Nulla- odc.11


Przebudzenie było bolesne i niezbyt miłe. Roche wyciągnął nas z łóżka o 7 00 rano i kazał przyjść do biblioteki. Magnetka rozwiązała zagadkę.
Byłyśmy pijane i niezbyt chętne do współpracy. Ale posłusznie wykonałyśmy polecenie.
- Śmierdzicie – orzekł Teknic.
- Odczep się i daj mi coś na głowę – jęczała Hate.
- Na to nie ma lekarstwa – ironizował kolega.
- Możemy? – spytał zimno Szef. Hate uciszyła się natychmiast.
Głos zabrała Magnetka. W trakcie tłumaczenia, w tle leciał dobrze nam znany film.
- Na początku – powiedziała spokojnym, zachrypniętym głosem. Słychać było, że długo płakała, a być może i krzyczała z rozpaczy. Chyba nikt z nas nie wiedział, co oznacza stracić, odnaleźć i znowu stracić ukochaną osobę – na początku mówi do mnie.
Urwała i nabrała powietrza.
- Że mnie kocha, że tęskni, ale że jest już za późno - głos lekko jej się załamał – potem mówi, że wybacza nam, że go nie szukaliśmy wystarczająco długo.
- Dobrze, że tego Warg nie słyszy – mruknęłam do Hate – bo znowu by się wściekł.
Koleżanka przytaknęła.
- A potem podaje informacje, nie całymi zdaniami, hasłowo.  Są to słowa. Magazyny,  Szczecin, ściana wschodnia, dół, informacja. Koniec.
- Trochę tego jest – mruknął Szef – technicy? Dacie radę?
- Damy – Ordynator uśmiechnął się – zajmiemy się tym niezwłocznie.
- Ściągamy chłopaków – zadecydował Szef – czas zacząć polowanie.
Byłam zaskoczona jego zimnym tonem, mało tego, on nie czuł się przegrany, raczej szykował się do rundy zwycięstwa. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- A co myślałaś? Że nie mamy szans? – zapomniałam, że umiał czytać w myślach - To była cisza przed burzą, a Dziadki nie wiedzą z czym i z kim zadarli. Nadszedł czas żebyśmy wrócili do gry.

Misja - Magazyny w Szczecinie
Ze sprawozdania techników wynikało, że w jakimś magazynie w Szczecinie znajduje się dla nas informacja albo, że jest to miejsce w którym przetrzymywany był Calme. Do zadania zostałam wybrana ja, Hate, Kameleon i Warg. Mieliśmy najlepszy zestaw zdolności. Z tym, że chłopaki pojechali pierwsi, żeby wysondować miasto i wytypować ewentualne miejsca, które by nas interesowały. Dopiero wtedy miałyśmy do nich dołączyć. Zanim jednak pojechałyśmy, Szef poprosił nas na rozmowę.
- Nie powinienem was tam puszczać – rzekł na wstępie.
- Ale my chcemy…. – zaczęłam mówić, ale Szef mi przerwał.
- Jesteście uparte, jak smarkule w sklepie z sukienkami. Jeżeli chodzi o mnie uważam, że jesteście na to za młode. Zwłaszcza Nulla, masz za mało doświadczenia.
- Szefie… - znowu próbowałam się wtrącić.
- Cisza! Ja mówię – skuliłyśmy się pod naporem jego wzroku – gdyby nie to, że macie jak zwykle odpowiednie cechy  i znacie sprawę dogłębnie, to mogłybyście nawet przede mną klękać, nie pozwoliłbym wam jechać.
- Ale klęczałyśmy – mruknęła Hate, a Szef lekko się uśmiechnął.
- Ale krótko.
Zaśmiałyśmy się do siebie.
- A teraz na poważnie – spojrzał na nas uważnie i po chwili powiedział – macie schować w kieszeń wasze wygłupy.
- Dobrze.
- I chichoty.
- Dobrze.
- Macie być skupione i poważne.
- Dobrze.
- A teraz powiedzcie mi, jak się przygotowałyście do akcji.
Hate spojrzała na mnie i szepnęła.
- Ty mów.
Zaczęłam opowiadać.

Na dwa dni przed wyjazdem weszłyśmy we cztery do gabinetu Szefa, otworzył buzię ze zdziwienia. Przed sobą miał dwie Nullę i dwie Hate. Ja trzymałam w ręku kartkę z napisem: „Niech nas Szef rozróżni, bez czytania w głowach.”
Mężczyzna podniósł się zza biurka i podszedł do każdej z nas, obejrzał z każdej strony, po czym zgadł bezbłędnie.
- Czyli co? Kamuflaż do bani? – zasmuciła się Hate.
- Wręcz przeciwnie, doskonały – ucieszył się Szef – poznałem was, bo mam z wami do czynienia niemal codziennie, ale dla kogoś, kto nie widział was z bliska i nie przebywał z wami, jesteście nie do rozróżnienia. A wy jesteście – zwrócił się do naszych sobowtórów -  Chate i Bella, zgadłem?
Kobiety roześmiały się perlistym śmiechem. Na co dzień pracowały w administracji Instytutu, więc nie były agentkami, które mogły by być rozpoznane. Ale też miały swoje zdolności. Chate była zwinna jak kot, czemu zawdzięczała swoje imię, potrafiła balansować nad przepaścią na bardzo cienkiej linie i nawet się nie zachwiać, rozbiła salta, wysoko skakała i zawsze spadała na cztery „łapy.” Bella wydawało się, że jest tylko piękna i to załatwia sprawę, ale ona umiała zaklinać głosem. Była to bardzo niebezpieczna zdolność, bo gdyby nagle stanęła przeciw Instytutowi, to kto wie, czy nawet Szef by się jej nie oparł. Ale na szczęście dla wszystkich, Bella była skromną i cichą dziewczyną i wolała siedzieć za biurkiem niż walczyć.
- Gdyby Szef chciał wiedzieć dlaczego wybrałyśmy akurat je… - zaczęła Hate.
- Nie chcę, bo nie znam się na waszych kobiecych sztuczkach. Najważniejsze, że efekt jest piorunujący.
Drugi szok jaki przeżył Szef w związku z naszym wyjazdem było to, jak my same się ucharakteryzowałyśmy.
Wybieliłyśmy sobie cerę, dołożyłyśmy kilka pieprzyków, związałyśmy włosy w dobierane warkocze i zrobiłyśmy makijaż, który nas postarzał, zmniejszał oczy i w ogóle wyglądałyśmy na zaniedbane kobiety. Stroje zwykłe, dżinsy, za duże luźne swetry i kurtki z kapturem ozdobionym na końcu sztucznym futerkiem.
- Wyglądacie beznadziejnie – ocenił Szef – super.
- Ciekawe co na to powiedzą chłopaki – zaśmiała się Hate.
- Jak kocha, to wszystko zniesie – powiedziałam.
- Tylko proszę was, bądźcie ostrożne – powiedział na pożegnanie.
Zasalutowałyśmy i ruszyłyśmy w podróż.

Do Szczecina dojechałyśmy w miarę sprawnie i bez opóźnień, co w polskim PKP było niemalże cudem. Wsiadłyśmy do taksówki i ruszyłyśmy do mieszkania, które wynajął Instytut na czas misji.
- Zaraz urwiesz zamek od kurtki – szepnęła Hate.
- Bo się denerwuję – przyznałam.
- Czym?
Nie odpowiedziałam, bo nie potrafiłam odpowiedzieć na jej pytanie. Przyjaciółka przytuliła mnie mocno.
- Będzie dobrze, zobaczysz.
Chciałam podzielać jej optymizm.
Zadzwoniłyśmy do drzwi, otworzył nam Kameleon ubrany w kuchenny fartuch w kwiatki. Na twarzy miał głupawy uśmiech, a w oczach niedowierzanie.
- Co za cudowne wcielenie, Hate czyś ty zwariowała? Dorobiłaś sobie pryszcze?
Hate zaśmiała się i pocałowała mężczyznę w usta.
- Jesteście o 10 minut za wcześnie – oznajmił nadal osłupiały Kameleon.
- A to czemu?
- Bo schab jeszcze nie doszedł – odparł i wpuścił nas do środka.
- A gdzie Warg? – spytała Hate.
- Zaraz wróci, teraz jego kolej węszenia.
Okazało się, że mieszkanie ma trzy pokoje, w jednym ulokował się Kameleon, a razem z nim Hate, drugi należał do Warga, a trzeci był salonem, zawalonym wykresami, mapami i mnóstwem zgniecionych papierów. Całe lokum było wyjęte rodem z PRL, z lat siedemdziesiątych i widać było, że nikt tu nic od lat nie zmieniał.
- Kuchnia jest duża – zapewnił Kameleon widząc moją minę.
Ale mnie nie chodziło o miejsce do jedzenia, a do spania.
Już chciałam im powiedzieć, że jadę do hotelu, gdy poczułam zbliżającego się wilkołaka. Było za późno na ucieczkę.
Przyszedł cały mokry i zziębnięty. Wszedł do salonu  i uśmiechnął się szeroko. Pocałował Hate w policzek, a do mnie powiedział.
- Wyglądasz, jak zawsze pięknie – objął mnie i pocałował – idę się umyć.
- Tylko się pospiesz – krzyknął Kameleon – zaraz podaję kolację.
Warg spojrzał na mnie tak, że wiedziałam, że żadne jedzenie świata w tej chwili go nie interesuje.
W kuchni uczepiłam się ramienia Hate.
- Proszę, śpijmy razem, błagam – ona widząc moje szkliste oczy parsknęła cichym śmiechem.
- Zwariowałaś? Myślisz, że którykolwiek z nich by się na to zgodził?
- Tak, o ile będę miała twoje poparcie..
Hate roześmiała się tym razem w głos.
- Nie poprę, bo sama się stęskniłam i czekam z niecierpliwością na koniec kolacji. Tylko przez dobre maniery jeszcze tutaj siedzę.
Byłam załamana. Tymczasem Kameleon podał wszystkie potrawy na stół, a Warg wyszedł z łazienki i do nas dołączył.
Widząc mnie ze strachem w oczach przyczepioną do Hate, mruknął.
- Znowu się zaczyna – i usiadł przy stole, potem wyciągnął swoją wielką łapę i złapał za oparcie mojego krzesła. Razem ze skrzypiącym stołkiem znalazłam się przy nim.
- Obiecałaś – powiedział krótko. A potem zjedliśmy kolację, przy której mężczyźni opowiedzieli nam o swoich sukcesach i porażkach. Dzięki rozmowom o akcji mogłam się choć trochę rozluźnić, zwłaszcza, że Warg oprócz tego, że mnie przyciągnął do siebie, nie robił żadnych wyprowadzających mnie z równowagi gestów ani aluzji.
Kameleon położył na stole mapę i zaczął opowiadać.
- Wytypowaliśmy trzy możliwe lokalizacje. Jedna znajduje się w porcie, dwie na obrzeżach miasta.
- Czemu akurat te? – spytałam.
- W porcie wyczułem zapach Calme – powiedział Warg.
- A pozostałe?
- Są pilnowane przez uzbrojonych strażników – mówił Warg.
- To w Polsce tak można? – dziwiła się Hate.
- Zwykły człowiek niczego nie zauważy – powiedział Kameleon – ale dla naszego wprawnego oka nic się nie ukryje.
- Niech będzie – zgodziłam się łaskawie – i co w związku z tymi uzbrojonymi strażnikami?
- To nie jest normalne, być może to zastawione na nas pułapki lub magazyny miejscowej mafii.
- Co najpierw sprawdzamy?
- Ty z Wargiem port – oznajmił Kameleon – a ja z Hate jeden z magazynów.
- Kiedy zaczynamy? – spytała Hate.
- Jutro. Rano podejdziecie tam z nami i obejrzycie teren, a wieczorem zaczniemy penetracje.
Po skończonej kolacji zaoferowałam się do sprzątania naczyń, Kameleon i Hate uradowani znikli w swoim pokoju. A w pewnym momencie musiałam nawet zamknąć drzwi od kuchni. Warg został ze mną i pomógł mi przy zmywaniu. Nic nie mówiliśmy, ale czułam narastające między nami napięcie. Zaczęło mnie coś dławić w gardle. Nie wiedziałam dlaczego tak reaguje, przecież raz miał mnie prawie w garści. Chociaż wtedy miałam nikłą nadzieję na jakiś ratunek. A teraz…?
Cholera, byłam cnotką i już. Chciałam i nie chciałam. Bałam się i nie bałam. Zawsze byłam dzikiem jeżeli chodzi o sprawy damsko-męskie. Nawet jak miałam chłopaka, to wcale nie byłam przekonana do spraw łóżkowych. Z resztą, on chciał tylko tego, nic więcej. Bez chęci na seks, byłam według niego nieciekawa i odszedł w poszukiwaniu łatwiejszej zdobyczy.  A ja chciałam porozumienia, przyjaźni, rozmów, a dopiero potem…
Dlaczego pomyślałam akurat o tamtym chłopaku? Chyba bałam się powtórki z rozrywki. Bałam się, że Warg po prostu wykorzysta moje ciało, nie patrząc na moje wnętrze. Że kręcę go, póki mnie nie zdobędzie, a potem odejdzie szukać nowych zdobyczy. W końcu był wilkołakiem i lubił polować.
A moje zdolności? Wariowały przy nim, może już nie byłam tak sparaliżowana, jak na początku, ale wciąż odczuwałam strach, zwłaszcza, jak był w takim nastroju, jak teraz. A to powodowało, że czułam się rozdarta, ale absolutnie…
Dotknął mojego ramienia, odskoczyłam jak oparzona i krzyknęłam:
- Nie jestem na to gotowa, naprawdę nie jestem – poczułam, że łzy płyną mi po policzkach. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęły.
- Widzę – mruknął i złapał mnie za ręce, zaczęłam się wyrywać.
- Proszę cię, nie czaruj mnie, nie wykorzystuj swojej przewagi, bo ja nie jestem na to wszystko gotowa.
- Nie uciekaj – warknął i przyciągnął mnie do siebie.
- Zrozum, nie jestem w stanie ci się oddać. Wtedy w Instytucie obiecałam ci siebie i tak naprawdę możesz się domagać spełnienia obietnicy, przecież cię nie powstrzymam, ale wiedz, że będę się czuła wykorzystana.
- Przestań się wyrywać – w końcu mnie przyszpilił. „To koniec”- pomyślałam.
- Bo ja tak na serio, to jestem bardzo porządna i przedpotopowa – dokończyłam zrezygnowana.
- Skończyłaś już, czy chcesz jeszcze coś powiedzieć?
- Nie – bąknęłam.
- Mogę cię puścić, czy nadal będziemy się szarpać?
- Nie będę uciekać – buczałam.
Puścił mnie z uwięzi, ale objął mnie mocno.
- Przytul się do mnie – powiedział. A mnie zamurowało. Facet taki jak on chce się przytulać? Przecież powinien zedrzeć ze mnie ubranie, nie wiem, rzucić na stół i… Wyłączyłam te myśli i go objęłam.
- Widzę, że nie jesteś gotowa – mruczał mi do ucha – a raczej wyczuwam. Chociaż dziwi mnie to, bo wtedy gdy cię zabrałem z dyskoteki…
- Byłam wstawiona, więc jak to się mówi, byłam łatwiejsza. Ale szczerze mówiąc i tak robiłam wszystko żeby do tego nie doszło. Sprawa z Dziadkami była dla mnie wybawieniem. I miałam nadzieję, że będę to odwlekać jak najdłużej się da. A tu proszę, wspólna wyprawa. 
Zlękłam się, przez chwilę w jego miłych ramionach zapomniałam z kim rozmawiam.
- O nie – zadrżałam widząc cień w jego oczach, chciałam się odsunąć.
- Dziękuję, że jesteś ze mną szczera – powiedział w końcu i znowu przyciągnął mnie do siebie.
Staliśmy w ciszy, a ja się pomału uspokajałam. Przetarłam zapłakane oczy i syknęłam:
 – Kurcze zapomniałam, że mam pomalowane kredką oczy.
- No cóż, od dłuższego czasu wyglądasz, jak miś panda – uśmiechnęłam się lekko – leć się umyć i chodźmy spać, jutro trudne zadanie przed nami.
Po wyjściu z łazienki weszłam do salonu i długo się wahałam co zrobić. W końcu Warg stracił cierpliwość i po mnie przyszedł. Stał jedynie w spodniach od piżamy, a ja byłam się w stanie tylko gapić na jego szeroki tors.
- Nulla – szepnął – nie bój się już, zrozumiałem co mi powiedziałaś.
Całe napięcie ze mnie spadło i nogi ugięły się pode mną. Szybko mnie złapał i podniósł. Położył na łóżku i przykrył kołdrą.
- Jak chcesz, mogę spać na podłodze – powiedział ofiarnie, chociaż widziałam w jego oczach, że bardzo tego nie chce.
- Nie, śpij obok mnie – powiedziałam. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać, po chwili przytulał się do mnie całym ciałem. Głaskał mnie po włosach.
- Nie jesteś na mnie zły? – spytałam.
- Nie jestem.
- Ale przecież chciałeś, jak sam to określasz, żebym była twoja.
Zaśmiał się cicho.
- Od dzisiaj już wiem, że naprawdę jesteś moja, więc jest mi po prostu dobrze. I mam cię tam gdzie chciałem, czyli obok mnie.
Przytuliłam się mocniej do niego, o nic więcej nie pytałam.

Następnego dnia ponownie ucharakteryzowałyśmy się na nijakie obywatelki i pojechałyśmy z chłopakami obejrzeć wytypowane przez nich miejsca.  Później, wieczorem już  sama z Wargiem udałam się do portu.
Stanęliśmy w pewnej odległości od magazynu, w którym wilkołak wyczuwał obecność Calme.
- Pójdę pierwszy…
- Nie ma mowy – zaoponowałam – nie będę tutaj sterczeć sama, jak palec. Idziemy razem.
Wilkołak westchnął, ale nie zaprotestował. Wziął mnie za rękę i poszliśmy w  stronę bramy. Magazyn był stary, ale nie opuszczony, chociaż raczej rzadko używany. Brama była zamknięta na kłódkę, ale bez trudu ją sforsowaliśmy.
- A jak będą tu jakieś psy? – syknęłam.
- Nie ma żadnych – powiedział, a ja mu uwierzyłam.
Przekradaliśmy się pod ścianami i czujnie rozglądaliśmy na boki. To że w dzień nie było tu nikogo, nie oznaczało, że nocą jest tak samo. Zwłaszcza, że było to idealne miejsce na załatwianie nielegalnych spraw.
Warg sprawdzał wszystkie drzwi jakie mijaliśmy po drodze, mieliśmy nadzieję, że któreś będą otwarte. Niestety, wszystkie były zamknięte.
- A okna? –zaproponowałam.
- Poczekaj tu – szepnął i zanim zdążyłam go powstrzymać znikł za rogiem, ale po krótkiej chwili wrócił.
- Jest kilka otwartych, ale wysoko – popatrzył na mnie czekając, co na to powiem.
- Jakoś dam radę się wspiąć – powiedziałam dzielnie, a on szeroko się uśmiechnął.
- Mam inny pomysł – przemienił się w monstrum, ja lekko się cofnęłam. Parsknął zniecierpliwiony i złapał mnie za ręce. Po chwili siedziałam mu na barana, a on wspinał się po ścianie. To było dziwne uczucie przytulać się do jego włochatego ciała. Myślałam, że jego sierść będzie szorstka i skudlona, ale okazała się gładka jak aksamit i miękka w dotyku. Powąchałam go, nie śmierdział psem, a szamponem, którego używał pod prysznicem.
- Przesztań mnie wąchać, bo mnie to łaskocze – wymruczał rozbawiony, a ja po raz kolejny się zdziwiłam. Myślałam, że z tym pyskiem i zestawem wielkich zębów nie jest w stanie mówić. A jednak, niewyraźnie, ale potrafił.
W końcu dotarliśmy na miejsce.
Okno było wąskie, ale pojedynczo dało się wejść. Wspięłam się na ramiona Warga, wślizgnęłam się do środka i omal nie spadłam dwa metry w dół. Na szczęście zdążyłam złapać się parapetu. Po chwili Warg wisiał koło mnie i objął mnie jedną ręką. Złapałam się go za szyję i spojrzałam prosto w jego paszczę. Aż dziwne, że nie zemdlałam, bo widok był przerażający.
Zeskoczył razem ze mną na ziemię. Po chwili znowu stał się mężczyzną.
- Mogłabyś się przyzwyczaić – rzekł z wyrzutem.
- Wybacz, ale nie wyglądałeś zbyt zachęcająco.
Zachichotał i pocałował mnie w policzek.
- Gdzie idziemy? – spytał.
- Wschodnia ściana, sam dół – powiedziałam.
Poszliśmy we wskazanym kierunku, mijaliśmy duże hale wypełnione po brzegi jakimiś towarami, pokoje pełne papierów, aż zatrzymaliśmy się po wschodniej części budynku.
Warg pociągnął nosem.
- Był tutaj, w tych dwóch pokojach – powiedział. Ja ruszyłam do przodu, ale mnie powstrzymał.
- Poczekaj, może jeszcze coś wywęszę – i podszedł do drzwi.
Zmienił się w dużego wilka i zaczął wszystko dokładnie obwąchiwać.
A ja stałam i się gapiłam. Przez cały czas moje zmysły były pobudzone jego bliskością, ale do tego już się przyzwyczaiłam. W pewnym momencie poczułam coś nowego. Włosy zjeżyły mi się na karku, oddech stał się krótki i urywany.
- Warg – szepnęłam – ktoś się zbliża.
Jak na zawołanie po jednej ze ścian korytarza przepłynął strumień światła z latarki.
- Znikaj – syknął i skoczył w ciemność. A ja jak nigdy wpadłam w panikę. Nie było przy mnie Hate, ani Kameleona, a on sobie poszedł.
Ktoś złapał mnie za rękę, nie zdążyłam krzyknąć bo duża dłoń zasłoniła mi usta.
- Znikaj! – usłyszałam jego wściekły szept. Skoncentrowałam się i oboje staliśmy się niewidzialni.
W korytarzu pojawiło się dwóch mężczyzn z latarkami.
Wyglądali na zbirów, niezbyt wysocy, ale barczyści. Ubrani w stare wyblakłe skóry i czarne golfy. Na głowie mieli zwinięte kominiarki. 
- Gdzie ten dziadyga kazał to podrzucić? – pytał jeden.
- W pokoju po prawej, ponoć ma to zmylić wrogów.
- Dobra,  to wrzucaj – jeden z nich trzymał w ręku małe zawiniątko, które cisnął z całej siły do  środka pomieszczenia.
- Ale swąd – warknął jeden z nich – idźmy stąd, bo nam oczy wyżre.
Doszedł do mnie okropny smród, a ręka Warga na moich ustach tylko mocniej się zacisnęła. Zdekoncentrowałam się i ujawniłam, akurat przed oczami tej dwójki.
- O rzesz kurwa – mruknął jeden, a drugi już sięgał po broń. Zza moich pleców wyskoczył wilkołak. Gdy on rozprawiał się ze zbirami, ja wymiotowałam pod ścianą. Zapach był tak obrzydliwy, że miałam wrażenie że wżera mi się wszędzie, w oczy, nos, usta. Opadłam na czworaka i powlokłam się na koniec korytarza. Tam odetchnęłam nieco świeższym powietrzem.
- Nic ci nie jest? – pytał Warg. Spojrzałam na niego nieprzytomnym wzrokiem – Nulla? Wszystko w porządku.
- Taaak – znowu chwyciły mnie torsje.
Warg wyprowadził mnie do dużej hali.
- Oddychaj  głęboko – radził – nie myśl o tym smrodzie.
Na samo słowo znowu zaczęło mnie podbijać.
- Nulla – warknął – opanuj się.
Zostawił mnie i ponownie wszedł w zatruty korytarz.
Po chwili wyciągnął stamtąd dwóch nieprzytomnych napastników.
Ja dochodziłam już do siebie.
- Przepraszam – chrypiałam.
- Nic się nie stało – uspokajał mnie Warg.
Spojrzałam na niego, miał szkliste oczy i sam miał urywany oddech.
- Też się strułeś – powiedziałam zaniepokojona.
- Nic mi nie będzie – zapewnił – wyglądasz podobnie. Pomóż mi ich związać.
Poszukałam jakiejś liny i po chwili podałam ją mężczyźnie. Ten sprawnie spętał im ręce i nogi.
- Co teraz? – spytałam.
- Wejdę tam i otworzę okna.
- Nie możesz – powiedziałam zrozpaczona.
- A kto to zrobi? Ty?
Poczułam się dotknięta.
- Nie naigrywaj się ze mnie – powiedziałam słabo.
- Nie histeryzuj – mruknął – po prostu ja dłużej potrafię wstrzymać oddech. Zaraz wracam.
Zostałam sama razem z nieprzytomnymi napastnikami. Po minucie wrócił Warg.
- Musimy chwilę poczekać i mimo wszystko spenetrować pokój. Całe szczęście - wskazał ręką na leżących mężczyzn - że tych dwóch nam pomogło w wyborze.
- Masz rację – powiedziałam – to nasza ostatnia szansa, jutro już tu nie wejdziemy.
Spojrzałam na wilkołaka, nie wyglądał najlepiej. Podeszłam do niego i pogłaskałam po twarzy.
- Może zwymiotuj to świństwo – poradziłam – zobacz, mi jest już lepiej.
Chciał coś odburknąć, ale w końcu przytaknął i odszedł w drugi koniec hali.
Tymczasem tamtych dwóch się przebudziło.
- Co jest? – mruknął jeden i próbował się poruszyć, szybko jednak odkrył, że jest skrępowany – co jest? – powtórzył.
- Dla kogo pracujecie? – spytałam.
Leżący przede mną mężczyzna spojrzał na mnie mętnym wzrokiem, po czym splunął mi pod nogi. Zamachnęłam się i kopnęłam go w żebra.
- Zacznijmy jeszcze raz, dla kogo pracujecie?
Warg wrócił i szepnął mi na ucho.
- Ale ty jesteś agresywna – w odpowiedzi obrzuciłam go tylko groźnym wzrokiem.
- Moja przyjaciółka zadała wam pytanie – powiedział Warg – jeżeli jej nie odpowiecie, ja się wami zajmę.
- Gadaj zdrów – odezwał się drugi.
- Może zadajesz za trudne pytania? – Warg spojrzał na mnie ubawiony.
- A jakie mam zadawać? – burknęłam.
- Co to za świństwo, którym nas uraczyliście?
- Nie wiemy – powiedział pierwszy z mężczyzn.
- Widzisz? – Warg uniósł triumfalnie brew – na moje odpowiedział.
- Bardzo śmieszne – szturchnęłam drugiego nogą – co mieliście zamaskować tym odorem?
Cisza. Zamachnęłam się i chciałam go kopnąć, ale ten krzyknął.
- Wiedzą, że macie dobrych tropicieli, po tej śmierdzącej bombie wszelkie inne zapachy i ślady są nie do rozpoznania. Bo tam jest jeszcze specjalny proszek, który ma się osadzić na wszystkim co jest w pokoju.
- Kim są wasi pracodawcy?
Milczeli.
- Czemu nie chcecie powiedzieć? –spróbowałam od innej strony.
- Bo oni są gorsi od was – orzekł jeden z nich.
- Od nas? Czyli od kogo?
- No od waszej dwójki.
- Warg – powiedziałam - ten jak na zawołanie zamienił się w potwora. Tamci jęknęli.
- Co to jest? – pytali się mnie.
- Wilkołak – powiedziałam zgodnie z prawdą - póki co nic wam nie zrobi, ale jak nie będziecie odpowiadać na moje pytania…. – przerwałam na chwilę – no cóż, na pewno coś wam złamie albo urwie.
Warg przytaknął.
- Jeden jest stary, ale postawny, a drugi dużo młodszy – zaczęli gadać jeden przez drugiego – ten stary mówił do niego Lutek. Znaleźli nas na  mecie i dali zawiniątko. Zapłacili z góry mówiąc, że to jednorazowe zlecenie. To wszystko, przysięgamy.
Warg wrócił do ludzkiej postaci.
- Co z nimi zrobimy? – spytałam.
- Zostawimy ich, w końcu ktoś ich znajdzie albo sami się uwolnią – powiedział Warg – tymczasem wstrzymaj oddech i chodź przeszukać pokój.
Weszliśmy do pomieszczenia i zaczęliśmy go przeczesywać krok po kroku. Nie było tam dużo sprzętów, dwa stołki, niska ława i stara prycza. Po podłodze walał się stłuczony kubek i metalowy talerz. Wypuściłam powietrze i okazało się, że nawet da się już oddychać.
- Cholerny proszek – warczał Warg – nic nie wyczuwam. Nie wiem czy coś zostało stąd zabrane, czy nie.
- Nie denerwuj się – uspakajałam go i obmacywałam ściany – o co mu chodziło z tą wschodnią ścianą?
- Coś w dole, ale jesteśmy na samym dole – mruknął Warg.
- Mam! – opadłam na kolana i zaczęłam macać framugi.
- Co masz?
- Jeszcze nic, ale może jemu chodziło o to, że schował coś przy podłodze, pod płytkami, czy coś?
- Czy coś – mruknął Warg, ale też zaczął chodzić na czworaka i szukać jakiejkolwiek wskazówki.
- Mam! – powiedziałam uradowana i odsunęłam zdezelowaną pryczę.
Warg podszedł do mnie i powiedział zadowolony.
- Całe szczęście, że nie dostał się tu ten cholerny proszek.
Na szerokości łóżka, na poczerniałej ścianie, drobnym maczkiem Calme wyskrobał całe wypracowanie. Przeleciałam je szybko wzrokiem. Niektóre wyrazy dałam radę odczytać innych nie.
- Zrób zdjęcia – poradził Warg – a potem musimy to zniszczyć.
- Może tym śmierdzącym świństwem?
- Nie bądź taka mądra – mruknął.
Wyjęłam aparat i zrobiłam mnóstwo zdjęć, tak żeby na pewno udało się nam to odczytać.
- Zostawiłeś otwarte okno? – usłyszeliśmy głosy z zewnątrz.
- Ja? Przecież zamykałem – odpowiedział drugi męski głos.
- Jak coś zginęło, to szef nas pozabija – usłyszeliśmy szybkie kroki.
- Biegną – powiedział Warg – pospiesz się.
- Już – powiedziałam.
Warg starł butami cały napis i postawił pryczę tak, jak wcześniej stała.
Potem wyjrzał przez okno i złapał mnie w pół.
- Ulatniamy się stąd – wyskoczyliśmy na zewnątrz. Nie było wysoko, bo to był parter.
- Znikaj – polecił mi, a ja się skoncentrowałam. W samą porę bo usłyszeliśmy.
- A wy? Co wy tu robicie?
A po chwili przez okno wyglądało dwóch strażników. My cicho oddalaliśmy się od budynku. Usłyszeliśmy jeszcze.
- Ale smród.
Wyszliśmy na ulicę. Zauważyliśmy, że zaczynał się dzień i gdzie niegdzie przechodzili ludzie. Spojrzałam na zegarek.
- 6 00 rano – mruknęłam, a jakiś zdziwiony przechodzeń rozejrzał się nerwowo na boki.
Warg popukał się palcem w głowę. Ja wzruszyłam ramionami.
Schowaliśmy się w pustym zaułku i ujawniłam nas.
Szybko dotarliśmy do motoru Warga i czym prędzej wróciliśmy do mieszkania. Tam od razu weszłam pod prysznic, ponieważ czułam, że muszę zmyć z siebie cały ten smród. Potem padłam jak długa na łóżko i zasnęłam jak kamień.
Obudziło mnie potrząsanie.
- Nie ma ich – powiedział zdenerwowany Warg.
- Co? – ocknęłam się.
- Hate i Kameleon nie wrócili, a jest już 16 00.
- A chipy? Może można ich namierzyć?
Warg wybiegł z pokoju, po chwili dołączyłam do niego w salonie.
- Jest tylko jeden sygnał Kameleona, Hate znikła z radarów – powiedział.
- Dzwońmy do Szefa – powiedziałam.
Szef wysłuchał naszej opowieści i po chwili zastanowienia powiedział.
- Idźcie po Kameleona, ale ostrożnie.
- A Hate? – wyrwało mi się.
- Nie wiem co z Hate, wyślemy jak najsilniejszy sygnał, może się znajdzie. Nie myśl o tym Nulla i nie płacz. To że nie ma sygnału, nie oznacza, że umarła.
- Dobrze – pociągnęłam nosem.
Warg był już gotowy do wyjścia.
- Później sobie popłaczesz – powiedział zimno – teraz trzeba ratować Kameleona.
Wsiedliśmy na motor i pojechaliśmy do magazynu, który mieli spenetrować nasi przyjaciele.
Zatrzymaliśmy się kilka przecznic od celu i Warg powiedział.
- Nulla musisz się maksymalnie skoncentrować i być wciąż niewidzialna, rozumiesz?
- A ty?
- A ja sobie poradzę.
- A jak nie?
Pocałował mnie w usta i powiedział z uśmiechem.
- Cieszę się, że się o mnie martwisz, ale nie tak łatwo mnie złapać.
- A smrodliwa bomba? – nie dawałam za wygraną.
- Później się pokłócimy, dobrze? – i już się zmienił w duże monstrum.
A ja znikłam. Pobiegłam za nim. Całe szczęście, że była zima i o godzinie 18 00 było ciemno, bo inaczej Warg mógłby wystraszyć niejednego przechodnia.
Przeskoczyliśmy przez płot i przylgnęliśmy do ściany. Ujawniłam się.
Warg syknął.
- Daj spokój. Zniknę, jak będzie trzeba, nie będę marnować energii.
Czułam mrowienie w lewej ręce i stojące na karku włoski, musiałam być czujna, niebezpieczeństwo było tuż, tuż.
Doszliśmy do oświetlonego wejścia, a tam kręciło się dwóch mężczyzn z bronią.
Warg złapał mnie w pół i po chwili wspinał się ze mną na dach. A tam zastaliśmy kolejnych dwóch strażników. Na szczęście zdążyliśmy schować się za szybem wentylacyjnym. Znikłam i podeszłam do jednego. Wyjęłam pistolet z kabury i uderzyłam go kolbą w skroń. Padł bez wydania żadnego dźwięku. Warg zrobił ze swoim podobnie, z tym że ogłuszył go gołą pięścią. Wyjrzeliśmy za gzyms. Na dole nadal przebywało dwóch strażników. Kiedy stanęli koło siebie, żeby odpalić papierosa Warg bez ostrzeżenia zwalił się im na plecy. Po chwili leżeli nieprzytomni i skuci kajdankami. Warg machnął mi ręką żebym skakała.  I skoczyłam. Złapał mnie bez trudu. Dopiero gdy stanęłam na ziemi i zobaczyłam jaka to była odległość, nogi ugięły się pode mną. Warg złapał mnie i warknął.
- Nie wygłupiaj się.
Wzięłam się w garść i poszłam za nim.
On szybko otworzył drzwi, co zaskoczyło trzech kolejnych strażników. Wilkołak rzucił się na pierwszego z nich. Ja jako niewidzialna uderzałam ich trzonkiem pistoletu w głowę.
- Coś za łatwo – mruknął Warg i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu ukrytych przeciwników.
- Może się nas nie spodziewali?
- Skoro się spodziewali Kameleona i Hate, to doskonale wiedzą i o nas – zawyrokował.
Drzwi z przeciwległej ściany otworzyły się z hukiem, a z nich wysypało się chyba z dziesięciu uzbrojonych mężczyzn. Otworzyli ogień.
- Nulla – warknął wilkołak – znikaj i strzelaj, bez litości.
Sam wyjął dwa pistolety i bezbłędnie zaczął celować do przeciwników. A ja nie mogłam się skoncentrować, schowałam się za jakąś szafką i oddychałam szybko. W głowie tłukła mi się myśl „zginę tu, zginę.” Ale potem skarciłam samą siebie. „Albo oni albo ja.” Znikłam i wychyliłam się zza schronienia. Strzeliłam i krzyknęłam, bo trafiłam faceta w twarz, która rozprysła się w drobny mak. Ręce zaczęły mi się trząść i nie mogłam utrzymać pistoletu.
- Byle nie w Warga – mruczałam – byle nie w Warga.
Strzeliłam i nie trafiłam.
„Skup się głupia babo” - krzyczałam na siebie w myślach.
Strzeliłam i tym razem trafiłam kolejnego w brzuch.
Zaległa cisza. W powietrzu unosił się zapach prochu i krwi. Zgięłam się w pół i zwymiotowałam. Warg złapał mnie za ramiona i potrząsnął.
- Weź się w garść, oni by nie mieli dla ciebie litości – krzyknął.
Pokiwałam głową i przestałam szlochać.
Warg przeskoczył przez ciała i wszedł do pomieszczenia, z którego wyszli napastnicy. Syknął.
Weszłam za nim. Na podłodze leżał skulony facet. Był chudy, rudy i brzydki. Miał zamknięte oczy.
- Kameleon – powiedział Warg. A ja się zdziwiłam. Tak się przyzwyczaiłam do jego zawadiackiego wyglądu i sportowej sylwetki, że zapomniałam, jak mi kiedyś mówił, jak wygląda naprawdę.
Podeszłam do niego i potrząsnęłam za ramie. Nie zareagował.
- Żyje? – spytałam.
- Tak, ale nie wiem co z nim zrobili – Warg wyjął chipowy radar i włączył go – nadal ma go pod skórą.
- A Hate? Odbierasz jej sygnał?
- Nie – powiedział smutno Warg.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i coś świecącego przykuło moją uwagę. Podniosłam z ziemi zakrwawiony chip Hate.
- Popatrz – powiedziałam blednąc.
- Wycięli – powiedział Warg – doskonale wiedzieli, że je mamy. Skąd?
- Nie wiem – powiedziałam słabym głosem.
- Tylko mi nie mdlej – ostrzegł mnie wilkołak – najpierw trzeba zabrać stąd Kameleona.
Czułam się dotknięta jego zimnym traktowaniem, ale nic nie powiedziałam, postanowiłam być twarda.
- Zadzwoń do Szefa – wyrwał mnie z zamyślenia. Sam przerzucił sobie nagiego Kameleona przez ramie i wyszedł. Ja podreptałam za nim. Widząc leżące martwe ciała naszych napastników ponownie zrobiło mi się niedobrze, ale wystarczyło, że Warg na mnie spojrzał, a przełknęłam nieprzyjemną gulę. Wystukałam numer i połączyłam się z Szefem.
- Wysłał po nas helikopter – oznajmiłam – będzie za godzinę na lotnisku. Mamy tam czekać.
Warg skinął głową. Jakimś cudem zmieściliśmy się we trójkę na motorze i pomknęliśmy na lotnisko.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka