Nulla- odc.13
Stałam
pod prysznicem i dygotałam na całym ciele, dopiero podczas tej chwili spokoju
pozwoliłam sobie na opadnięcie adrenaliny. Szczękałam zębami, a nogi ugięły się
pode mną, tak że opadłam na dno brodzika. Woda lała mi się na głowę, a ja
szlochałam. W końcu Warg zapukał w szybkę.
-
Przestań ryczeć i chodź mi pomóc, ile jeszcze czasu będę miał te kule w sobie?
„Drań”
- pomyślałam w pierwszym odruchu, a w drugim przyznałam mu rację. Byłam jedyną
osobą, której nic nie dolegało, musiałam się nimi zająć.
Wskoczyłam w dres i poszłam do pokoju, gdzie
na łóżku leżał półnagi Warg. Plecy miał podziurawione jak sito.
-
I co mam zrobić?
-
Wyjmij je wszystkie – powiedział rzeczowo – na szafce nocnej leżą cążki i
szczypce, a także waciki i spirytus. Jak wyjmiesz kulę mogę trochę krwawić.
-
Będzie cię bolało?
-
Oczywiście – uśmiechnął się do mnie, jakby czekała go najlepsza zabawa na
świecie.
Usiadłam
koło niego na łóżku, wzięłam do ręki szczypce, rozwarłam je i zwarłam kilka
razy i nie byłam pewna czy dam radę.
-
Nulla! – pośpieszył mnie.
-
Już – powiedziałam i zanurzyłam je w pierwszej ranie, wzdrygnęłam się słysząc
mlaszczący odgłos otwierającego się ciała. Warg syczał, a ja usiłowałam jak
najszybciej usunąć pocisk z jego ciała. Po trzecim naboju nabrałam wprawy.
Potem do każdej rany przykładałam wacik, żeby nie dopuścić do zakrwawienia
pościeli.
-
Nulla, nie płacz – powiedział miękko. A ja nawet nie zdawałam sobie sprawy, że
łzy lecą mi ciurkiem po policzkach.
-
Nie płaczę – powiedziałam i pociągnęłam nosem – to emocje.
Po
chwili ciszy on znowu się odezwał.
-
Wiesz, że od dłuższego czasu twój organizm nie reaguje na mnie strachem?
Zastanowiłam
się i odrzekłam.
-
Wiem i cieszy mnie to. Bo w końcu wiem, gdzie jest prawdziwe zagrożenie.
-
Czyżbyś całkiem przestała się mnie bać? – zaśmiał się.
-
Może? A może to chwilowe? – zadumałam się.
Wyciągnęłam ostatnią kulę. Kiedy zobaczyłam
ich pełną miskę, aż zadrżałam, gdyby to we mnie trafiło, już bym nie żyła.
-
Zdejmij już te waciki – polecił.
-
Ale… – zaczęłam mówić, ale przestałam, gdy usunęłam pierwszy. Na plecach
pozostały mu niewielkie blizny. Pogłaskałam go po nich, zadrżał.
-
Dziękuje ci za uratowanie mi życia – bąknęłam.
-
Mnie? – zdziwił się.
-
Tak, bo to ty kazałeś mi usiąść z przodu, gdybym była z tyłu, już by mnie nie było.
Trzęsłam
się jak osika, on szybko odkręcił się do mnie i wziął w ramiona.
-
Nulla. Już wszystko w porządku, żyjemy i nic nam nie jest. I tylko to się liczy
– pocałował mnie. Ja w pierwszym odruchu nie oponowałam, ale kiedy zaczął mnie
rozbierać z bluzki, złapałam go za ręce.
-
Nie Warg, zostaw mnie – spojrzał na mnie tak, że aż zadrżałam. Jeszcze przed
chwilą ze mną rozmawiał i uspokajał, a teraz z jego oczu biła czysta żądza.
-
Warg proszę – jęknęłam przestraszona.
Ale
on był głuchy na moje prośby. Zrozumiałam, że był nakręcony adrenaliną,
zapachem i smakiem krwi. A że do tej pory skupiał się na akcji i nie miał czasu
żeby ochłonąć, to wszystko wyszło z niego za jednym zamachem. Trzymał się w
ryzach przez kilkanaście godzin, ale teraz już nie chciał, już nie musiał.
-
Nie zrób mi krzywdy – pisnęłam widząc, jak odsłania krótkie kły i czując że
mocniej mnie ściska.
-
Nie zrobię – wycharczał.
I
nie zrobił.
Obudziłam
się bladym świtem i czułam jego ciało przy moim. Poruszyłam się, a on w odpowiedzi pogłaskał
mnie po ramieniu.
-
Prosiłam cię żebyś już mnie nie dotykał – powiedziałam cicho.
-
Wcale nie chcesz, żebym cię nie dotykał – odpowiedział – mało tego, chcesz
żebym się z tobą ożenił.
W
sumie miał rację.
-
Właśnie, ale oczywiście powiesz, nie.
-
Nie ożenię się z tobą, przykro mi – powiedział.
-
Więc kim dla ciebie jestem? – odwróciłam się do niego oburzona – podkładką do
spuszczenia sobie ciśnienia po walce?
Spojrzał
na mnie z wyrzutem.
-
Nie, jesteś moja.
-
Twoja! Twoja! A co to oznacza?
-
No, że jesteś moja – powiedział i wzruszył ramionami – nie muszę się z tego
powodu z tobą żenić.
Spojrzałam
na niego wściekła.
-
Jesteś identyczny, jak mój wcześniejszy facet i jeszcze wcześniejszy – mina mu
stężała, nie chciał być porównywany do innych – chcieli tylko mojego ciała i za
nic mieli mnie jako osobę. A ty jesteś identyczny.
Złapał
mnie za ramie i ścisnął do granicy bólu, był wściekły.
-
Nieprawda, po prostu się z tobą nie ożenię, ale chcę z tobą być.
-
Mam w nosie takie bycie, puść mnie – chciałam wyrwać rękę, ale nie dałam rady.
Z
pokoju obok usłyszałyśmy Hate.
-
Zamiast się cieszyć, że żyjecie, wy jak zwykle się kłócicie. Moglibyście w
końcu się dogadać.
-
On wie czego ja chcę, a skoro on ma to w nosie, to ja też – wyrwałam rękę z
jego uścisku i wstałam.
Potem
zjadłam śniadanie razem z Hate, Warg nie dołączył do nas, ubrał się i wyszedł w
miasto.
-
Jak się czujesz? – spytałam przyjaciółkę.
-
Nieźle, ale zdaję sobie sprawę, że zabrali mi dużo mocy, nie dam rady się w
najbliższym czasie przyspieszyć.
-
Wiesz co to oznacza? – uśmiechnęłam się do niej.
-
Treningi – jęknęła Hate. A ja zaczęłam się śmiać.
-
To chyba cię bardziej przeraża niż wszelkie Miroslavy świata.
Po
chwili spytałam się jej.
-
Dlaczego powiedziałaś im o chipie?
-
Miałam nadzieję, że to ich powstrzyma. Powiedziałam im nawet, że jak go tkną,
to w ciągu kilku minut nadejdzie odsiecz. Na co oni tylko się roześmiali i
powiedzieli żebym nie kłamała, bo o chipach wiedzą od dawna, tak jak i o tym,
że nie ma w nich żadnego alarmu. Po czym od razu go odnaleźli w moim ramieniu.
-
Mamy w Instytucie zdrajcę? – nie chciałam to wierzyć.
-
Nie wiem – przyznała Hate – a chip po prostu mi wyrwali z ciała.
Pokazała
brzydką bliznę na ramieniu.
-
Nie wierzysz mi? – Hate była smutna.
-Wierzę
– zapewniłam ją – tylko zastanawia mnie, kto jest z nimi w zmowie i dlaczego?
-
To ma ręce i nogi – obie podskoczyłyśmy na głos Warga. Wszedł do kuchni nałożył
sobie zimnej jajecznicy i powiedział – to wszystko składa się w jedną całość.
-
Możesz mówić jaśniej?
-
Skąd Dziadki wiedzieli, że wybieramy się do Szczecina? Przecież to Calme nas na
to naprowadził?
Zmroziło
mnie.
-
Trzeba ostrzec Szefa.
Połączyliśmy
się z Instytutem.
-
Nie kazałem wam się odzywać – oburzył się Szef.
-
Ale mamy informację.
-
Sprawdzoną?
-
Dedukcja.
-
Mówcie.
-
Nie możemy.
-
Czemu? – obruszył się Szef.
-
Niech Szef sam zgadnie czemu.
Mężczyzna
popatrzył na nas i powiedział.
-
Rozumiem – po czym dodał – helikopter wyląduje na północnych rubieżach miasta o
godzinie 18 00, także szykujcie się do powrotu.
Rozłączył
się.
Misja – zakończenie działalności nadprzyrodzonej
Gdy
tylko pojawiliśmy się w drzwiach Instytutu, Hate od razu została wzięta na
obserwacje, za to ja i Warg spędziliśmy pół dnia w gabinecie Szefa opowiadając
o wszystkim, co nas spotkało.
-
I co dalej? – spytałam.
-
Wy już nic nie musicie robić – powiedział Szef.
-
A Miroslav?
-
Nim zajmę się ja, Magnetka i Roche.
-
Ale dlaczego?
-
Mało ci zabijania?! – krzyknął na mnie, a mi zrobiło się głupio.
-
Przepraszam – bąknęłam.
-
To ja przepraszam – powiedział Szef – wiem, że od samego początku jesteście z
Hate, Kameleonem i Wargiem w to zaplątani, ale nie chcę już was więcej narażać.
Poza tym Magnetce też się coś należy. Ty miałaś Wołodię, a ona niech ma
Miroslava.
-
Ma szef rację – bąknęłam.
-
A co ze zdrajcą? – spytał Warg.
-
Elastiq.
-
Co?! – wyrwało się nam jednocześnie - czemu?
Szef
wzruszył ramionami.
-
Strach.
-
Od kiedy?
-
Od sprawy Calme. Elastiq sam się do nich zgłosił i poprosił żeby w zamian za
informacje nie pozbawiali go zdolności.
-
Ale czemu?
-
Elastiq od samego początku sprawiał problemy, człowiek guma, człowiek o
podwójnej moralności, podwójnej grze. Wyciągnęliśmy go z więzienia w 1985 roku.
Napad z rozbojem, zero skruchy, wydał wszystkich swoich kolegów. Myśleliśmy, że
Instytut go jakoś zmieni, ale cóż – Szef znowu wzruszył ramionami – takie
życie.
-
A gdzie jest teraz?
-
Nie wiem, zniknął trzy dni temu.
Po
południu poszłam do Hate i zastałam u niej Kameleona. Mężczyzna wyglądał jak
nowonarodzony i jak sam twierdził w pełni wrócił do sił. Za to Hate była
podłączona do jakiejś aparatury, bo podobno było z nią gorzej niż wskazywał na
to jej wygląd zewnętrzny. Mimo wszystko była w dobrym humorze. Kilka minut po
mnie przyszedł Warg i dołączył do naszego wesołego grona.
-
Kto by pomyślał, że taki odludek, jak ty będzie odwiedzał chorych w szpitalu –
śmiał się Kameleon, a wilkołak błyskał w uśmiechu krótkimi kłami.
Przez
cały czas odwiedzin łypał na mnie wzrokiem, a ja wiedziałam, że burza była
blisko. Mój organizm może i przestał na niego reagować strachem, za to ja sama
znałam go na tyle, żeby wiedzieć, że coś się święci.
Od
Hate wyszedł razem ze mną i ruszył w kierunku mojej kwatery.
Stanęłam
przed drzwiami i powiedziałam do niego.
-
Myślę, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy.
-
Niczego sobie nie wyjaśniliśmy – powiedział.
-
Jak to? Przecież powiedziałeś, że jestem tylko kobietą, z którą aktualnie
zachciało ci się być, a jak ci się znudzę… - zamilkłam bo zauważyłam cienie w
jego oczach – najlepiej będzie, jak sobie pójdziesz.
-
Nie – powiedział cicho i wepchnął mnie do mojego mieszkania – jesteś moja i
taka pozostaniesz.
-
A pomyślałeś w tym wszystkim, czego ja chcę?
-
Nie ożenię się z tobą – warknął.
-
Czemu.
-
Bo nie.
-
To nie jest odpowiedź – naburmuszyłam się.
Myślałam,
że nasza potyczka słowna dobiegła końca, ale jemu twarz wykrzywił nieludzki
grymas.
-
Bo nie wierzę kobietom – wycharczał.
-
Dlaczego?
-
Lepiej nie pytaj.
-
Warg – powiedziałam spokojnie – co ty do mnie czujesz? Pociąg fizyczny,
fascynację, co?
-
Kocham cię – powiedział krótko, a mnie omal z wrażenia nie ścięło z nóg.
-
To dlaczego mnie nie szanujesz?
-
Bardzo cię szanuję – odparł.
-
Nie. Bo nie liczysz się z moim zdaniem. Bo nie chcesz mnie na całe życie, na
żonę.
Tego,
co nastąpiło nie spodziewałam się zupełnie. Złapał mnie za ramiona i wpił mi
palce w skórę. ‘
-
Nie ożenię się z tobą, bo nie ufam żadnej kobiecie, rozumiesz?! – uderzyłam
plecami o ścianę.
-
Bo moja matka zabiła ojca! Zabiła go na moich oczach. Krzyczała, że ją gwałcił
i niewolił! Była jego żoną, mówiła, że kocha i zabiła go! – zaczął ryczeć, jego
kły wydłużyły się, ale twarz nie zmieniła się w pysk – trudno jest nas zabić,
ale osobie, którą kochamy najłatwiej na świecie. Wystarczy wziąć nóż i wbić nam
w serce. To zrobiła moja matka! A ojciec nawet się nie bronił, pozwolił się
dźgać, raz za razem! Rzuciłem się mu na ratunek, ale odepchnął mnie i
powiedział, że tak widocznie miało być. A potem matka spojrzała na mnie i
powiedziała – nie zabiję cię potworze, bo cię urodziłam, ale zniknij na zawsze
z moich oczu. Nienawidzę całego waszego wilczego plemienia! I wygoniła mnie.
Moich sióstr nie, bo były normalne. A ja?! Miałem 15 lat! Byłem dzieckiem! I
przysiągłem sobie, że nigdy, przenigdy się nie ożenię i nie będę mieszkać z
żadną kobietą pod jednym dachem! I nie wy będziecie dyktować warunki, tylko ja!
Nie ufam wam!
Wisiałam
wysoko nad podłogą, wbita w ścianę, ściskana za ramiona, jak w imadle. Zgroza
odebrała mi głos, zamarłam i czekałam aż się uspokoi.
Zauważył
do czego doprowadził i pomału postawił mnie na ziemi. Puścił mnie i się
odsunął.
-
Przepraszam – powiedział, ale chyba zdawał sobie sprawę z tego, że już było za
późno.
-
Wyjdź – szepnęłam.
A
on o dziwo posłuchał. Ześlizgnęłam się po ścianie i zamarłam w bezruchu na
dłuższy czas. Musiałam to sobie jakoś poukładać.
Nie
widziałam go więcej w Instytucie.
Kilka
dni później Szef zebrał nas wszystkich w auli i powiedział.
-
Znowu zaczynają się niebezpieczne czasy – oznajmił – dlatego ponownie musimy
się rozproszyć i przeczekać burzę.
-
To przez Miroslava z Czech? – spytałam.
-
Tak, zaczął nam robić koło pióra, ale to już nie wasze zmartwienie. Ja i moje
rodzeństwo załatwimy, to po naszemu. Tymczasem musimy się spakować i wrócić do
zwykłego życia, może nawet zwykłej pracy.
-
Na ile? – spytał ktoś.
-
Nie wiem, miesiąc, rok, osiem? Nie doceniłem Miroslava, a wiedząc, że ma gdzieś
zakamuflowane siły życiowe Calme, Kameleona i Hate, facet może żyć bardzo
długo. Do tego zgubiliśmy trop.
-
A Elastiq? – spytała się Hate.
-
Zapadł się pod ziemię, ale jak na niego traficie, pozwalam wam spuścić mu
lanie.
Popatrzył
na nas smutnym wzrokiem.
-
Ale nie ma co przedłużać tego spotkania – westchnął - macie trzy dni na
spakowanie wszystkiego i może kolejne trzy na ukrycie w bezpiecznych miejscach.
Do roboty.
-
Smutno mi – powiedziałam do Hate, gdy sprzątałyśmy magazyny z bronią.
-
Mnie też – odparła moja przyjaciółka – zwłaszcza, że nie będziemy mogły się
zobaczyć.
-
Właśnie – mruknęłam – a gdzie wyjeżdżacie?
-
Kto? – oczy jej się śmiały.
-
Dobrze wiesz kto – uśmiechnęłam się.
-
Do Ameryki Południowej, może zobaczę w końcu miejsce, do którego sama się
wysłałam. A ty?
-
Pytałam Szefa czy mogę wrócić do domu, powiedział, że jak tylko chcę.
-
A co z Wargiem?
Wzruszyłam
ramionami.
-
Znikł.
-
Nie masz zamiaru go szukać?
-
Żeby mnie rozszarpał – zaśmiałam się nerwowo – nie dziękuję.
-
Nulla – Hate oparła się na trzonku szczotki – mnie nie oszukasz.
-
Dobra, dobra, nie boję się, że mnie rozszarpie, boję się, że mnie nie przyjmie
z powrotem, bo przecież go wygoniłam.
Sprzątałyśmy
dalej w milczeniu. Nastój był tak grobowy, że nawet nam się nie chciało wysilać
na jakiekolwiek rozmowy.
Po
południu ostatnie kartony władowałyśmy na tira. Było ich trzy i zabrały tylko
to, co najważniejsze. Za kierownicami usiedli Szef, Roche i Magnetka.
Cała
reszta i ja staliśmy na schodach wejściowych i czekaliśmy na słowa pożegnania.
-
Czemu się smucicie – powiedział Szef – przecież jeszcze tu wrócimy. Kiedy? Nie
wiem – pomachał nam i chciał ruszyć. Podbiegłam do samochodu i spytałam.
-
Szefie, wie pan gdzie jest Warg?
-
Myślałem, że nigdy nie spytasz – mrugnął do mnie i podał adres. Na koniec
powiedział - powodzenia.
Odjechali,
a po chwili wszyscy pozostali zaczęli się żegnać i rozchodzić. Stałam razem z
Hate i Kameleonem.
-
To do zobaczenia – powiedziałam.
-
Do zobaczenia.
Uścisnęliśmy
się i uroniliśmy kilka łez. Potem wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy w
świat. Po nas zostały tylko ciche i puste budynki.
Wcale
się nie zdziwiłam widząc duży, nowoczesny magazyn. Od strony ulicy nie widać
było żadnych okien, tylko duże żelazne drzwi, niemalże jak do sejfu. Dopiero z
drugiej strony budynku było ich chyba z dziesięć, wszystkie duże i pozbawione
framug. Cały teren ogrodzony był
solidnym płotem, a gdzie niegdzie wisiała tabliczka. „Teren prywatny, wstęp
wzbroniony.”
Śmiało
otworzyłam bramę i wjechałam do środka. Zaparkowałam tuż przed dużymi drzwiami
i przez jakiś czas siedziałam w samochodzie, zastanawiając się nad tym co
robię.
W
końcu postanowiłam zakończyć to, co zaczęłam niezależnie od wyniku. Zapukałam
do drzwi, ale nikt mi nie odpowiedział. Nacisnęłam klamkę, drzwi były otwarte.
Weszłam do środka i zobaczyłam ogromne wnętrze, podtrzymywane kilkoma filarami,
a wszystko było urządzone niczym w pałacu. Były kanapy i fotele, na ścianach
wisiały obrazy, kuchnia była odgrodzona wysokim barkiem, a pośrodku wszystkiego
pysznił się nowoczesny telewizor.
-
Warg?
Ryknął.
Zmroziło mnie, ale weszłam głębiej do środka.
-
Warg, przyszłam do ciebie.
-
Po co?! – krzyknął, a potem znowu ryknął.
-
Bo tęskniłam – skoczył gdzieś z wysoka i stanął przede mną. Wyraz twarzy miał
chmurny i wyglądał na obrażonego.
-
Akurat – burknął.
-
Warg – podeszłam do niego blisko i wzięłam za rękę. Wyrwał ją i syknął.
-
Po co mnie nachodzisz? Znowu będziesz mówić, „Nie Warg, już nie będę uciekać”.
Po czym czmychniesz. „Nie Warg, będę z tobą, przecież obiecałam, a potem
powiesz, wyjdź?” Nie jestem z kamienia! – wrzasnął.
-
Nie powiem tak więcej.
-
Akurat.
-
Warg, jesteśmy z dwóch różnych światów, każdy miał swoje strachy i lęki i oboje
nie chcieliśmy o tym mówić.
-
Po co ten rozbudowany wstęp?
-
Postanowiłam pożegnać moją przeszłość.
-
Po co?
-
Żeby z tobą być, po prostu.
-
A może ja już nie chcę – założył ręce na piersi.
To
bolało, ale zasłużyłam sobie. Tyle czasu o mnie zabiegał, a ja ciągle mówiłam,
nie, nie, nie.
-
Kocham cię – powiedziałam przez łzy – chciałam żebyś wiedział, zanim, zanim…
-
Zanim co?
-
Zanim mnie odtrącisz i nawet nie będę na ciebie zła, bo sama kazałam ci tyle
razy zostawić mnie w spokoju i byłam głucha na to, że ty też masz swoją mroczną
przeszłość. A liczyłam się tylko ja, ja, ja. Także tyle chciałam ci powiedzieć
zanim wrócę do rodziny i…
Nie
dokończyłam, machnęłam ręką i ruszyłam do wyjścia.
Nie
zrobiłam nawet dwóch kroków, a już mnie całował jak szaleniec.
-
Nareszcie zrozumiałaś – powiedział śmiejąc się – upolowałem cię i nigdzie cię
nie puszczę.
Epilog
Pół
roku później leżeliśmy na dachu naszego magazynu i patrzyliśmy w gwiazdy.
-
Żona, moja żona, moja połowica, moja żonka.
-
Możesz już przestać? – śmiałam się.
-
Czemu? Przyzwyczajam się.
-
Straszny z ciebie szczeniak.
-
Odezwała się wielce dorosła – objął mnie i pocałował w nos.
-
Kiedy masz zamiar odwiedzić rodziców? – zmienił temat.
-
Nie wiem.
-
Odpowiadasz tak od miesiąca.
-
A co im powiem, mamo, tato, zrobiłam sobie ponad roczne saksy, a teraz wracam i
mam męża, jest wilkołakiem, ale nie martwcie się jest oswojony.
Warg
zaczął się śmiać, ale tę radosną chwilę przerwało nam pikanie telefonu, ale nie
byle jakiego telefonu.
-
Ile można czekać aż odbierzecie, wracać do Instytutu, ale już – z małego
wyświetlacza przywitała nas roześmiana twarz Szefa.
Koniec
Komentarze
Prześlij komentarz