszystko było dobrze,
myśleli że to przeciąg, ale potem wypadłyście na balkon i się zatrzymałyście.
Widzieli was. Lepiej było zniknąć.
-
Kurczę – syknęła Hate.
-
No i co teraz? – byłam zaniepokojona.
-
Miałyście szczęście, że większość gości miała promile we krwi, więc uznano to,
za pijacką wizję.
-
Dostaniemy naganę? – dopytywałam.
Hate
i Szef się roześmieli.
-
Nie żartuj – uspokoił mnie – takie rzeczy się zdarzają. Tylko trzeba je
wyłapywać i eliminować. A to zadanie było za łatwe na taką panikę. Rozumiem
Nullę, ale ty Hate? Dwa lata z nami i
co?
-
Udzieliło mi się od Nulli – roześmiała się perliście.
-
Idźcie już i odpocznijcie, niedługo następne zadanie. Widzę, że dobrze wam się
razem pracowało, więc będę miał to na uwadze przy przydzielaniu kolejnych
zleceń. Do widzenia.
Wyszłyśmy
na korytarz i uściskałyśmy się z radości.
-
Cieszę się, że będziemy razem pracować – powiedziała Hate – do tej pory z nikim
się tak nie zgrałam, jak z tobą.
-
Też mi było z tobą dobrze.
Nagle
poczułam przypływ panicznego lęku. Włosy na karku stanęły mi dęba, zdrętwiało
lewe ramie, a w ustach zaschło, jakbym szła przez pustynię. Rozejrzałam się
szybko.
-
Nulla, co się stało? Zbladłaś. – Hate patrzyła na mnie zatroskana.
-
On tu jest – szepnęłam zdrętwiałymi wargami.
-
Kto?
-
Wilkołak – i puściłam się biegiem do swojej kwatery. Za nic w świecie nie
chciałam na niego wpaść. To spotkanie w stołówce wystarczyło mi w zupełności na
całe życie.
Usłyszałam
dziki śmiech i po chwili stałam przyszpilona plecami do ściany, a wzrokiem do
jego wzroku.
-
Witaj Nullo – mruknął i odsłonił krótkie kły.
-
Puść mnie – powiedziałam dzwoniąc zębami, jak kastanietami.
-
Boisz się i uciekasz – parsknął – niemądra.
-
Chciałam zejść ci z drogi, żebyś nie miał powodu do stracenia nad sobą
panowania.
-
Nie ma takiej potrzeby, aż tak łatwo nie tracę nad sobą kontroli – pogłaskał
mnie dłonią po policzku – z miłą chęcią poznam cię bliżej.
I
jakby chciał to zaznaczyć, przysunął się do mnie jeszcze bardziej. Czułam się
osaczona i tak przerażona, że niemal przestałam oddychać.
-
Warg! – usłyszałam ostry głos Szefa – zostaw ją.
Wilkołak
nawet się nie ruszył, tylko patrzył mi intensywnie w oczy.
-
Warg! Rozmawialiśmy o tym, miałeś ją ignorować!
-
Kiedy ja nie chcę jej ignorować, lubię jej strach- warknął.
-
Co za cymbał – powiedział Szef – ale ona nie lubi, nie widzisz tego?
-
Nawet nie można się zabawić. Co za stary
sztywniak – burknął i się ode mnie odsunął. Ja padłam jak długa na ziemię.
Chciał pomóc mi wstać, ale szybko podniosłam się na czworaka i uciekłam spod
jego rąk.
Usiadłam
pod ścianą i patrzyłam w jego stronę.
-
Do zobaczenia Nullo – powiedział i znowu w uśmiechu odsłonił kły.
-
Przestań zabawiać się, jak szczeniak – warczał Szef – do gabinetu, ale już!
-
Nie denerwuj się Szefie, przecież nic jej nie zrobiłem.
-
Ale możesz i doskonale o tym wiesz. Od zabawy do wściekłości przechodzisz w
mniej niż w sekundę, widziałem to kiedyś. A ona jest nasza, nie jest wrogiem.
-
Ale się mnie boi, a ja lubię strach.
-
Przestań się tłumaczyć, a ona ma taki dar, że wyczuwa niebezpieczeństwo, a ty
jesteś niebezpieczny nawet dla przyjaciół.
-
Nie mam przyjaciół – burknął.
-
Bo nie chcesz ich mieć i dobrze wiesz o czym mówię – znikli za drzwiami.
Hate
podbiegła do mnie.
-
Wstawaj i znikajmy stąd, bo on może zaraz sobie stamtąd wyjść.
Podniosłam
się na trzęsących nogach i poczłapałam razem z koleżanką do mojej kwatery.
-
Czemu się na mnie uwziął?
-
Strach. Poczytaj o nim w naszej bibliotece. O każdym z nas coś tam jest, wciąż
uzupełniane.
-
Chyba tak zrobię, może będę wtedy w stanie jakoś zablokować ten lęk. Ale to
jest silniejsze ode mnie. Czemu?
-
Nie wiem, pytaj trenerów.
-
Chciałabym już na niego nigdy nie wpaść – powiedziałam szczerze.
-
Za to z jego słów wynika, że on na ciebie wpadnie bardzo chętnie.
-
Proszę, zmieńmy temat.
Do
biblioteki poszłam dopiero na drugi dzień. Wyszukałam jego biografię i zaczęłam
czytać. Niewiele o nim było. Typowe cechy dla wilkołaka, jak
zmiennokształtność, wielki gniew, żądza walki, upór…
-
Same „pozytywne” cechy w mordę – mruczałam sarkastycznie – nie mogli chociaż
napisać, że jest miły dla osób, które lubi?
-
Nie jestem miły – usłyszałam za plecami. Jak mogłam go nie wyczuć? Dopiero jak
się odezwał fala strachu ogarnęła mnie całą. Zrozumiałam, że moje zmysły
zostały przytępione, bo koncentrowałam się na czymś przyjemnym, w miejscu,
które uważałam za bezpieczne.
Usiadł
koło mnie i popatrzył w monitor.
-
A jednak interesujesz się moją osobą – uśmiechnął się szeroko i popatrzył mi w
oczy. Bałam się, ale czułam, że tym razem mnie nie uwięził wzrokiem. Mogłam mu
prawie normalnie odpowiedzieć.
-
Szukam sposobu na to, żeby nie czuć przy tobie strachu – powiedziałam rzeczowo,
nie odpowiedział tylko czekał na dalszy ciąg – bo mój dar przy tobie staje się
moim przekleństwem. Zobacz jak mi się trzęsą ręce.
Uniosłam
dłonie, a one drżały na całej długości. Złapał za nie i przyjrzał się im.
-
Jak dla mnie możesz się bać, będę się jeszcze lepiej z tobą bawił.
-
Bawi cię to? – byłam zaskoczona.
-
Oczywiście – uśmiechnął się szeroko – który drapieżnik nie jest zadowolony ze
strachu swojej ofiary.
-
Ale dlaczego chcesz, żebym była ofiarą? – zadrżała mi dolna warga.
Nie
odpowiedział na to pytanie, tylko rzekł:
-
Szef kazał mi ciebie przeprosić za moje zachowanie, ale wiedz, że nie czuję
skruchy – patrzył mi prosto w oczy – kazał mi też ciebie unikać, ale nie wiem,
czy tego chcę. Muszę się zastanowić – spojrzał na monitor – nie czytaj tych
bzdur, bo i tak ci nie pomogą. Wpadłaś mi w nos i czy tego chcesz, czy nie,
będę się tobą interesował.
Łza
popłynęła mi po policzku. Starł ją ręką.
-
Masz szczęście, że szanuję Szefa, tylko to trzyma moje ręce przy sobie. Ale nawet
on wie, że jak twoja panika całkiem wedrze się do mojego mózgu, to już nic mnie
nie powstrzyma. Więc uważaj, bo lubię twój strach.
Wstał
i wyszedł.
Odetchnęłam
głęboko i pozwoliłam sobie na szloch.
Co
za potwór. Czego on właściwie ode mnie chce?
Misja - zbieranie danych
Razem
z Hate zostałyśmy wezwane do Szefa na rozmowę.
-
Nowa misja? – spytała Hate i usadowiła się w wygodnym fotelu.
-
Raczej przygotowanie pola dla innych – poprawił.
-
O nie – jęknęła ostentacyjnie – czyli papiery. Jak ja tego nie lubię.
-
O co jej chodzi? – wtrąciłam.
-
Będziecie obserwatorkami – zgasło światło, a na ścianie wyświetlono zdjęcia i
krótki filmik. – Póki co sprawa jest miejscowa. Ten w koszulce polo to Michał
Bielecki, wiceprezes firmy budowlanej „Szklobud”, a obok w garniturze to jego
przyjaciel Karol Zalewski, właściciel kilku restauracji, a trzeci, ten z
nadwagą, to jest Marian Kluch – przerwał słysząc nasz śmiech – dziewczyny
trochę powagi.
-
Kluch – krztusiłam się – Kluch.
Szef
cierpliwie przeczekał nasz wybuch wesołości i kontynuował.
-
Marian Kluch, to człowiek znikąd, zagadka. Opowiada, że ma wielką fortunę,
szasta pieniędzmi, ale jedyne co o nim dowiedziała się policja, to tylko, że
mieszka w domku jednorodzinnym pod Warszawą, ma żonę i jedno dziecko.
Codziennie rano wychodzi do pracy do jednej z korporacji w centrum miasta i
tyle. Ale można go spotkać w
towarzystwie tych dwóch typów, podejrzewanych o machlojki finansowe i przekręty
na przetargach. Oni są niby czyści, a pieniądze i tak znikają. I Kluch musi być
do tego kluczem. Będziecie na razie za nim chodzić.
-
Nuuuuda – jęknęła Hate.
Siedziałyśmy
w samochodzie i obserwowałyśmy Mariana, jak wychodzi z domu do pracy. Mieszkał
w starym domku jednorodzinnym bez żadnych udziwnień i bajerów, ot taki prostokątny klocek. Pewnie odziedziczył
go po rodzicach albo dziadkach. Z resztą wszystkie domy w okolicy wyglądały
podobnie, zasiedziałe, stare miejsce. Z tym, że państwo Kluch posiadali
najbardziej zaniedbany ogród, jaki w życiu widziałam. Stare jabłonie gięły się
pod ciężarem powoju, trawa nie widziała kosiarki chyba od wiosny, a pod płotem
walały się jakieś śmieci. Poprawka, to były dziecięce zabawki, ale chyba już
całkiem wyeksploatowane.
-
Dopiero zaczęłyśmy – powiedziałam.
-
Ale i tak nuda, nic się nie dzieje – obstawała przy swoim Hate.
-
Na razie ruszaj za nim – powiedziałam.
Hate,
jako ta szybsza, prowadziła wóz. Nie jechałyśmy żadną nowoczesną furą. Zwykłym
srebrnym fordem, jakich wiele na ulicach. Nawet jeżeli Kluch rozglądałby się na
boki, nie zapamiętałby, czy jechał za nim jeden, czy trzy takie same samochody.
Na
razie wszystko się zgadzało, dotarł do Centrum i zaparkował pod wysokim
biurowcem.
-
Leć zapłać za parkometr – poleciła Hate – trochę tu zabawimy. A potem…
-
Nie ty leć zapłać, a ja pójdę za nim. Nie wiadomo, czy nas ot tak wpuszczą. A
ja…
-
Dobra, wiem, idź – popędziła mnie koleżanka, bo nasz „Klusek”, jak go już
nazwałyśmy, znikł za obrotowymi drzwiami.
Skoncentrowałam
się i po chwili szłam niezauważona między ludźmi.
Przeszłam
przez bramki, przez czujny wzrok ochrony i już pędziłam za naszą ofiarą. Do
windy wsiadłam jako ostatnia. Odetchnęłam, bo były tylko trzy osoby. Inaczej,
dziwiliby się czemu nie mogą zapełnić tego dziwnego, pustego miejsca. Winda
była jedną z tych nowoczesnych, cała oszklona, więc mogłam sobie podziwiać
wystrój biurowca. W zasadzie nic mnie tam nie zdziwiło, kiedyś pracowałam w
podobnym. Na dole kilka stanowisk recepcjonistek, w kącie kilka kanap
potrzebnych do szybkich spotkań biznesowych, no i oczywiście mrowie ludzi
ubranych w surowe i klasyczne stroje. Także biura na każdym piętrze wyglądały
podobnie, no może różniły się trochę kolorami i wysokością boksów. Pewnie
wygląd zmieniał się na wyższych
kondygnacjach, gdzie zwyczajowo przebywały zarządy wielu firm. Zamyśliłam się.
Pamiętam swój pierwszy dzień w korporacji, mój szef uścisnął mi dłoń, powitał
na pokładzie, powiedział, że na mnie liczy, bo tylko dzięki oddaniu pracy można
do czegoś dojść. Byłam wniebowzięta. A potem jakby mi ktoś wylał kubeł z zimną
wodą na głowę, miły szef zmienił się w niemiłego grubasa. To była wciąż ta sama
osoba, ale wraz z przyrostem wagi wzrastał również poziom nienawiści do świata.
Czyli w szczególności do mnie. Wszystko było nie tak, musiałam siedzieć po
godzinach, premie były śmieszne, a urlopy krótsze niż konstytucja nakazuje.
Otrząsnęłam się z niemiłych wspomnień i z ulgą stwierdziłam, że to już nie
wróci. I w samą porę, bo na piątym piętrze Klusek wysiadł, a ja za nim.
Przywitał się z najbliższymi współpracownikami i usiadł w swoim boksie.
Stanęłam
za nim i poczułam, że za długo się koncentruję i za chwilę wszyscy mnie
zobaczą.
Wybiegłam
z boksu i poszukałam łazienki. Tam zamknęłam się w jednej z kabin i
odetchnęłam.
-
Jesteś tam? – usłyszałam głos Hate.
-
Tak, za długo byłam niewidoczna, musiałam odpuścić.
-
Masz jakiś słabszy dzień? – śmiała mi się w uchu koleżanka.
-
To nie jest śmieszne. Muszę tam wrócić.
-
Ile dasz jeszcze radę?
-
20 minut, nie więcej.
-
Postaraj się zorientować, co on robi.
-
Ok. dam radę.
Wyszłam
z kabiny i napotkałam zdziwiony wzrok jakiejś kobiety. No tak, drzwi nie
otwierają się same z siebie. A ja byłam niewidoczna.
Wróciłam
do boksu Kluska, ale go tam nie zastałam. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo
dzięki temu mogłam poszperać w jego papierach.
Z
monitora jasno wynikało, że zajmował się wprowadzaniem jakiś danych firmy.
Czyli cyferki, nic mi to nie mówiło. Przejrzałam dokumenty na biurku, wszędzie
to samo. Jeżeli robił przekręty w tych kolumnach liczb, to potrzebowałam do
pomocy księgowego.
Schowałam
się pod biurkiem i ujawniłam na chwilę. Po czym podzieliłam się wątpliwościami
z Hate.
-
Zrób zdjęcia – poradziła. Znikłam. W ostatniej chwili, ponieważ on wrócił.
I
usiadł.
-
No to pięknie – mruknęłam. Nie wyjdę stąd za żadne skarby świata.
Zastawił
mi drogę wyjścia. Co mnie podkusiło żeby chować się pod biurko? Ale mogłam się
ujawnić i odetchnąć przez chwilę.
-
Co się dzieje? – dopytywała Hate, która w samochodzie obserwowała mnie na
monitorze i wiedziała, kiedy znikam, a kiedy się pojawiam.
-
Nie mogę mówić – szepnęłam samymi wargami.
Przez
najbliższe pół godziny miałam widok na owłosione nogi faceta, który wciąż nimi
wierzgał. Kilka razy o mały włos nie oberwałam w nos. Pracując, wciąż coś do
siebie mruczał. W końcu usłyszałam.
-
Pizza – chyba zatarł ręce – zamówię pizzę. Moją kochaną pizzunię. Mniami.
Wzniosłam
oczy ku niebu. Ile jeszcze? Miałam nadzieję, że jak ją zamówi, to może sobie na
chwilę gdzieś pójdzie. Ale nie, siedział martwym bykiem i gadał matematycznymi
zagadkami.
-
On chcę pizzę – mruknęłam – 5 piętro, boks nr 18.
-
Trzymaj się, zaraz będę.
Po
kilkunastu minutach przyszła Hate.
-
Pan zamawiał? – powiedziała i uśmiechnęła się do mężczyzny.
Kluch
w końcu wstał, a ja szybko wygramoliłam się spod biurka. Byłam cała zdrętwiała.
Pomachałam Hate kartką, żeby wiedziała, że wyszłam na wolność. Ta nieznacznie
skinęła mi głową. Gdy ona zagadywała mężczyznę, ja szybko robiłam zdjęcia czemu
się da. Ona pilnowała, żeby nie odwracał głowy, gdyż bardzo by się zdziwił
widząc papiery poruszające się same w powietrzu. Hate była mistrzynią podrywu i
przetrzymała go, aż 5 minut. Potem wyszła z kasą i napiwkiem w ręku.
Ja
przycisnęłam się do ścianki działowej i poczekałam, aż Klusek się usadowi,
rozluźni krawat i zacznie jak świnia pałaszować pizzę. Był typowym
garniturowcem po trzydziestce. Łysial na czubku głowy, ale nadal chciał
zachować bujną czuprynę, więc nosił przydługie włosy. Nie był wysoki i miał
spory brzuszek. Pocił się pod nosem, a oczy miał podkrążone, przez zbyt długie
siedzenie przed komputerem. Zakrztusił się. Władował zbyt duży kawałek do ust.
Stwierdziłam, że nic tu po mnie i ruszyłam do wyjścia. Omal nie zderzyłam się z
prawdziwym dostawcą pizzy. Zdziwienie na twarzy Kluska - bezcenne.
Wsiadłam
do samochodu i odetchnęłam.
-
Nie mam siły – poskarżyłam się.
Hate śmiała się w głos.
-
Ależ miałaś interesujący widok pod tym biurkiem. Ja bym to jakoś wykorzystała.
-
Niby jak? – spytałam i zrozumiałam – dobra, nie opowiadaj mi, nie chce słuchać
świństw.
-
Nie byłaś ciekawa kluska, Kluska?
-
Nie.
-
Nawet trochę?
-
Przestań, facet jest obleśny.
-
A jakby nie był? – drążyła Hate.
-
Nieważne, jeszcze widziałam jak konsumował pizzę. Uwierz mi, też by ci odeszła
na wszystko ochota.
-
Masz zdjęcia? – spytała.
-
Mam, chociaż pewnie nic tam ciekawego nie znajdą – ułożyłam się do snu.
-
Co ty robisz?
-
Zmęczyłam się, teraz ty popracuj. Obudź mnie, gdyby wychodził i robił coś
ciekawego.
-
Nie możesz teraz spać, nudzi mi się!
-
Jakoś to przeżyjesz – mruknęłam i zapadłam w sen.
W
ciągu tygodnia facet nie zrobił nic podejrzanego i już zaczęłyśmy się irytować.
Poszłyśmy
do Szefa ze swoimi wątpliwościami.
-
Wiem, że się nudzicie, ale tak wygląda zbieranie danych.
-
Ale on nie robi nic ciekawego, tylko pracuje – jęczała Hate.
-
A może on pracuje w nocy na „drugi etat”? – podpowiedziałam.
-
Za łatwo byłoby go namierzyć, a telefon też jest na ciągłym podsłuchu. Nie, on
musi to jakoś inaczej załatwiać – powiedział Szef.
-
Ale może w nocy się z kimś widuje? A
może korzysta z innych aparatów? – podpowiadała Hate.
-
No dobrze. Dostańcie się do niego do domu i sprawdźcie. Ale macie wejść obie.
-
Dobra – zgodziłyśmy się.
Już
zbierałyśmy się do wyjścia, gdy Szef jeszcze mnie zawołał.
-
Nulla zostań jeszcze chwilę, muszę z tobą porozmawiać na inny temat.
Posłałam
niepewny uśmiech Hate. Ta wzruszyła ramionami i wyszła mówiąc:
-
Spotkamy się w stołówce.
Spojrzałam
na Szefa, a on zaczął.
-
Jak tam sprawa z Wargiem?
-
A jest tutaj? – podskoczyłam przestraszona.
-
Myślę, że byś o tym wiedziała – mruknął Szef.
-
Właśnie nie do końca – powiedziałam – on potrafi się przyczaić.
Szef
był zaskoczony.
-
Jak to przyczaić?
-
Jak nie chcę żebym go wyczuła, to robi coś, nie wiem co i dopóki się nie
odezwie, to nawet nie wiem, że stoi za mną.
-
Co za złośliwiec – wkurzył się Szef – i pewnie nadal cię zaczepia?
-
Nie, właściwie ostatni raz widziałam go dwa tygodnie temu. Rozmawiał ze mną w
bibliotece.
-
Rozmawiał? Nie straszył?
-
On nie musi nic robić żeby mi drżały nogi. Ale nie, nie straszył mnie tylko
ostrzegał.
-
To dobrze – mruknął Szef – to dobry dzieciak, tylko strasznie pogubiony.
-
Dzieciak? – zdziwiłam się, ale zaraz sobie przypomniałam, że Szef ma dużo
więcej lat niż wygląda.
-
Znam go odkąd skończył 16, był w czasie przemiany. Sam, bez rodziny.
-
A co się stało z jego rodziną?
-
Nie wiem, nigdy nie powiedział. Wiem tylko, że jest sam.
-
I co? – rozsiadłam się wygodnie czekając na ciąg dalszy.
-
Interesujesz się swoim prześladowcą? – zaśmiał się Szef.
-
Nie – zawstydziłam się – tylko lepiej żebym wiedziała o nim jak najwięcej, może
wtedy przestanę panikować?
Szef
nie skomentował mojego pokrętnego tłumaczenia się.
-
Miał 16 lat i przebywał w opuszczonej fabryce. Mieliśmy za zadanie sprawdzić
kto tam… - spojrzał na mnie poważnie – zabija i to w bestialski sposób.
Rozrywając ofiary na strzępy.
Przełknęłam
ślinę.
-
Nie pomaga mi Szef tą opowiastką.
-
Słuchaj dalej. Złapaliśmy go i zamiast uśmiercić, zabraliśmy do Instytutu na
badania. Bardzo się zdziwiliśmy widząc młodego wilkołaka i to w fazie
przemiany. Ni to człowiek ni to zwierz. Bez rodziny, która by go wychowała i
powstrzymała przed aktami przemocy.
Gdyby nie my, mógł stać się bestią o jakich czytamy w książkach. A sama
wiesz, że nie łatwo ich zabić.
-
Srebro?
-
To mit – śmiał się Szef – przed przemianą, czyli około 15 roku życia był
zwykłym chłopakiem, a potem miał stać się głową rodu, samcem alfa. Tak nam
powiedział, niestety nic więcej.
-
I co dalej?
-
Rzucał się, chciał nas zabić. W ogóle nie reagował na ludzkie bodźce. Jak
rozwścieczony pies przed walką. Ale z czasem się uspokoił i zaczął nas słuchać.
Gdy dotarł do 20 -tki był już w pełni ukształtowanym wilkiem. Ale nie
wypuszczaliśmy go jeszcze, nie panował nad sobą. Jednego dnia potrafił być
normalny, jak każdy człowiek, drugiego Roche ściągał go z któregoś z nas.
Trzeba było go pilnować, robił to głównie Roche, więc jak chcesz się dowiedzieć
więcej, może on ci coś podpowie.
-
A jaki jest teraz? – chciałam wiedzieć.
-
Taki jak widzisz: złośliwy, nie słucha się nikogo, chodzi swoimi drogami, ale
nam pomaga.
-
A ile on ma teraz lat?
-
35, to jeszcze szczeniak. Powiedział mi, że prawdziwie dorosły wilk ma około 50
– tki.
-
Ma jeszcze te wybuchy złości?
-
Czasami, ale nikogo już nie zabija. W zasadzie ostatniego człowieka posłał
bezmyślnie do piachu, około 10 lat temu, więc nie masz co się bać.
-
A jak go tutaj nie ma, skąd może Szef wiedzieć, co robi?
Mężczyzna
wzruszył ramionami.
-
Nie wiem, ale nie dostałem na niego żadnego zlecenia, więc chyba jest czysty.
-
A dlaczego go wtedy nie zabiliście?
-
Dzieciaka? On potrzebował pomocy, a nie kaźni.
-
A ci ludzie, co zginęli? – wkurzałam się.
-
A czy ty możesz coś poradzić na to kim jesteś? – zadał mi pytanie Szef –
myślisz, że mało wśród nas takich, co w czasie odkrywania talentów zabiło
postronne osoby? Ja jestem w stanie to zrobić jedną myślą.
-
Rozumiem – powiedziałam cicho.
-
Właśnie, a dzięki temu, że jest wśród nas, pomógł setkom innym i chyba już
odpokutował tamte ofiary.
Zaległa
cisza, w końcu Szef powiedział.
-
Chciałem żebyś wiedziała o nim to, czego nie wyczytasz w bibliotece.
-
I co mam z tym zrobić?
-
Tego nie wiem. Wiem natomiast, że nie jestem w stanie go trzymać z dala od
ciebie. Będziesz musiała się z nim wielokrotnie skonfrontować. Wiem, że mnie
szanuje, ale widzę też, że w twoim przypadku dostaje małpiego rozumu.
Powiedziałem ci, to szczeniak. A to co robi, to końskie zaloty. Myślę, że
powinnaś to tak interpretować i może dzięki temu będziesz się mniej bać spotkań
z nim.
-
Przemyślę to – obiecałam i wyszłam z gabinetu szefa. W głowie miałam totalny
mętlik.
Późnym
wieczorem zaparkowałyśmy o kilka przecznic od domu Kluska. Potem spokojnym
spacerkiem podeszłyśmy pod jego dom. Nie miał żadnego psa, przynajmniej nie na
podwórku, bo żaden nas nie przywitał szczekaniem.
-
Gorzej jak w środku grasuje rozwścieczony ratlerek – powiedziała Hate.
- Oby nie – powiedziałam błagalnie. Nie znosiłam tych psów.
- Oby nie – powiedziałam błagalnie. Nie znosiłam tych psów.
W
domu świeciły się światła tylko na dole, zgadywałyśmy, że w kuchni i salonie.
Całe piętro tonęło w ciemności.
-
Myślisz, że on ma coś takiego jak gabinet? – spytałam Hate.
-
Nie wydaje mi się. Pewnie ma wszystko w jednym biurku razem z rachunkami. Żona
zadowolona z zarobków męża jeździ do SPA, chodzi na fitness i ma w nosie
opłaty.
-
Zgadujesz? Czy się dowiedziałaś?
-
Dowiedziałam się. Przecież mówiłam ci, że mi się nudzi gdy ty śpisz, więc
poszperałam tu i tam i wiem.
-
To ułatwia sprawę, baba nie ma żadnych papierów, nie pomylimy się.
-
No dobra, wchodzimy – powiedziała Hate.
-
Jak?
-
Przez balkon – wskazała palcem.
-
A może najpierw sprawdzimy, czy są jakieś otwarte okna na dole? –
zaproponowałam.
-
A po co?
-
A jak zamierzasz mnie tam wtaszczyć, jak ja jeszcze nie opanowałam podwójnej
koncentracji?
-
Przecież ostatnio nam wyszło.
-
Tak, na dwie minuty, a potem odleciałam. Nie dziękuję, nie mam zamiaru zlecieć
z dwóch metrów w pokrzywy. Szukamy otwartych okien na parterze.
-
Mam lepszy pomysł – ucieszyła się Hate.
-
Tak? Jaki?
-
Zadzwonimy do drzwi, a jak on otworzy to się wślizgniemy do środka. A wejście
na piętro nie zajmie nam więcej niż minutę. Uda się.
-
Oby – westchnęłam.
-
Jesteś straszną pesymistką – orzekła Hate.
-
Raczej realistką.
Ale
poszłam za nią. Brama była otwarta, więc bez problemu weszłyśmy na posesję.
Przeszłyśmy przez zarośniętą resztkę chodnika i dotarłyśmy do małego ganku.
Zadzwoniłyśmy do drzwi i trzymając się za ręce czekałyśmy na kroki. Otworzyła
nam pani Kluskowa. Miała około 30 lat i od razu wiedziałyśmy, że mamy do
czynienia z panią na włościach. Kobieta nie była brzydka, ani nieforemna, tylko
przesadziła z makijażem i dużą ilością złota wokół głowy. Efekt był
piorunujący, zwłaszcza, że wystąpiła przed nami we wściekle zielonym szlafroku.
Bardzo się zdziwiła nie widząc nikogo.
Stałyśmy naprzeciw niej i czekałyśmy, aż się ruszy z progu i wyjdzie sprawdzić,
czy nie ma kogoś poza gankiem. Niestety baba wzruszyła ramionami i zamknęła
drzwi mrucząc pod nosem:
-
Głupie dzieciaki.
Ujawniłyśmy
się i odetchnęłyśmy.
-
Co za cholera jedna – powiedziała Hate.
-
Zamykają bramę – powiedziałam do koleżanki.
-
Trzeba spróbować jeszcze raz – zarządziła Hate.
-
Wykończysz mnie – mruknęłam.
-
Nie narzekaj, nie przekroczyłaś tych cudownych dwóch minut.
Ponownie
nacisnęłyśmy dzwonek. Szybko złapałyśmy się za ręce i drzwi tym razem otworzył
Marian w slipach i krótkiej zatłuszczonej koszulce. Spojrzałyśmy na siebie i
obie zrobiłyśmy minę wyrażającą wstręt. Facet w ręku miał napoczętą kanapkę.
Wyszedł na ganek i plując resztkami krzyczał.
-
Ja wam dam łachudry, zabaw wam się zachciało.
Ale
my już byłyśmy w środku i pomału ewakuowałyśmy się na piętro.
W
salonie, przez który musiałyśmy przejść natknęłyśmy się na kota, który
oczywiście nie dał się nabrać na nasze sztuczki i wodził za nami wzrokiem. Na
środku dywanu bawiła się trzyletnia dziewczynka, a pani domu oglądała jakiś
teleturniej.
-
Ej Marian chodź tu, zobacz co robi Kicia – śmiała się kobieta – wodzi wzrokiem
po ścianie, zupełnie, jakby ktoś tam był. Może tu są duchy? Co o tym sądzisz?
-
Mam to w dupie, nie lubię tego kota – i zamachnął się na biedne zwierze nogą.
Na szczęcie Kicia miała refleks i uskoczyła. A my szybko pobiegłyśmy na górę.
Tam wyszłyśmy z ukrycia, a ja syknęłam.
-
Jakbym go kopnęła w ten tłusty zadek...
-
Później, później – uspokajała mnie Hate – najpierw praca. Stój na czatach.
I
pobiegła przeszukiwać pokoje. Z dołu słyszałam rozmowę domowników.
-
Możemy przełączyć na mecz? – pytał Marian.
-
Jak obejrzę serial.
-
Ale wtedy będzie już druga połowa – zżymał się facet.
-
No i co z tego. A poza tym, już dawno ci mówiłam, że powinniśmy mieć drugi
telewizor.
-
Nie stać nas – burknął Marian.
-
Jak to nie stać – oburzała się kobieta – przecież podobno tyle zarabiasz?
-
Nie aż tyle, żeby wydawać kilka tysięcy na głupi telewizor.
Zanosiło
się na dłuższą wymianę zdań, więc poszłam do Hate.
Zastałam
ją w ich sypialni.
-
I co? Znalazłaś coś? – spytałam.
-
Nic. Na górze nic nie ma. Chyba wszystko trzyma na dole.
-
Trzeba poczekać aż pójdą spać – orzekłam.
-
No to znowu nudy – westchnęła Hate – jak ja nie lubię takiej roboty.
-
Wolisz taką, gdzie cię podrywają bycze karki – śmiałam się.
-
A żebyś wiedziała – parsknęła Hate.
Zamilkłyśmy,
bo ktoś szedł na górę. Okazało się, że to pani domu szła położyć córkę spać.
-
Ten twój ojciec jest okropny – słyszały jak narzeka – mówię ci, nigdy nie
wychodź za mąż.
-
Tak mamusiu – usłyszały cienki głosik.
-
Nie ma jak nastawianie od dziecka – Hate szturchnęła mnie w bok.
Przyznałam
jej rację.
Na
to, aż „Kluski” pójdą spać, czekałyśmy jeszcze dobre 4 godziny. Położyli się
dopiero o 1 00, oczywiście kłócąc się o coś zawzięcie.
Zeszłyśmy
na dół.
-
Nic nie widzę – mruknęła Hate.
-
Ja też, ale poczekaj. – złapałam ją za rękę, znikłyśmy i mogłyśmy zapalić
latarkę – pamiętaj, masz 2 minuty inaczej, robisz wszystko sama, ja odlatuję.
-
To nie gadaj i do roboty.
Niestety
w domu też nic nie znalazłyśmy. Facet był czysty jak łza, a patrząc na niego,
trudno było uwierzyć, że jest to przestępczy geniusz.
Cicho
ulotniłyśmy się z jego domu i po kilku chwilach wracałyśmy do Instytutu.
Komentarze
Prześlij komentarz