Nulla- odc.8
Wieczorem
zapukała do mych drzwi Hate.
-
Nie masz ochoty na nocne szaleństwo? – zapytała i władowała mi się do pokoju z
kilkoma butelkami piwa.
-
A co to za okazja? – spytałam i popatrzyłam na nią czujnie.
-
Muszę coś oblać albo olać, zależy z której strony patrzeć.
Nie
podobał mi się wyraz jej twarzy, była ni to radosna, ni to smutna.
-
Co się stało? – zapytałam, gdy rozsiadłyśmy się przy kuchennym stole i
zabrałyśmy się do piwa i orzeszków, które miałam zakamuflowane na czarną
godzinę.
-
Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy o naszych rodzinach? O listach do nich?
-
Pamiętam.
-
No to napisałam im kilka słów, pojechałam pod nasz blok i…
-
I…?
-
Oni tam nie mieszkają, wyprowadzili się – miała bardzo smutną minę.
-
Skąd wiesz?
-
Na balkonie pojawiła się młoda kobieta z dzieckiem na ręku.
-
Może żona twojego brata?
-
Znam żonę mojego brata – oburzyła się Hate.
-
Może ma drugą?
Spojrzała
na mnie, jak na złoczyńcę.
-
Jak cię zaraz palnę – parsknęła – mówię ci, że to nie moja rodzina. Gdy ty
siedziałaś w bibliotece, jak obserwowałam blok. A gdy około 18 00 zrobiło się
ciemno, wspięłam się tam i zobaczyłam obcych ludzi. No i teraz jest mi smutno – otarła łzę.
Popatrzyłam
na nią i parsknęłam śmiechem.
-
Z czego rżysz – oburzyła się – nie widzisz, że cierpię?
-
A ty nie widzisz gdzie pracujesz? Znajdziemy ich w kilka minut.
-
Co proponujesz?
Pokręciłam
głową
-
Hate, Hate, Hate, ty nie tylko salę gimnastyczną omijasz, ale i inne pożyteczne
pomieszczenia również. Znajdziemy ich, chodź.
-
A jak ich nigdzie nie będzie? – pytała, gdy szłyśmy do biblioteki.
-
Boisz się?
-
Tak – przyznała – boję się, że zamiast mnie, to oni umarli.
Poklepałam
ją pokrzepiająco po ramieniu.
W
bibliotece zastałyśmy Kameleona, który uśmiechnął się na nasz widok, a jego
uśmiech stał się jeszcze szerszy gdy zobaczył, że dzierżymy w rękach piwo z
orzeszkami.
-
Jak zwykle wam odbija – przywitał się.
-
Nie jesteśmy tak stateczne i poważne jak ty – odgryzła się Hate i usadowiła się
na stanowisku obok niego.
Ja
poczęstowałam kolegę orzeszkami i usiadłam obok Hate.
-
Dziwne miejsce na picie – zagaił.
Hate
spojrzała na niego i wyciągnęła w jego kierunku pełną butelkę piwa.
-
Chcesz?
-
Nigdy nie odmawiam pięknym paniom- wziął butelkę i kontynuował – czego
szukacie?
-
Rodziny Hate – palnęłam bezmyślnie.
Obie
zamarłyśmy, Kameleon widząc nasze miny roześmiał się w głos.
-
Tajemnica poliszynela, że każdy szuka swoich, jak może – pocieszył nas – nie
martwcie się, nie wydam was…
-
A ty co tu robisz? – zainteresowałam się i zajrzałam mu przez ramię.
-
Robi to samo – parsknęła Hate.
-
Tak jakby – przyznał się mężczyzna – podglądam byłą miłość. Trochę się
zestarzała, ale czasami nachodzi mnie ochota żeby sobie popatrzeć.
-
Świntuch – powiedziałyśmy jednocześnie.
-
Raczej romantyczny głupiec – sprostował. Głos miał smutny i zadumany.
-
Znalazłbyś sobie kogoś w Instytucie i nie rozpamiętywał przeszłości – poradziła
Hate.
-
Kogo? Może ciebie? – zaśmiał się do dziewczyny.
Hate
nic nie odpowiedziała, wyraźnie się speszyła.
-
Nie panikuj – uspokoił ją – wszyscy wiedzą, że lubisz bycze karczycha z
minimalną ilością rozumu.
-
Bardzo śmieszne – skrzywiła się Hate i pociągnęła z butelki.
Kameleon
nie kontynuował tematu. Wyłączył swój komputer i wstał.
-
Miłej nocy drogie panie – dostałyśmy po ojcowskim całusie w czubek głowy, po
czym Szef wyszedł.
Zagłębiłam
się w poszukiwaniach, po półgodzinie miałyśmy nowy adres rodziców Hate. Nie
ucieszyła się tak, jak tego oczekiwałam.
Umówiłyśmy
się następnego dnia, że pojedziemy do nich i ja się wcielę w posłańca i wręczę
im list.
Podjechałyśmy
pod bramę nowego osiedla. Oczywiście strzeżonego, jak by było fortecą. Dwumetrowy betonowy płot,
któremu nie dodawały urody ozdobne pnącza, brama wjazdowa wielka i żeliwna, tak
jakby wjazd do więzienia i oczywiście budka ze strażnikiem. Za tym wszystkim
stało kilka czteropiętrowych bloków pomalowanych na żółto.
-
Coś trzeba powiedzieć – poinformowałam ją.
-
Ja nie mogę tam wejść, poznają mnie – odparła Hate.
-
Dobra, idę – powiedziałam zrezygnowana.
Podeszłam
do strażnika i od razu wyczułam, że mam do czynienia ze służbistą. Zanim
zdążyłam się przywitać, otaksował mnie wzrokiem i zaszufladkował w tylko sobie
znanym katalogu.
-
Dzień dobry.
-
Nie można wjeżdżać bez zaproszeń, umówiona pani była? – usłyszałam zamiast
powitania.
Co
za czasy, żeby nie można było normalnie odwiedzać ludzi.
-
Nie mam zamiaru nigdzie wjeżdżać, chciałam odwiedzić państwa Kowalskich.
-
Umówiona pani była? – powtórzył pytanie.
-
Nie – powiedziałam powoli – ale nie wiem, czy pan wie, czasami ludzie spotykają
się bez umawiania.
-
Mieszkańcy mają obowiązek informować mnie, kto ich odwiedza – zaczął wykład,
który obawiałam się, że mógł się szybko nie skończyć, dlatego mu przerwałam.
-
Proszę pana, niech się pan nie wygłupia. To nie więzienie, czy szpital z
określonymi godzinami widzenia. Nie mam czasu tutaj stać i się z panem
handryczyć. Proszę natychmiast zadzwonić do mieszkania numer 125 i
poinformować, że mam ważną przesyłkę od ich córki.
Ochroniarz
burknął coś pod nosem i wykręcił numer wewnętrzny. Po chwili zostałam
wpuszczona do środka. Nie zdążyłam wejść do bloku, gdy przed klatkę wybiegła
kobieta. Hate była do niej bardzo podobna, tylko młodsza. Kobietę, tak jak i
moich rodziców naznaczył stres i tęsknota. Aż mi się serce ścisnęło.
-
Co pani wie o mojej córce? – zaczęła mówić histerycznie – jak nas pani
znalazła?
-
Musiałam państwa szukać przez urzędy. A mam tylko list.
-
Ale co z moją córką? – kobieta złapała mnie za rękę i poprowadziła do
mieszkania.
Wyswobodziłam
się z uścisku i stanęłam z nią na półpiętrze. Wręczyłam kopertę i powiedziałam.
-
Nie znam pani córki osobiście, dostałam tylko to i prośbę o przekazanie. Do
widzenia.
Uciekłam
z klatki. Przechodząc koło budki strażnika skinęłam mu na pożegnanie głową, ale
nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem.
Ledwo
wsiadłam do samochodu, Hate ruszyła z piskiem opon.
-
Zwariowałaś?! – krzyknęłam i dopiero teraz zatrzasnęłam drzwi.
-
Ona wyleciała za tobą – powiedziała Hate ze ściśniętym gardłem.
-
Co jej napisałaś? – spojrzałam na nią groźnie.
-
Nic takiego – zacięła się Hate.
Nie
drążyłam tematu, ale wiedziałam, że już więcej tutaj nie przyjedziemy. Ja nie
byłam jeszcze gotowa na tak drastyczny krok.
Misja – znaleźć drukarnię fałszywych banknotów
Siedziałyśmy
u Szefa na omówieniu kolejnego zlecenia.
-
Nie jest to nic trudnego – oznajmił – macie znaleźć drukarnię fałszywek.
-
Znowu krótkie spódnice i zabawa – ucieszyła się Hate.
-
Czemu krótkie spódnice? – pytałam nie widząc związku.
-
Bo będziemy musiały się wkręcić w towarzystwo – uświadomiła mnie przyjaciółka.
-
Właśnie – potwierdził Szef.
-
Nadal nie rozumiem – albo mówili o czymś bardzo skomplikowanym albo ja miałam
otępienie umysłu.
-
To proste – powiedziała Hate – łazimy po imprezach i szukamy podejrzanych
gości, znajdujemy ich, kręcimy tyłkami, udajemy idiotki, oni niechcący się
wygadują. Jedziemy za nimi i znajdujemy coś, potem inne coś, a potem ważniejsze
typy, a potem kilku odpowiedzialnych i w końcu drukarnię.
-
Nic nie zrozumiałam – uśmiechnęłam się do niej promiennie.
Hate
prychnęła, a ja parsknęłam śmiechem.
-
Dziewczyny! – upomniał nas Szef – tu się pracuje.
Posłusznie
udałyśmy skruszone.
-
Macie teczkę z informacjami, przeczytajcie ją i zastanówcie się gdzie zacząć.
-
Czyli nie będziemy musiały zbierać danych? – ucieszyła się Hate, która jak
wiadomo, nie lubiła siedzieć w miejscu.
-
Nie, ekipa zebrała co się dało, teraz wasza kolej. Idźcie czytać i do pracy.
-
Idziemy do ciebie, czy do mnie? – spytała Hate gdy wyszłyśmy z gabinetu.
-
Do mnie, ty masz za duży bałagan – oznajmiłam.
-
Ja mam bałagan? – oburzyła się Hate – to pomówienie, ja mam po prostu inne
pojęcie estetyki.
-
Jeżeli hałdę ciuchów na środku każdego pomieszczenia można nazwać estetyką, to
niech ci będzie – zgodziłam się.
Rozsiadłyśmy
się w salonie i zagłębiłyśmy w lekturze. Każda z nas robiła oddzielne notatki,
żeby później jakoś je połączyć i móc od czegoś zacząć.
To
zajęło nam dobrych kilka godzin, ale w końcu ustaliłyśmy pierwsze decyzje.
-
Co o nich wiemy? – zadałam pytanie.
-
Działają na terenie Gdańska, tam pojawiło się najwięcej fałszywek.
-
Ale czy tam mieszkają?
-
Raczej w Gdyni lub Sopocie, jak są mądrzy, to jeszcze dalej.
-
W jakich klubach pojawiły się banknoty?
-
Na razie w trzech.
-
Gdzie jeszcze?
-
Hurtownie; papiernicza i elektroniczna. I kilka pomniejszych sklepów.
-
Czyli jednak czekają nas kluby – mruknęłam zrezygnowana.
-
I właśnie to jest super – klasnęła w dłonie Hate – poszperamy i się pobawimy.
Nie mów, że nie lubisz tańczyć.
-
Uwielbiam, ale nie na pokaz.
-
Nie marudź będzie fajnie – Hate poderwała się z fotela – Jedziemy jutro o 5
rano, chcę być w Gdańsku jak najwcześniej.
-
Aż tak ci się spieszy?- zaśmiałam się.
-
Oczywiście – po czym dodała tuż przed wyjściem – nie zapomnij zarezerwować nam
hotelu. Nie mniej niż 3 gwiazdki…, proszę.
I
wyszła.
W
hotelu znalazłyśmy się z samego rana i zaraz po rozlokowaniu się pojechałyśmy
poszukać tych trzech klubów, które miałyśmy zbadać. Chciałyśmy się rozejrzeć,
wczuć w atmosferę i przygotować na wieczór.
Miejsca
okazały się całkiem cywilizowane i jeżeli pojawiało się tu szemrane
towarzystwo, to raczej te z wyższej półki.
-
Oczywiście wzięłaś najlepsze ciuchy – ironizowała Hate.
-
Czego się czepiasz – burknęłam.
-
Idziesz na imieniny do ciotki, czy na popołudniową herbatkę z babcią?
-
Przecież włożyłam kieckę.
-
Dla pensjonarek.
-
Ledwo mi tyłek zakrywa
-
Raczej kostki i jest czarna.
-
No i co z tego?
-
Nie szukamy męża tylko podrywu. Tak to się możesz ubrać na jakiś poważny raut.
A my idziemy tańczyć i podrywać kolesi od mamony. A tacy jakie lubią?
-
Głupiutkie – powiedziałam.
-
Właśnie, dlatego proponuję kolory biel z różem lub czerwienią, ewentualnie mam
coś fioletowego, podkreśli ci oczy – i z walizki wyczarowała trzy mini szmatki.
-
Ja tego nie włożę – ostrzegłam.
-
Nie wygłupiaj się – parsknęła – masz odlotowe nogi.
-
Nie jestem przyzwyczajona – burczałam pod nosem.
W
odpowiedzi Hate tylko się roześmiała.
Do
pierwszego klubu pojechałyśmy około godziny 23 00, był to dobry czas. Wtedy
wszyscy są i ci spóźnieni i ci co wychodzą najwcześniej.
Stylizacja
wnętrza nie była porywająca, właściciel postawił na prostotę i dobrą muzykę.
Nie było lóż, ani zbyt wielu stolików. Dlatego większość uczestników piła piwo
podpierając ściany. Ale wszystko było wykonane w drewnie, co mimo skąpego
wystroju, dodawało temu miejscu klasy.
Poinformowałam
Hate, że według mnie nikogo tutaj nie znajdziemy, ponieważ nie mają tu warunków
na wygodne siedzenie i obserwację parkietu. A wiadomo potrzebny nam element
lubił sobie popatrzeć na dziewczyny zanim na którąś się zdecydował.
Przyjaciółka
miała podobne odczucia i jedno dodatkowe.
-
Będą jaja, jak oni polecieli do czwartego klubu i tam wydają lewiznę.
-
Nie kracz, bo nie damy rady obskoczyć wszystkich miejsc. A wiemy, że wracali na
miejsce przestępstwa. Ale, że tutaj, to aż mnie dziwi.
-
Czują się pewni siebie – zaopiniowała Hate.
Piłyśmy
piwo i rozglądałyśmy się po ludziach. Nie znalazłyśmy nikogo, kto by nas
zainteresował. Za to same musiałyśmy opędzać się od natrętów. Po godzinie
postanowiłyśmy zaryzykować i odwiedzić kolejny lokal.
Klub
był położony bliżej centrum miasta, był większy i bardziej zatłoczony.
Dyskoteka miała dwa poziomy, na jednej grali techno, w drugiej mix przebojów z
różnych lat. Na wyższym poziomie nie miałyśmy czego szukać. Głośno, stroboskopy
oślepiały, stoliki małe z niewygodnymi plastikowymi krzesełkami. Zeszłyśmy na
niższy poziom. Tam znajdowały się dwie nisze z barami i jedna duża sala do
tańca. Bo po bokach znajdowały się małe loże, w których mieściło się około 10
osób.
Hate,
która nie wytańczyła się w pierwszym lokalu, szybko wypiła małe piwo i poszła
na parkiet, ja zrobiłam rundkę między ludźmi, żeby wypatrzeć potencjalnych
osobników od fałszywych pieniędzy.
Jedyne
co udało mi się osiągnąć to niezdrowe zainteresowanie płci przeciwnej moją
osobą. I to w tej najgorszej wersji, młodych, napalonych byczków. Taksowałam
ich wzrokiem, który mówił – „Spadaj koleś, twój portfel jest dla mnie za
cienki.”
Dołączyła
do mnie Hate.
-
Mam dwie grupy podejrzanych – oznajmiła.
-
A ja mam stado idiotów – machnęłam ręką w stronę wgapiających się we mnie i
teraz również w Hate chłopaków.
-
Nawet fajni – oceniła szybko i od razu zignorowała – chodź na parkiet, siedzą w
dwóch lożach.
Posłusznie
podreptałam za nią i zaczęłam tańczyć.
Rzeczywiście
dwie grupy złożone były z panów około trzydziestki, połowa z nich miała bycze
karki, coś dla Hate, a druga połowa wyglądała na wysportowanych bez użycia
sterydów.
Biorąc
pod uwagę, że Teknic nie wyposażył nas w żadne komunikatory, żeby porozmawiać
musiałyśmy wejść do jednej z nisz. Kupiłyśmy po piwie i wymieniłyśmy się
spostrzeżeniami.
-
To żadna z tych grup – powiedziałam.
-
Czemu tak sądzisz? – spytała się Hate.
-
Po pierwsze, nie czuję od nich niebezpieczeństwa. Chociaż to nie jest do końca
ważne, ponieważ mają fałszować kasę, a nie napadać na ludzi.
-
Więc co cię do nich nie przekonuje? – dopytywała Hate.
-
Za bardzo się rzucają w oczy.
Hate
miała we wzroku wielkie znaki zapytania.
Nie
zdążyłam się odezwać, kiedy do naszego stolika przydryfowało dwóch zawianych
studentów.
-
Ej niunie, możemy się do was przysiąść? – bełkotał jeden.
-
A widzisz tu jakieś dodatkowe krzesło? – powiedziała złośliwie Hate.
-
Eeeee, nie – powiedział jeden z nich.
-
To macie odpowiedź – i odwróciła się do nich plecami.
Chłopaki
postali chwilę, po czym mrucząc pod nosem „głupie pizdy” odeszli.
Pokręciłam
z politowaniem głową. Po czym podjęłam wątek.
-
Gdybym ja miała zamiar wydać lewą kasę nie afiszowałabym się ze swoimi
mięśniami, nie hałasowałabym i bezmyślnie nie podrywałabym lasek.
-
Chcesz powiedzieć, że nasze przebranie jest do kitu? – oburzyła się Hate.
-
Nie – fuknęłam – chcę powiedzieć, że mogą też lecieć na byle co i byle jak.
-
Rozumiem, że to my…
-
Niestety – uśmiechnęłam się do niej złośliwie i kontynuowałam – ale na ich
miejscu nie rzucałabym się w oczy.
-
To mi pokaż kogo masz na myśli?
Nie
zdążyłam się rozejrzeć, bo podszedł do nas kolejny chłopak.
Był trochę starszy od poprzednich, widać było, że
jest bardzo pewny siebie, zwłaszcza, że kumple ze stolika pod ścianą ostro mu
kibicowali.
-
Cześć dziewczyny – powiedział i uśmiechnął się zawadiacko.
-
Mów szybko czego chcesz i spadaj – powiedziałam zimno.
Facet
o dziwo nie speszył się.
-
Po co od razu się złościć – uśmiechał się szeroko – takie piękne panie, same,
bez męskiego wsparcia.
-
Do czego pijesz? – spytała Hate unosząc brew.
-
Może byście się do nas przysiadły, w miłym towarzystwie…
-
A czy my wyglądamy na spragnione towarzystwa? – nie dałam mu dokończyć. Chłopak
lekko się speszył, ale nadal nie dawał za wygraną.
-
Miłe panie, przecież każda kobieta pragnie męskiego ramienia...
-
To nam się poeta trafił – śmiała się Hate i powiedziała do niego poważnie –
słuchaj koleś. Nie jesteśmy tu dla zabawy, rozumiesz? Więc zabieraj dupę w
troki i wracaj do kolegów. A jeżeli jeszcze raz podejdziesz, to ci ten tyłek
skopiemy.
Chłopak
otwierał i zamykał usta. Nasz wygląd, kłócił mu się z ciętym językiem Hate. Bo
przecież powinnyśmy chichotać i trzepotać rzęsami.
-
Mamy ci tłumaczyć na obrazkach kim jesteśmy? – Hate przybrała ton szefa
policji.
-
Ok. przepraszam, rozumiem, to przebranie. Już mnie nie ma – chłopak okazał się
bystry, dlatego zlitowałam się nad nim i powiedziałam.
-
W innych okolicznościach dałybyśmy się oczarować, słowo.
Mężczyzna
uśmiechnął się lekko i odszedł nie doznając hańby.
-
Oczarował by nas? – spytała Hate.
-
Nie chciałam niszczyć jego młodzieńczego ego.
-
Był w naszym wieku.
-
Znaczy dzieciak, ale mamy ważniejsze sprawy na głowie. Na czym stanęłyśmy?
-
Kandydat od fałszywek.
-
Rzeczywiście - rozejrzałam się po ludziach i kontynuowałam - ja bym szukała
facetów po trzydziestce, zadbanych, ale nijakich. Wokół nich będą się kręcić
laski, bo zauważą, że kolesie mają firmowe ciuchy. Będą się bawić, ale nie tutaj.
Tu wydadzą kasę, wezmą dziewczynki i pojadą gdzieś indziej.
-
Detektyw Nulla radzi, jak wytropić fałszerzy – Hate ostentacyjnie ziewnęła.
-
Taka jesteś mądra? To powiedz, jak ty to widzisz?
-
Ja widzę to tak. Kolesie bawią się na całego wierząc, że nie wpadną, ponieważ
bary są tak zatłoczone, że obsługa nie będzie miała czasu na sprawdzanie, czy
banknot jest dobry, czy zły. Nawet jeżeli ktoś się w jakimś momencie
zorientuje, to będzie za późno. Na pewno nie płacą grubymi, najwyżej 50
złotych. Tak mi się wydaje. A wyglądają tak, jakby wygrali milion...
-
Albo jest całkiem inaczej – Hate podążyła za mną wzrokiem. Szybko odwróciłyśmy
głowy i tylko zerkałyśmy kątem oka.
Niedaleko
nas siedział facet, taki jakiego ja bym wybrała do tej roli. Średni wzrost i uroda,
tylko ciuchy drogie. Siedział spokojnie i sączył jakiś napój. Obok niego
zmaterializował się barman, który sprzątnął z jego stolika puste szklanki.
Facet wręczył coś chłopakowi, ale zrobił to tak szybko, że nie zauważyłyśmy co.
Barman od razu odszedł, ale wrócił po chwili i sprzątając kolejną szklankę
przewrócił ją. Obaj rzucili się ją ratować. Po mniej niż minucie przy stoliku
nie było ani barmana ani klienta.
-
Za nim – pierwsza ocknęła się Hate.
Niestety
zgubiłyśmy go w tłumie, równie dobrze mógł wyjść, jak i szaleć na parkiecie.
-
Widziałaś to co ja, prawda? – spytałam się przyjaciółki.
-
Coś mi się tu nie podoba. Narkotyki?
-
Albo nasza kasa.
-
Co sugerujesz?
-
Jeszcze nic. Wracajmy do hotelu, tutaj nie mogę myśleć.
-
Tak, a to czemu?
-
Ponieważ mam dosyć podrywających nas facetów.
-
Jakich facetów?
-
Palnę cię jak nic – zagroziłam. Przyjaciółka się roześmiała.
Ale
zanim wróciłyśmy do hotelu była 3 nad ranem, więc ograniczyłyśmy się do
prysznica i poszłyśmy spać.
Do
tematu wróciłyśmy przy obiedzie. Śniadanie ominęłyśmy, śpiąc w najlepsze do 13
00.
-
Wydaje mi się, że to była nasza kasa – powiedziała Hate.
-
Mnie też – potwierdziłam.
-
Facet współpracuje z barmanem.
-
Przekazuje mu pakiet fałszywek, a dostaje prawdziwe.
-
Wymiana bez kupowania. I co robi potem?
-
Chyba nie wrzuca do obiegu?
-
A może? Przecież nie stał tylko za barem, widziałam, że zbierał zamówienia.
Mógł też część wrzucić do kasy.
Zastanowiłam
się i powiedziałam.
-
Już wiem. Masz rację, wrzuca do obiegu. Wykryli tylko tę, która nie została
wydana gościom. Fałszywki w sklepikach i hurtowni, to te rozprowadzone przez
zwykłych ludzi. Kasa wymieniana jest w klubach.
-
Tak! – przytaknęła Hate – i nie muszą tam wcale przesiadywać. A my jak głupie
chciałyśmy ich wyrwać!
-
Ty chciałaś.
-
Nieważne. W każdym razie to są transakcje.
Jakaś
natrętna myśl nie dawała mi spokoju, ale nie mogłam jej wyciągnąć z głowy.
-
Jest jeszcze coś, coś nam umyka.
-
Nie martw się, wrócimy tam dzisiaj.
-
Do którego klubu?
-
Może odwiedźmy trzeci. Przy odrobinie szczęścia przyjdzie właśnie tam.
Jednak
przez pięć kolejnych dni nie miałyśmy szczęścia. Za to ja miałam dosyć pijanych
chłopaków i natrętnych podrywaczy. Dosyć obcisłych kiecek. A Hate uparcie
twierdziła, że jak pójdziemy ubrane tam normalnie, od razu nas wychwycą, jako
te co węszą.
-
Lepiej wyglądać jak latawica? – ironizowałam.
-
Oczywiście – Hate uśmiechała się szeroko.
-
Lepiej powiedz, że lubisz swobodny przewiew wokół tyłka – parsknęłam.
Nie
odpowiedziała, tylko wybuchła śmiechem.
Dopiero
szóstego dnia wpadłyśmy na faceta od forsy.
Był
ubrany niemal identycznie i ponownie spotkał się z tym samym barmanem. Nie
zwracałyśmy uwagi na przekazanie pieniędzy, tylko pilnowałyśmy żeby go potem
nie zgubić.
-
Strój idealny do wtopienia się w tło – ironizowałam złośliwie na temat naszego
ubrania – a buty w sam raz do biegania.
-
Najwyżej znikniemy.
-
Optymistka – parsknęłam – a stukot butów kto wyciszy?
-
Masz rację – przyznała ze skruchą.
Wyszłyśmy
za nim na zewnątrz. Od razu wychwyciłyśmy go wzrokiem. Szedł w stronę gdzie
zaparkowałyśmy samochód, i to było nam na rękę.
Rozmawiałyśmy
i zachowywałyśmy się, jak dobrze ubawione dziewczyny. Facet obejrzał się na nas
tylko raz, ocenił że nie jesteśmy zagrożeniem i szedł dalej tym samym krokiem,
nie zmieniając tempa, które powiedziało by nam, że nas o cokolwiek podejrzewa.
Minął
nasz samochód i szedł dalej.
Ja
wsiadłam do wozu i udałam, że się żegnam z Hate, a ona poszła dalej. Ja szybko
przebrałam się w bardziej ludzkie buty. Zawsze miałam w samochodzie trampki,
nie umiałam prowadzić w obcasach.
Na
jaskrawy strój machnęłam ręką, będę musiała się bardziej skupić.
Wyskoczyłam
z wozu i dogoniłam Hate.
-
Jestem – powiedziałam do niej i pobiegłam za mężczyzną.
Przyjaciółka
natychmiast zawróciła do samochodu. Ja podążyłam tropem fałszerza.
Trudno
było mi się koncentrować, gdyż te kilka zarwanych nocy, hulaszczy tryb życia i
zakwasy dawały znać o sobie. Ale wzięłam się w garść i skupiłam się w sobie.
Tymczasem
facet doszedł do pierwszych świateł i skręcił w prawo.
Tam
miał zaparkowany samochód. Stare audi80, jakich wiele w Polsce.
Zapamiętałam
numery rejestracyjne, bo wiedziałam, że nie dam rady się do niego dosiąść.
Odjechał, ja wróciłam do Hate, która czekała z włączonym silnikiem.
-
Jazda, na pierwszych światłach w prawo – wskoczyłam do samochodu – może go
złapiemy.
Na
szczęście miałyśmy swojego powszechnie używanego srebrnego forda, facet nie
miał szans się połapać, że to my go śledzimy. Podrasowany silnik pozwolił nam
szybko go dogonić. Facet jechał przepisowo, więc też się dostosowałyśmy.
Wjechał w Aleje Zwycięstwa i popruł prosto do Sopotu, a my za nim.
W
Sopocie wjechał w Aleję Niepodległości, a my zatrzymałyśmy się na chwilę żeby
nie wyszło, że go śledzimy. Kiedy prawie znikł nam z oczu znowu ruszyłyśmy.
Było to ryzykowne, ponieważ mógł gdzieś skręcić. Trzymałyśmy się jakieś 150 metrów za nim. W
nocy nie było to problemem, bo ulice były prawie puste. Na szczęcie dla nas,
wyprzedziły go dwa takie same samochody, jak nasz. O ile nie miał szóstego
zmysłu, nie miał prawa wykryć, że ma ogon. Dlatego ponownie zmniejszyłyśmy
odległość. I tak dojechałyśmy za nim aż za Gdynię, gdzie skręcił w pierwszą
uliczkę w prawo.
Hate
zatrzymała samochód na poboczu i wyskoczyła za nim. Ja przesiadłam się od
strony kierowcy i powoli pojechałam za nimi. Hate przyspieszyła ile się dało,
widziałam tylko opadające powoli za nią liście.
Nie
spieszyłam się, wiedziałam, że jak się postara, to może go nawet wyprzedzić. Z
tym, że nie mogła, bo ona nie znikała, do tego miała na sobie jaskrawo czerwony
płaszcz i takąż samą sukienkę. Miałam tylko nadzieję, że o tym nie zapomniała.
Dojechałam
do krzyżówki i rozejrzałam się. Liście opadały na prawo, skręciłam i po
kilkudziesięciu metrach zobaczyłam, że stoi na poboczu i na mnie czeka.
Wsiadła
zmachana.
-
Znowu brak kondycji? – zażartowałam.
-
Daj, daj mi – dyszała – spokój.
Zakasłała,
złapała oddech i powiedziała.
-
Cholerna kiecka! Jest tak wąska, że myślałam, że ją podrę.
Roześmiałam
się, a ona razem ze mną.
Po
czym powiedziała.
-
Wjechał na posesje numer 12, dom jednorodzinny.
-
Pewnie tu mieszka.
-
Pewnie tak – po czym dodała zrezygnowanym tonem - wrócimy tu jutro i będziemy
się nudzić jak mopsy?
-
Oczywiście – zapewniłam ją.
-
Znowu nudna obserwacja.
-
Owszem, ale trzeba poprosić Szefa o wsparcie.
-
Masz rację, wracajmy do hotelu, jestem zmęczona – i Hate zasnęła.
Ja
włączyłam sobie radio i nucąc pod nosem wróciłam do Gdańska.
Położyłyśmy
się spać około 4 00 nad ranem, a o 8 00 obudził nas Kameleon, który przybył nam
na pomoc.
-
Czego? – przywitała go zaspana Hate.
-
Bez wygłupów moje panie, wyciągnęłyście mnie o 4 z łóżka, więc teraz cierpcie
razem ze mną – uśmiechnął się szeroko i zerwał z Hate kołdrę. Ta pisnęła i
skuliła się od chłodu.
-
A jakbym nie miała piżamy? – oburzyła się.
-
No cóż, ryzyko zawodowe – zaśmiał się Kamelon i podszedł do mnie,
-
Ja już wstałam – wyskoczyłam z łóżka i poszłam do łazienki.
Przy
wspólnym śniadaniu wtajemniczyłyśmy go w nasze odkrycia.
Kameleon
zastanawiał się przez chwilę i odparł.
-
Dobra, faceta od fałszywek biorę na siebie, wy śledźcie tego barmana. Ale
dyskretnie.
-
Ale czemu jego? – zdziwiłyśmy się.
-
Ponieważ nie wiecie z kim jeszcze się kontaktuje. Może się okazać, że to
całkiem dobrze zorganizowana szajka. A może to płotki, pośrednicy. Myślcie
trochę.
Na
chwilę obraziłyśmy się na niego za tak jawną dyskryminację naszej mądrości.
Musiałyśmy wyglądać komicznie, gdyż Kameleon parsknął śmiechem.
-
Do roboty, nie ma czasu na fochy.
-
I tak na barmana musimy poczekać do nocy – powiedziałam – więc pojedziemy
pokazać ci gdzie mieszka ten gość od fałszywek.
-
Dobra, ale jedziemy na dwa samochody.
-
Nasz może być już przez niego rozpoznawany – ostrzegłam.
-
Zaparkuje się go wcześniej.
Hate
wzięła nasz, a ja z Kameleonem wsiadłam do kolejnego popularnego w naszym kraju
samochodu, renault clio.
Przez
dłuższy czas jechaliśmy w milczeniu. Jakaż to była miła odmiana, po ciągłym
trajkotaniu Hate.
W
końcu Kameleon się odezwał.
-
Szef kazał powiedzieć wam, że macie się tutaj pośpieszyć, bo ruszyła sprawa
dwóch staruszków. Znalazł się zleceniodawca, ponoć hojniejszy od tego.
-
Rozumiem, że ja i Hate mamy wziąć w tym udział?
-
Nie tylko wy, bo i ja i Roche. A Warg już ich tropi.
Aż
mi ciarki przeszły po plecach gdy wymówił imię wilkołaka. Kameleon widząc moją
reakcję uśmiechnął się.
-
Nie będziesz się z nim widywać. Bo to wieloczłonowa akcja, każdy ma swoją
działkę.
-
Zawsze gdy tak mówicie, on się zjawia, normalnie jak na zamówienie –
powiedziałam złowieszczym tonem.
Kameleon
serdecznie się roześmiał.
Dojechaliśmy
na miejsce. W dzień okazało się, że jest to zwykła uliczka, przy której stoją
rzędy domków jednorodzinnych. Mężczyzna rozejrzał się fachowym okiem i wydał
werdykt.
-
Płotka, pośrednik.
-
Czyli co dalej?
-
Ja tu zostaję, a wy ruszajcie podrywać barmana.
Komentarze
Prześlij komentarz