Nulla- odc.5


- Szefie, to płotka – mówiłyśmy do niego na porannej odprawie – trzeba się raczej zająć tamtymi dwoma. Może oni nam coś naświetlą.
- Jeszcze nie – zadecydował Szef – mamy jeszcze weekend. Co robił w ostatni?
- Nic. Chyba, że obżeranie się od rana do wieczora nazywamy zajęciem – powiedziała Hate.
- Spróbujmy obserwować go w ten weekend, może coś się ruszy, jak nie, to przeniesiecie się na Karola Zalewskiego, jako restaurator będzie bardziej uchwytny. A na razie jest piątek, więc wracać na stanowisko.
- Dobrze – zgodziłyśmy się i wyszłyśmy do pracy.

Ponownie stałyśmy pod biurem Kluska, ale ja już nie wchodziłam do środka, nie było sensu, on tam na serio pracował.
- Widziałaś Warga? – spytała Hate.
- Gdzie? – poderwałam się z siedzenia i nerwowo rozejrzałam po okolicy.
- W Instytucie, był dzisiaj rano w stołówce.
Z ulgą opadłam na siedzenie. Myślałam, że gdzieś czai się za rogiem.
- Na szczęście nie dostąpiłam tego zaszczytu.
- Nie szuka cię? – zdziwiła się Hate.
- Myślę, że doskonale wie gdzie mam kwaterę, ale pewnie Szef go gdzieś wysłał.
Spojrzałam na wejście do budynku.
- Patrz Hate, Klusek gdzieś idzie.
- To idziemy za nim – i już jej nie było w samochodzie. Poszłam za nią.
Byłyśmy ubrane, jak zwykłe kobiety idące na zakupy, więc nikt nie zwracał na nas uwagi. Za to Klusek ściągał na siebie zainteresowanie chyba wszystkich. Szedł szybko i co jakiś czas rozglądał się nerwowo na boki. Czasami przystawał i odbierał telefon.
- To nie jego – zawyrokowała Hate – ma jakiś zapasowy.
- Tylko do kontaktów „służbowych” – zaśmiałam się.
Wszedł do centrum handlowego.
- Szybciej – syknęłam – bo nam zniknie z oczu.
Trochę nam zajęło odnalezienie go w tłumie kupujących, w końcu trafiłyśmy za nim do dużej kafejki. Siedział przy jednym ze stolików i nerwowo machał nogą. Na kogoś czekał.
Usiadłyśmy nieopodal i zamówiłyśmy sobie kawę. Udając, że plotkujemy o nic nieznaczących sprawach czujnie obserwowałyśmy mężczyznę.
Spodziewałyśmy się zobaczyć jego wspólników. Ale zamiast tego, do jego stolika przysiadł się jakiś staruszek. Hate, która pokazywała mi właśnie zdjęcia z wakacji na Karaibach, zaczęła nagrywać rozmowę dwóch panów.
- Mówiłem wam, że to ryzykowne – powiedział staruszek.
- Szefie, ale nie możemy się już wycofać – mruczał Klusek.
- Psy już węszą.
- Nic na nas nie mają.
- Oprócz tego, że przez jakiś czas srałeś gotówką na lewo i prawo.
- Mała wpadka, ale jak widać nikt nic nie podejrzewa. Gliny mnie nie znają. Przecież mogłem wygrać te 50 tysi na loterii.
- Jesteś idiotą – huknął staruszek – a jak przez ciebie wpadniemy, to przysięgam ci, że gdziekolwiek byś nie uciekł i tak w pewnym momencie zobaczysz swoje flaki od środka.
- Szefie – jęknął Klusek.
- To ostatnia akcja, musimy przycichnąć, zniknąć. Powiedz swoim koleżkom, że mają się uwinąć w tydzień, potem wszystko odwołuję. Mam za dużo do stracenia.
- A forsa?
- Ta, którą wam pożyczyłem na akcję?
- Nie, ta którą mamy mieć.
Staruszek zaśmiał się nieprzyjemnie.
- Jak wam się uda oddajecie mi 50%, jak wam się nie uda, oddajecie mi moją…., z procentami.
Starszy pan wstał i odszedł, przechodząc koło naszego stolika uśmiechnął się do nas czarująco.
- Stary podrywacz – fuknęła Hate.
Spojrzałam na Kluska. Ocierał pot z czoła i zamówił mocnego drinka.
- Zaczną popełniać błędy – powiedziałam.
- Obyś miała rację. Ale teraz musimy się dowiedzieć, kim jest ten przemiły staruszek.
- Szyszka – oznajmiłam.
- Dobra zbierajmy się, Klusek doszedł do siebie i wraca do pracy.

Gdy wracałam wieczorem do swojej kwatery znowu irracjonalna panika chwyciła mnie za gardło. Spięłam się w sobie i rozejrzałam, nie było go w zasięgu mojego wzroku, więc szybko pobiegłam do swojego mieszkania. Nie miałam ochoty się z nim zderzyć. Niestety, jakoś nie przewidziałam tego, że stoi pod moimi drzwiami. Zawróciłam w locie i pobiegłam w drugim kierunku. Był przy mnie w kilku susach i znowu przykuł mnie swoim wzrokiem.
- To tak się wita gości? Uciekając? – śmiał się –  A liczyłem na to, że mnie zaprosisz do środka.
- Puść mnie – zamiast się złościć i walczyć, byłam tylko w stanie go prosić. Panika była zbyt duża, nie mogłam jasno myśleć. A on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ma nade mną kontrolę.
- Idziemy – powiedział, a ja poszłam za nim, jak pozbawiona woli.
- Nie trzymaj mnie na uwięzi – prosiłam.
- Jak cię puszczę, zaczniesz uciekać, a wtedy będzie tylko gorzej.
Strasznie było widzieć wszystko, być świadomym tego, co się dzieje wokół i nie móc nic zrobić.
Stanęliśmy przed moimi drzwiami.
- Otwieraj – powiedział. A ja wstukałam kod.
- Warg – usłyszałam za plecami głos Roche. Mężczyzna zdekoncentrował się, a ja to wykorzystałam i szybko wskoczyłam do środka zatrzaskując zdziwionemu wilkołakowi drzwi przed nosem. Wściekle w nie uderzył.
- Opanuj się – usłyszała spokojny głos Roche.
- Znowu mi się wymknęła – złościł się wilkołak.
- I co byś z nią robił, tam w środku?
Warg musiał mieć naprawdę szeroki uśmiech, bo Roche zaśmiał się i słychać było, jak klepie mężczyznę po łopatkach.
- Sama musi się na to zgodzić. Póki co, tylko ją straszysz. Chodźmy na  piwo, mam ci kilka rzeczy do powiedzenia. Co ty na to?
- Zaraz – powiedział i zapukał do moich drzwi – Nulla?
- Czego? – warknęłam.
- Jakaś ty odważna – ironizował, ale potem dodał spokojnie – któregoś razu nie będziesz miała tyle szczęścia, co zrobisz jak wyważę drzwi?
- Odczep się – krzyknęłam.
- Do następnego razu Nulla – i odszedł z Roche.
I co ja miałam z nim zrobić? Czy ze wszystkich facetów na świecie musiałam zainteresować właśnie jego?
Położyłam się na łóżku i zamyśliłam. Był cholernie przystojny i męski, taki, jakich biorą do filmów o wilkołakach. Ciemna i gęsta czupryna, niemal czarne oczy i ten uśmiech  – przekręciłam się na plecy - Ale ja nie byłam w filmie. A moje lęki były autentyczne. Moje ciało i mój rozum wciąż mnie przed nim przestrzegały. Nie pomagało, że wszyscy wokół mówili, że to przyjaciel.  A może gdyby nie moje zdolności, to też bym go polubiła? Kto wie, może by mi się nawet spodobał?
Kogo ja oszukuję – parsknęłam – oczywiście, że by mi się spodobał, nawet teraz musiałam przyznać sama przed sobą, że był po prostu oszałamiający. Gdyby nie te nasze sprzeczne cechy…
Przekręciłam się na brzuch i zakryłam głowę poduszką.
Kto by pomyślał, że wokół istnieją takie dziwadła jak on, jak ja.
Rok temu nie byłam świadoma istnienia czegokolwiek innego, prócz nudnego i monotonnego życia wśród identycznych boksów mojej korporacji. Zaśmiałam się. Kto by pomyślał, że taka nic nieznacząca szara mysz, trochę niezdarna, z wiecznym pakietem kłopotów na koncie, będzie miała jakiekolwiek zdolności. Przecież boss nie wyrzucał mnie chyba tylko dlatego, że potrzebna mu była ofiara do wyładowania swojej złości.
A teraz byłam tutaj w Instytucie. I mimo, że tęskniłam za rodziną i przyjaciółmi, nie żałowałam tego kroku. Rozkwitłam – tak to określił Roche. Czułam, że to jest moje miejsce, a ludzie wokół stali mi się bliscy, jak rodzina. I jeszcze zaprzyjaźniłam się z Hate. Dobrze, że ta wariatka mnie zaakceptowała. Dzięki niej, nie było mi już wstyd za wszystkie głupie pomysły, typu wpakowanie się pod biurko Kluska.
Zaśmiałam się. Gdyby jeszcze Warg nie powodował u mnie ataku paniki, było by idealnie. Dobrze, że ten przerośnięty pies bywał tutaj tak rzadko.
Zasnęłam.

W poniedziałek zebrał się u Szefa sztab generalny. Oprócz mnie i Hate był jeszcze Kameleon, nasi technicy i trzech agentów, których nie znałam.
Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była 4 rano.
Razem z Hate ziewałyśmy przeraźliwie i co chwilę mościłyśmy się na fotelach żeby choć jeszcze trochę się zdrzemnąć.
- Mamy tydzień na złapanie ich na gorącym uczynku – mówił Szef – rozdzielamy się na grupy i obserwujemy każdego osobnika.
Podniosłam rękę i wymruczałam.
- Kim jest staruszek?
- Dobre pytanie – powiedział Szef i na rzutniku pojawiło się kilka zdjęć, które zdążyłyśmy mu zrobić podczas spotkania z Kluskiem – to kolejny człowiek zagadka. Ma czeskie obywatelstwo, ale w Polsce mieszka od 15 lat. Na razie wysłaliśmy kilka osób za granicę, aby tam przetrzepali kartoteki – nabrał powietrza i huknął – Nie spać!
Poderwałyśmy się na fotelach i usiadłyśmy prosto.
- Przecież nie śpimy – burczała Hate.
- Wy dwie wracacie do pilnowania Kluska – zatrzymał się i fuknął – to znaczy Mariana Klucha. Na pewno stanie się nerwowy i nie usiedzi w miejscu. Jasne?
- Jak słońce – powiedziałyśmy.
- Które jeszcze śpi – dodała zrezygnowana Hate.
- Reszta zostaje ze mną i słucha kolejnych instrukcji.
O 6 rano koczowałyśmy pod znanym już nam domem.
- Ja śpię, ty czatuj – zadecydowała Hate i przykryła się kocem.
Nie sprzeciwiałam się jej, bo wiedziałam, że ja po koncentracji padam, jak długa i zostawiam ją samej sobie.
Moim problemem nie była nuda, a natłok myśli, który nie dawał mi spokoju ani w dzień ani w nocy. Co z tego, że podzieliłam się z Hate swoimi wątpliwościami wobec Warga, jak i tak nie miała na to odpowiedzi, ani pocieszenia. Włączyłam sobie radio i popijając kawę, obserwowałam dom.
Po kilku godzinach szturchnęłam Hate.
- Albo on dzisiaj nigdzie nie wychodził albo wybył przed nami.
- Albo nie wrócił – przyjaciółka ziewnęła, kichnęła i się obudziła – możemy sprawdzić.
- Jak?
Nagle ktoś zapukał nam w szybę. Podskoczyłyśmy przestraszone i zobaczyłyśmy mężczyznę w podeszłym wieku z motyką w ręku. Hate opuściła szybę i spytała.
- Tak?
- A czego to panie tu stoją? – zapytał.
- A co nie można? – burknęła.
- To spokojna okolica, jak ktoś za długo stoi, to nie jest normalne. Kim jesteście? Mówcie albo zawołam policję.
Hate już chciała coś powiedzieć, ale uciszyłam ją gestem.
- Proszę nikogo nie wzywać, za samo stanie nikt nas nie ukarze. To jest ulica, do tego z zatoczką, na której można zaparkować wóz. A stoimy tutaj bo musiałyśmy sobie pogadać. Wie pan, takie babskie ploty. Moja koleżanka pokłóciła się z mężem i chciała się wypłakać, a  że nie miałyśmy dokąd pójść, to przyjechałyśmy tutaj i zastanawiamy się co dalej. Także proszę się nie martwić, nie mamy niczego złego na myśli.
- Ale długo już stoicie, to podejrzane.
- Proszę się nie denerwować.
Facet miał zamiar dalej z nami dyskutować, ale Hate szturchnęła mnie w bok. Przerwałam rozmowę i spojrzałam w stronę domu Kluska. Ten właśnie wyjeżdżał z posesji, ale nie swoim samochodem.
- To my już jedziemy – powiedziała Hate i zamknęła starszemu panu szybę przed nosem. Ruszyłyśmy za naszą ofiarą.
- W tym samochodzie jesteśmy spalone – mruczała – musimy następnym razem wziąć inny.
- Może nie będziemy musiały już za nim jeździć – wskazałam ręką na mały damski samochodzik marki toyota - Pewnie żony.
- To ci kamuflaż – śmiała się.
- Może jego własny się zepsuł.
- Tak, akurat. Patrz, nie jedzie do pracy, skręcił na Bródno (jedna z dzielnic Warszawy).
- Tylko żeby nas nie zauważył.
Klusek wjechał na Podgrodzie (część Bródna), co zupełnie nas zdziwiło, bo co jak co, ale tam prócz bloków, kilku sklepów i kościoła nie było nic ciekawego. Zaparkował niedaleko zajezdni autobusów i wysiadł. Popędziłyśmy za nim. W świetle dnia nie mogłyśmy tak po prostu zniknąć, więc szłyśmy spacerowym tempem, ale tak, żeby nie tracić go z oczu. A nasz Klusek był cały w nerwach i kluczył między blokami, jakby nie mógł się zdecydować, do którego wejść. W końcu zatrzymał się na środku placu zabaw, co było zupełnym bezsensem w kategoriach tajnych spotkań. Po chwili podszedł do niego jakiś facet z psem. Nasza ofiara zadała mu jakieś pytanie, a gościu wskazał mu palcem drogę.
Poszłyśmy za nim. Chyba na serio zabłądził, bo teraz rozglądał się za numerami bloków. W końcu zdecydował się wejść do jednego z nich.
Zdążyłyśmy wbiec za nim w ostatniej chwili, zanim drzwi się zatrzasnęły. Niestety winda ruszyła. Hate złapała mnie za rękę i przyspieszając znalazłyśmy się na kolejnym piętrze, spojrzałyśmy, czy winda się zatrzymuje i popędziłyśmy dalej. I tak dotarłyśmy za nim na 9- tą kondygnację. Schowałyśmy się na półpiętrze i obserwowałyśmy gdzie pójdzie. A on wbiegł na ostatnie 10 piętro i tam w małym łączniku zaczął z kimś rozmawiać.
- 2 minuty – powiedziałam bezgłośnie i złapałam Hate za rękę. Stanęłyśmy w wejściu i zobaczyłyśmy Kluska w towarzystwie jego dwóch koleżków Michała Bieleckiego i Karola Zalewskiego.
Hate pogrzebała w małej saszetce i wyciągnęła mini pająka, który szybko wspiął się po ścianie i ulokował przy samym sklepieniu. Wycofałyśmy się i zaczęłyśmy podsłuchiwać.
- Nikt cię nie widział? – odezwał się jeden z mężczyzn.
- Nie – powiedział Klusek.
- Co mówił stary piernik?
- Że mamy tydzień inaczej musimy mu oddać forsę.
- Nienawidzę go – odezwał się drugi – gdybym mógł rozpierdoliłbym mu tę starczą główkę w drobny mak.
- Nie podniecaj się Karol, bo wiesz, że nie dasz mu rady. Sam nas znalazł i pokazał gdzie jesteśmy w szeregu, nie podskoczymy – ten głos musiał należeć do Michała Bieleckiego.
- Przestańcie pieprzyć – warknął Klusek – bo to ja mam z nas najbardziej przesrane, stoję na tym samym poziomie co wy, a wciąż muszę udawać biedaka. Mam nadzieję, że za ten szmal w końcu pożyję.
- Jak ci stara da- nabijał się z niego Karol.
- Dobra, do rzeczy – burknął Bielecki – co mamy?
- Zmieniam cyfry, nikt się do tej pory nie połapał – powiedział Klusek – potrzeba tylko transferu no i klucza.
- Karol?
- Szyfr dostanie, jak już skończy łapać cyfry.
- Ja wpuszczę wirusa, moi hakerzy są gotowi.
- To kiedy?
- Nie cała kasa została ukryta – uskarżał się Klusek.
- Trudno, weźmiemy tyle ile jest, nie warto się narażać staremu grzybowi.
- Znowu mi skapnie tyle co gówno z liścia – pieklił się Klusek.
- Przynajmniej przestaniesz tam pracować, pociesz się tym.
- Nie znoszę być idealnym księgowym – burczał Klusek.
- Dobra, kiedy? – niecierpliwił się Karol.
- W czwartek o 16 00.
- Szyfr spłynie o 15 55 – mówił Karol – a ty go zapamiętaj.
Usłyszały, jak mężczyzna wali Kluska w ucho.
- To do zobaczenia w piątek o 10 00 na rozliczeniu u grzyba.
Szybko znikłyśmy i przeczekałyśmy aż mężczyźni po kolei nas miną. Odliczyłyśmy do 20 i Hate szybko poszła po pająka. Potem jeszcze zdążyłyśmy wyjść przed naszą ofiarą z klatki i usiąść jak gdyby nigdy nic na ławeczce.
Klusek wyszedł wyjątkowo spokojny, gdyż krok miał iście taneczny i pogwizdywał sobie pod nosem.

Późną nocą Szef ponownie zerwał nas z łóżek i zażądał spotkania.
- Niby mamy wszystko, ale brak nam dowodu na to, że kamufluje przekręt w swojej firmie.
- A gdzie pracował wcześniej? – spytał Kameleon.
- Nigdzie, człowiek zagadka. Nie było go i pojawił się w tym biurowcu.
- A jego życie wcześniejsze?
- Studia, żona, córka, kot, wszystko. Wcześniej był w Londynie, ale że pracował na czarno trudno go zlokalizować. A to już kolejny przekręt. Ma potężnych pracodawców.
- I jednak jest matematycznym geniuszem – dodałam kwaśno – nie będę więcej sądzić ludzi po pozorach.
Wszyscy się roześmiali.
- Co teraz? – spytałam.
- Nie ma sensu go już pilnować, kiedy wszystko jest ustalone. Ale wejdziecie z Hate, Ordynatorem, Mecaniciem i Teknickiem do firmy i przeszukacie jego komputer, macie na to kilka godzin.
- Dzisiaj? – zdziwiłyśmy się.
- Tak i to już!
- I niby ja mam ich przeprowadzić? – jeszcze bardziej się zdziwiłam.
- Nie wiem, jak to zrobicie, ale ma was nikt nie zobaczyć.
Stanęliśmy w piątkę przed budynkiem.
- Duże obciążenie – spojrzałyśmy na naszych towarzyszy – potem stawiacie nam piwo.
- Dobra – powiedział Ordynator, po czym dodał - Trzeba otworzyć drzwi. Mecanic? Do roboty. Uważaj na kamery.
- A my może wyjdźmy poza ich zasięg co? – zaproponowałam.
Po minucie Mecanic pomachał do nas ręką. Złapałyśmy chłopaków i Hate przyspieszyła a ja znikłam, a oni razem z nami, po drodze zgarnęłyśmy Mecanica. Nie korzystaliśmy z windy a ze schodów, ochroniarze, gdyby byli bardziej czujni, widzieliby same otwierające i zamykające się drzwi. Dotarliśmy na 5 piętro i do boksu nr 18. Chłopaki od razu wzięli się do roboty, a my nasłuchiwałyśmy.
- W zasadzie to same nudy – orzekła Hate – żadnych gonitw, ani strzelanek.
- Mnie to odpowiada – powiedziałam – nie lubię się denerwować.
- No tak, masz system wczesnego wykrywania – śmiała się Hate.
- No mam i co z tego. Wolę zbierać dane, niż lądować tyłkiem w środku burzy.
- A ja bym sobie postrzelała – splotła dłonie w wyimaginowany pistolet i „strzelała” do doniczek.
- Możecie się przymknąć – syknął do nas Teknic.
Hate przewróciła oczami. Przeszłyśmy się po innych boksach.
W każdym z nich pracownicy usiłowali stworzyć sobie namiastkę prywatności i wolności. A to zdjęcie rodziny, a to kwiatek lub kartki z podróży. Wszystko po to, żeby chociaż minimalnie odróżnić się od szarej, pracującej masy.
- Co się tak zamyśliłaś? – spytała się mnie Hate.
- Kiedyś pracowałam w podobnym miejscu – wzięłam do ręki zdjęcie małych dzieci – też chciałam się jakoś zadomowić. Na ściankach przyklejałam zdjęcia mojej rodziny, w rogu stał wiklinowy kwiatek. Do monitora miałam przyklejone słoneczko. Mój szef wciąż kazał mi to zdejmować, krzyczał, że to stanowisko pracy, a nie jarmark.
- Byłaś śrubką? – śmiała się ze mnie.
- I to dosyć wadliwą, prawie do wymiany – również się zaśmiałam – a ty? Skąd się wzięłaś w Instytucie.
Przyjaciółce zrzedła mina i tylko szepnęła.
- Kiedyś ci opowiem, ale przy innej okazji.
- Nie denerwuj się – uśmiechnęłam się do niej i pogłaskałam po policzku – opowiesz mi, jak będziesz gotowa. Bo przecież każdy ma jakieś swoje tajemnice.
Nagle na karku stanęły mi włosy.
- Szybko – pisnęłam - do chłopaków.
W sekundę byłyśmy przy naszych.
- Ile wam zostało?
- Trochę – powiedział Ordynator.
- Ktoś tu idzie i to nie ochrona, zwijajcie się  i chowamy się na samym końcu.
Chłopaki byli naprawdę szybcy, po minucie ukrywaliśmy się w ostatnim z boksów. Nad nami rozbłysło światło wielu jarzeniówek.
Do środka weszły więcej niż trzy osoby.
- No Marian, które to twoje stanowisko – głos należał do Karola Zalewskiego.
- 18 – powiedział zdenerwowany mężczyzna.
Słychać było szuranie stóp. Wychyliłam się z ukrycia i spojrzałam na bandytów. Oprócz dwóch znajomych, było z nimi jeszcze trzech uzbrojonych ochroniarzy. Popychali Kluska, a on widać było, że ubierał się w pośpiechu.
- Pokaż nam co masz i jak to przelać – warczał Karol.
- Ale Karol, przecież was nie oszukam, po co to wszystko. Jeszcze mnie wyleją i co wtedy zrobisz?
- Już ty się nie martw, dam radę.
Marian Kluch pokazywał im coś w komputerze, na koniec dał im kopie czegoś na pendrivie.
Odwrócił się do wyjścia i zarobił kulę w głowę. Zamarłam, głośno wciągając powietrze.
- Ktoś tu jest – warknął Karol – przeszukać boksy i zabić. Nie potrzebujemy świadków.
Po czym dodał.
- Żegnaj Marian, narobiłeś wokół siebie za dużo szumu. Może i byłeś genialnym księgowym, ale nie nadawałeś się na przestępcę. Prześlemy twojej żonie kondolencje. A kasa, wpłynie jeszcze dzisiaj. Chłopaki czekam na dole, a potem na Powiśle.
Zamarliśmy skuleni. Złapałam ich za ręce i syknęłam
- Ja odpływam, w razie czego mnie przesuwajcie – i skupiłam się jak tylko mogłam najbardziej. Zdematerializować całą grupę na dłuższy czas? Tego jeszcze nie było.
- Dobra – powiedziała Hate – poszli sobie.
- Ile minęło? – spytałam.
- 5 minut.
- Ja się łączę z bazą – powiedział Ordynator.
- Dobra, ale zmywamy się, zaraz ktoś przyjdzie sprawdzić czemu świecą się światła.
Musieliśmy przejść obok zwłok Kluska. Zawahałam się, ale nie dlatego, że mężczyzna był trupem, widziałam w swoim życiu kilku zmarłych, ale to nie było to samo. Co innego jest patrzeć na dziadka w trumnie, który dożył swoich 85 urodzin, a co innego widzieć młodego faceta w kałuży krwi. Zrobiło mi się niedobrze, ale szybko się opanowałam. Nie mogłam się teraz rozkleić, zwłaszcza, że Klusek nie był niewinnym człowiekiem. A potem zrobiło mi się mimo wszystko smutno, dobry czy zły, nie chciałam żeby ktokolwiek ginął.
- Taka robota – powiedziała Hate, jakby mi czytała w myślach i popędziła mnie do wyjścia.
W samochodzie Ordynator powiedział.
- My mamy jechać na Powiśle, a wy macie wracać do bazy.
- Ale… - zaprotestowałyśmy.
- Nie jesteście przygotowane na strzelaninę.
- A wy jesteście?
- To rozkaz Szefa, do domu, ale już.
Zostawili nas same na ulicy.
- Masz pieniądze na taksówkę? – spytałam.
- Coś tam mam, ale poszłabym się napić za śmierć Kluska.
- Też ci go szkoda?
- Trochę…, był taki głupi. Chodź, znam miłą całodobową knajpkę.
Okazało się, że Bielecki z Zalewskim zostali złapani na Powiślu w trakcie przeprowadzania transakcji. Później, podczas przesłuchań wyszło, że do każdego przekrętu wybierali dobrego, ale niedocenianego księgowego, który nudził się na bezrobociu. Dawali mu pieniądze i małe zlecenia, pracował dla nich do dwóch lat myśląc, że coś mu się w życiu udało. Potem lokowali go w dobrych i bogatych firmach skąd wydobywał dla nich gotówkę. Dzięki czemu mieli pieniądze na nowe inwestycje, ale i na opłaty dla wyżej stojących gangsterów. Taki księgowy mógł przeżyć, ale zazwyczaj gdy złapał trochę pieniędzy zaczynał się nimi chwalić, więc był niebezpieczny dla całej struktury. Marian Kluch przewyższył głupotą ich wszystkich i w ciągu kilku tygodni roztrwonił zbyt dużą gotówkę, więc zaczęła się nim interesować policja, a potem wszystko dotarło do nas. Co do staruszka, to nie był notowany w Czechach, wiadomo było, że jest wdowcem i zostawił dorosłe dzieci i wnuki w Pradze, a sam zamieszkał w Polsce, gdzie utrzymywał się z emerytury oraz pieniędzy wysyłanych mu przez rodzinę. Przyjaźnił się z innymi staruszkami z klubu emeryta i nie można było mu nic zarzucić.
- I na razie tyle – skończył Szef – macie chwilowo wolne, idźcie się bawić.
- Czyli nie dorwiemy starego świntucha? – spytała Hate.
- Na razie nie – powiedział Szef – ale kto wie? Może ktoś nam go zleci. Jestem z was dumny.
- Z czego? – rżała Hate – że odgniotłyśmy sobie tyłki w samochodzie?
- Nie będę komentował – powiedział Szef i wyrzucił nas za drzwi.
Uściskałyśmy się serdecznie, pogratulowałyśmy sobie sukcesu i chwilowo rozeszłyśmy. Co za dużo, to niezdrowo, czasami musiałyśmy od siebie odpocząć.

Sentymenty
Spojrzałam w kalendarz był 23 sierpnia. Zlot rodzinny z okazji urodzin babci. W tym roku kończyła 80 lat. Nie mogłam się powstrzymać. Poszłam do garażu i wybrałam samochód. Nierzucający się w oczy stary mercedes. Sama ubrałam się jak kobieta po pięćdziesiątce, tak żeby przypadkiem sąsiedzi mnie nie poznali.
Zatrzymałam się niedaleko domu babci i obserwowałam, jak goście punktualnie na 15 00 przybywają na jej święto.
Ścisnęło mnie w gardle. Moi rodzice właśnie podjechali na podjazd. Tata spojrzał w moją stronę, a mnie zaparło dech w piersiach. Na twarzy miał wypisaną troskę i chyba smutek. I to wszystko przeze mnie, bo zachciało mi się nowego życia. Przez chwilę miałam ochotę do nich wybiec, uściskać ich i wszystko opowiedzieć. Szkoda, że dla ich bezpieczeństwa nie mogłam nawet z nimi porozmawiać. A tamten list nie rekompensował straty. Mamie przybyło siwych włosów, a mój młodszy brat wydoroślał. Czułam się podle, ale z drugiej strony nie byłabym już w stanie wrócić do normalnego życia. Ono było dla mnie zamknięte. Westchnęłam.
Na podwórku szalały inne wnuki. Cała zgraja  nastolatków i mniejszych dzieciaków. Moje kuzynki, miały już mężów i dzieci. A ja? Łzy popłynęły mi po policzku. Nawet mogę nigdy ich nie mieć.
Zastanowiłam się, czy tylko mnie dotknął taki dar? Czy może ktoś jeszcze z rodziny umiał znikać i wyczuwać strach.
Dochodziły do mnie odgłosy zabawy i wiwatów na cześć seniorki. Zaraz będzie rytuał wręczania prezentów, a potem tort.
Spojrzałam na dwie koperty, które miałam ze sobą. Czy powinnam ich niepokoić, czy powinni wiedzieć, że żyję. A może powinnam dać im zapomnieć? Nie chciałam, żeby zapomnieli. Znikłam i wysiadłam z samochodu. Podeszłam pod bramę i szybko wrzuciłam listy do skrzynki. Jeden dla rodziców, drugi dla babci. Jutro je znajdą. Szybko wróciłam do samochodu i zatrzasnęłam drzwiczki.
- To tak się łamie regulamin?! – podskoczyłam piszcząc jak podlotek.
 Hate śmiała się na całe gardło i przeszła z tylnego siedzenia na przednie.
- Idiotka! – warknęłam – chciałaś mnie zabić?
- Nie – śmiała się – ale minę miałaś nieziemską, następnym razem cię sfotografuję.
W końcu oprzytomniałam.
- Co ty tu robisz? – fuknęłam.
- A ty? – zrobiła minę niewiniątka.
- Śledzisz mnie?
- Nie, ale byłam bardzo ciekawa gdzie jedziesz.
Wyjrzała za okno.
- To twoja rodzina?
- Tak – powiedziałam i znowu ścisnęło mnie w gardle.
- Duża. Ilu was jest? Tak na oko?
- 34 osoby – powiedziałam z pamięci – ze mną było by 35. Ale niedługo będzie kolejny członek, widziałam Adelę w ciąży.
- To chyba nie mają czasu za tobą tęsknić, co?
Wkurzyłam się.
- Jaja sobie robisz, czy próbujesz mnie pocieszać?
- Nie złość się, każdy z nas kogoś zostawił – spoważniała.
- Tak? A ty?
- Co ja? – udawała, że nie wie o co chodzi.
- Wiesz o czym mówię.
- Dzisiaj twoja kolej na zwierzenia. Jaka to okazja?
Nie chciała opowiadać o sobie, a ja nie naciskałam.
- Urodziny babci.
- Napisałaś do nich list?
- Acha – po czym spytałam zaniepokojona – myślisz, że Szef się wkurzy.
Roześmiała się.
- Musiałby się dowiedzieć. Ja też bym nic nie wiedziała, ale szłaś taka smutna, że nie mogłam się powstrzymać i pojechałam z tobą.
- Że też cię nie zauważyłam.
- Ma się tę szybkość – śmiała się. Zazdrościłam jej tego poczucia humoru. Ja nie byłam smutasem, ale do jej niepoprawnego optymizmu było mi daleko.
- A jak się Szef dowie, to co?
- To nic – wzruszyła ramionami – myślisz, że jesteś jedyna, która tak robi? Tylko to pobudza tęsknotę.
- A mnie jest lżej, jak im to wrzuciłam.
Spojrzała na mnie poważnie.
- Jak zaczną się zadania z narażeniem życia, kiedy będziesz przesłuchiwana i torturowana, lepiej żebyś nie pamiętała o rodzinie. Rozumiesz o czym mówię?
- Ty już do swoich nie piszesz? – spytałam.
- Nie. Jedźmy gdzieś, to ci wszystko opowiem.
Wylądowałyśmy w małej kawiarence, ze stolikami na chodniku. Hate zaczęła opowiadać.
- Nie mam może tak dużej rodziny jak ty, ale rodziców, kilka ciotek i brat, to też coś, prawda? No i chłopak. Miałam cudownego chłopaka. Miał piękny uśmiech…
- Nie był byczym karkiem? – spytałam.
- Nie – zaśmiała się – był muzykiem. No i pewnego dnia, Instytut odezwał się do mnie mówiąc, że przeprowadzają jakieś badania, bla, bla, bla. I że zostałam wylosowana i tak dalej i tak dalej. Jestem, tak jak ty, jedną z nielicznych osób z zewnątrz. Ale oni mnie obserwowali od wielu lat. Nigdy nie zwracałam uwagi na to, że mam przyspieszone reakcje, że chodzę i biegam szybciej niż inni – nagle się roześmiała – gdyby wtedy odkryli mnie trenerzy lekkoatletyki, biłabym rekordy prędkości. Ale sport? To była ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę.
Ale wracając do tematu. Poszłam na te badania, mało tego, zapłacili mi za nie i kazali czekać na wyniki. Byłam wtedy po studiach i nie za bardzo wiedziałam co dalej.
- A co studiowałaś?
- Nigdy nie zgadniesz – zaśmiała się – ogrodnictwo.
Zaskoczyła mnie.
- Lubisz rośliny? – spytałam.
- Lubię, ale wtedy byłam zbuntowana i nie chciałam się babrać w ziemi.
- A teraz?
- Teraz mam swój ogródek na balkonach Instytutu i nie narzekam.
- Te girlandy pelargonii, małych tui i innych petunii, to twoja robota?
- W wolnych chwilach – Hate była dumna z siebie.
- No patrz, a ja nawet nie mam żadnego hobby, jestem żałosna – powiedziałam zbolała.
- Jak to? – zdziwiła się – myślałam, że sport jest twoim żywiołem, trenujesz więcej niż nakazuje norma.
Miała trochę racji, ale…
- Lubię jeszcze czytać książki.
- Czyli nie jest z tobą jeszcze tak źle – znowu się roześmiała – ale wracając do mnie. Oni chyba specjalnie czekają na taki moment marazmu. Bo jak mi pokazali wyniki i powiedzieli, co ze mną można zrobić, zgodziłam się bez wahania. Ale potem musiałam się zastanowić.
- A co z pięknym chłopakiem?
- Jest wokalistą Alternativu.
- To on? – nie mogłam wyjść z podziwu.
- Nasze rozstanie wyszło mu na dobre, więc nie mam wyrzutów sumienia. Gorzej było pożegnać rodzinę.
- Co im powiedziałaś?
- Że mam kontrakt w Brazylii, na ochronę lasów tropikalnych. No i chyba na dzień dzisiejszy zaginęłam w buszu – wzruszyła ramionami, ale nie zdołała tym ukryć łzy kręcącej się w oku.
Zamilkłyśmy na dłuższą chwilę, czekałam aż się uspokoi.
- Na początku pisałam do nich listy. W Instytucie możesz znaleźć stemple z każdej strony świata, więc z kamuflażem nie było problemu. Ale potem wyjechałam na misję do Wenezueli. Żadna wielka robota, miejscowa mafia i takie tam. Ktoś zapłacił nam za jej zlikwidowanie. Tylko, że dostałam się do niewoli. Nie mam twoich zdolności, nie umiem znikać i nie przeczuwam niebezpieczeństwa. A mimo mojej szybkości, zdołali mnie złapać. Byłam torturowana i wtedy bardzo trudno było mi nie wydać miejsca zamieszkania rodziny. Trzymałam się dzielnie i nie pękłam, ale gdyby potrzymali mnie jeszcze ze trzy dni, powiedziałabym im wszystko. Po powrocie stamtąd napisałam ostatni list mówiąc im, że idę w busz i żeby spodziewali się, że mogę nie wrócić. Od roku nie naskrobałam ani linijki.
Zamyśliłam się na dłuższą chwilę i powiedziałam.
- Napisz do nich.
- Nie!
- Przecież widzę, że cię to gryzie. Napisz im, że żyjesz, ale nie możesz na razie się kontaktować. Niech nie noszą przedwczesnej żałoby.
- Jesteś naiwna – burknęła – zobaczymy, czy będziesz taka mądra po torturach.
- To cierp – skwitowałam.
- Zastanowię się, dobra? – w oczach znów zabłysły jej wesołe ogniki.
- Dobra.
- Wracajmy do domu, robi się późno, a w stołówce pewnie już wyjedli co lepsze kąski.
- Właśnie mi przypomniałaś, że z powodu braku zadań, od jutra przez tydzień mamy dyżur w stołówce.
- Nienawidzę gotować – rozpaczała Hate przez pół drogi do Instytutu.
- A ja uwielbiam – śmiałam się z niej.
- No i masz kolejne hobby – stwierdziła.
- Nie narzekaj, zobaczysz, że będzie fajnie. Nie będziemy same. Ma być z nami Elastiq i Ourson.
- Miś?  Wyżre połowę zanim cokolwiek trafi na stół.
I tak słuchając narzekającej koleżanki dojechałam na miejsce.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka